Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Ekumenizm arrow BÓG ŁASKAWY - o. STANISŁAW C. NAPIÓRKOWSKI OFMConv arrow III. USPRAWIEDLIWIENIE: CHRYSTUS ZAWSZE SAM I NIGDY SAM

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
III. USPRAWIEDLIWIENIE: CHRYSTUS ZAWSZE SAM I NIGDY SAM PDF Drukuj E-mail
Napisał O. STANISŁAW C. NAPIÓRKOWSKI   

W książce tej jak refren wciąż powracają nam przed oczy krótkie łacińskie frazy: sola gratia („tylko dzięki łasce”), sola fides („tylko wiara”), sola Scriptura („tylko Pismo Święte”), solus Christus („tylko Chrystus [zbawia]”) – cztery zasady „sola”, które stanowią sól, fundament Reformacji, podstawę protestantyzmu, „być i nie być” wiary ewangelickiej. Za te cztery „sola” uczniowie Lutra czy Kalwina potrafili walczyć, znosić cierpienia i oddawać życie. To one przez kilka wieków odróżniały świat protestancki od świata katolickiego, stały między nimi niczym słupy graniczne, niczym potężny niezdobyty chiński mur. To właśnie te principia („zasady”) decydowały (i decydują) o protestanckim rozumieniu doktryny o usprawiedliwieniu – nie dzięki naszym zasługom jesteśmy usprawiedliwiani, a tylko dzięki łasce Boga; do Boga mamy przystęp tylko przez wiarę; prawdę wiary objawia nam tylko Pismo Święte; a naszą „zasługą”-łaską usprawiedliwienia, usprawiedliwiającym Bogiem naszej wiary, o którym poucza Biblia, jest tylko Chrystus!

Kiedy w kontekście fundamentalnych dla protestantyzmu zasad uświadamiamy sobie, że 31 października 1999 r. w Augsburgu katolicy i luteranie podpisali Wspólną deklarację w sprawie nauki o usprawiedliwieniu, niechybnie przychodzi nam do głowy myśl, że oto stało się coś, co każe nam radykalnie inaczej spojrzeć na granicę między katolicyzmem i protestantyzmem. Wszak – jeżeli doszliśmy do wspólnego rozumienia nauki o usprawiedliwieniu, to tym samym cztery „sola” nie mogą być własnością tylko protestantów. Gdzieś majaczy nam nieśmiała intuicja, że należą one nie tylko do serca protestantyzmu, ale i katolicyzmu.

Wśród powyższych czterech zasad ostatnia – sola Christus – to jakby zwieńczenie i streszczenie trzech wcześniejszych. Spróbujmy zatem nieco bliżej przyjrzeć się zasadzie solus Christus, poprzez którą mamy wgląd w pozostałe, ale przyjrzyjmy się jej ze szczególnego punktu widzenia. Z punktu widzenia teologii katolickiej: jak tę zasadę rozumieją teologowie katoliccy? Po szkicowej prezentacji myśli kilku współczesnych teologów, nie sposób zapytać o możliwości i drogi bardziej ekumenicznej interpretacji.

Nie ma żadnego dokumentu Kościoła katolickiego poświęconego bezpośrednio zasadzie solus Christus. Nie natknąłem się na żadną pracę monograficzną na ten temat napisaną przez katolickiego teologa. Pozostaje zbierać okruchy, z nadzieją, że – być może – ułożą się w jakąś znaczącą mozaikę.

PONOWNE ODKRYCIE SOBORU TRYDENCKIEGO

Na rzymskim Uniwersytecie Gregorianum przez wiele lat wykładał i pisał duet jezuickich dogmatyków: Węgier z Budapesztu Zoltan Alszeghy (1915–1991) i Włoch z Mediolanu Maurizio Flick (1909–1979). Nie sposób dociec, gdzie w ich publikacjach kończy się Węgier, gdzie rozpoczyna Włoch. Opublikowali oni obszerny traktat o łasce[1]. O. Andrzej Adam Napiórkowski, paulin, który kilka lat temu zrobił w Krakowie habilitację na temat usprawiedliwienia, tak podsumował wyniki ich badań: po pierwsze, łaska idzie od Chrystusa i do Chrystusa. Po drugie, cała charytologia [nauka o łasce], a tym bardziej wpisana w nią nauka o usprawiedliwieniu, w katolickim ujęciu bardzo wyraźnie odnosi się do Chrystusa. Po trzecie za bezpodstawne należy uznać wszelkiego rodzaju zarzuty, że teologia katolicka jakoby nie uznawała Chrystusa za jedynego Zbawiciela i kwestionowała całkowitą darmowość Jego łaski wnoszącej w wolność upadłego człowieka zbawienie[2].

Profesorowie z Gregorianum przeanalizowali naukę reformatorów o usprawiedliwieniu oraz naukę Soboru Trydenckiego o łasce usprawiedliwienia. Zdaniem Węgra i Włocha, Sobór ten bardziej zdecydowanie podkreśla wspaniałość i skuteczność Bożej łaski, niż to czynią sami Reformatorzy, ponieważ Trydent uczy, że łaska – darowywana w sakramencie chrztu – gładzi wszystko, co jest naprawdę i we właściwym sensie grzechem, a grzech nie jest jedynie przypisywany człowiekowi. Tymczasem – według Reformacji – po chrzcie pozostaje pożądliwość (concupiscentia), która jest grzechem. Sobór postawił pytanie o przyczynę usprawiedliwienia i jednoznacznie wskazał na Chrystusa, tylko na Chrystusa. Ojciec A. A. Napiórkowski pisze:

Tridentinum wyraźnie sformułowało przyczynę zasługującą usprawiedliwienia – jest nią Chrystus, który „swoją najświętszą męką na drzewie krzyża wysłużył nam usprawiedliwienie i za nie zadośćczynił Ojcu”. Podobnie w sakramencie chrztu, który jest ustanowiony przez Chrystusa i jest przyczyną narzędziową (instrumentalną) usprawiedliwienia, widać także ten sam sens usprawiedliwienia, czyli to, że jest ono udzielane jedynie przez pośrednictwo Jezusa Chrystusa. Wyrażenie „przez Chrystusa” (per Christum} pasuje też dobrze do teorii tomistycznej, według której człowieczeństwo Chrystusa służy za narzędzie (instrumentalis) udzielania łaski. Ten jednak sens nie wydaje się leżeć w intencjach soboru. Sobór bynajmniej nie redukuje wpływu Chrystusa na usprawiedliwienie i nie zawęża go do historycznego faktu Jego śmierci czy też do ustanowienia sakramentów. W rzeczywistości bowiem Tridentinum naucza, że usprawiedliwieni powtórnie rodzą się w Chrystusie […], „gdyby w Chrystusie się nie odrodzili, nigdy by nie byli usprawiedliwieni, ponieważ przez to odrodzenie otrzymują – dzięki zasługom męki Chrystusa – łaskę, która ich czyni sprawiedliwymi”. Chrystus – Głowa członków i życie winnych latorośli – nieustannie oddziałuje na usprawiedliwionych; bez tego wpływu żadne ich dobre dzieło nie mogłoby być wobec Boga w jakikolwiek sposób zasługujące” […] Jezus Chrystus, „jako Głowa członkom” (Ef 4,15) i winny szczep latoroślom (J 15,5), ustawicznie udziela sprawiedliwym siły, która ich dobre czyny uprzedza, towarzyszy im i po nich następuje i bez której w żaden sposób te czyny nie mogłyby być miłe Bogu i zasługujące[3].

Alszeghy i Flick nie mówią rewelacji. Już wiele lat przed nimi Hans Küng – w swojej sławnej rozprawie o usprawiedliwieniu według Soboru Trydenckiego i według największego po Reformatorach teologa ewangelickiego Karla Bartha – stwierdził ich zasadniczą zgodność. Rewelacje Künga potwierdziły studia Vinzenza Pfnüra, Ottona Heinricha Pescha i innych.

ABSOLUTNY ZBAWICIEL

Karl Rahner (1904–1984), jezuita, należy do największych gwiazd na niebie teologii XX w. Duch zasady solus Christus, w oryginalnej postaci, unosi się nad całą teologiczną myślą wielkiego Niemca, wypełnia po szczeliny każde jego dzieło. Rahner wprowadził do teologii pojęcie „Absolutnego Zbawiciela”, i właśnie w tym pojęciu kryje się jego rozumienie solus Christus.

Absolutny Zbawiciel to osoba, która pojawia się w historii jako początek absolutnego samoudzielania się Boga. Początek ten zapoczątkowuje akt ostatecznego zbawczego zniżenia się Boga do człowieka. W Absolutnym Zbawicielu, którego pragnienie tajemniczo ukryte jest w najgłębszej głębi tajemnicy każdego człowieka, niejako na dnie najgłębszych ludzkich pragnień, samoudzielanie się Boga ludzkości osiąga swoją kulminację. Znaczy nieodwracalny początek zwycięskiej historii zbawienia. Ten Absolutny Zbawiciel to Jezus Chrystus: taki absolutny Zbawiciel jest „absolutną obietnicą Boga udzieloną stworzeniom duchowym jako całości i przyjęciem tego samoudzielenia się przez Zbawiciela.[…] owa Obietnica Boga w Jezusie jest ostateczna i niezastąpiona”. W Jezusie, absolutnym Zbawicielu, „jest obecne” zbawienie i osiąga się je przez absolutną postawę wobec Niego.

Słowo obecne w Jezusie jest ostatnim słowem Boga, ponieważ ponad to słowo nie ma już nic więcej do powiedzenia, ponieważ Bóg rzeczywiście i w ścisłym sensie ofiarował w Jezusie samego siebie […]. Jezus jest zatem historyczną obecnością owego ostatniego, nieprzewyższonego słowa samootwarcia się Boga[4].

Rahnerowe solus Christus – toabsolutnie jedyne samoobjawienie się i samoudzielenie się Boga w Jezusie Chrystusie.

WCIELENIE: NAWET GDYBY GRZECHU NIE BYŁO

Franciszkanin ze Szwajcarii (1896–1974), filozof i teolog, reprezentant szkoły franciszkańskiej, przypomniał światu Jana Dunsa Szkota (zm. 1308), twórcę młodszej szkoły franciszkańskiej, gorącej zwolennika absolutnego prymatu Chrystusa. My, franciszkanie, wciąż z przekonaniem i radością wracamy do tej pięknej chrystologicznej tradycji. Jeden krótki flesz na wspaniałość Chrystusa w ujęciu Szkota.

Chrystus ma absolutny prymat w wielkim misterium stworzenia. Ojciec stworzył świat dla Chrystusa. Od wieków przewidział świat i przewidział Chrystusa, ale – w porządku logicznym – najpierw przewidział Chrystusa, potem wszystko inne dla Chrystusa.

Oto połączony w jedno motyw stworzenia i motyw wcielenia: nieskończona miłość do Chrystusa i do wszystkich stworzeń poprzez Chrystusa. Stąd wywodzi się prymat Chrystusa, pierwszej przyczyny celowej całego stworzenia; jest to prymat Chrystusa we wcieleniu zamierzonym dla Niego samego ze względu na większą miłość i niezależnie od ewentualnego grzechu Adama, „nawet gdyby nikt nie zgrzeszył”; jest to wreszcie prymat Chrystusa przeznaczonego na to, żeby był początkiem i głową ludzkości włączonej w Niego po to, aby umiłować Boga nieskończoną miłością. A ponieważ całe stworzenie osiąga swój szczyt w człowieku, człowiek zaś w Chrystusie, a Chrystus w Bogu, plan Boży jest doskonały: Bóg jest umiłowany nieskończoną miłością w stworzeniu, ponieważ osiąga ono swój szczyt w osobie Syna samego Boga, w głębinach życia Trójcy Świętej, […] przyczyną celową stworzenia jest właśnie Chrystus, chciany dla Niego samego, ponieważ tylko On jest zdolny do nieskończonej miłości […]. Bóg chce najpierw Chrystusa, w którym wszystko jest uporządkowane w odniesieniu do najwyższej miłości.

Nasza pobożna wyobraźnia maluje najpierw obraz stworzenia świata, potem wielką awarię grzechu pierworodnego, a następnie nieco zakłopotanego Stwórcę, który poszukuje wyjścia z tej awaryjnej sytuacji i podejmuje decyzję o posłaniu Syna swego na świat i o odkupieniu. Tymczasem Szkot odrzuca taką pobożną wyobraźnię jako niegodną Boga, grzech bowiem decydowałby o wcieleniu. Szkot, a za nim Veuthey i całą ławą bracia franciszkanie uczą, że Chrystus „jest u samego początku i w centrum stworzenia powstałego z miłości i mającego na celu większe odwzajemnienie miłości, gdyż grzech i odkupienie są tylko akcydensem w stawaniu się świata ześrodkowanego na Chrystusie, przed i po upadku. Upadek zresztą nie zmienił porządku stawania się, ale dając okazję do «jeszcze większej miłości» w akcie przebaczenia ze strony Boga, nie zmieni w niczym – co oczywiście było niemożliwe – pierwotnego planu stwarzania dobrowolnego i zamierzonego z czystej miłości i mającego na względzie miłość”.

W dobrowolnym stwarzaniu Bóg stwarza z konieczności wszystko dla siebie samego, ponieważ jest Bogiem, a Bóg jest z konieczności początkiem i końcem wszystkiego i w tym dobrowolnym stwarzaniu Bóg chce z własnej woli przyprowadzić do siebie wszystko przez wcielenie Syna. […] Chrystus jest u samego początku i w centrum stworzenia powstałego z miłości i mającego na celu większe odwzajemnienie miłości, gdyż grzech i odkupienie są tylko akcydensem w stawaniu się świata ześrodkowanego na Chrystusie, przed i po upadku[5].

Można z niepokojem zapytać, czy to wszystko nie jest pobożnym gdybaniem, za którego pomocą pobożny Jan Duns Szkot, pobożny Leon Veuthey i trochę pobożni franciszkanie usiłują serwować nam pobożną „gdybologię” w miejsce solidnej teologii biblijnej. Otóż nie jest to jednak „gdybologia”, ale solidna teologia biblijna, która wielce cieszy św. Pawła. Przecież to on w Liście do Kolosan napisał:

On [Chrystus] jest […] pierworodnym wszelkiego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne. […] Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie (1,15–17).

Gdyby nawet nikt nie popadł w grzech, ani anioł, ani człowiek, Bóg i tak posłałby swego Syna na świat, by głosić chwałę Ojca, by objawić nam Jego imię, by przekonać nas o niewypowiedzianej miłości Stwórcy do stworzenia, Ojca do dzieci.

NIE SPOSÓB ZROZUMIEĆ CZŁOWIEKA BEZ CHRYSTUSA

Jan Paweł II interesuje nas tutaj nie jako Papież, ale jako teolog, jeden z wielu w Kościele. Pierwszą encyklikę poświęcił Chrystusowi, Odkupicielowi człowieka (Redemptor hominis, 1979). Przekonuje czytelnika, że w Jezusie Chrystusie Bóg objawił się najpełniej, że człowiek koniecznie potrzebuje Chrystusa jako Nauczyciela i Odkupiciela, że człowiek bez Chrystusa nie ma szans rozwoju, a nawet nie sposób zrozumieć człowieka bez Chrystusa, a w Chrystusie człowiek odnajduje swoją godność i wielkość:

Chrystus – Odkupiciel świata […] dotknął w sposób jedyny i niepowtarzalny tajemnicy człowieka, który wszedł w jego „serce”. Słusznie przeto Sobór Watykański II uczy: „Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego” (Redemptor hominis, nr 8).

Odkupienie przez krzyż objawia człowiekowi jego wielkość, odsłania sens istnienia w świecie, obdarza ostateczną godnością.Chrześcijaństwo wyrażazdumienie wobec wartości i godności człowieka, które nazywa się Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną.

Chrystus wyzwala człowieka przez prawdę o Bogu i o człowieku. On po to się narodził, aby świadectwo dać prawdzie (por. J 18,37). Kościół, zwiastując Ewangelię, maksymalnie służy człowiekowi. „Człowiek jest drogą Kościoła” (tamże, 14). Chrystus wskazuje też drogę do pokoju; jest nią poszanowanie nienaruszalnych praw człowieka (tamże, 17).

W encyklice Misja Odkupiciela (Redemptoris missio) z 1990 roku Jan Paweł II ukazuje Chrystusa jako jedynego Zbawiciela wszystkich. Tylko On może objawić Boga i do Niego doprowadzić. „Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni”(Dz 4,12), jest „światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka, jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi” (1 Tm 2,5–7). Jan Paweł II pisze:

Ta właśnie jedyna w swoim rodzaju wyjątkowość Chrystusa nadaje Mu znaczenie absolutne i powszechne, dlatego, będąc w historii, jest On ośrodkiem i końcem historii(tamże, 5).

U progu Trzeciego Tysiąclecia wszystkie Kościoły są wezwane do głębszego przeżywania tajemnicy Chrystusa i do współpracy z Nim w najpiękniejszej służbie człowiekowi (tamże, 92).

«DOMINUS IESUS»

Trudno nie przyznać racji kard. Josephowi Ratzingerowi, kiedy stwierdza, że w naszych czasach często zaciera się i rozmazuje prawdę, również prawdę o Jezusie Chrystusie. Obok Jezusa Chrystusa na równi stawia się Mahometa czy Buddę. Uzasadnia się to szeroko i dziwnie rozumianym ekumenizmem czy duchem dialogu. Dochodzi do relatywizacji prawdy i dewaluacji chrześcijaństwa z Ewangelią i Chrystusem. W tym kontekście prefekt Kongregacji Nauki Wiary opublikował głośną Deklarację Dominus Iesus (6 sierpnia 2000).Zaraz w pierwszej części zdecydowanie napisał, że tylko w Jezusie Chrystusie jest pełnia i ostateczność objawienia:

Powyższe tezy [pomniejszające znaczenie Chrystusa i chrześcijaństwa] są głęboko sprzeczne z wiarą chrześcijańską. Należy bowiem stanowczo wyznać naukę wiary, która głosi, że to Jezus z Nazaretu jest jakoby tylko jedną z nich. Mówiąc ściślej, jest On dla niektórych jedną z wielu postaci, jakie Logos przyjmował w ciągu dziejów, aby łączyć się zbawczą więzią z ludzkością (nr 10).

Kard. Ratzinger przypomina, że „działanie Ducha Świętego nie dokonuje się poza działaniem Chrystusa ani obok Niego. Jest to jedna i ta sama ekonomia zbawcza Boga Trójjedynego urzeczywistniona w Tajemnicy wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Syna Bożego, spełniona przy współdziałaniu Ducha Świętego i ogarniająca swym zbawczym zasięgiem całą ludzkość i cały świat: «Ludzie zatem mogą wejść w komunię z Bogiem wyłącznie za pośrednictwem Chrystusa, pod działaniem Ducha»” (nr 12).

Trzeciej części deklaracji kardynał nadał tytuł Jedyność i powszechność Tajemnicy zbawczej Jezusa Chrystusa. Poszerza w niej wykład o tym, że Jezus jest absolutnie konieczny do zbawienia, i to dla wszystkich:

Należy bowiem „wyznawać stanowczo”, jako niezmienną naukę wiary Kościoła, prawdę o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, Panu i jedynym Zbawicielu, który przez wydarzenie swojego wcielenia, śmierci i zmartwychwstania doprowadził do końca historię zbawienia, mającą w Nim swoją pełnię i centrum (nr 13).

Uzasadniając takie twierdzenie, Ratzinger przypomina świadectwa biblijne: J 4,14 („Ojciec zesłał Syna swego jako Zbawiciela świata”), Dz 4,12 („I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni”), Dz 10,43 („każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów”), a nadto 1 Kor 8,5–6, J 3,16–17,1 Tm 2,4–6, Ef 1,3.14; 2 Kor 5,15, Dz 4,12. „Dominus Iesus” swoje biblijne rozważania podsumowuje zdecydowanie w sensie zasady solus Christus:

[…] słowa te wyrażają po prostu wierność objawieniu, ponieważ rozwijają treści zaczerpnięte z samych źródeł wiary. Od początku bowiem wspólnota wierzących uznała, że postać Jezusa ma taki walor zbawczy, iż jedynie On, jako Syn Boży wcielony, ukrzyżowany i zmartwychwstały, z polecenia Ojca i w mocy Ducha Świętego, ma zadanie przenieść objawienie (por. Mt 11,27) i życie Boże (por. J 1,12; 5,25–26; 17,2) całej ludzkości i każdemu człowiekowi (nr 15).

«SOLUS CHRISTUS» A KOŚCIÓŁ

W ostatnich latach wyrósł w polskim Kościele dobry młody znawca teologii Reformacji – ks. Piotr Jaskóła. Doktorat zrobił z chrystologii anglikańskiej, habilitację z kalwińskiej nauki o Duchu Świętym, na profesurę napisał książkę Panem jest Duch. Zasadnicze kierunki reformowanej pneumatologii. Ten to autor napisał artykuł, który wprost traktuje o naszym zagadnieniu: „Solus Christus” – dzieli czy jednoczy?[6]

Jak ks. Jaskóła wyjaśnia ideę solus Christus?

Autor zauważył, po pierwsze, że zasadę solus Christus sformułowali Reformatorzy; wcześniej nikt jej wyraźnie nie wyartykułował i nie funkcjonowała ona w chrystologii. Po drugie, Reformatorzy skierowali ją przeciwko katolicyzmowi. Po trzecie, gdy podejmujemy problem solus Christus, pytamytakże o Kościół – jako instytucję zbawczą. Ks. Jaskółę uderza fakt, że obecnie solus Christus otrzymuje coraz wyraźniej interpretację religiologiczną (jeśli tylko w Chrystusie zbawienie, to co ze zbawieniem w innych religiach?).

Zdaniem ks. Jaskóły spór o solus Christus to spór o historię i Kościół. W jakim znaczeniu? Chodzi o to, czy i jakie znaczenie dla zbawienia mają historyczne struktury Kościoła, w tym sakramenty i zwiastowanie Słowa Bożego. Czy one w ogóle się nie liczą? A jeśli odważymy się powiedzieć, że jednak się liczą, to czy w ten sposób nie kwestionujemy zasady solus Christus?

Jaskóła przypomniał, że Sobór Trydencki radykalnie bronił nauki o usprawiedliwieniu tylko z łaski: „usprawiedliwienie jest wolnym czynem jedynie samego Boga przez Jezusa Chrystusa”. Ten sam Sobór uczy jednak, że usprawiedliwienie ściśle łączy się z chrztem lub przynajmniej z jego pragnieniem (chrzest uznaje za konieczny do zbawienia). Konieczne do zbawienia są też sakramenty, dlatego sama wiara nie wystarcza. Te oraz niektóre inne narzędzia i struktury kościelne Sobór uznał za konieczne do zbawienia. Kościół w ujęciu Soboru jawi się jako „zbawcza konieczność” albo co najmniej „zbawcza pożyteczność”. Te dopowiedzenia Soboru zostały przez Reformatorów zinterpretowane jako odrzucenie zasady solus Christus. Dziś łatwo zauważyć, że chodzi o pewną rozbieżność w interpretacjach, a nie o „tak” lub „nie” dane samej zasadzie.

«SOLUS CHRISTUS – NUNQUAM SOLUS»

Podzielam stanowisko ks. Jaskóły. Szerzej rozwinąłem ten pasjonujący i wielki problem w rozprawie Solus Christus. Zbawcze pośrednictwo według „Księgi Zgody”[7].

W moich studiach zasadę solus Christus rozważam w aspekcie pośrednictwa, łączę z pytaniami o pośrednictwo Matki Pana, świętych i Kościoła. Stwierdziłem, że protestanci gwałtownie i najmocniej odrzucają katolicką naukę o pośrednictwie Matki Bożej, a także występują przeciwko praktyce pobożności maryjnej, która jest przepełniona właśnie wiarą, że Maryja jest Pośredniczką do Pośrednika… Uderzenie głową w mur protestanckiego sprzeciwu zapaliło gwiazdy w mojej głowie, przyprawiło o wielki teologiczny ból głowy. Otworzyło też moje oczy na niektóre (niestety, dość liczne) niewłaściwości w katolickiej czci maryjnej, jak przeciwstawianie dobroci Matki surowości Syna. Cierpienie i pewna bezradność płynęły także stąd, że w tekstach braci protestantów znajdowałem wiele niewłaściwych interpretacji fenomenu kultu katolickiego i praktyczną niemożliwość dialogu, który dawałby szanse wyjaśnienia, przyjęcia wyjaśnienia i bycia poprawnie zrozumianym.

Olbrzymią rolę na drodze moich poszukiwań odegrało dwóch teologów ewangelickich: luteranin i reformowany. Luteranina podarował mi Pan Kościoła jako pierwszego. Był to pastor Hans Asmussen (1898–1968), człowiek Boży, który cierpiał ze strony nazistów za chrześcijańskie świadectwo i ze strony ludzi własnego Kościoła za ekumeniczne zdecydowanie. Miał odwagę robić rachunek sumienia Kościołom luterańskim i wytykać im niekonsekwencję i niewierność zdrowej teologii luterańskiej w radykalnym odrzucaniu pośrednictwa Maryi. Ten człowiek wszedł w moje życie maleńką książeczką pt. Maria, Matka Boża[8].Napisał w niej krótki tekst o pośrednictwie. Przypomniał, że protestantyzm radykalnie odrzuca wszelkie pośrednictwo Maryi jako katolicką herezję. I pastor Asmussen miał odwagę wyraźnie napisać, że jednak protestantyzm zasadniczo nie ma w tym racji. Dlaczego? Dlatego, że wszyscy ochrzczeni przez chrzest są zanurzeni w Chrystusie, głęboko złączeni z Chrystusem. Chrystus zaś jest kapłanem, a kapłaństwo jest pośrednictwem. Kto przez chrzest łączy się z Chrystusem kapłanem, staje się również kapłanem, czyli pośrednikiem. Nie ma chrześcijanina, który nie byłby w Chrystusie kapłanem, a więc pośrednikiem. Oczywiście, nie ma pośrednictwa zbawienia poza Chrystusem, ale przecież nie chodzi ani o pośrednictwo poza Chrystusem, ani bez Chrystusa, ani przeciw Chrystusowi, ale o pośrednictwo w Chrystusie. Kto wierzy Słowu Bożemu, kto wierzy św. Pawłowi, ten wierzy, iż każdy ochrzczony jest pośrednikiem zbawienia, pośrednikiem w Pośredniku, w jedynym Pośredniku. Im kto głębiej zakorzeniony jest w Chrystusie, tym pełniej jest pośrednikiem. A ponieważ Matka Pana była w szczególny sposób zjednoczona z Chrystusem, dlatego w szczególny sposób jest pośredniczką. Maryi trzeba przyznać należne Jej miejsce. Również w dziedzinie pośrednictwa.

Pastor Hans Asmussen został zaproszony jako gość na Sobór Watykański II. Jego logika w teologii zbawczego pośrednictwa w pośrednictwie Chrystusa zafascynowała katolickiego eksperta soborowego Heinricha Friesa. Z olbrzymią radości Asmussenową ideę pośrednictwa Maryi w jedynym Pośredniku Chrystusie znalazłem w mariologicznym tekście Soboru. Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Idea Asmussena weszła do nauki Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II przejął ją do swojej encykliki mariologicznej Matka Odkupiciela (Redemptoris Mater) i nadał jej wyraźniejszy kształt. Mamy więc i Chrystusa jako Jedynego Pośrednika(unus Mediator), i Maryję Pośredniczkę (Maria Mediatrix). A zatem może być również „tylko Chrystus”, solus Christus, i pośrednictwo Kościoła, ochrzczonych w Chrystusie.

Wielką i cenną łaską okazał się dla mnie inny pastor ewangelicki, reformowany teolog Henri Chavannes ze Szwajcarii. Opatrzność posadziła go obok mnie w samolocie z Zagrzebia do Lizbony. Obaj byliśmy na Kongresie Mariologicznym w Zagrzebiu (1971). Przedziwny był nasz pierwszy dialog w tym samolocie.

Bon jour. Jestem z Polski.
Bon jour. Ja ze Szwajcarii, z kantonu Vaux.
– Jestem katolikiem.
– A ja reformowanym.
– Jestem kapłanem katolickim. Co gorsza, jestem zakonnikiem, franciszkaninem.
– A ja jestem pastorem kalwińskim.
– Studiuję Lutra.
– A ja studiuję z zapałem św. Tomasza. Opublikowałem książkę o partycypacji według Tomasza.
– Studiując Lutra, stwierdziłem, że miał sporo racji w krytykowaniu ówczesnej pobożności, również maryjnej.
– A ja, studiując św. Tomasza, zdumiewam się mądrością tego teologa. Jego teoria partycypacji to po prostu rewelacja. Karl Barth [uważany za najwybitniejszego teologa reformowanego] nie ma racji, głosząc jakąś absolutną przepaść między Bogiem a ludźmi: albo Bóg, albo człowiek… Bóg jest Bogiem, a człowiek człowiekiem. Rację ma Tomasz, kiedy dowodzi, że uczestniczymy, partycypujemy w Bogu, dobry człowiek uczestniczy, partycypuje w dobroci Boga, piękno świata jakoś uczestniczy, partycypuje w pięknie Boga, mądry człowiek jakoś uczestniczy, partycypuje w mądrości Boga. Tylko Bóg jest dobry, a przecież ludzie bywają dobrzy… Co, z samych siebie bywają dobrzy? Z Boga dobrego bywają dobrzy, Boża dobroć w nich jaśnieje. Partycypują w Bożym dobru…

Ze zdumieniem słuchałem tego kalwina, jak mi wykładał św. Tomasza i jak ja tego okropnie potrzebowałem dla właściwszego ustawienia teologii pośrednictwa… On ciągnął dalej, a w mojej głowie kłębiły się myśli: „Tak, tak, mały synu św. Franciszka. Również do twojej teologii pośrednictwa przyda się teoria partycypacji. Przecież jest jeden Pośrednik, ale to nie przeszkadza, by przyznawać funkcje pośredników stworzeniom, które uczestniczą (partycypują) w jedynym pośrednictwie Chrystusa…” Pastor Henri, szczerze powiedziawszy, nie odkrywał przede mną jakiejś nowej ziemi, w końcu miałem już za sobą spotkanie z Asmussenem i Soborem Watykańskim II. Właśnie z tą tematyką jechałem na Kongres Mariologiczny do Zagrzebia… Henri przynosił jednak potwierdzenie, tym cenniejsze, że z innej strony.

Potem obaj wzięliśmy udział w światowej dyskusji na ten temat. Dyskusja toczyła się na łamach hiszpańskiego kwartalnika o zasięgu międzynarodowym: „Ephemerides Mariologicae”. Franciszkanin z „kalwinem” występował już ręka w rękę. A jeszcze później spotkaliśmy się na Kongresie Mariologicznym w Huelva w Hiszpanii. Już z trudem ciągnął za sobą nogi. Przywiózł podsumowanie swoich przemyśleń w postaci małej broszurki. Znowu siedliśmy obok siebie. Tym razem na ławeczce w oczekiwaniu na autobus. Podarował mi wspomnianą broszurkę o pośrednictwie i partycypacji[9].

Na początku rozważań tego rozdziału wyraziłem nadzieję, że pozbieranie teologicznych i ekumenicznych „okruchów” dotyczących rozumienia zasady solus Christus może ułoży się w jakąś mozaikę, w jakiś znaczący pełniejszy obraz. Wydaje się, że mozaika taka powstała. Widzimy na niej, że zasada solus Christus jest nie tylko protestancka, ale też katolicka. Jest po prostu chrześcijańska! Tylko dlatego w 1999 r. luteranie i katolicy mogli wypracować wspólne stanowisko w odniesieniu do nauki o usprawiedliwieniu. W ciągu wieków podziałów duch polemiki i sporów powodował, że obie strony nie były w stanie pojąć, iż – różniąc się – nie są podzieleni. Więcej – ów niespokojny duch, jak to niestety z takimi duchami zazwyczaj bywa, sprawiał, że do tych różnych ujęć zakradły się – bardziej po stronie katolickiej – pewne zanieczyszczenia albo – bardziej po stronie protestanckiej – wymieciono z nich to, co mogło, a nawet powinno w nich funkcjonować.

I oto po ponad czterystu latach panowania ducha niezgody i podziałów, między katolikami i protestantami zagościł nowy duch, duch dialogu i pojednania, otwierając im oczy na to, że jesteśmy w stanie – oczyściwszy swoje spojrzenie – patrzeć na zasadę solus Christus, na usprawiedliwienie, różnie, pozostając w jedności. Z różnych stron chrześcijańskiego świata ta sama zasada wygląda nieco inaczej, ale jest to absolutnie ten sam solus Christus.

Ruch ekumeniczny uświadamia nam coraz mocniej, że zasada solus Christus jest niezbywalna dla chrześcijaństwa, ale też – dla pełni prawdy – winna ona brzmieć: solus Christus – nunquam solus, „Chrystus sam – nigdy sam”[10]. Tylko On jest źródłem naszego usprawiedliwienia, ocalenia i łaski, i nadziei, i nowego życia. Jeśli natomiast chodzi o sposób, w jaki nas ratuje, usprawiedliwia, zbawia, odnawia, to należy powiedzieć, że Chrystus sięga po różne instrumenty, którymi pragnie się posługiwać: po Słowo Boże, którym budzi wiarę, po serce i usta kaznodziei, po ręce szafarza sakramentów, po serce matki, która miłością otwiera dziecko na miłość Boga-Miłości, po – pełne nędzy – różne struktury Kościołów, po modlące się wspólnoty, w których wnętrzu Duch Boży budzi wiarę, po Miriam z Nazaretu, by z wiarą przyjęła Słowo i po macierzyńsku Mu służyła.

Duch Święty nie działa na człowieka bezpośrednio, ale uświęca poprzez „narzędzie” słowa, bez którego nie ma zbawienia; wprawdzie obowiązuje zasada sola gratia („tylko dzięki łasce”), ale trzeba ją rozumieć w harmonijnej współgrze z zasadą „przez instrument słowa”. Jeśli Bóg jest rybakiem, który łowi ludzi, by ich zbawiać, to nie czyni tego bez pośrednictwa słowa-sieci. Duch Święty, mimo swej wszechmocy, jest – można powiedzieć – zbawczo nieskuteczny bez ludzkiego słowa, które głosi zbawienie. Słowo Boże udziela zbawczej skuteczności wodzie chrztu, która nabiera mocy odradzania, rodzi bowiem w człowieku zbawienie. Chleb i wino w Eucharystii nie są znakami pustymi, ale niosą człowiekowi zbawienie: przez chleb i wino otrzymujemy odpuszczenie grzechów. Słowa rozgrzeszenia są narzędziem, boskim instrumentem zbawienia, poprzez które rodzi się w człowieku wiara warunkująca usprawiedliwienie. Urząd kościelny również świadczy, że ustanowiona przez Boga droga zbawienia zarezerwowała miejsce dla ludzkiego pośrednika, który stoi na drodze łaski Bożej jako jej sługa.

Bóg swoją zbawczą aktywnością dzieli się ze stworzeniami, zaprasza je do udziału w tym, co należy wyłącznie do Niego. Zbawia zawsze Bóg, ale zbawia zawsze przez ludzi. Niosącego zbawienie głosu Chrystusa możemy słuchać tylko za pośrednictwem głosu jakiegoś człowieka. Jak Duch Święty jest skuteczny tylko przez ludzi, tak wyłącznie przez ludzi zbawia słowo Boże.

Usprawiedliwia sam Bóg przez Chrystusa, w Chrystusie i ze względu na Chrystusa, czyli Chrystus jest rzeczywiście i zawsze jedynym Pośrednikiem. Wszystko, co usprawiedliwiające i zbawcze, otrzymujemy z powodu Chrystusa. W tym znaczeniu On i tylko On jest pośrednikiem zbawienia – solus Christus. Ale jedyny i doskonały Pośrednik nie zbawia bez pośrednictwa stworzeń: słowa, znaków i ludzi, których wciąga w orbitę swej zbawczej aktywności i czyni przekazicielami swoich darów, instrumentami swojej wyzwalającej życzliwości, przekazicielami pocieszającej Nowiny i odradzającej łaski. Tzw. ekskluzywna (wyłączna) interpretacja zasady solus Christus, eliminująca jakiekolwiek zbawcze pośrednictwo stworzeń, jest nie do przyjęcia – czy to z katolickiego, czy protestanckiego punktu widzenia. Solus Christus wyklucza tylko takie „inne pośrednictwa”, które pretendują do aktywności zbawiającej własną mocą, niezależnie od jedynego Pośrednika, poza Nim czy obok Niego. Nie wyklucza natomiast, ale owszem, przyjmuje „inne pośrednictwa”, o ile nie kolidują one z doskonałym pośrednictwem Chrystusa, przez Niego zostały ustanowione, dzięki Niemu się realizują i całą zbawczą moc Jemu zawdzięczają.

„Sam Chrystus” działa przez słowo (per verbum), przez sakramenty (per sacramenta) i przez ludzi (per homines). Zatem – solus Christus i nie solus Christus. Solus, o ile usprawiedliwiający i zbawczy dynamizm zawdzięczamy samemu Chrystusowi i bez Chrystusa nie ma zbawienia; nie solus, o ile Chrystus nie działa bezpośrednio. Chrystus usprawiedliwia i zbawia zawsze sam i nigdy sam. Przydałoby się w tym miejscu mądre zastrzeżenie, którym chętnie posługiwali się myśliciele średniowieczni: „pod pewnym względem” Chrystus jest jedynym Pośrednikiem, pod pewnym (innym) względem – nie jest. On sam dzieli się swoim pośrednictwem ze stworzeniami i czyni je – „pod (innym) pewnym względem” – pośrednikami zbawienia. On tak chciał, by stworzenia stały się Jego głosem, Jego ustami i Jego dłońmi przekazującymi zbawienie.

Nasz Chrystus zawsze jest sam i nigdy sam. Solus Christus – nunquam solus.

Biblioteka „WIĘZI”
e-mail: wiez@wiez.com.pl
http://free.ngo.pl/wiez


PRZYPISY:

[1]M. Flick, Z. Alszeghy, Il Vangelo della grazia. Un trattato dogmatico, Firenze 1967.
[2]A. A. Napiórkowski, Bogactwo łaski a nędza grzesznika. Zróżnicowany konsensus teologii katolickiej i luterańskiej o usprawiedliwieniu osiągnięty w dialogu ekumenicznym, s. 172.
[3]Tamże, 133–134.
[4]Karl Rahner, Podstawowy wykład wiary. Wprowadzenie do pojęcia chrześcijaństwa, tłum.T.Mieszkowski, Warszawa 1987, kolejne cytaty ze stron: 161–162 i 170, 229.
[5]L. Veuthey, Jan Duns Szkot. Myśl teologiczna, tłum. M. Kaczyński, Niepokalanów 1988, kolejne cytaty ze stron: 62–63, 64, 63–64.
[6]P. Jaskóła, „Solus Christus” – dzieli czy jednoczy?, w: M. Uglorz, Chrystus i Jego Kościół, Bielsko Biała 2000, s. 245–254.
[7]S. C. Napiórkowski, „Solus Christus”. Zbawcze pośrednictwo według „Księgi Zgody”, Lublin 1978.
[8]H. Asmussen, Maria, die Mutter Gottes, Stuttgart 1960.
[9]H. Chavannes, Pośrednictwo Marii. Czy jest przeszkodą w dialogu ekumenicznym, w: Teksty o Matce Bożej. Chrześcijaństwo ewangelickie (seria Beatam me dicent, t. X), wstęp, wybór i opracowanie S. C. Napiórkowski, tłum. M. Daniluk, Niepokalanów 2000, s. 400–438.
[10]Por. S. C. Napiórkowski, Christus solus nunquam solus: Toward Reinterpretation of the Principle „Solus Christus”, „Journal of Ecumenical Studies” 17 (1980) nr 3, s. 454–476.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl