Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Ekumenizm arrow MISTER PENTECOST - DAVID DU PLESSIS arrow XXII. SAMOTNA DROGA

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
XXII. SAMOTNA DROGA PDF Drukuj E-mail
Napisał DAVID DU PLESSIS   

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych moje kontakty z zielonoświątkowcami rozluźliły się. Z perspektywy czasu widzę, że Bóg panował nad wszystkim przez cały czas, ale tamte dni i lata często przynosiły ból. W czasie cierpienia nie możemy zapominać o tym, że „każdą latorośl, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc” (Jan 15,2).

Nie otrzymałem zaproszenia na Światową Konferencję w Sztokholmie. Nie miałem też pieniędzy. Ale napisałem do przewodniczących, że mogą liczyć na mnie, jeżeli będą potrzebować jakiejkolwiek pomocy. Martwiła mnie tendencja do ignorowania niezależnych grup zielonoświątkowych na korzyść zorganizo­wanych ruchów, takich jak Zbory Boże, Kościół Boży i tym podobne. Obawiałem się, że konferencja światowa przerodzi się we wspólnotę organizacji, a nie wspólnotę wszystkich zborów.

Reakcją na moją propozycję pomocy był list od przywódcy konferencji w 1955 r. z prośbą, bym został sekretarzem konferencji w Toronto w 1958 r. Konferencja ta stała się jednym z najnieprzyjemniejszych momentów w moim życiu.

Moja służba ekumeniczna rozwijała się szybko. Rola, jaką odegrałem w tym ruchu, spowodowała powiew chłodu w Toronto, poczucie osamotnienia i wyobcowania. Dowiedziałem się, że odbyła się główna dyskusja, a ja jako sekretarz nie zostałem o niej powiadomiony. Powstał też nowy system wybierania członków rady i usługujących. Kiedy przedstawiono skład, okazało się, że mnie pominięto. Nie zostałem nawet członkiem komitetu. Nowy system pozwalał na usunięcie mnie nawet bez publicznego ogłoszenia.

Kiedy zaczęto zadawać pytania: „Dlaczego pominięto brata du Plessis?”

– odpowiadano: „Ach, potrzebujemy nowych ludzi, a poza tym mamy już wielu z Ameryki”.

Podszedłem do jednego z członków rady i zapytałem:

– Dlaczego mnie krzyżujecie?

– O, to za mocne słowa!

– Dobrze, dlaczego więc wyrzuciliście mnie i odwróciliście się ode mnie? Wiecie, że zrezygnowałem z przewodzenia, ale nigdy nie myślałem, że całkowicie mnie odsuniecie.

Trudno mu było, ale w końcu wyrzucił z siebie:

– Tak jesteś zainteresowany ruchem ekumenicznym i Kościołami liberal­nymi. Masz na ich punkcie obsesję. A poza tym za bardzo przejmujesz się Kościołami niezależnymi.

– Ach, tak, rozumiem.

Pan pokazał mi jasno, że sam jest zainteresowany Kościołami niezależnymi. Stanowili część Jego zgromadzenia. Na spotkanie w Toronto przybyło wielu pastorów niezależnych zborów, ale zupełnie ich ignorowano. Wyglądało na to, że przestano się troszczyć o pojedyncze zbory.

Moja samotność pogłębiała się. Przez dziesięć lat zabiegałem o jedność wśród zielonoświątkowców. A oto teraz państwo przygotowujące konferencję było za nią w pełni odpowiedzialne. Dominowały silniejsze organizacje i praktycznie przywództwo w międzynarodowym sensie przestało istnieć. Co stało się z naszą pierwotną wizją?

Byłem sam na pustej drodze.

Nie przypominam sobie czasu, kiedy bym się czuł tak zniechęcony i rozgoryczony. Wydawało się, że dziesięć lat pracy poszło na marne. Czułem, że to koniec. Ale koniec czego?

Wtedy posłyszałem w sercu cichy, łagodny głos. Przez kilka dni powtarzał: „Nie rozpaczaj, ufaj mi. Otworzą się inne drzwi. W roku 1959 zobaczysz nowe i niespodziewane rzeczy”.

W 1959!

Rok 1959 był rzeczywiście wyjątkowy. Zupełnie znienacka rozpoczęło się coś nowego. Wykładałem na temat Zielonych Świąt w seminarium w Princeton w czasie sesji misyjnych. Wykładałem w Teologicznej Szkole Zgromadzenia Ewangelicznego w Myerstown w Pensylwanii, w Yale Divinity School w New Haven, w Connecticut, w Union Theological Seminary w Nowym Jorku, w Instytucie Ekumenicznym Światowej Rady Kościołów w Chateau de Bossey w Szwajcarii, w Teologicznej Szkole Parkinsa na Uniwersytecie Metodystycznym w Dallas w Teksasie.

Do tego spędziłem trzy tygodnie w maju w Seminarium w Princeton jako gość mojego dobrego przyjaciela dr Mackaya. W następnym roku gościłem tam również, tym razem jako gość następcy dr Mackaya – dr Jamesa McCorda. Moje związki z Princeton trwają do dziś i są dla mnie bardzo cenne.

Następne radosne przeżycie miało miejsce na osiemnastej radzie Świato­wego Zgromadzenia Prezbiteriańskiego w Sao Paulo w Brazylii w 1959 r. Uczestniczyłem w nim jako delegat bratniego ugrupowania zielonoświątkowego wraz z innymi delegatami z 66 krajów reprezentującymi 46 min członków Kościoła kalwińskiego. Znowu dr Mackay przyczynił się do roz­szerzenia moich znajomości. Jako przewodniczący zgromadzenia przedstawił mnie w ten sposób:

– Cokolwiek jeszcze historia będzie miała do powiedzenia o naszym bracie, dzisiejszy dzień będzie w niej odnotowany. Jako pierwsza instytucja wy­znaniowa uznaliśmy ruch zielonoświątkowy jako zdrową część chrześcijaństwa. Historia odnotuje również, że Seminarium w Princeton przyczyniło się do tego zapraszając naszego przyjaciela jako misyjnego wykładowcę.

W sercu myślałem: „Jak wspaniale! Kościoły kalwińskie, wśród nich holenderski reformowany, jako pierwsze odrzuciły członków, którzy przeżyli chrzest w Duchu Świętym. Teraz, w pięćdziesiąt lat później, uznają chrzest za działanie Ducha Świętego”.

Nie było to odosobnione wydarzenie. To samo działo się na całym świecie. Atmosfera w Kościołach zmieniała się radykalnie.

Nastąpiła piękna kolorowa jesień. Na starej farmie w Columbus w Ohio zgromadziło się 40 duchownych z różnych stron Stanów Zjednoczonych. Był rok 1962. Wśród zebranych byli pastorzy Kościołów reformowanych, menonitów, luterańskich, episkopalnych, baptystycznych, metodystycznych, ang­likańskich, prezbiteriańskich i ja, zielonoświątkowiec. Było to pierwsze praw­dziwie ekumeniczne, charyzmatyczne spotkanie duchownych – pierwsze tego rodzaju.

Organizacja nie sprawiła kłopotu. Dziekan John Weaver z katedry episkopalnej św. Pawła w Detroit przygotował miejsce spotkań, był naszym gospodarzem. Ja zwołałem zgromadzenie. I to wszystko. Program też był prosty. Duch Święty wprowadził nas w atmosferę miłości poprzez świadectwa, nauczanie, komunię świętą i dzielenie wspólnego życia. Każdy z nas otrzymał nowe poselstwo dla swojego zboru i świata. Była to konferencja Dziejów Apostolskich.

Późno wieczorem ostatniego dnia zjazdu zadzwoniłem do Anny do Oakland w Kalifornii, gdzie osiedliliśmy się w końcu po dosyć długiej wędrówce po Stanach Zjednoczonych. Chciałem się z nią podzielić wspaniałym ekumenicz­nym przeżyciem.

Odebrała telefon, ale zanim cokolwiek powiedziałem, wybuchnęła płaczem.

– Dawid, co się dzieje?

– Czy coś się stało?

– Otrzymaliśmy właśnie list ze Springfield (centrali Zborów Bożych). Wyłączyli cię ze wspólnoty. Wycofali listy uwierzytelniające. Myślałam, że wszystko będzie dobrze, a teraz cię wyrzucili – łkała.

Dzięki rekomendacji Misji Wiary Apostolskiej w Afryce Południowej uzyskałem uwierzytelnienie mojej służby od Zborów Bożych na pracę w Stanach Zjednoczonych. Dawało mi to możliwość usługiwania, nawet jeżeli oddzielono mnie od starych kół zielonoświątkowych. W ciągu ostatnich miesięcy powstało wiele kontrowersji na temat mojej działalności. Proponowano, żebym się wycofał, ale tego się nie spodziewałem. W ostatnim moim liście zapewniłem braci, że nie zamierzam rezygnować ani wycofywać się. Poddałem się ich decyzji. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogliby odrzucić mnie z powodu służby, do której prowadził mnie Duch Święty. Zebrałem myśli.

– Anno, nie martw się. Przeczytaj, proszę, tę część dotyczącą zwolnienia.

– Piszą: „Decyzją Prezbitera Naczelnego zawieszamy twoją działalność jako ordynowanego kaznodziei Zborów Bożych”.

Więc taka była prawda. Starałem się pocieszyć Annę, ale moje serce krwawiło. Nawet wieści ze zjazdu nie rozweseliły jej. Odwiesiłem słuchawkę i stałem tak kilka minut. „Ten świat pełen jest samotności – myślałem – i samotnych dróg”.

Następnego ranka mieliśmy końcowe spotkanie poświęcone głównie na modlitwę. Pan ukoił moje zbolałe serce. Nie mówiłem nikomu o decyzji ZborówBożych. Pan posłużył się Frankiem Downingiem z Kościoła południowych baptystów.

– Mam widzenie… – powiedział powoli Frank. – Widzę dom, jednopiętrowy …rząd okien na górze i kilka na parterze …nad domem spoczywa piękna śnieżnobiała chmura, a w chmurze widzę napis: „Bóg jest miłością”, „Bóg jest miłością”. Widok jest bardzo piękny.

Przerwał jakby wizja się skończyła, ale po chwili mówił dalej.

– To dom brata Dawida … o, Pan mówi, że to jest jego dom i Jego błogosławieństwo spocznie na nim.

Rzadko kiedy można słyszeć prawdziwsze proroctwo. Zrozumiałem to i nawet nie byłem w stanie podzielić się z braćmi moim ostatnim roz­czarowaniem.

Gdy rozmawiałem później z Anną, powiedziałem:

– Kochanie, jestem tak pobłogosławiony. Nie przejmuję się tym, co robią. Nigdy nie mogą oddzielić mnie od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8,39). Nie martw się i nie myśl już więcej o tym.

– Nie możemy zapominać – dodałem – że przebaczenie jest podstawą mojej służby.

Trzy tygodnie później mogłem okazać to przebaczenie następującym listem skierowanym do sekretarza generalnego Zborów Bożych, Bartletta Petersona:

„Przesyłani serdeczne chrześcijańskie pozdrowienia.

Wasz list z 14 września informujący mnie, że „decyzją Prezbitera mój związek ze Zborami Bożymi jako ordynowanego kaznodziei został zawieszony”, był dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie spodziewałem się takiej decyzji braci w tej sytuacji. Z głębi serca modlę się: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Przez wiele dni od momentu, kiedy żona powiadomiła mnie telefonicznie o powyższej decyzji, modliłem się, by znaleźć na to wszystko odpowiedź. Myślę, że dzisiaj rano Pan ukazał mi całościowy obraz.

Na zakończenie Konferencji Światowej w Toronto Pan powiedział mi jasno, że mam zrezygnować z pozycji w tej społeczności i iść za Nim dokądkolwiek mnie poprowadzi. Uczyniłem tak. Ale nie uważałem mojego uwierzytelnienia przez Zbory Boże za pozycję. Dlatego nie wystąpiłem ze Zborów Bożych. Przyniosło to kłopoty i ból. W przypadku Abrahama i Lota była to niezgoda pomiędzy pasterzami. W tym przypadku niezgoda pomiędzy radami. Cała sprawa rozbija się o Narodową i Światową Radę Kościołów. Dowiedziałem się, że Zbory Boże mówiły: „Nie mamy nic przeciwko służbie naszego brata”. Chodzi zatem o pole mojej pracy.

W lipcu bracia kazali mi wybierać pomiędzy przerwaniem służby w kręgach ekumenicznych a wycofaniem się ze Zborów Bożych, bo było to moje jedyne powiązanie z ruchem zielonoświątkowym. Wierzę, że przebudzenie zielono­świątkowe poza kościołami jest takie samo jak w kościołach. Jednak ponad 90% Kościołów i kaznodziejów, którzy przyjmują chrzest w Duchu Świętym, to ludzie z NRK i ŚRK. Ewangelikalni połączą się z zielonoświątkowcami, ale nie przyjmą przeżycia zielonoświątkowego. Nawet po dwudziestu latach.

Oficjalny kontakt może zostać przerwany, ale człowiek nie może zerwać więzów miłości. Będę nadal pracował z braćmi ze Zborów Bożych i innych ruchów zielonoświątkowych, tak jak w przeszłości. Wolą Bożą jest jedność w Duchu, a to coś więcej niż Rada Główna, Rada Światowa czy jakakolwiek rada.

Pozostaję Waszym bratem, w Jego miłości i służbie.”

Dawid du Plessis”


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl