Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow GORĄCE POLEMIKI arrow pytanie o kurs Alfa arrow VI. WIZJA JEDNOŚCI KOŚCIOŁA PO «DOMINUS IESUS»

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
VI. WIZJA JEDNOŚCI KOŚCIOŁA PO «DOMINUS IESUS» PDF Drukuj E-mail
Napisał KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI   

1. Kościół jest widzialny, jest jeden i trwa w Kościele katolickim

Jak ujawnił w pewnym wywiadzie prasowym kardynał Ratzinger, tytuł Deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus został zaczerpnięty z Pisma Świętego, a konkretnie z Pierwszego Listu do Koryntian. Na początku rozdziału dwunastego czytamy tam: „Nie chciałbym, bracia, byście nie wiedzieli o darach duchowych. Wiecie, że gdyście byli poganami, ciągnęło was nieodparcie ku niemym bożkom. Otóż zapewniam was, że nikt, pozostając pod natchnieniem Ducha Bożego, nie może mówić: «Niech Jezus będzie przeklęty!» Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»”.

Dokładnie chodzi o tę ostatnią frazę: „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»”. To sformułowanie: „Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3) po łacinie brzmi Dominus Iesus – i stało się właśnie tytułem tej Deklaracji.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że konferencja na temat Deklaracji Dominus Jesus nie bardzo pasuje do naszej Sesji Apologetycznej, bowiem Deklaracja zajmuje się głównie relacją chrześcijan do innych religii. Czyli właśnie nie problematyka wewnątrzchrześcijańska (katolicy, luteranie, prawosławni, zielonoświątkowcy, baptyści czy ewentualnie „wolne Kościoły”) była jej tematem, ale zajęcie stanowiska w dialogu międzyreligijnym, szczególnie w Indiach, ale również w Ameryce i w Anglii. Wśród teologów – i to pospołu: zarówno katolickich, jak i protestanckich – rozprzestrzeniła się pewna idea, że wszystkie religie mają taką samą wartość w oczach Bożych. Czyli jakoby chrześcijaństwo jest taką samą drogą do Boga jak hinduizm, buddyzm czy islam. Ponieważ jest to oczywista nieprawda, stąd Kongregacja uznała za stosowne zająć stanowisko w tej sprawie. I wtedy lepiej rozumiemy ten tytuł: Dominus Iesus, bo jest on częścią pewnego rozumowania: „Wiecie, że gdyście byli poganami, ciągnęło was nieodparcie ku niemym bożkom”. Tymczasem nikt bez pomocy Ducha Świętego nie może powiedzieć: „Panem jest Jezus”. To jest problematyka poruszana przez deklarację: inne religie a chrześcijaństwo. A to wyznanie „Dominus Iesus” jest możliwe tylko na mocy Ducha Świętego, czyli jest wewnątrzchrześcijańskim skarbem.

Większość tej Deklaracji zajmują tego typu problemy – przypominanie, że w oczach chrześcijan ich religia nie jest tylko jedną z wielu dróg, ale jest drogą objawioną przez Boga, jest drogą prawdziwego zbawienia i że zbawienie jest w Jezusie Chrystusie, który jest prawdziwym Synem Bożym i daje nam Ducha Świętego, który jest prawdziwym Bogiem. My nie przyglądamy się takim rzeczywistościom, jak hinduizm, buddyzm, islam czy jakiekolwiek inne religie, chociaż o voodoo wspomnieliśmy, ale tylko marginalnie. Głównie zajmujemy się problematyką wewnątrzchrześcijańską; to, co się dzieje wewnątrz naszej własnej religii.

Ale na końcu Deklaracji Dominus Iesus jest rozdział czwarty, piąty i szósty (to jest niewielka część tej Deklaracji), które mówią o Kościele. To nawet wzbudziło kontrowersje na świecie, dlaczego w takiej Deklaracji, w której mówi się o Jedyności Syna Bożego, wyjątkowości chrześcijaństwa, istnieje ten dodatek o Kościele. Wydawałoby się, że to jakby rozbija jedność tekstu, główny jego zamysł, bowiem chodziło przecież o relacje wobec innych religii. Przyjrzymy się kilku wybranym fragmentom, żeby zrozumieć, że te fragmenty o Kościele są integralną częścią całości.

Tak więc w Deklaracji Dominus Iesus czytamy: „[Chrystus] sam jest w Kościele, a Kościół jest w Nim […] dlatego pełnia tajemnicy zbawczej Chrystusa należy także do Kościoła” (DI, 16). Te trudne zdania mają znaczyć, że Jezus Chrystus jest obecny na ziemi w konkretnej formie i działa na sposób nie tylko duchowy. Działa nie tylko poprzez Ducha, ale także poprzez rzeczywistości widzialne i dotykalne, które można obejrzeć, dotknąć ich, można się z nimi spotkać. Taką właśnie rzeczywistością jest Kościół. Dokładnie o tym mówił św. Paweł, w słowach: „wy jesteście Ciałem Chrystusa”. Jak się przyjrzeć bliżej temu sformułowaniu, które być może już nam się trochę osłuchało, to ono jest naprawdę szokujące. Bo kiedy Paweł mówi ludziom, którzy go słuchają czy czytają list: „wy jesteście Ciałem Chrystusa”, to ma znaczyć tyle, że tak jak Syn Boży, który jest odwiecznym Bogiem, a Bóg jest duchem – staje się ciałem, i zaczyna przemawiać, uzdrawiać, dotykać, zaczyna być obecny w Ciele, w tym sensie cielesna, czyli dotykalna i widzialna obecność Jezusa na ziemi się nie skończyła, lecz zmieniła formę. Więc to Ciało konkretnego i jedynego Człowieka, Jezusa z Nazaretu, które się złączyło z Osobą Syna Bożego – ono oczywiście zostało wyniesione do nieba na prawicę Ojca, ale jednak w jakimś sensie Ciało Chrystusa dalej jest obecne.

To właśnie chce powiedzieć św. Paweł, kiedy mówi: „wy jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami”. Dlatego też mówi to akurat w dziesiątym rozdziale o Ciele Chrystusa obecnym w Wieczerzy Pańskiej i dlatego zawsze tak silnie widziano łączność między jednym a drugim. Mówi się: „Eucharystia buduje Kościół”, co ma znaczyć, że uczestniczenie w Wieczerzy, w której ludzie się karmią Ciałem Chrystusa, buduje Ciało Chrystusa, którym jest Kościół. Właśnie dlatego mówienie o Kościele jest jakby naturalną konsekwencją mówienia o Jezusie Chrystusie. To nie jest osobny temat, temat nr 2. To jest po prostu refleksja nad tym, co Pismo Święte mówi o sposobie obecności Syna Bożego na ziemi: Jak to się dzieje? Czy można dalej mówić o Ciele Chrystusa po tym, jak Ciało Jezusa z Nazaretu zmartwychwstało, zostało wyniesione do nieba? Czy jeszcze o czymś można mówić „Ciało Chrystusa”?

A więc przynajmniej o takich dwóch rzeczywistościach można mówić „Ciało Chrystusa”: po pierwsze o tym, o czym Jezus powiedział sam: „to jest Ciało Moje”, a po drugie – o tym, o czym św. Paweł powiedział: „wy jesteście Ciałem Chrystusa”. To właśnie mają znaczyć przytoczone słowa z Deklaracji, że Chrystus sam jest w Kościele, a Kościół jest w Nim. Dlatego jeżeli mówi się, że Jezus jest Panem, to logiczną konsekwencją jest pytanie: Jezus jest Panem, wobec tego, gdzie On jest? Gdzie można Go zobaczyć, dotknąć i doświadczyć? Gdzie jest Ciało tego Chrystusa? Oto tym Ciałem jest Kościół. Dlatego „pełnia tajemnicy zbawczej Chrystusa należy także do Kościoła”. Jeśli chcemy się w pełni wypowiedzieć, jak zbawia i w czym zbawia Jezus – to po prostu zdanie musi się skończyć słowem „Kościół”.

Deklaracja przypomina, że podobna idea wyraża się w nowotestamentowej metaforze Oblubienicy. Metafora: Oblubieniec – Oblubienica, to aplikacja Pieśni nad pieśniami do sytuacji Jezusa Chrystusa, Syna Bożego (Oblubieniec) i Oblubienicy, czyli zgromadzenia wszystkich wiernych (Ecclesia, Kościół). Oblubieniec i Oblubienica, którzy nie mogą być rozłączeni, to jakby narzeczeni albo młode małżeństwo. Stąd rozdzielanie tych dwóch słów to jakby próba rozerwania związku scementowanego miłością. „Duch i Oblubienica mówią: «Przyjdź!»„. To słowo „Oblubienica” jest tylko metaforą, ale ma przybliżyć czytelnikom Pisma Świętego, co łączy Jezusa z Kościołem, jakiego typu relacja jest między nimi. Stąd dobrze jest czasem pouprawiać eklezjologię, czyli pomyśleć o Kościele – na przykład rozmawiając z narzeczonymi, jak już ustalają trzy dni przed ślubem szczegóły, bo to właśnie jest oblubieniec i oblubienica. Co ich łączy? W tym kontekście Deklaracja przypomina: „Tak jak jest jeden Chrystus, istnieje tylko jedno Jego Ciało, jedna Jego Oblubienica”. Ciało i Oblubienica – te dwa sposoby obrazowania tu są przypomniane, żeby uzmysłowić, co mamy na myśli, kiedy mówimy „Kościół”.

Po drugie, Deklaracja przypomina: – „Należy «stanowczo wyznać» jako prawdę wiary katolickiej jedyność założonego przez [Chrystusa] Kościoła”; oraz że „wszystko to, co stanowi o integralności [Kościoła] nigdy nie przeminie” (DI, 16).

W Deklaracji kilka razy powtarza się takie sformułowanie: „Należy stanowczo wyznać jako prawdę wiary katolickiej”… Mówiąc językiem bardziej tradycyjnym – to jest rodzaj dogmatu. Dogmat – to jest to, co katolicy mają stanowczo wyznawać jako prawdę swojej wiary. Więc najpierw „jedyność założonego przez Chrystusa Kościoła”. Na tym poziomie Deklaracja odsyła nas do tego, co było 20 wieków temu: że Pan Jezus założył Kościół. Trzeba o tym często przypominać, dlatego że ciągle się spotykamy z próbami spirytualizacji dzieła Pana Jezusa. Pewien zaangażowany i „postępowy” teolog katolicki (!), napisał książkę pt.: Marzenie o Kościele. Podsumowanie autora brzmiało, że „ciągle jeszcze czekamy na taki Kościół, o jakim Pan Jezus marzył”… Czyli generalną tezą była to, że Pan Jezus „marzył” o Kościele, ale Jego marzenie się nie zrealizowało, bo się okazało, że ludzie są grzeszni i nieznośni. Piotr zdradził Pana Jezusa, Judasz Go sprzedał, a późniejsi chrześcijanie okazali się wcale nie lepsi, łącznie z nami…

Dlatego trzeba to często przypominać i mówić, że Pan Jezus nie marzył o Kościele, lecz Kościół rzeczywiście założył i że Kościół od samego początku był taki jak dziś. I my dziś o Kościele nie marzymy (to jest częsta pokusa pewnych „uduchowionych” grup), ale Kościół przyjmujemy taki, jaki jest. Nie jest lepszy, niż był wtedy, ale też pewnie nie jest gorszy niż za czasów Pana Jezusa. Istnieje mniemanie, że to, co dziś mamy, jest tak pełne odrażającej grzeszności, że to nie może być Kościół Jezusa. I snuje się jakieś marzenia o Kościele, który będzie, jak się wreszcie wprowadzi w życie Ewangelię. Oczywiście te marzenia się nigdy nie realizują, bo to jest niemożliwe; bo Kościół składa się z ludzi, a ludzie są tacy, jak są opisani w Nowym Testamencie, i tacy jak my. Marzenie o Kościele idealnym – to jest jedno ze źródeł nieustannych podziałów, tego niekończącego się mnożenia nowych wyznań, kolejnych prób wyodrębnienia „Reszty Izraela”. Więc należy stanowczo wyznać jako prawdę wiary katolickiej: po pierwsze, że Chrystus założył Kościół, tzn. po Wniebowstąpieniu zostali ludzie: apostołowie, uczniowie, którzy są Kościołem; i po drugie – że Kościół był jeden. Nie było kilku Kościołów: jeden przy Piotrze, drugi przy Apollosie, inny przy Chrystusie, jeszcze inny przy Pawle.

Na razie koncentrowaliśmy się na tym, co było dwadzieścia wieków temu. I dalej Deklaracja mówi (i to jest druga część prawdy wiary katolickiej): „oraz, że wszystko to, co stanowi o integralności Kościoła, nigdy nie przeminie”. Integrum – coś, co sprawia, że Kościół jest całością, to nigdy nie przeminie. O tym też warto często przypominać, bo wiele rzeczy w Kościele się zmienia i przemija. Można by tu mnożyć przykłady na zjawiska, które kiedyś były, a dzisiaj już ich nie ma w Kościele, np. łacina w liturgii, która kiedyś była chlebem codziennym ludzi, a dziś jest dla nich co najwyżej wspomnieniem z dzieciństwa. Natomiast tutaj jest mowa o tym, co stanowi o integralności Kościoła, dzięki czemu Kościół jest Kościołem. Jasne jest, że od łaciny Kościół raczej nie zależy – to w końcu tylko język, którym się wypowiada słowa modlitwy czy liturgii. Natomiast od czegoś jednak Kościół zależy – i to nigdy nie przeminie. Ta prawda wiary jest wspomożona w Deklaracji Dominus Iesus cytatami z Pisma Świętego:

– „ […] na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18);

(Weźmiemy w nawias ewentualną polemiczną dyskusję wewnątrzchrześcijańską, co to znaczy „Skała”. Tu jest najważniejsze to, że „bramy piekielną go nie przemogą” i że Kościół – ten, który oto Jezus zakłada – ten Kościół nie jest zniszczalny.)

– „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28, 20).

Te fragmenty i wiele innych mówią o tym, że ta wspólnota, którą Jezus ma właśnie przed sobą, złożona z konkretnych apostołów i uczniów, będzie trwała w rytmie pokoleń przez wieki na mocy tych obietnic: „bramy piekielne nigdy nie przemogą”, „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. To się składa na treść katolickiej wiary o Kościele: jeden i mający takie właśnie obietnice Pana Jezusa.

Te prawdy są bardzo pięknie wyrażone na I Soborze Watykańskim. Powszechnie znamy ten Sobór z okaleczonej i okrojonej wersji dogmatu o nieomylności papieża. Jednak gdy się przeczyta pełną Konstytucję dogmatyczną o wierze i o Kościele Chrystusowym – można zobaczyć, jak to jest przedstawione przez Sobór. Wychodzi się od proroctw Starego Testamentu, od obietnic Pana Jezusa, od nieomylności Ludu Bożego, od nieomylności Słowa Bożego, i dopiero na końcu jest sformułowanie, że to wszystko przybierze kształt wyraźny i cielesny w tym, że jakąś prawdę wiary (niesioną przez Słowo Boże i przez nieomylność Kościoła, i głoszoną przez pasterzy przez dwadzieścia wieków) ogłosi papież jako sługa interpretacji Słowa Bożego. I takie orzeczenie jest nieomylne.

Dalej mówi Deklaracja Dominus Iesus: „Ten jedyny Kościół Chrystusowy, który Zbawiciel nasz po zmartwychwstaniu swoim powierzył do pasienia Piotrowi […] trwa w Kościele katolickim” (DI, 16). To jest scena z Ewangelii wg św. Jana (J 21, 15–17): „Paś baranki moje!” – Jezus swoje baranki oddaje, oczywiście nie dlatego, że już miałyby być nie Jego, lecz oddaje je Piotrowi do pasienia.

To słowo „trwa” jest bardzo ważne, bo ono przywodzi na myśl dwa skojarzenia. Pierwsze – to jest skojarzenie z Izraelem, pełna analogia do narodu wybranego. Izrael trwa w ludziach, dlatego że składa się z rodzin, które mają dzieci, można wskazać ciągłość pokoleń, istnieje świadomość etniczna: „Jesteśmy synami Abrahama”. I jest jedność, która jest silniejsza niż grzechy albo odstępstwa. Tak więc to „trwa” ma mniej więcej to samo wyrazić, że oto jest Lud nowy, skojarzony już nie na zasadzie etnicznej, na zasadzie wiary. Przekazywanie wiary trwa w tych ludziach – to ma znaczyć, że Kościół trwa.

I drugie skojarzenie – z rodziną. Tak jak w rodzinie istnieje jedność, która jest silniejsza od grzechów czy niedoskonałości, i rodzina jest nawet miejscem pojednywania się po konfliktach – to podobną trwałością ma się odznaczać Kościół.

To są takie pierwsze trzy punkty wykładu Deklaracji Dominus Iesus:

a. Mówiąc słowo „Chrystus”, trzeba powiedzieć o cielesnym sposobie Jego trwania na ziemi, który ma też taką formę kościelną (Ciało Chrystusa, Oblubienica);

b. Ten Kościół jest tylko jeden – to jest ewidentny obraz Nowego Testamentu: Jezus zakłada jeden Kościół;

c.  Ten Kościół trwa w Kościele katolickim.

Deklaracja dochodzi do tego punktu, w którym zdaje sobie sprawę, że obecna sytuacja na świecie jest inna niż w chwili Wniebowstąpienia Pana Jezusa. W dziedzinie jedności i wierności apostołom istnieje dziś „konkurencja”. Oprócz katolików są i prawosławni, i cały szereg Kościołów protestanckich, i tych nowych rzeczywistości końca XX wieku, o których wspominaliśmy: Kościołów „ponaddenominacyjnych”, nowych Kościołów charyzmatycznych, organizacji paraeklezjalnych, wewnątrz których nikt nie ma wątpliwości, że stanowią również prawdziwy Kościół.

Stąd Deklaracja tę sytuację opisuje tak: – „Kościół Chrystusowy pomimo podziału chrześcijan nadal istnieje w pełni jedynie w Kościele katolickim”, a „liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy znajdują się poza jego organizmem” (DI, 16).

„Pomimo podziału chrześcijan” – to jest stwierdzenie faktu podziału chrześcijan: są prawdziwi chrześcijanie, którzy nie są katolikami! „Kościół Chrystusowy nadal istnieje w pełni jedynie w Kościele katolickim”. Ważne jest to słowo „w pełni”, bo jeżeli w pełni jest w Kościele katolickim, to znaczy, że nie w pełni istnieje również poza nim. Z tej prawdy wiary, że Kościół w pełni istnieje w Kościele katolickim, czasami dawniej wyciągano wniosek, że wobec tego poza Kościołem katolickim rozciąga się pustynia eklezjalna. A to nie zgadza się nawet z Ojcami Kościoła, którzy wcale nie twierdzili, że jeżeli w Kościele katolickim jest prawda, to poza Kościołem nie ma prawdy. Logiczne rozumowanie uświadamia, że jeśli ktoś nie jest w Kościele katolickim, to może mieć całkiem dużo prawdy, może mieć połowę czy choć odrobinę…

Prawdę mówiąc, jak się zastanowić przez chwilę, to dochodzi się do wniosku, że każdy na świecie ma trochę prawdy. Na przykład ateista, który nie ma prawdy o Bogu, może mieć trochę prawdy na temat zasad moralnych. Hinduista też zapewne ma trochę prawdy na temat istoty człowieka, że człowiek jest nie tylko ciałem i nie całkiem się skończy, gdy umrze. Można patrzeć od strony negatywnej, że nie zna prawdy o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym w Chrystusie, ale można patrzeć od strony pozytywnej, że o jakiejś duchowej stronie człowieka coś wie.

Ta sama zasada, ale już w o wiele mocniejszym sensie się stosuje w obrębie chrześcijan. Można definiować chrześcijan negatywnie. Można się spotkać z taką definicją: Luteranie – to ci, co nie wierzą w Maryję. Już pomijając nawet absurdalność tego powiedzenia, bo oczywiście wierzą w istnienie Maryi i w jej rolę w planie Bożym; ale nie wierzą w jakieś inne przymioty związane z Maryją. Ale to akurat nie jest definicja luteranina! To nie jest ośrodek jego religijnej samoświadomości. Luteranin ma jednak inny ośrodek tożsamości chrześcijańskiej.

To chce powiedzieć nam Deklaracja Dominus Iesus: że z jednej strony „Kościół Chrystusowy istnieje w pełni jedynie w Kościele katolickim – ale, ważne uzupełnienie – liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy znajdują się poza jego organizmem”. I tutaj chodzi o pierwiastki uświęcenia i prawdy poza organizmem Kościoła katolickiego, ale wewnątrz chrześcijaństwa. Jak się rozejrzeć po chrześcijanach, to jest oczywiste, że wiele pierwiastków uświęcenia i prawdy jest także wśród niekatolików.

Na tej podstawie jest możliwy ekumenizm, gdyż ekumenizm bierze się ze spojrzenia pozytywnego – takiego właśnie, które charakteryzowało św. Augustyna: żeby zobaczyć to, co łączy. („A jednak wyznają jedną Głowę!”) Poza tym jakkolwiek poza Kościołem katolickim nie ma pełni darów Chrystusowych, to jest możliwe, że w jakiejś niekatolickiej wspólnocie jakiś konkretny dar jest przeżywany lepiej niż „średnia katolicka”.

Jako przykład można przytoczyć Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Trudno nie zauważyć, że ta akurat idea, żeby po jakimś niezbyt długim czasie otworzyć się z wiarą na działanie Ducha Świętego i oczekiwać, że z tej relacji wynikną konkrety życia, przyszła spoza Kościoła katolickiego. Tu mówimy o jakimś praktycznym sposobie. To się nie kłóci z wiarą w jedyność Kościoła, że jakiś konkretny aspekt wiary może być lepiej przeżywany poza Kościołem katolickim. Jeśli chodzi o przeżycie czy sposób doświadczenia – to jest możliwe.

Dzisiaj nazwą „Kościół” szafuje się na prawo i lewo: „Kościół taki”, „Kościół owaki”, „powstał Kościół”… Niedawno donoszono, że w pewnym mieście wywieszono taki napis: „Kościół zawiesił swoją działalność”. To była informacja w miejscu spotykania się członków jednego z takich tworów chrześcijańskich, który sam siebie nazwał „Kościołem”. Patrząc historycznie, w ramach historii Kościoła – to jest bardzo ciekawe sformułowanie… Deklaracja ustala więc terminologię: co to znaczy Kościół.

Deklaracja przypomina, że „Kościoły zjednoczone [z Kościołem katolickim] bardzo ścisłymi więzami, jak sukcesja apostolska i ważna Eucharystia, są prawdziwymi Kościołami partykularnymi” […] inne „nie są Kościołami w ścisłym sensie”, a „ochrzczeni w [nich] są w pewnej wspólnocie, choć niedoskonałej, z Kościołem” (DI, 17).

Wyrażenie „sukcesja apostolska” oznacza, że inne Kościoły mogą mieć biskupów, którzy przez katolickich biskupów są uważani za prawdziwych biskupów. Najbardziej oczywistym przykładem będzie tu Kościół prawosławny. Każdy biskup katolicki powie, że biskup prawosławny jest biskupem – w takim samym sensie jak biskup katolicki. Co najwyżej będzie stawiać pytania co do łączności tych biskupów między sobą w jednym Kościele katolickim, ale na pewno powie, że łączy ich sukcesja apostolska. Istnieje też dużo Kościołów tzw. starokatolickich czy Kościołów narodowych; nawet ten odłam, który nazywano tak popularnie lefebrystami – też na pewno miał ważnych biskupów. Katolicy zawsze uważali, że takich właśnie Kościołach, gdzie są prawdziwi biskupi, może też być ważna Eucharystia.

To nie jest jakaś nowość, nie wszystko zaczęło się od II Soboru Watykańskiego. Np. już pewna książka[1] wydana pod koniec I wojny światowej zawierała fragmenty Listu pasterskiego o św. Kościele Chrystusowym ks. abpa Bilczewskiego, pasterza lwowskiego. Biskup w czasach przedsoborowych wypowiadał się na temat relacji do prawosławnych i protestantów, co na terenie diecezji lwowskiej było oczywistym problemem. Biskup wykładał, że „innowiercy”, którzy „w dobrej wierze religię swoją niekatolicka uważają za prawdziwą”, nie tylko są na drodze do zbawienia, ale nawet „w oczach Boga są katolikami”. To był list pasterski arcybiskupa, a nie jakieś śmiałe koncepcje teologiczne, wysnuwane jako echo akademickich dyskusji.

W zdaniu „Kościoły zjednoczone z Kościołem katolickim tak ścisłymi więzami, jak sukcesja apostolska i ważna Eucharystia, są prawdziwymi Kościołami partykularnymi”, czyli cząstkowymi, słowo „Kościół” nie jest użyte w znaczeniu gremialnym (Kościół Chrystusowy na całej ziemi), ale w sensie cząstkowym – można mówić o Kościele we Wrocławiu albo o Kościele w Warszawie: to są Kościoły partykularne. Kościoły, które mają biskupów i Eucharystię, są prawdziwymi Kościołami partykularnymi. Dlatego w oczach papieża Jana Pawła II Kościół prawosławny w Kijowie czy w Moskwie – to jest prawdziwy Kościół partykularny.

Inne – tak nazywa to Deklaracja – „nie są Kościołami w ścisłym sensie”. To zdanie wzbudziło spore kontrowersje, np. wśród niemieckich wyznawców Kościoła ewangelickiego, popularnie mówiąc – luterańskiego: Kościół katolicki nie uważa Kościoła luterańskiego za prawdziwy Kościół? To jest nieekumeniczne! W komentarzach i w dyskusjach, które potem miały miejsce, kardynał Ratzinger przypominał: Ci właśnie luteranie nie chcą należeć do tego, co my nazywamy „Kościołem”. My nazywamy „Kościołem” taką społeczność, która się legitymuje trwałością pokoleń, tak jak to jest charakterystyczne dla narodów i ludów; która się opiera na autorytecie biskupów i sukcesji a także przekazywanej z rąk do rąk Wieczerzy Pańskiej. To my nazywamy Kościołem. To luteranie do takiego Kościoła nie chcą należeć. Dlaczego więc się urażają, jeżeli mówimy, że w naszych oczach to, do czego należą, to nie jest pełny Kościół partykularny?

Luteranie mają, może niekoniecznie sukcesję apostolską, ale na pewno sukcesję pokoleń wiary. Natomiast jeżeli chodzi o Kościoły, które powstały, np. rok temu czy pięć lat temu – bez żadnego zakorzenienia w Tradycji – to już z całą pewnością w sensie teologicznym o nich się nie mówi „Kościół”. To też nie jest żadna nowość. Dokumenty II Soboru Watykańskiego zawierają wszędzie podwójne sformułowanie: „Kościół” i „Wspólnoty eklezjalne” dla rozróżnienia, że np. prawosławni są prawdziwym Kościołem, natomiast bardzo wiele wspólnot to co najwyżej Wspólnoty eklezjalne.

To jest ważna różnica, bo w oczach katolika nie każde zgromadzenie chrześcijan jest Kościołem, natomiast w oczach chrześcijan ponaddenominacyjnych praktycznie każde zgromadzenie ludzi wyznających Chrystusa jest Kościołem. W świadomości ponaddenominacyjnej, jeśli się skrzyknie choćby kilku ludzi, to od chwili, kiedy podejmują decyzję o jakiejś wspólnej działalności – stworzyli Kościół. Według pojęcia katolickiego można to nazwać Wspólnotą eklezjalną, ale na pewno nie Kościołem.

Dalej w Deklaracji czytamy tak: „Nie wolno zatem wiernym uważać, że Kościół Chrystusowy jest zbiorem Kościołów i Wspólnot eklezjalnych: […] elementy tego Kościoła istnieją «łącznie i w całej pełni» w Kościele katolickim oraz «bez takiej pełni» w innych Wspólnotach” (DI, 17).

Funkcjonuje pojęcie Kościoła w Duchu, jakby federacji różnych Kościołów. Więc pojęcie Kościoła duchowego wydaje się katolikom wysoce niebiblijne, bowiem Kościół to jest społeczność ludzi, i dopiero w tej społeczności możemy mówić o zamieszkaniu Jezusa Chrystusa, o obecności Ducha Świętego. To nie jest niewidzialna społeczność, ale właśnie widzialna i dotykalna.

To jest dość poważna odmienność eklezjologiczna, czyli dotycząca Kościoła. W świadomości wolnokościelnej Kościół jest rzeczywistością duchową, niewidzialną; jest federacją wszystkich tych, którzy na całym świecie uważają się za chrześcijan. W Deklaracji to jest dość mocno jest powiedziane, że wiernym „nie wolno uważać”, czyli nie jest to prawdą, że Kościół Chrystusowy jest zbiorem Kościołów i Wspólnot eklezjalnych. Chociaż zaraz po tym dla zrównoważenia jest przypomniane, że elementy Kościoła Chrystusowego istnieją łącznie i w całej pełni w Kościele katolickim, ale że istnieją też bez takiej pełni także w innych Wspólnotach. To jest jasne już od starożytności, na przykład już św. Augustyn głosił, że taki element Kościoła Chrystusowego i uświęcenia jak chrzest istniał u donatystów. Kto jest ochrzczony u donatystów – otrzymał chrzest prawdziwy: nie „chrzest donatystów”, ale chrzest Kościoła Chrystusowego, chrzest katolicki. Przykład bliższy dzisiejszym czasom: jeśli się pozna Pismo Święte u metodystów, to już nie musi się otrzymać innego, „prawdziwego” Pisma świętego od katolików, bo ten akurat element uświęcenia i prawdy jest wspólny. Ktoś, kto nauczył się modlić do Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym, nie musi otrzymywać nowej szkoły biblijnej modlitwy, bo otrzymał prawdziwy element Kościoła Chrystusowego. To są elementy prawdy, jakkolwiek bez pełni, istniejące także w innych Wspólnotach eklezjalnych.

2. Chrystus działa w Kościele

W ostatnim, krótkim rozdziale Deklaracja Dominus Iesus przypomina po pierwsze, że: „Nie można wykluczyć «działania Chrystusa i Ducha poza widzialnymi granicami Kościoła»„ (DI, 19). To, że Bóg zaprosił nas do życia w prawdzie, nie znaczy, że się związał i nie będzie działać poza tą wspólnotą, której dał prawdę. Bóg jest wolny i może działać zgodnie ze swoją wolą, nie jest związany żadnymi ograniczeniami, dlatego jest możliwe, że Chrystus i Duch Święty działają poza widzialnymi granicami Kościoła. Przy czym sformułowanie „granice Kościoła” oznacza zarówno to miejsce, gdzie Kościół Chrystusowy jest w pełni, jak i to miejsce, gdzie jest w swoich elementach. Jest możliwe, że Duch Święty będzie działać poza granicami Kościoła, jak i odłączonych Kościołów partykularnych, jak i Wspólnot eklezjalnych. Mamy na to liczne przykłady biblijne. Nawet pogański władca Cyrus jest nazwany „pomazańcem Bożym” – cokolwiek miałoby to znaczyć – na pewno stał się narzędziem działania Boga.

Kolejne bardzo mocne stwierdzenie z Deklaracji: „Należy «stanowczo wierzyć» w to, że «pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia», [choć] istnieje rzeczywista możliwość zbawienia w Chrystusie dla wszystkich ludzi” (DI, 20). Jest to kolejny element prawdy katolickiej, o której się głosi, że od początku była i nie może podlegać zmianom. Co to ma znaczyć, że Kościół jest konieczny do zbawienia? To ma znaczyć, że Bóg przewidział to miejsce, w którym ludzie mają się zbawiać, chociaż niekoniecznie musi to oznaczać, że ktoś, kto nie jest katolikiem ani być może nawet chrześcijaninem, że nie może być zbawiony. W różnych kontaktach apologetyczno–polemicznych można spotkać ludzi, którzy mają takie wyobrażenie: każdy człowiek rodzi się odłączony od Boga i bez łaski, wobec tego cokolwiek by robił, jakkolwiek by się zachowywał, to – jeżeli nic się nie wydarzy między nim a Chrystusem – to w takim stanie umrze i pójdzie na potępienie wieczne. A jedynym wyjątkiem od tego losu są ci, którzy w sposób formalny przyjęli Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Dobrze jest wtedy zadać pytania: A co z tymi ludźmi opisanymi w Biblii, którzy są ewidentnie opisani jako zbawieni? Mojżesz, Abraham, Eliasz i cała plejada innych, którzy oczywiście nie byli ani ochrzczeni, ani nie przyjęli Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Wtedy ten obraz się mąci, bo rzeczywiście Pismo Święte opisuje nam mnóstwo ludzi, którzy dostąpili zbawienia przed przyjściem Chrystusa. Być może to są też ci, o których wspomina Apostoł, że „Chrystus poszedł głosić Ewangelię duchom uwięzionym”, czyli ewidentnie zmarłym. Pismo Święte pokazuje nam, że niekoniecznie obraz jest taki jednoznaczny: zewnętrzne i formalne przyjęcie Chrystusa równoznaczne ze zbawieniem. Religijna wyobraźnia katolicka, która się zmaterializowała w tej Deklaracji, o tym też nie zapomina. Stąd jest to sformułowane tak: „pielgrzymujący Kościół jest konieczny do zbawienia, chociaż istnieje rzeczywista możliwość zbawienia w Chrystusie dla wszystkich ludzi”. Tak jak Abraham został zbawiony i Jezus potrafi nawet niebo nazwać „łonem Abrahama”, czyli Abraham stał się nawet synonimem mieszkańców nieba.

Wielu teologów, szczególnie w Indiach, wysnuło z tego wniosek: skoro jest możliwość zbawienia dla wszystkich, to wobec tego wszystko jedno, czy się należy do Kościoła. Więc przypomina Deklaracja: – „wyznawcy religii niechrześcijańskich mogą otrzymać łaskę Bożą, lecz jest pewne, że «obiektywnie» znajdują się oni w sytuacji bardzo niekorzystnej w porównaniu z tymi, którzy posiadają w Kościele pełnię środków zbawczych” (DI, 21). Aby zrozumieć dobrze, co to znaczy, najlepiej byłoby odnieść to do sytuacji biblijnej. Święty Paweł dobrze wiedział, że Pan Jezus nazywa niebo „łonem Abrahama” i dobrze wiedział o widzeniu Mojżesza i Eliasza na górze Tabor, ale jednak gdy porównywał sytuację życia pod Prawem i życia w łasce, to widział radykalną różnicę. Przecież to Chrystus nas wyzwolił, otworzył nam śmiały przystęp do Ojca, obmył nas w Duchu Świętym i usprawiedliwił. Te wszystkie dane w wyważony sposób można sformułować tak, że: „wyznawcy religii niechrześcijańskich – judaizm w tym sensie na pewno jest religią niechrześcijańską – mogą otrzymać łaskę Bożą, lecz jest pewne, że obiektywnie znajdują się w sytuacji niekorzystnej w porównaniu z tymi, którzy posiadają w Kościele pełnię środków zbawczych”. To właśnie tę prawdę z takim zapałem i zachwytem głosił Święty Paweł: niebywałą „korzystność” nowej sytuacji. Zobaczcie, jakim skarbem nas obdarzył Chrystus! Zobaczcie, co się nam przydarzyło! W Deklaracji to jest ujęte w sposób negatywny. Stąd wynika oczywiście, że jakkolwiek Pan Bóg może przewidzieć drogę zbawienia dla każdego, to jednak objawił nam, że pewna droga do zbawienia jest w Kościele, gdzie jest „pełnia środków zbawczych”.

Co to są środki zbawcze? Dobrze byłoby zacząć nie od sakramentów, lecz od słowa Bożego. Pan Jezus żył na ziemi i Jego słowa i czyny zostały utrwalone. Mamy do nich dostęp. Pojęcie sakramentu jest wtórne, wywodzi się ze Słowa Bożego. Najpierw trzeba mieć dostęp Słowa Bożego, potem dopiero można tam przeczytać z wiarą: „to czyńcie na Moją pamiątkę” i następnie dopiero można to czynić. Taka musi być kolejność. Środkami zbawczymi na przykład są słowa, opisy czy narracje, które są dostępne. Tym środkami na pewno są też sakramenty, o których zbiorczo można powiedzieć: „to czyńcie na Moją pamiątkę”. I tym środkiem na pewno też jest wspólnota wierzących, ludzie nawzajem dla siebie. Święty Paweł mówi: „jesteście Ciałem Chrystusa”. To też jest sposób działania. Dlatego pojęcie środków zbawczych należy rozszerzyć na Słowo, sakramenty i wspólnotę. Wtedy bardziej jasne stanie się rozróżnienie między Kościołami a Wspólnotami eklezjalnymi: Kościołem nazywa się takie miejsce, gdzie środków zbawczych jest prawie pełnia, a Wspólnotą eklezjalną takie miejsce, gdzie tych środków zbawczych jest wyraźnie mniej, a niektórych nie ma wcale (w szczególności sakramentów czy na przykład ciągłości ludu i sukcesji).

Taka jest wizja jedności Kościoła po Dominus Iesus. Ten tytuł jest troszkę prowokacyjny „po Dominus Iesus”, bo on prowokacyjnie sugerował, jakoby ta wizja była jakaś inna niż przed Deklaracją. Ale ta wizja jest dokładnie taka sama, jak po II Soborze Watykańskim. Jak dobrze się przyjrzeć I Soborowi Watykańskiemu, to jest taka sama, jak po I Soborze Watykańskim. A jak dobrze się przyjrzeć pismom św. Augustyna, to okaże, że jest taka sama jak za czasów Ojców Kościoła. To jest po prostu stała wizja jedności Kościoła, która bardzo przypomina jedność Izraela w Starym Testamencie. Jednak Pan Bóg, strzegąc jedności ludu, umiał przypominać, że nie jest ograniczony tą jednością, że jest wolny i jak zechce, to może działać także gdzieś indziej.

To właśnie są wnioski ze słów Świętego Pawła „nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego «Panem jest Jezus»„, tj. przyjąć Jezusa jako Pana – i wnioski z bardzo prostej obserwacji, że w tym samym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian jest bardzo obszerna mowa o Kościele. Ten sam rozdział zaczyna się „Jezus jest Panem”, a kończy się tym, że „wy jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami”. Konstrukcja dwunastego rozdziału pierwszego listu do Koryntian bardzo przypomina konstrukcję Deklaracji Dominus Iesus, która też się zaczyna od wyznania „Jezus jest Panem”, a kończy się na przypomnieniu, że w konsekwencji ludzie, którzy w to wierzą, są Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami.


P R Z Y P I S Y :

[1]St. Bartynowski, Apolegetyka podręczna: obrona wiary katolickiej z odpowiedziami na zarzuty, Kraków 1918, s. 492.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl