Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
'DOBRZE O MNIE NAPISAŁEŚ'. HISTORIA ŚW. TOMASZA Z AKWINU PDF Drukuj E-mail
SZCZĘŚLIWY, KOMU PRZEBACZONO - SŁOWO WŚRÓD NAS 9/2005
Napisał ROBERT G. KENNEDY   

Oto jeden z pierwszych dni zimy w Neapolu, ponad siedemset lat temu. Dwaj zakonnicy w charakterystycznych, czarno-białych, dominikańskich strojach udają się do niewielkiej kaplicy. Jeden z nich to pokaźnej postury, korpulentny mężczyzna o bystrym, inteligentnym spojrzeniu. Jego habit jest wystrzępiony i źle dopasowany. Drugi mężczyzna, młodszy, jest najwyraźniej jego oddanym przyjacielem.

Zgodnie z wieloletnim już zwyczajem, obaj zakonnicy mieli w planie Mszę świętą, a następnie przystąpienie do swoich codziennych zajęć – wykładów, pisania, dalszych modlitw. Jednak tego dnia, 6 grudnia 1273 roku, w liturgiczne wspomnienie św. Mikołaja, wydarzy się coś, co odmieni ich życie. Nigdy już nie powrócą do dotychczasowego planu dnia.

Starszy zakonnik odprawia Mszę świętą, lecz w trakcie modlitwy eucharystycznej zaczyna wypowiadać niezrozumiałe słowa i popada w rodzaj ekstazy. Jego towarzysz nie jest tym zaniepokojony, ponieważ świątobliwemu mistrzowi zdarzało się to dosyć często. Jednak tym razem ekstaza wydaje się o wiele głębsza i trwa dłużej niż zazwyczaj.

Kiedy mistrz wreszcie odzyskuje mowę i kończy Mszę, jest zmęczony i osłabiony. Po raz pierwszy, odkąd zaczęli razem pracować, nie przystępuje do pisania. „Nie mogę” – oznajmia swemu zdziwionemu sekretarzowi.

Istotnie, nie napisze już ani słowa. Trzy miesiące później Tomasz z Akwinu, mający zaledwie pięćdziesiąt lat i cieszący się, jak dotychczas, doskonałym zdrowiem, zakończy życie.

Znakomity początek

Tomasz urodził się około 1225 roku, jako czwarty syn Landolfo D’Aquino, szlachcica rodem z zachodnich wybrzeży Italii, mieszkającego między Rzymem a Neapolem. Ponieważ Tomaszowi nie miała przypaść w udziale rodzinna posiadłość, rodzice już we wczesnym dzieciństwie umieścili go u benedyktynów, w zamożnym i sławnym klasztorze na Monte Cassino.

Tomasz mieszkał tam i kształcił się przez następne dziesięć lat, po czym jako około piętnastoletni chłopiec został posłany na studia na nowo powstały uniwersytet w Neapolu. Tam zetknął się z niezwykle żywotną wspólnotą Zakonu Braci Kaznodziejów, założoną zaledwie przed dwudziestu pięciu laty przez św. Dominika.

Dominikanie różnili się bardzo od benedyktynów. Nie żyli, jak wychowawcy Tomasza, w oddzielonych od świata klasztorach, wiodąc proste, zwyczajne życie i szukając Boga w samotności. Podobnie jak św. Franciszek, inny gigant duchowy XIII wieku, Dominik założył swój zakon nie w celu oderwania się od świata, ale jego przemiany. Ponieważ oba nowe zakony nie posiadały ziemi ani żadnej innej własności, która mogłaby zapewnić im utrzymanie, zwracały się o potrzebne środki do osób świeckich. Ubogie życie braci i ich zależność od jałmużny nie przyczyniały im sympatii możnych i wpływowych tego świata.

Prężni i pełni zapału dominikanie za swoją misję uznali nauczanie i głoszenie słowa. Aby sprostać temu zadaniu, Dominik posyłał swoich współbraci na uniwersytety, zapewniając im w ten sposób solidną formację teologiczną. Dla młodego Tomasza, który charakteryzował się niespożytą energią, to połączenie pasji i zaangażowania z wiedzą było wręcz nie do odparcia. W wieku mniej więcej dwudziestu lat, nie pytając o radę rodziców, wstąpił do zakonu dominikanów.

Jak można się było spodziewać, na wieść o tym, że ich syn postanowił przyłączyć się do hałastry żebrzących zapaleńców, rodzice Tomasza przeżyli wstrząs. Pragnąc za wszelką cenę skłonić go do powrotu do benedyktynów, matka posłała do Tomasza jego brata, żołnierza, aby ten siłą sprowadził go do rodzinnego zamku, gdzie miał po­zostać, dopóki nie odzyska zdrowego rozsądku. Przez około rok Tomasz pozostawał w domowym areszcie, odmawiając noszenia jakiegokolwiek stroju poza swoim dominikańskim habitem. Dzięki swojej determinacji odniósł zwycięstwo. Matka pogodziła się w końcu z jego wyborem i pozwoliła mu powrócić do dominikanów.

Uczeń i mistrz

Następne lata zajęły Tomaszowi studia – w Paryżu, będącym podówczas najwybitniejszym ośrodkiem europejskiej myśli teologicznej, oraz w Kolonii, gdzie wykładał św. Albert Wielki. Jak się wydaje, z początku nie wszyscy poznali się na zdolnościach intelektualnych tego bardzo spokojnego, imponującego posturą studenta. Koledzy przezywali Tomasza „niemym włoskim wołem”, uznając go za niezbyt błyskotliwego. Jednak pewnego dnia Albert, znając już nieco możliwości Tomasza, poprosił go o wyjaśnienie trudnego tekstu filozoficznego. Jego wnikliwa analiza wprawiła w osłupienie audytorium i skłoniła Alberta do wygłoszenia przepowiedni, że wkrótce cały świat usłyszy „ryk tego niemego wołu”.

W wieku około trzydziestu dwóch lat Tomasz ukończył dzieło, które z dzisiejszego punktu widzenia nazwalibyśmy rozprawą doktorską. Natychmiast powołano go do grona dwunastu „mistrzów”, pełniących nadzór nad studiami teologicznymi na Uniwersytecie Paryskim. Nominacja na jedno z najbardziej zaszczytnych stanowisk akademickich owych czasów stanowiła jednocześnie poważne wyzwanie – obecność dominikanów na Wydziale Teologii napotykała zajadłą krytykę pozostałych mistrzów, którzy uznawali ten zakon za nieodpowiedzialny i niegodny nauczania.

Konflikt narósł do tego stopnia, że udając się na swój pierwszy wykład, Tomasz potrzebował pomocy uzbrojonego strażnika. Jednak pomimo młodości i niewielkiego doświadczenia jego trzyletnia kadencja na Uniwersytecie Paryskim stała się niebywałym sukcesem. Podejmując zwykłe obowiązki wykładowcy teologii – komentowanie Pisma świętego, roztrząsanie problemów teologicznych w publicznych debatach oraz kaznodziejstwo – Tomasz skutecznie bronił życia zakonnego oraz zakonu dominikanów.

Z czasem w środowisku Tomasza zaczęły krążyć anegdoty o jego wyjątkowych zdolnościach koncentracji. Podobno został kiedyś zaproszony na obiad wydawany przez św. Ludwika, króla Francji. Niebaczny na znamienite towarzystwo, Tomasz wydawał się głuchy na toczącą się rozmowę, skupiając całą swoją uwagę na kwestii, którą się aktualnie zajmował. W pewnej chwili przyprawił o szok wszystkich zebranych, uderzając pięścią w stół z okrzykiem: „Oto dowód przeciwko manichejczykom!”. Według relacji świadków król Ludwik, jak gdyby nigdy nic, zawołał sekretarza, aby na gorąco zapisał wnioski mistrza. Innym razem Tomasz dyktował swoje myśli sekretarzowi, który z rosnącym przerażeniem obserwował świecę parzącą dłoń mistrza – co w żaden sposób nie zakłóciło jego wywodu.

Człowiek modlitwy

Najwięksi teologowie są także wielkimi świętymi. Cechą doktorów Kościoła, Augustyna czy Tomasza, Hieronima czy Grzegorza, a w bliższych nam czasach na przykład kardynała Newmana czy papieża Jana Pawła II, jest przede wszystkim płomienna miłość do Boga. Nie są to uczeni, którzy zostali świętymi, lecz raczej święci, którzy stali się uczonymi i myślicielami.

W Paryżu Tomasz ustalił sobie tryb życia, który ukazuje go jako świętego uczonego. W jego planie dnia znalazł się czas na pisanie, nauczanie a także – w ilości, którą większość z nas uznałaby za niezwykłą – na osobistą modlitwę. Tomasz nigdy nie zaczynał pisania, dopóki się najpierw nie pomodlił. Często wśród nocy udawał się samotnie do kaplicy, zawsze wracając do celi przed rozpoczęciem porannych modłów, by nie wprawiać w zakłopotanie współbraci.

W swoich pismach teologicznych Tomasz jawi się jako pozbawiony uczuć racjonalista; wzór chłodnego, zdystansowanego myśliciela. Na­tomiast z tekstów kaznodziejskich i liturgicznych wyłania się Tomasz – święty. Jak wy­nika z kilku zachowanych kazań, Tomasz miał w sobie wiele czułości dla ludzi prostej wiary i głębokiej miłości. Jego kazania były proste i łatwe do zrozumienia, często ilustrowane przykładami z codziennego życia.

W miarę upływu lat życie Tomasza coraz bardziej koncentrowało się wokół Eucharystii. Nic więc dziwnego, że papież zwrócił się do niego o przygo­towanie tekstów liturgicznych na uroczystość Bożego Ciała, którą za­częto właśnie obchodzić w całym Kościele. Zestaw modlitw, czytań i hymnów opracowany przez Tomasza jest jednym z najwspanialszych przykładów średniowiecznych tekstów liturgicznych. Jego ukoronowaniem jest wspaniały i sławny hymn Pange lingua – „Sław, języku, tajemnicę”. Nie są to słowa zdystansowanego myśliciela, lecz na wskroś ludzkiego miłośnika Chrystusa, pełnego najgłębszych uczuć.

Mistyk i święty

Pomimo potężnego intelektu Tomasz zachował pokorę i prostotę dziecka. (Jego spowiednik wyznał, że spowiedź Tomasza na łożu śmierci była jak spowiedź „pięcioletniego dziecka”). Będąc doradcą papieży, zawsze chętnie służył radą wszystkim potrzebującym jej, także najmłodszym braciom swego zakonu, gotów nawet odłożyć swoją pracę, aby odpowiadać na ich pytania.

Współbracia dominikanie podziwiali energię Tomasza i twierdzili, że nigdy nie marnował ani chwili. Rzeczywiście był niezwykle płodnym pisarzem. Większość jego dzieł teologicznych zachowała się po dziś dzień – ogółem ponad sześć milionów słów. (Dla porównania, obszerna powieść może zawierać ponad 150 tysięcy słów). Jego spuścizna obejmuje komentarze do Pisma świętego, studium Arystotelesa, omówienia kontrowersji teologicznych i wreszcie główne dzieło jego życia – Sumę teologiczną.

6 grudnia 1273 roku Tomasz wciąż był w trakcie pracy nad Sumą. Jednak od czasu odprawienia porannej Mszy świętej, pomimo wielokrotnych zachęt, nigdy już nie wziął pióra do ręki. To, co wydarzyło się podczas Mszy, wyjawił jedynie Reginaldowi, swemu sekretarzowi i najbliższemu z przyjaciół. Historia wyszła na jaw dopiero trzydzieści lat później, na krótko przed śmiercią Reginalda. Otóż podczas odprawiania pamiętnej Mszy świętej – zwierzył się Tomasz Reginaldowi – miał on wizję Chrystusa ukrzyżowanego, który przemówił do niego słowami: „Dobrze o Mnie napisałeś, Tomaszu. O co chciałbyś Mnie prosić?”. Odpowiedź mogła być tylko jedna: „O nic, prócz Ciebie samego, Panie”. Jak wyjaśnił Tomasz, w porównaniu z tym, co zobaczył i zrozumiał w tym doświadczeniu, wszystkie jego dzieła wydawały się mieć nie większą wartość niż słoma. Odtąd nie był już w stanie tworzyć dzieł teologicznych.

W tygodniach następujących po tej wizji Tomasz zdawał się opadać z sił fizycznych. Nie był przygnębiony, ale nie starczało mu energii na nic poza modlitwą. Po raz pierwszy w życiu położył się do łóżka, jakby trawiła go jakaś choroba. Pomimo to u schyłku zimy 1274 roku, w odpowiedzi na wezwanie papieża, udał się na sobór kościelny do południowej Francji. Powszechnie spodziewano się, że Tomasz oraz inny znany teolog, franciszkanin Bonawentura, otrzymają tam nominacje kardynalskie. Jednak w drodze do Lyonu Tomasz, ze względu na swoją słabość podróżujący na ośle, uderzył głową o gałąź. Jeden z jego współczesnych biografów przypuszcza, że mogło to spowodować wylew krwi do mózgu. Zbyt wyczerpany, by móc kontynuować podróż, został zabrany do pobliskiego domu swojej siostrzenicy, a następnie do miejscowego klasztoru cystersów. Tam odszedł do Pana 7 marca 1274 roku.

Najlepsza odpowiedź

Żaden uczony w historii chrześcijaństwa, za wyjątkiem może św. Augustyna, nie wywarł takiego wpływu na teologię, jak św. Tomasz z Akwinu. Ukształtował on i usystematyzował tę dyscyplinę wiedzy tak, jak nie udało się to nikomu ani przed nim, ani po nim. Jeszcze dziś, niemal osiemset lat po jego narodzinach, żaden poważny teolog nie może sobie pozwolić na nieznajomość jego dzieł.

W swoim umiłowaniu wiedzy Tomasz nigdy nie tracił z oczu tego, co najważniejsze. Dążąc do zrozumienia spraw Bożych, pozostawał przede wszystkim pokornym naśladowcą Chrystusa, a miłość Boża była fundamentem wszystkich jego dzieł. Swoim życiem poucza nas, że miłość jest najlepszą odpowiedzią na tajemnicę Boga.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze.
Prosze zaloguj się i dodaj komentarz.

Komentarze

Powered by AkoComment 1.0 beta 2!

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl