Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Forum teologiczne arrow ZBIÓR ARTYKUŁÓW - MARIOLOGIA arrow MARYJA W NAUCE I POBOZNOŚCI KOŚCIOŁA

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
MARYJA W NAUCE I POBOZNOŚCI KOŚCIOŁA PDF Drukuj E-mail
Napisał HANS URS VON BALTHASAR   


Poniższe artykuły zostały po raz pierwszy opublikowane jako przyczynek do Maryja Matka Pana wydany przez Sekretariat Niemieckiej Konferencji Biskupów, Bonn (pozycja: Pisma pasterskie Biskupów Niemieckich, nr 18).


Wprowadzenie

Obecność Maryi w nauce Kościoła, zwłaszcza Jej cześć oraz pobożność katolicka wypełniona treściami maryjnymi, już od dawna, ale przede wszyskim w ostatnich dziesiątkach lat, wywołuje napięcia wewnątrz Kościoła. Hasło jednych „O Maryi nigdy dosyć”, dla innych stanowi podwójne niebezpieczeństwo. Narusza jakoby hierarchię prawd chrześcijańskich, których centrum jest Chrystus i Bóg Trójjedyny; od Niego pochodzi wszelka łaska (Maryja natomiast należy jedynie do obdarzonego łaska stworzenia). Opóźnia też rzekomo porozumienie ekumeniczne ze wspólnotami chrześcijańskimi Reformacji, które przeważnie (ze znacznymi wyjątkami) cześć Maryi uważają za niebezpieczną dla swej pobożności. (Kroczymy tu w zgodzie z Kościołem wschodnim, a napięcie powstałoby niechybnie wtedy, gdybyśmy kult maryjny ograniczyli).

Oba kierunki wewnątrz Kościoła wykazują pewną jednostronność. Zdania „O Maryi nigdy dosyć” nie można oczywiście rozważać ilościowo, jako nakierowane na mnożenie maryjnych dogmatów, nabożeństw czy świąt; „nigdy dosyć” może się jedynie odnosić do głębszego zrozumienia roli Maryi w Bożym dziele zbawienia i wypływającej stąd Jej godności, co zresztą ukazałoby Jej wkorzenienie w prawdy chrystologiczne i trynitarne. Krytyczną ostrożność drugich można natomiast uspokoić faktem, że w całym Piśmie Świętym o żadnej kobiecie nie mówi się równie obszernie (o Judycie czy Ester ze wspomina się tylko epizodycznie); każde zdarzenie z Maryją łączy się ściśle z wcieleniem Chrystusa, Jego dzieciństwem, życiem publicznym, męka i dalszym życiem w Kościele. Wszystkie wydarzenia w Ewangeliach, gruntownie przemyślane, tworzą zwartą sieć; poszczególne zdarzenia odbijają się, jak w sali lustrzanej, i wzajemnie w nieskończoność oświetlają, pomnażają, pogłębiają.

Niewątpliwie ta pełnia tajemnic maryjnych utrudnia mówienie o Maryi i grozi niebezpieczeństwem jednostronnych definicji, czy jednak inaczej ma się sprawa z jeszcze większymi misteriami Jej Syna? Jeśli wolno nam nazywać Maryję Królową Nieba, Aniołów, Kościoła, to dlatego, że jako „uniżona Służebnica Pańska” znalazła łaskę u Boga. To wywyższenie i uniżenie tkwi już jakby w zarodku w Jej jedynej – jaką posiadamy – osobistej wypowiedzi: „Wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia” (Łk 1,48). Nikt, kto uznaje autorytet Pisma Świętego nie może przeoczyć tego podwójnego stwierdzenia: uniżenia Służebnicy i jej nieustannej chwały odbieranej od wszystkich pokoleń. Myśl chrześcijańska nie stroni od paradoksów. Czy również Baranek Boży, który zasiada jako zwycięzca na tronie swego Ojca nie jest w wieczności Barankiem zabitym (Ap 13,8)? Apostoł zaś zapewnia nas dobitnie, że swą moc apostolską czerpie z podobieństwa do Ukrzyżowanego: „Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,10).

Tę pozorną sprzeczność prawd mariologicznych możemy wytłumaczyć jeszcze wnikliwiej tym mianowicie, że im bardziej człowiek powierza się Bogu i w Nim się uniża, tym więcej Bóg – gdy zechce – może go według swego upodobania stawiać na świeczniku. Jezus mówi o sobie jako „o mającym władzę”: ,Ja jestem światłością świata” (J 8,12), co nie powstrzymuje Go wcale, by powiedzieć do swoich uczniów, którzy są Mu całkowicie oddani: „Wy jesteście światłem świata… Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,14.16). Wspomnijmy też Pawła, którego własne światło musiało całkowicie wygasnąć pod Damaszkiem, aby Chrystus mógł w nim zapalić swoje światło i nim potężnie oświetlić okrąg ziemi.

W pierwszej części tej pracy zajmiemy się prawomocnością chrześcijańskiej nauki o Maryi, aby w drugiej – na tej podstawie – ustalić właściwą formę kościelnego kultu maryjnego i maryjnej pobożności. Nauka, jak i pobożność – odpowiednio do eschatologicznych czasów ostatecznych nowotestamentowego objawienia – muszą posiadać w sobie nasienie wieczności, co zresztą historia mariologii i pobożności maryjnej całkowicie potwierdza. Kościół ze swą interpretacją Objawienia wchodzi w zmieniającą się nieustannie historię świata, w której pojawiają się coraz to nowe problemy, podczas gdy dawne bledną; niestety, chcąc wyrównać jednostronności, nierzadko wpada się z jednej ostateczności w drugą. Tak więc dziś również mamy obowiązek – stosownie do czasu i z odpowiednim umiarem – potwierdzić na nowo i strzec tego co wartościowe.

Maryja w nauce Kościoła

Stosunek Maryi do osoby i dzieła Jej Syna. Nowy aspekt

Zanim rozważymy zagadnienia ściśle mariologiczne, zwróćmy najpierw uwagę na pewien aspekt stosunku międzyludzkiego, zachodzącego szczególnie pomiędzy matką i dzieckiem, który dopiero nowsza filozofia i socjologia dialogu ukazała we właściwym świetle. Dziś już ostatecznie przezwyciężono dawne mniemanie wywodzące się jeszcze z myśli greckiej i nie dość energicznie przezwyciężone przez chrześcijaństwo, że mianowicie przy poczęciu dziecka jedynie ojciec ma rolę aktywną, natomiast matka czysto pasywną. Zauważmy, że w przeciwieństwie do zwierząt, ze względu na nieporadność noworodka, matka po urodzeniu dziecka aktywnie dopełnia jego rozwój intrauterine (wewnatrzłonowy). I oto dostrzegamy sprawę zasadniczą: proces stawania się człowiekiem (znów w przeciwieństwie do zwierząt) jest wewnętrznie nastawiony na współbycie z człowiekiem drugim i dopiero przez drugiego człowieka, normalnie przez matkę, dziecko budzi się do świadomości. W uśmiechu matki wyczuwa, że istnieje świat, który go przyjmuje, w którym jest mile widziany i w tym pradoświadczeniu po raz pierwszy siebie rozpoznaje. Ta fundamentalna dla ludzkiego bytu funkcja matki – doceniona należycie dopiero w naszych czasach – towarzyszy całemu dalszemu wzrostowi i wychowaniu dziecka; obejmuje jego karmienie i pielęgnację, wprowadzenie w otaczający świat i jego historyczną tradycję. Na długo przed nauczeniem się mowy przez dziecko, toczy się między nim a matką niemy dialog, na mocy konstytutywnego współbycia, o wielkiej doniosłości dla każdego świadomego człowieka.

Wolno sądzić, że również Jezus zawdzięczał swoją ludzką świadomość przede wszystkim Matce, oczywiście, jeśli nie uważamy Go za nadnaturalne cudowne dziecko, od nikogo niezależne w kształtowaniu swej świadomości. Taka cudowność jednakże przeczyłaby Jego prawdziwie ludzkiemu istnieniu. Widzimy więc tutaj znów niezastąpioną wyłączność macierzyńskiej istoty Maryi: to Ona wprowadzała Syna w sens i głębię religii Izraela, choćby w najbardziej prostych słowach. Magnificat ukazuje jak żyła tradycją przyrzeczenia danego przez Boga Abrahamowi i jego potomstwu, objawiającą się ciągle na nowo jako „pełne miłosierdzia wielkie dzieło” Pańskie, które strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Wprowadzenie Jezusa w tradycję Izraela musiało dopomóc Mu poznać własne posłannictwo w zwierciadle Obietnicy. I choć Jego osobista modlitwa i przebywający w Nim Duch Święty wciąż Mu je pogłębiał, nie wolno lekceważyć ludzkiego, najważniejszego udziału Maryi; to także łączy się z procesem uczenia normalnego dziecka.

Ów pierwszy zasadniczy kontakt, to zespolenie Matki i Dziecka – właśnie w świetle nowoczesnej nauki o „współbyciu” – nie jest z pewnością tylko czysto biologiczne, gdyż to co istotne rozgrywa się przede wszystkim na płaszczyźnie duchowej. Dlatego niepowtarzalne duchowe życie tego Dziecka wiąże się z odpowiednio niepowtarzalnym życiem jego Matki, co pozwala nam znaleźć nowe i silniejsze powiązanie z tradycyjnymi sposobami myślenia maryjnego.

Wymiary maryjnego przyzwolenia

Odpowiedź Maryi dana aniołowi, a przezeń Bogu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,28), niewątpliwie wyraża w pełni wiarę Abrahama i całego Izraela. Od Abrahama bowiem zażądał Bóg doskonałego posłuszeństwa wiary, domagając się złożenia Mu na górze Moria dokładnie tego samego daru, który miał być poręką jego wiary – syna Obietnicy. Dar wiary został złożony w dopełnionej duchowo, choć materialnie przerwanej ofierze. Wiara Maryi doszła do swej pełni pod krzyżem, gdzie nie zjawił się z nieba żaden anioł ku Jej pomocy. Musiała do końca złożyć Bogu swego Syna. Syna, który wypełni obietnice, w niepojętej dla Niej nieprzeniknionej ciemności wiary.

Już przy poczęciu Jezusa Bóg zażądał od Niej aktu wiary przewyższającego nieskończenie wiarę Abrahama (a cóż dopiero Sary, śmiejącej się, gdyż nie wierzyła w Obietnicę ). Słowo Boże, chcąc w Maryi przyoblec się w ciało, potrzebowało Jej przyzwolenia wypowiedzianego całą osobą, duchem i ciałem – bez jakiegokolwiek nawet nieświadomego ograniczenia – w którym cała ludzka natura ofiarowałaby się Mu we Wcieleniu. Poczęcie i przyzwolenie nie są wcale bierne; uczynione ze względu na Boga, wypełnione w wierze, są zawsze najwyższą aktywnością. Gdyby w przyzwoleniu Maryi był cień namysłu, jakieś „tylko dotąd, ale nie dalej”, Jej wiara byłaby skażona i Dziecko nie mogłoby objąć w posiadanie całej natury człowieczej. Brak wszelkiego wahania w maryjnym przyzwoleniu widzimy najwyraźniej wówczas, gdy Maryja potwierdza swe małżeństwo z Józefem i pozostawia Bogu pytanie, jak je pogodzić ze swą nową misją[1].

Gdzie jakość przyzwolenia Maryi uwarunkowana jest całkowicie chrystologią, tam również chrystologią uwarunkowane są związane z tym wypowiedzi dogmatyczne o Jej dziewiczości i niepokalanym poczęciu, czyli wolności od wspólnego wszystkim ludziom grzechu pierworodnego. Właśnie niepokalane poczęcie potwierdza bezgraniczność Jej przyzwolenia; ktoś dotknięty grzechem pierworodnym i jego skutkiem nie byłby zdolny aż do takiej ufnej gotowości na każde Boże wezwanie. Dziewiczość zaś potwierdza fakt chrystologiczny, że Jezus uznawał tylko jednego ojca, Ojca w niebie, jak wynika jasno z odpowiedzi Dwunastoletniego na zarzut: „Oto ojciec TWÓJ i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. – „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do MEGO Ojca?” (Łk 2, 49). Człowiek nie może mieć dwóch ojców – mówi trafnie Tertulian[2], stąd matka Jezusa” musi Być dziewicą. Ta umotywowana chrystologicznie dziewiczość osiąga pełnię swego sensu nie w opanowaniu płciowości i integracji czysto cielesnej, – co rozpatrywane samo w sobie posiadałoby też znaczenie religijne – lecz w macierzyństwie. Maryja, aby się mogła stać Matka Mesjasza. Syna Bożego, który oprócz Boga nie może mieć innego Ojca, musiała być osłonięta Duchem Świętym a Jej przyzwolenie, obejmować całą cielesno-duchową osobowość. Dziewictwo usankcjonowane w Kościele również później okaże się w pełni sensowne, gdy się bez reszty skieruje ku temu samemu celowi, by jak Maryja, choć w niezmiernej od Niej odległości, według słów św. Pawła – niepodzielnie, „święcie i ciałem i duchem” (czyli w życiu poświęconym Bogu) „troszczyć się o sprawy Pana” (1 Kor 7, 34); jest to owo duchowe macierzyństwo, obiecane przez samego Jezusa tym, „którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je” (Łk 8, 21).

Zwróćmy jeszcze uwagę, że zwiastowanie jest nie tylko chrystologiczne, lecz również trynitarne. Jego struktura objawia po raz pierwszy Boga Trójjedynego. Najpierw anioł nazywa Maryję pełną łaski i przynosi Jej pozdrowienie Pana, Jahwe, Ojca, którego znała jako wierząca Izraelitka. Gdy rozważała, „co miałoby znaczyć to pozdrowienie”, anioł – w drugim członie swej mowy – ogłasza Jej narodziny „Syna Najwyższego” właśnie z Niej, a będzie On jednocześnie Mesjaszem dla domu Jakuba. Na pytanie: Jakże się to stanie?” – w trzecim członie zwiastowania – anioł Jej objawia, że Duch Święty zstąpi na Nią, tak że Jej Dziecko będzie słusznie nazwane Świętym i Synem Bożym. Maryja odpowiada, iż jest służebnicą Pańską, i przyzwala: „niech się tak stanie”. Przy wcieleniu Syna musiał się objawić Bóg w Trójcy, jednakże nie tylko słowami, jak na Górze Synaj, gdy zostały dane przykazania Boże, lecz nadto wypełnił swe objawienie w doskonale i wzorowo wierzącym człowieku. Ta starotestamentowa wiara wywodzi się od Abrahama, który będzie uczestnikiem tego trynitarnego doświadczenia; on to stanie się ojcem wierzących i wzorem dla nowotestamentowego, kościelnego doświadczenia wiary, także w życiu samej Maryi. Dlatego obok Jezusa trzeba też widzieć Maryję, gdy w zaciszu domku nazaretańskiego Syn wychowuje Ją i przygotowuje do roli, która stanie się Jej udziałem pod krzyżem: aby była praobrazem Kościoła.

Przygotowanie Maryi do macierzyństwa wobec Kościoła

Najpierw Matka wychowywała Syna do jego misji mesjańskiej, wprowadzając Go w Stary Testament: lecz nie ona, tylko właśnie Jego wiedza w Duchu Świętym o posłannictwie Mu danym przez Ojca ukazała Jezusowi, kim jest i co ma czynić. W ten sposób odwraca się stosunek: odtąd Syn zacznie wychowywać Matkę do wielkości swego zadania, aż Ona dojrzeje. by mogła stanąć pod krzyżem i w końcu – modląc się z Kościołem – przyjąć obiecanego wszystkim Ducha Świętego. Towarzyszy temu od zarania przepowiedziany przez Symeona znak miecza, który przeszyje Jej duszę. Wychowując Matkę Syn nie oszczędza Jej. Świadczą o tym więcej lub mniej wyraźnie wszystkie przekazane nam zapisy ewangeliczne. Wiemy, gdyż o tym zapewnia Ewangelia (Łk 2, 51), że Jezus był przez trzydzieści lat Matce posłuszny jednakże stanowczo i zdecydowanie usuwał czysto cielesne odniesienia, tak silnie związane z wiarą Starego Testamentu!

Chce tylko wiary w Niego, wcielone Słowo Boże. Maryja ma tę wiarę – ujawnia ją w Kanie, gdzie mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam (Syn) powie” (J 2, 5). A przecież Ona – doskonale wierząca – wybrana na tę, która ma ukazać Syna i Jego suwerenność nad więzami „ciała i krwi” musi stać się tego ofiarą (co wynika z Jej przyzwolenia), a przez to wzrastać w doskonale otwartej wierze.

Szorstka jest już – jak widzieliśmy – odpowiedź Dwunastoletniego, który swego Ojca przeciwstawia domniemanemu ojcu ziemskiemu. Jezus czeka aż jego ziemscy rodzice to zrozumieją. Wówczas jednak „oni nie rozumieli tego” (Łk 2, 50).

Z niezrozumiałą dla nas szorstkością odpowiada Jezus na delikatną prośbę Matki w Kanie: „Czyż to moja lub twoja sprawa, Niewiasto?” Lecz Ona i tego nie zrozumiała. „Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” O 2,4) – zapewne godzina krzyża, gdzie Matka otrzyma pełne prawo wstawiennictwa. Jej niewzruszona wiara – „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” – sprawia symboliczną antycypację Eucharystii, jak stanie się nią również rozmnożenie chleba.

Podobnie twarda wydaje się nam postawa Jezusa, gdy nauczając w domu otaczające Go tłumy, nie przyjmuje stojącej pod drzwiami Matki, która chce Go odwiedzić. „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 34 n). Jak bardzo to zdanie odnosi się przede wszystkim do Niej, choć nie jest tu wymieniona! Lecz kto to rozumie? Czy Ona sama rozumiała?

Podążajmy za Nią w duchu w drodze powrotnej do domu i starajmy się przeniknąć Jej wewnętrzne usposobienie: miecz jątrzy ranę w Jej duszy, czuje się jakby wywłaszczona z czegoś najbardziej własnego, pozbawiona sensu życia; Jej wiara, umacniana na początku widzialnymi znakami, pogrąża się w ciemnej nocy. Syn nie wtajemniczając Jej zupełnie w swe dzieło, jakby oddalił się od Niej; lecz Ona nie może Go pozostawić, musi Mu towarzyszyć w udręce swej mrocznej wiary.

Raz jeszcze zostanie anonimowo odsunięta od wspólnego szeregu wierzących, gdy kobieta z tłumu będzie błogosławiła piersi, które Jezusa karmiły, potwierdzając Maryjne „błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia”; Jezus na co innego skieruje uwagę: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11, 28).

To nieustanne ćwiczenie Matki w zawierzeniu przygotowuje Ją do stania pod krzyżem; jednakże sens tego często nie jest dostatecznie rozumiany: dziwi, wprawia w zakłopotanie sposób, w jaki Jezus odnosi się do Matki – nie tylko w Kanie, lecz także już na krzyżu zwraca się słowem „niewiasto”. On sam – pierwszy – mieczem Jej dusze przenika. Lecz czy inaczej zdołałaby pod krzyżem stanąć, tak dojrzała, kiedy się ujawniła ziemska przegrana Jej Syna, kiedy również On został niejako opuszczony przez Boga, który Go posłał? Maryja w końcu i na to przyzwoliła, przyjmując z góry cały los swego Dziecka.

Umierający Syn jak gdyby dopełnia kielich Jej goryczy: wskazuje Jej innego syna: „Niewiasto, oto syn twój” (J 19,26). Tłumaczymy to przede wszystkim Jego troskę o dalszy los Matki (wynika z tego, że Maryja nie miała innych dzieci według ciała, gdyż wówczas zbyteczne i niedopuszczalne byłoby oddawanie Tej umiłowanemu uczniowi), nie wolno nam jednak przeoczyć innego motywu: tak jak Syna opuścił Ojciec, Syn opuszcza Matkę, aby się z Nią zjednoczyć we wspólnym opuszczeniu. Maryja wówczas w pełni dojrzała wewnętrznie do dzieła macierzyństwa w Kościele, wobec wszystkich nowych braci i sióstr Jezusa.

Praobraz Kościoła

Katolicka tradycja, dzięki wytrwałemu rozważaniu i pogłębianiu tego tematu, cieszy się tak bogatym dorobkiem myśli, że tutaj wystarczy jedynie pokrótce je wspomnieć. Niestety, dzisiejsze badania uważają je często za nie znaczące i przesadne.

Syn powierzył Matkę w opiekę jedynemu z apostołów i w ten sposób włączył Ją w Kościół apostolski. Tym samym obdarzył go owym ośrodkiem albo szczytem, który niepowtarzalnie, ale wciąż pobudzając do wysiłków, ucieleśnia wiarę nowej społeczności: owo bez zastrzeżeń i ograniczeń dane przyzwolenie na cały plan Bożego zbawienia świata. Kościół osiąga ten ośrodek i szczyt nie dopiero w wieczności, eschatycznie; posiada go już teraz, jako „oblubienica nie mająca skazy czy zmarszczki”, „niepokalana” – jak go wyraźnie określa św. Paweł (Ef 5, 27).

Maryja – tak wywyższony przez Boga członek Kościoła – otrzymała swe szczególne uprzywilejowanie nie prywatnie, dla samej siebie, lecz dzięki nowej – pochodzącej z krzyża – łasce płodności dla całej wspólnoty w ogóle i dla każdego z jej członków z osobna. Grzech wytwarza w człowieku postawę prywaty, albowiem pozbawia go (po łacinie: privat) ducha wspólnoty i woli bezinteresownego udzielania się. Człowiek im częściej przyjmuje łaskę Bożą, z tym większą gotowością nie chce zatrzymywać jej dla siebie, lecz dzielić się nią z wszystkimi innymi. Matka Jezusa, która ze względu na Syna obdarzona została łaską najwyższej wiary i miłującej gotowości, jest dlatego przodującym prawzorem godnym naśladowania i jednocześnie pomocnym przykładem. Ludowy obraz Matki Jezusa odzianej płaszczem łask, który rozpościera nad wszystkimi członkami Kościoła, wyraża obie strony tej jednej prawdy. Nie należy wszakże skupiać uwagi wyłącznie na samej postaci Maryi, jak gdyby była jakimś nowym opiekuńczym bóstwem pogańskim; obraz ma nam uzmysłowić Jej doskonałe, kościelne „tak” na Osobę i dzieło Syna, który sam jest przecież jedną z trzech Osób Trójjedynego Boga. Zatem – jak to jeszcze wyraźniej zostanie ukazane – nie ma takiej pobożności w Kościele, która zatrzymuje się tylko na Maryi; pobożność kościelna i maryjna prowadzi bezpośrednio i w sposób konieczny przez Maryję do Jezusa, a przez Niego, w Duchu Świętym, dalej – do Ojca.

W prototypie Maryi wewnątrz Kościoła kryje się wiele ważnych dla naszych czasów myśli i wniosków. Należy najpierw podkreślić kobiecość doskonałej istoty Kościoła, co nie powinno dziwić nikogo znającego Bliblię i Nowy Testament. Już Synagoga w stosunku do Jahwe określana była jako oblubienica czy nawet małżonka. Podobnie Kościół Nowego Testamentu obrazuje swój stosunek do Chrystusa (por. 2 Kor 11,1 n) zaślubinami w czasach ostatecznych pomiędzy Barankiem i jego Oblubienicą „zdobną w klejnoty dla swego męża” (Ap 21, 2). Kobiecość Kościoła stanowi o jego zasięgu, natomiast służba – spełniana przez apostołów i męskich ich następców – jest funkcją sprawowaną tylko wewnątrz jego obrębu. Miejmy na uwadze tę sytuację, gdy dyskutuje się dzisiaj o ewentualnym udziale kobiet w kapłaństwie; gdyby je kobieta osiągnęła więcej by straciła niż zyskała.

Związana z tym sprawa druga dotyczy sakramentalnej posługi Kościoła. Kto w Kościele może rzeczywiście pojąć i odpowiedzieć na całą łaskę zawartą w sakramencie, jeżeli nie jedynie Ecclesia Immaculata? Członkowie Kościoła nie korzystają z sakramentów w sposób doskonały, często zawodzą, lecz za nimi stoi Maryja, przyjmująca Słowo z doskonałym przyzwoleniem. Posłużmy się dwoma przykładami. Najpierw Msza święta. Kto z chrześcijan wie, co to znaczy po przemienieniu ofiarować Ojcu Syna za zbawienie świata? Ci, którzy rozważają ofiarnicze gesty Maryi zaczynają pojmować, dlaczego pomimo wszystkich zastrzeżeń sprawowanie Eucharystii wolno i należy uważać za Ofiarę nie jedynie Chrystusa, lecz także Kościoła. I kto z nas przyjmuje w Komunii świętej Syna tak doskonale, jak On sam się oddaje? Słusznie modlimy się: „Nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła” – patrz na ten doskonały akt wiary, który u nikogo nie był tak niepodzielny jak u Maryi.

Inny przykład: kto zdoła w spowiedzi tak serce swe otworzyć, że odkryje zakamarki najtajniejszych swych win? Ona jedna, nie splamiona żadną winą osobistą, rozwarła przez Bogiem swą duszę całkowicie i stoi przed Nim wspomagając tych, co spowiadają się niedoskonale, jako prototyp Kościoła o całkowitej przejrzystości przed Bogiem.

Wreszcie zagadnienie, którym zajmują się teologowie od drugiego wieku chrześcijaństwa: w Maryi dziewictwo i macierzyństwo łączą się nierozerwalnie i wzajemnie warunkują oraz wyjaśniają; podobnie dzieje się w Kościele. Maryja i Kościół – dziewicze – istnieją jedynie, aby zjednoczyć się z Chrystusem w Duchu Świętym, gdyż – mówiąc językiem Starego Testamentu – „nie cudzołożyły z żadnymi bożkami”, czyli – jak dziś byśmy powiedzieli – nie uległy żadnym zbałamuceniem ideologicznym. To właśnie czyni Maryję i Kościół prawdziwie płodnymi, dzięki działającemu w nich Bogu i Jego łasce, a także ich miłującej i ufnej wierze; podejmując tę łaskę uczestniczą w zbawczym dziele Bożym w stosunku do każdego człowieka. Tutaj można się znów posłużyć obrazem płaszcza łask Maryi w odniesieniu do dziewiczej i macierzyńskiej płodności Kościoła; ten płaszcz rozpościera się nad całą ludzkością, jak daleko sięga Boże zbawienie. W symbolu płaszcza kryje się wymagana bezwzględnie od Kościoła działalność apostolska, obejmująca wszystkich ludzi modlitwa, i ofiarowane za świat cierpienia Kościoła. Gdy przypomnimy sobie tutaj wydarzenie z Kany Galilejskiej, gdzie Maryja mimo odmownej odpowiedzi Jezusa, w swej nieugiętej wierze powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5), pojmiemy nieco pewność wysłuchania, z jaką przedstawia Bogu swe prośby i ofiary Kościół modlący się i cierpiący za odkupienie świata.

Jezus i Maryja

Kończąc część dydaktyczną naszego wykładu, chcemy raz jeszcze wskazać na jedność, jaką w wierzę Nowego Testamentu tworzą Syn i Matka. Powyższe rozważania nie powinny sprawiać wrażenia, jakoby postać Maryi chciano po prostu zastąpić Kościołem, który jako jedyny przejmuje rolę świadka Chrystusa w historii świata. Przez całe swe dzieje Kościół pozostaje Kościołem grzeszników; za takich pierwsi uważają się święci. Św. Augustyn przypominał o konieczności zanoszenia przez Kościół codziennie – aż do końca wieków – prośby Modlitwy Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy”. Nigdzie Kościół – nawet wśród przedstawicieli hierarchii – nie sprostał w pełni swym zadaniom, dlatego zmuszony jest wzywać pomocy swego Pana, ucząc się właściwych odpowiedzi od swego prawzoru, Maryi, która – jedyna – umiała dać Bogu bezwarunkowe przyzwolenie. Jest Ona rzeczywistą osobą historyczną, członkiem Kościoła – i dlatego może wraz ze wszystkimi innymi odpowiadać Bogu na łaskę i tego ich uczyć. Jako osoba historyczna zostaje wybrana na dziewiczą Matkę Chrystusa; uwolniona od grzesznych powiązań ciążących na całym potomstwie Adama, postawiona jest przy Synu, aby wraz z Nim tym głębiej solidaryzować się z wszystkimi ludźmi w odkupieniu.

Tak więc Syn i Matka tworzą jedność i dlatego od początku są określani jako Nowy Adam i Nowa Ewa, chociaż świadomi jesteśmy oczywiście, że pozycja Jezusa Syna Ojca Przedwiecznego, jest zgoła inna niż Maryi – tylko człowieka. Mimo iż świętość i niepokalaność Maryi zależna jest całkowicie od zbawczej łaski Boga i Chrystusa, to jednak nie wolno przeoczyć faktu – co podkreślaliśmy na początku tego dydaktycznego rozdziału – że Syn pragnął trwale uzależnić się od Matki, osobiście wiele Jej zawdzięczać. Jezus i Maryja jasno nam ukazują, jak w Przymierzu, które w swej woli Bóg wiekuisty chciał zawrzeć z człowiekiem, ma wyglądać ich wzajemny stosunek: tylko dzięki czystej łasce Boga człowiek zdoła odpowiedzieć na Jego wezwanie; Bóg zaś w swej suwerennej wolności nie pogardził uzależnieniem się od człowieka, którego stworzył wolnym – i w przymierzu łaski jego stworzoną wolność poważnie uwzględnia.

Maryja w pobożności Kościoła

Z powyższych rozważań prawie same z siebie narzucają się teraz praktyczne wskazówki. Kto słucha z uwagą Ewangelii, musi do fragmentów mówiących o Maryi odnieść się tak samo poważnie jak do innych. Niech próbuje połączyć w całość rozrzucone kamyki mozaiki, aby mu się rozjaśnił pełny obraz Maryi, Jej osoby i zadania. Kto unika tego rozmyślnie lub z przyzwyczajenia, ten nie może być uznany za uważnego słuchacza Słowa. Obraz, jaki się wyłania z takiego zestawienia, nie pozostaje, jak powiedziano, zamknięty sam dla siebie, lecz we wszystkich częściach i pod każdym względem wskazuje natychmiast zarówno na Chrystusa, jak i na Kościół. Z tego zaś wynika bezpośredni wniosek, że również każda pobożność maryjna jeżeli ma być katolicka nie może się odosabniać, lecz musi zawsze być założona i ukierunkowana chrystologicznie (a przez to trynitarnie) oraz eklezjologicznie.

Nie oponujmy, że jest to sprawa trudna, a już ze względu na panujący trend w wielu aspektach pobożności ludowej – wręcz niemożliwa. Znamy wszystkie te upodobania; sprawiają one wrażenie, jakoby modlący się lud widział w Maryi coś na kształt ucieleśnionego symbolu albo archetyp opiekuńczej i litościwej łaski Boga, tak jakby Maryja podniesiona została aż do Bożej sfery, a przez to przeoczone rozstrzygające dzieło Chrystusa.

W rejonach katolickich z dostateczną katechezą może to być wrażenie całkowicie złudne. Modlący się ludzie i pielgrzymi są przecież w pełni świadomi prawd dogmatycznych; włączają się w postawę błagającego o łaskę Kościoła i zwracają się do Tej, której wstawienniczą potęgę przed Bogiem – zupełnie słusznie – uważają za najwyższą. Najczęstsze modlitwy maryjne ukazują wyraźnie swe powiązanie z Chrystusem i Bogiem, jak i z Kościołem. Natomiast wrażenie, o którym mówimy, może okazać się prawdziwe u osób mniej znających zasady katechizmowe: dla nich Maryja nieomal uosabia całe zbawienie. Tutaj należałoby zastosować tak usilnie przez synody biskupów i papieża zalecaną ewangelizację oraz łagodnie i mądrze wprowadzać konieczne sprostowania. Nie wolno nigdy rezygnować – jako z rzeczy niemożliwej do osiągnięcia – ze znalezienia właściwego umiaru w praktykowaniu pobożności maryjnej, gdyż także prosty człowiek winien i może zachować go i przestrzegać zasadniczych artykułów wiary chrześcijańskiej, zawartej w Credo apostolskim. Pobożność maryjna będzie dobrze krzewiona głównie wtedy, gdy nauczy się ją rozumieć i żyć zgodnie z wyznawaną wiarą.

Cześć oddawana Maryi

Nie mylmy czci oddawanej człowiekowi z adoracja należną samemu Bogu. Widzimy przecież jaką czcią w Starym Testamencie otaczają pobożni Żydzi swoich wielkich przodków, patriarchów, Mojżesza, proroków (por Syr 44–50), nie uszczuplając w niczym kultu należnego Bogu. W Nowym Testamencie więź z osobami prawdziwie godnymi czci stanie się jeszcze ściślejsza dzięki tajemniczemu dogmatowi „Świętych obcowania”. Gdy Bóg obdarza swój Kościół szczególnym darem łaski, należy Go wysławiać w dziękczynieniu. Jest ono możliwe wówczas, gdy oceniamy wielkość daru i przyjmujemy go ze czcią, jeśli darem jest osoba. O tej czci Maryja mówi z całą prostotą, gdy w Magnifikat wysławia wielkie dzieła, które Jej Pan uczynił, a wszystkie pokolenia poznają – i Ją, Maryję, będą wysławiały.

Papież Paweł VI w adhortacii apostolskiej Marialis cultus wypowiedział się szczegółowo o czci maryjnej w Kościele. Wskazał przede wszystkim na właściwe miejsce Maryi w odnowionej liturgii, przedstawił Ją jako wzór prawdziwej czci Bożej i dał wskazówki, jak przeprowadzić dobrze rozumianą odnowę czci maryjnej.

- Ta cześć musi się odnosić do Trójcy Przenajświętszej, Chrystusa i Kościoła.
- Musi się opierać na podstawach biblijnych.
- Nie powinna wywoływać sporów ekumenicznych.
- Nie powinna tracić z oczu szczególnych akcentów antropologicznych teraźniejszości.

Większości tych zagadnień, choćby pobieżnie, dotknęliśmy, w tym nawet problemu ekumenicznego, albowiem wszystkie wyznania chrześcijańskie przyjmują za podstawę Pismo Święte.

Wskazówka dotycząca liturgii ujawnia wewnętrzną, jednakże zawsze z Biblią związaną, cześć maryjną Kościoła w oficjalnej służbie Bożej.

Patrząc z pozycji antropologii, widzimy Maryję niewątpliwie jako niewiastę mocną, wytrwałą na miejscu kaźni, skąd uszła większość mężczyzn, uczniów Chrystusa. Trudno się w niej dopatrzeć rysów kobiety emancypowanej w sensie walki o swe prawa – gdyż oddana jest całkowicie służbie Synowi i czuwa nieustannie, aby być gotową na chwilę i sposób, w jaki zachce On jej potrzebować. Wszystkie okresy chrześcijaństwa znają takie posługiwanie, niezależnie od ulegającego zmianie obrazu kobiety.

Cześć oddawana Maryi jest najpewniejszą i najkrótszą drogą prowadzącą wprost do Chrystusa. Życie Maryi, w każdym swym okresie ukazuje, co znaczy żyć dla Chrystusa i z Chrystusem na co dzień, w rzeczywistości ogołoconej z uniesień, lecz wewnętrznie zbliżającej do Boga. Patrząc na Nią, przyjmujemy nawet ciemności wiary i uczymy się czujnej gotowości na każde wymaganie Pana.

Najczęstsze modlitwy maryjne przybliżają nas zawsze bezpośrednio do Jezusa i całej tajemnicy zbawienia. Rozpatrzmy trzy z nich.

Ave Maria składa się – aż do prośby końcowej – z samych słów Pisma Świętego: pozdrowienie anielskie („Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą”) łączy się z cudownymi słowami Elżbiety, które uczą nas jednocześnie, czym jest prawdziwa cześć Maryi („Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego”). Dodana prośba końcowa, która za Soborem Efeskim nadaje Maryi chrystologiczny tytuł „Matki Bożej”, wyraża w najprostszy – jak tylko to możliwe – sposób intencję chrześcijanina-grzesznika w Kościele: prośbę o wstawiennictwo przed Bogiem i w rozstrzygającej godzinie śmierci.

Anioł Pański nie wykracza również poza treści biblijne; trzy krótkie wezwania chrystocentryczne mową o zwiastowaniu Najświętszej Dziewicy wcielenia Syna Bożego, Jej przyzwoleniu oraz dokonaniu się wcielenia. Dodane trzy Zdrowaś pozwalają nam zatrzymać się przy człowieku, w którym ten cud się dokonał, i jakby poddać się jego promieniowaniu. Każdy chrześcijanin, jeżeli miano to ma nosić, modląc się tak wie, że wcielenie Słowa dotyczy go osobiście, w nim także winno się ono dokonać.

Wreszcie – różaniec. Nie zawsze ta modlitwa jest łatwa, nie każdy w równej mierze sobie ją przyswaja. Splata ona w jedno całą historię zbawienia; uprzytomnia misteria z życia Jezusa – Jego młodości, życia publicznego zakończonego męką, zmartwychwstania i wypełnienia, w które Syn włączył także Maryję, jako prototyp Kościoła. Różaniec wprowadza nas dalej we własną modlitwę Chrystusa do Ojca i wreszcie w nowe, nieustanne uwielbienie Trójcy Przenajświętszej; poprzedza to wszystko pełne wyznanie wiary. Rozmyślanie połączone z modlitwą Zdrowaś Maryjo otwiera bezkresną przestrzeń świata modlitwy, przestrzeń otwartą we wszystkich kierunkach; lecz aby się nie zgubić, zatrzymujemy się przy Maryi, w Niej bowiem – jak ukazaliśmy – najpierw objawiło się misterium Trójcy. Maryją była z wcielonym Bogiem od kołyski po grób i poza grób – aż do życia w chwale; dzieliła drogę Syna – jak nikt na świecie – aż to wniebowzięcia; dostąpiła go, pierwsza z wiernych, którzy kiedyś podążą za Nią. Różaniec jest modlitwą złożoną z biblijnych słów i motywów, i właśnie dlatego już od setek lat ciągle na nowo polecaną chrześcijanom do wspólnego czy osobistego odmawiania.

Cześć i naśladowanie Maryi

Cześć oddawana Maryi byłaby bezużyteczna, gdyby nie prowadziła bezpośrednio również do naśladowania postaw maryjnych, a nawet do przyswojenia ich sobie. Możemy się tutaj spotkać z zarzutem, że naszym obowiązkiem jest podążać jedynie za Chrystusem i Jego samego – jak mówi św. Paweł – naśladować; naśladowanie innej osoby jest tylko zakłóceniem tego porządku. Tymczasem bywa zupełnie inaczej. W Maryi wszystko ma związek z Jej „fiat”, z niego konsekwentnie wynika. Jej „niech mi się stanie według słowa Twego” nie jest niczym innym, jak doskonałym echem człowieka na bosko-ludzkie „tak” Jezusa, powiedziane Ojcu: „Oto idę, abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). A także: „Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale Tego, który Mnie posłał” (J 6,38). Ojcze nasz zawiera wypowiedź Jezusa obowiązującą wszystkich chrześcijan: „Bądź wola Twoja”. Tą prośbą zanosił On w Ogrójcu, pogrążony w śmiertelnym lęku.

Ośrodek przyzwolenia Maryi spoczywa dokładnie w ośrodku „tak, Ojcze” Syna, ale w nim nie ginie. Maryja bowiem pierwsza je wypowiedziała; umożliwiła przez to dokonanie się wcielenia. Jej „flat” pozostaje dla nas, ludzi Kościoła, najważniejszą i całkowitą odpowiedzią na wymagania Pana. „Tak” Chrystusa i Maryi wzajemnie się wchłaniają, przy czym pozostaje zawsze prawdą, że pełna wiary gotowość Maryi wypływa ostatecznie z łaski chrystologicznej, Syn natomiast nie przeczy temu, co zawdzięcza swojej Matce. Pomiędzy Chrystusem a Maryją jakieś „albo-albo” jest tak samo niemożliwe i nierozumne jak między Chrystusem Głową i Kościołem – Jego ciałem. Jeśli się Chrystusa odłączy od Jego Matki albo Jego Kościoła, straci On w pobożności chrześcijańskiej swą uchwytność historyczną; stanie się abstrakcja, czymś, co jak aerolit spada z nieba i potem znów do nieba się wznosi, nie zakorzeniając się konkretnie w przeszłej i przyszłej tradycji ludzi. Przyzwolenie Maryi jest bez cienia, doskonałe, przeto cześć objawiana Jej naśladowaniem nie tworzy jakiejś szczególnej duchowości. Wręcz przeciwnie: żadna uznana w Kościele duchowość sama z siebie nie osiągnie podobnego ideału doskonałości chrześcijańskiej, gdy nie zechce być także maryjną. W całym obrębie Kościoła nie ma innego miejsca, w którym by głośniej rozbrzmiewała i konsekwentniej była przeżywana oczekiwana od Kościoła odpowiedź wiary.

Każdy też rodzaj chrześcijańskiej doskonałości opiera się na maryjnym akcie nieograniczonej gotowości, jakkolwiek określaliby go z biegiem czasu Ojcowie; jedni zwali go „beznamiętnością” – „apatheia”; średniowiecze mówiło o „opanowaniu”, czyli nie przywiązywaniu się do spraw świata; Ignacy Loyola wymagał „indyferencji” – przyjmowania z radością wszystkiego, co Bóg nam ześle. Są to jedynie odmiany tego, co dokonało się w przyzwoleniu Maryi dla wszystkich chrześcijan; ba, nawet dla wszystkich ludzi – raz na zawsze. Oczywiście to przyzwolenie, czy apatheia, opanowanie lub indyferencja nie są u chrześcijan niczym innym jak aktem żywej, miłującej, ufnej wiary, pod którą posłuszna gotowość Abrahama położyła pierwszy kamień. Ten jeden podstawowy akt może się ujawniać na wszelki możliwy sposób i rozprzestrzeniać w różnorakich duchowościach, ale wszystkie wychodzą z tego samego ośrodka i do niego muszą powrócić: do jedynego „tak” Chrystusa, Maryi i człowieka Kościoła – na Ojcowskie postanowienie zbawienia wszystkich i każdego; zrządzenie Ojca oraz „tak, Ojcze” – zespala w jedno Duch Przenajświętszy.

Naśladować „tak” Maryi uczą nas wydarzenia ewangeliczne. W których Ją spotykamy w wielu różnych sytuacjach: jako niewiastę mężną w czasie ucieczki do Egiptu, krzątającą się przy niepozornie mało znaczących pracach domowych, kontemplującą – jak dwukrotnie i zaznacza Ewangelia – i wiernie chowającą w sercu wszystkie wydarzenia dotyczące Syna (Łk 2,19.51). Widzimy Ją też jak wstawia się za ubogimi gospodarzami wesela, którym zabrakło wina; z troską i bolesną modlitwą dzieli trudy Syna wypełniającego swą misję; znajdujemy Ją wreszcie pogrążoną w najwyższym bólu – jako symbol Kościoła – w Niewieście z Apokalipsy cierpiącej męki rodzenia, a także obecną w modlitwie i działalności Kościoła. Rozważając Ewangelię, pojedynczy członek Kościoła i każda grupa ludzi, może w Maryi znaleźć swą własną drogę; wszystkie prowadzą do tego samego ośrodka.

Uprzywilejowane miejsce Maryi we wspólnocie świętych

Z powyższych rozważań jasno wynika, że Maryi nie można wyłączać ze wspólnoty świętych. Nazywamy „Matka Kościoła”, ponieważ jest Matką Chrystusa, a zatem wszystkich jego mistycznych członków; jednakże Siostrą naszą pozostaje i chce nią być. Wspólnota świętych nie jest przecież zwykłą zbiorowością ludzi, stojących obok siebie, choćby nawet kroczyli w tym samym kierunku, ożywieni wspólną ideą. Jest to raczej pewnego rodzaju wspólnota dóbr duchowych złączona bezinteresowną miłością chrześcijańską; im doskonalej ktoś ją w sobie rozwinął, tym obficiej wszyscy mogą korzystać z jego dóbr, jak ze swojej własności. Poszczególni święci nie tylko sami korzystają z posiadanych łask, ale niejako wypromieniowują na innych to, co w nich najbardziej własne. „Własne” w sensie przenośnym, gdyż pełna bezinteresowność i otwartość dla innych jest wszakże przejawem Bożym i Chrystusowym życiem w stworzeniach. Maryja – najczystsza z nich wszystkich – ma najszerszy zakres promieniowania i każdy spośród świętych nosi w sobie coś maryjnego.

Zwróćmy też uwagę na pewną osobliwość, pozornie nie zgodna z wcześniejszą wypowiedzią. W dziejach Kościoła znane są objawienia Maryi, lecz zaznaczają się szczególnie w XIX w. Wspomnijmy tylko najbardziej znane: objawienie się Maryi św. Katarzynie Laboure, później Bernadetcie w Lourdes, Melanii w La Salette, dzieciom w Beauring i Fatimie. Nie chcemy tu wyrokować o ich prawdziwości ani ostrzegać przed złudzeniami czy zwyczajną nieuczciwością. Zatrzymamy się tylko przy wydarzeniu w_Lourdes, tylokrotnie przez Kościół sprawdzanym i aprobowanym. Jesteśmy zdumieni, że „piękna Pani” podała prostemu dziecku coś w rodzaju autodefinicji, której ono zupełnie nie rozumiało, zapamiętało tylko dzięki nieustannie powtarzanym słowom Pani: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Pomijając treść tajemnicy, która kilka lat wcześnie została uroczyście ogłoszona, zwróćmy uwagę na fakt, że Matka Boża tak właśnie się przedstawiła. Zresztą w innych objawieniach – podobnie. Jesteśmy zaskoczeni, że ta uniżona, pokorna służebnica Pańska w naszych czasach mówi o sobie tak wzniosie, na siebie zwraca uwagę. Jak godzić to z naszym wyobrażeniem o Niej?

Rozważmy dwie sprawy, pokora Maryi nie jest pokorą skruszonej grzesznicy, ale radosną, szczerą pokorą dziecka; nigdy nie zamyśla cokolwiek przypisać sobie, a nie Bogu i Jego łasce. „Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia” – oto charakterystyczny przejaw pokory Maryi. Gdy ma poprzez własną osobę ukazać łaskę Boga, powie podobnie jak Chrystus: „Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał” (J 7,16). A także: „Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9). Nie pojęlibyśmy nigdy Serca Ojca bez ludzkiej mowy boskiego Słowa. Syn był konieczny, aby powiedzieć o Ojcu, którego nikt nigdy nie widział.

Kieruje to naszą uwagę ku innej sprawie, którą należy omówić: zapewne nasze czasy potrzebują widoku Maryi, takiej jaką się sama objawia, nie – jaką wyobrażać sobie lubimy. Widzieć Ją – to pamiętać o współuczestniczeniu Jej w dziele zbawczym i w Kościele. Maryja przedstawia się i określa jako wzór Kościoła, według którego mamy kształtować siebie (każdy z osobna chrześcijanin); i jeszcze więcej: – naszą świadomość czym jest Kościół. Usiłujemy ciągle Kościół formować i poprawiać według wymagań czasu, krytyk przeciwników i własnego modelu, lecz czy przy tym nie tracimy zbytnio z oczu jedynego pełnego wskaźnika i właściwego wzorca? Czy w naszych reformach nie powinniśmy utkwić wzroku w Maryi – nie dla zwiększenia liczby Jej świąt, nabożeństw i definicji, ale po prostu dlatego, ażeby sobie uświadomić czym istotnie jest Kościół, jego duch i zachowanie. Czy przeniesie to nas z trudnej współczesności w nierzeczywistość? Znakiem dostatecznie rozpoznawczym są tu skromne słowa Maryi: „Nie mają już wina”; i te: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. To także wzór dla Kościoła, który oręduje za biedakami, zatroskany o ich ukryte, zawstydzające ubóstwo. Czyż to nie Maryja jest obecna w konstytucji Objawienia, gdzie Bóg „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych, głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia?”

W Niej wciąż na nowo znajdujemy nasze poważne i wielkie intencje o dużo szerszym znaczeniu: są bowiem sprawami Jej Syna, który chce, aby na ziemi wsławione było imię Ojca, nadeszło Jego królestwo i stała się Jego wola jako w niebie tak i na ziemi.


[1] Heinz Schurmann uważa pytanie Maryi skierowane do anioła (Łk 1,34) za pytanie redakcyjne (Das Lukas-Ewangelium I, Freiburg i. Br. 1969, 51) wstawione po to, aby umotywować odpowiedź anioła o „zacienieniu” Maryi przez Ducha Świętego.

[2] Mk 4,10.

© Wydawnictwo Księży Marianów


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl