Prezydent
Stanów Zjednoczonych, Abraham Lincoln, na mocy specjalnej proklamacji
ogłosił 1 stycznia 1863 roku koniec niewolnictwa w Stanach
Zjednoczonych. Trzy lata później, wraz z ratyfikacją trzeciej
poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, proklamacja Lincolna
stała się obowiązującym prawem w całym państwie. Wszyscy niewolnicy w
świetle prawa stali się ludźmi wolnymi. Jednak dla sporej ich części
nowo uzyskany status prawny nie do końca przekładał się na osobiste
doświadczenie. Wielu czarnych na południu Stanów wciąż żyło jak
niewolnicy, w całkowitej zależności od bogatszych i bardziej
wpływowych białych. Odmawiano im wynagrodzenia za pracę, grożono,
maltretowano, a nawet zabijano. Niektórym wmawiano, że to nowe prawo
ich nie dotyczy i w dalszym ciągu muszą żyć w poddaństwie. Dlatego
dla wielu ludzi darowanie wolności nie miało większego czy
nawet żadnego wpływu na ich życie. Ta
drobna powtórka z historii pozwala nam zrozumieć, jak to możliwe, że
choć jako wierzący zostaliśmy wyzwoleni przez Boga z niewoli grzechu,
to wcale niekoniecznie doświadczamy tego w naszym codziennym życiu. Z
jednej strony, fakt, że w momencie chrztu otrzymaliśmy nową
naturę, stając się w pełni wolnymi uczestnikami królestwa Bożego,
jest prawdą naszej wiary. Z drugiej jednak strony, nasze
osobiste doświadczenie sprzysięga się z kłamstwami i pokusami diabła,
by wmówić nam, że wcale nie jesteśmy wolni. Jak to możliwe, skoro
szatan już został pokonany, a my wyzwoleni spod jego dominacji?
Głos z drugiej sali
Dobrze
jest mieć ciągle w pamięci fakt, że Jezus przez swoją śmierć i
zmartwychwstanie wybawił nas z grzechu i obmył swoją krwią. Ponieważ
zostaliśmy wykupieni od śmierci, szatan stracił nad nami władzę. Choć
świat wciąż do pewnego stopnia pozostaje pod jego panowaniem, to
jednak jego moc nad nami opiera się jedynie na umiejętności wmówienia
nam, że wcale nie zostaliśmy wyzwoleni z jego ucisku.
Przywołajmy
jeszcze jedną analogię, która pomoże nam to lepiej zrozumieć. Wyobraź
sobie dwie obszerne sale, oddzielone od siebie cienką ścianą. W
jednej z nich zebrani są ci wszyscy, którzy przez wiarę i chrzest
stali się uczestnikami królestwa Bożego. W drugiej sali
oddzielonej od nas, wierzących znajduje się przykuty
łańcuchami diabeł. Chociaż został związany i nie może wejść do naszej
sali, to wciąż nęka nas przez ścianę, wykrzykując swe puste
obietnice. Ponieważ nie wolno mu przedrzeć się do nas i wziąć nas
siłą, wabi nas do siebie swym głosem. I tego właśnie doświadczamy na
co dzień w naszym życiu.
Szatan
usiłuje wprowadzić zamęt w nasze intuicje duchowe najgłębszą
sferę naszego wnętrza, gdzie słyszymy głos Boga i otrzymujemy łaskę
potrzebną do przemiany na Jego obraz i podobieństwo. Diabeł wysuwa
bezprawne i aroganckie roszczenia wobec nas, siejąc zamieszanie i
zakłócając naszą relację z Bogiem. Można powiedzieć, że traktuje nas
tak samo, jak wielu białych na południu traktowało swoich byłych
niewolników po ich wyzwoleniu. Wiedząc, że nie jest w stanie zmienić
prawdy, że Jezus wybawił nas swoją krwią, próbuje tak nami
manipulować, abyśmy sami wyrzekli się tego życia, którym obdarzył nas
Jezus i do którego mamy pełne prawo jako ochrzczone dzieci Boże.
Oto
dlaczego tak trudno jest nam rozstać się z grzechem, chociaż
zostaliśmy już wyzwoleni z jego mocy. Oto powód, dla którego
nasza wolność w Chrystusie jest tak zmącona, a nasze doświadczenie
życia chrześcijańskiego, jednego dnia mocne i jasne, może nazajutrz
znacznie osłabnąć.
Wolni
już od dziś
Pamiętajmy,
że kiedy Jezus powróci w chwale, sala szatana zostanie
zniszczona raz na zawsze. Nie będzie już istniała. Trapiące nas
pokusy, pociąg do zła, nawet poczucie odłączenia od Jezusa i tęsknota
za pojednaniem z Nim, wszystko to będzie już należeć do przeszłości.
Jeszcze
bardziej pocieszające jest to, że aby zacząć doświadczać wolności,
wcale nie musimy czekać na powtórne przyjście Chrystusa. Jezus nie
pozostawił nas samych, zdanych na łaskę i niełaskę diabelskich
pokuszeń. Wciąż na liczne sposoby obdarza nas Bożą mocą do walki z
pokusami. Udzielił nam Ducha Świętego, który prowadzi nas przez
życie. Został z nami w Eucharystii, by nas posilać i umacniać. Dał
nam sakrament pojednania, w którym podnosi nas z naszych upadków.
Kiedy
korzystamy z tych wspaniałych darów, nasze duchowe intuicje zaczynają
działać, pozwalając nam trwać w łasce Bożej i kierować nasze serca ku
obietnicy powtórnego przyjścia Jezusa. Duch Święty przekonuje nas,
byśmy złożyli nadzieję w tych Bożych obietnicach, które czekają
jeszcze na swe ostateczne wypełnienie. Zwracajmy wzrok ku Jezusowi,
by być jak najbliżej Niego, gdy nadejdzie w chwale.
Dwa
wzory cierpliwego oczekiwania
Jednym
z najlepszych przykładów przylgnięcia do Bożych obietnic jest
ewangeliczny prorok Symeon. Łukasz mówi nam, że był to człowiek
sprawiedliwy i pobożny, który cały czas przebywał w świątyni, modląc
się i wyczekując pociechy Izraela (Łk 2,25). Duch Święty objawił
Symeonowi, że nie umrze, dopóki nie ujrzy Mesjasza. I kiedy Józef z
Maryją przynieśli swego Pierworodnego, by Go przedstawić Panu, Symeon
pojął, że Dziecię to jest wypełnieniem Bożej obietnicy. Podszedł więc
do zbliżającej się pary, wziął maleńkiego Jezusa w objęcia,
błogosławił Go i wychwalał Boga za spełnienie swego najgłębszego
pragnienia.
Symeon
poznał, że to Dziecię nie jest zwyczajnym niemowlęciem. Jak to się
stało, że dojrzał w Nim coś, czego nie widział nikt inny z obecnych w
tym dniu w świątyni? Rozpoznał Go w ten sam sposób, w jaki rozpoznali
Go Elżbieta i jej syn, pasterze i mędrcy. Symeon był otwarty na
działanie Ducha Świętego, jego serce było czujne i uważne. Dzięki
temu potrafił rozpoznać Tego, którego wskazał mu Duch Święty.
Wraz
z Symeonem wypełnienia Bożych obietnic oczekiwała też prorokini Anna.
Ona także rozpoznała Jezusa. Anna była człowiekiem modlitwy. Służyła
Bogu w postach i modlitwach, nie rozstając się ze świątynią, w której
przebywała dzień i noc na czuwaniu. Nie chciała przeoczyć momentu,
kiedy wreszcie objawi się Mesjasz. Całą swoją nadzieję złożyła w
Bożej obietnicy i nie zawiodła się.
Symeon
i Anna czekali nie, jak my, na ostateczne, ale na pierwsze przyjście
Jezusa. Jednak ich oczekiwanie rzuca wiele światła na to, w jaki
sposób my powinniśmy czekać na Jego powrót w chwale. Czy rozważając
to ostateczne przyjście, potrafimy spojrzeć na Dzieciątko Jezus i
zobaczyć to, co widzieli Symeon i Anna? Czy wpatrując się w żłóbek,
potrafimy dojrzeć w Nim Mesjasza? Czy patrząc w Jego oczy, widzimy
naszego Pana i Odkupiciela? Wszystko to stanie się możliwe, jeżeli
jak tamtych dwoje nauczymy się uległości wobec Ducha Świętego i
pozwolimy Mu się prowadzić.
Symeon
i Anna są wzorem dla nas wszystkich. Są dowodem, że ci, którzy
czekają na Jezusa z nadzieją i cierpliwością, rozpoznają Go w swoim
życiu.
Czekając
z radosną nadzieją
Bracia
i siostry, wraz z powrotem Jezusa Bóg zamieszka z nami na zawsze. W
całym stworzeniu zapanuje nowy ład nie będzie już pokus,
grzechu, rozłamów ani lęku. Boża miłość wypełni nas po brzegi, kładąc
nam w usta pieśń wdzięczności, chwały i uwielbienia. Prorokini Anna
czekała na Jezusa ponad osiemdziesiąt lat. Za jej przykładem i my
bądźmy gotowi czekać aż do skutku!
Czekajmy
jednak mądrze, nie tracąc wiary w to, o czym wiemy, że jest prawdą
szczególnie, kiedy słyszymy głos diabła wmawiającego nam, że wcale
nie jesteśmy wolni, i podsuwającego nam rozliczne pokusy. Prośmy
Ducha Świętego o moc do odrzucenia wszystkich złudzeń i kłamstw. W
każdej sytuacji trzymajmy się nadziei. Jezus naprawdę stał się
człowiekiem i żył pomiędzy nami. Naprawdę oddał za nas swoje życie. I
naprawdę przyjdzie powtórnie, aby zabrać nas na wieki do swego domu. Napisz komentarz (0 Komentarze) |