Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Ekumenizm arrow MISTER PENTECOST - DAVID DU PLESSIS arrow XXI. PRAWDA W OGNIU

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
XXI. PRAWDA W OGNIU PDF Drukuj E-mail
Napisał DAVID DU PLESSIS   

W 1956 r. zostałem zaproszony na rekolekcje w Connecticut, by przemawiać do ekumenicznych przywódców z całej Ameryki. Stało się to jednym z największych przeżyć w mojej służbie.

Wokół mnie zasiadło wygodnie dwudziestu czterech przywódców. Zaprosili mnie, bym przedstawił im prawdę o przeżyciu zielonoświątkowym i o ruchu zielonoświątkowym. Proszono, bym był szczery, nawet gdyby miało to być bolesne.

Pamiętam jeszcze czas, gdy pragnąłem dostać w swoje ręce takich ludzi, by zdemaskować fałszywość ich teologii i modlić się o sąd nad nimi za to, co uważam za herezje i fałszywe doktryny. I oto miałem taką możliwość i powiedzieli: „Możesz być szczery, nawet gdyby było to dla nas bolesne”. Modliłem się: „Panie, co mam czynić?”

Tego ranka coś się ze mną stało. Po kilku słowach wstępu poczułem nagle, jak przeniknęła mnie fala ciepła. Wiedziałem, że to Duch Święty przejmuje kierownictwo, ale co czynił ze mną? Z mojego serca znikł stary duch krytycyzmu i potępienia. Poczułem miłość i współczucie do tych przywódców kościelnych, gotów byłem raczej umrzeć za nich niż ich osądzić. Od razu wiedziałem, że Duch Święty przejął kontrolę i byłem poza sobą, jednocześnie świadomy wszystkiego i osądzający to, co się działo (1 Kor 5,13).

Dzięki Bogu od tego dnia rozumiałem, co to znaczy posługiwać w sposób , jeszcze doskonalszy (1 Kor 12,31). Taki jest sposób działania Ducha Świętego.

Przez siedemdziesiąt pięć minut wylewałem z siebie to, co dawał mi Duch Święty. Nigdy nie spotkałem bardziej uważnych słuchaczy. Zauważyłem, że Duch Święty pracował nie tylko nade mną, ale i nad nimi. Można to było zauważyć, gdy nadszedł czas pytań i odpowiedzi. Pragnęli wiedzieć wszystko o darach i działaniu Ducha Świętego. Obietnica Jezusa stała się dla mnie rzeczywistością: „A gdy was poprowadzą... nie troszczcie się naprzód o to, co macie mówić, ale mówcie to, co wam będzie dane w owej godzinie, albowiem nie wy jesteście tymi, którzy mówią, lecz Duch Święty” (Mar 13,11).

Potem pojawiło się pytanie, które dawało mi możliwość wykazania im błędów, ale we mnie nie było pragnienia umniejszania ich czy krytykowania, nie chciałem ranić. Pomodliłem się w ciszy. Pytanie brzmiało: „Powiedz nam, jaka jest różnica między wami a nami. Cytujemy tę samą Biblię, ale gdy wypowiadacie te same słowa, brzmią one odmiennie. Mówimy to samo co wy, a jednak wasze słowa wydają się głębsze. Nie powiedziałeś niczego, z czym nie moglibyśmy się zgodzić, a jednak wydaje się, że gdzieś tkwi wyraźna różnica”.

Co miałem powiedzieć? Jaka jest prawda? Duch przyszedł mi z pomocą i powiedziałem:

– Panowie, porównania są zawsze ryzykowne i nie chciałbym urazić niczyich uczuć czy zranić czyjejś dumy, ale widzę to tak: trzymacie prawdę w lodzie, a my na ogniu.

– To zbyt głębokie dla mnie. Wytłumacz.

– Panowie, mówiliśmy o „mięsie” Słowa – odpowiedziałem, – pozwólcie, że zilustruję moją tezę. Mieszkam w Dalekim Teksasie, gdzie bywa bardzo gorąco. Mamy w domu zamrażarkę do przechowywania żywności. Kiedy mięso jest stosunkowo tanie, kupujemy pół wołu. Wiem potem, że w zamrażarce leży stek z teksaskiego wołu. Gdyby któryś z was odwiedził mnie w domu, chciałbym poczęstować was takim stekiem. Powiedzmy, że wyjąłbym mięso z zamrażarki i położył przed wami na talerzu, czy moglibyście to jeść?

Oczywiście nie. Jest to tylko zamarznięta bryła mięsa. Ale moglibyśmy o nim rozmawiać. Moglibyśmy zanotować pewne fakty: waga ok. 40 dag, tyle i tyle kalorii, kilka witamin. Znamy rzeźnika, który to sprzedał. Możemy znać ranczo, na którym wyhodowano wołu. Możemy znać rodowód zwierzęcia, jego wiek i tak dalej. Potem moglibyśmy rozważyć to z innej strony i zadecydować, czy zaspokoiłby nasz głód. Ale po pół godziny takiej rozmowy o wołowinie bylibyśmy tak samo głodni, a kawałek mięsa leżałby na talerzu. Nasz umysł nakarmiłby się informacjami, ale nie zasmakowalibyśmy wołowiny.

Co zrobić? Coś trzeba zrobić z mięsem, by uczynić je jadalnym i sprawić, by to, o czym rozmawialiśmy, stało się rzeczywistością. Daję mięso mojej żonie. Bez zastanowienia się nad tym, o czym przed chwilą mówiliśmy, żona umieszcza mięso na ogniu. Za kilka minut atmosfera w domu zmienia się i każdy wie, że coś się smaży. Mój mały synek wbiega i krzyczy: „Mamo, co tak pachnie? Umieram z głodu!” Żona podaje nam gorący stek prosto z ognia i mówimy: „O to właśnie chodzi!” Czy mój syn zachoruje przez to, że nie zna wszystkich informacji na temat wołowiny?

„Wiecie panowie – ciągnąłem – to są elementy składowe dobrego nabożeństwa zielonoświątkowego. Atmosfera. Każdy wie, że coś się dzieje. Stary pijak, który siedzi w kącie, nie musi wysłuchać teologicznej wieści o łasce zbawiennej, nie podaje się mu teologii czy doktryny o odrodzeniu. Otrzymuje gorącą ewangelię przekazaną w faktach – Bóg cię kocha, Bóg cię zbawi. Proś, a będzie ci dane. Szukaj, a znajdziesz. Zrób to teraz. Jezus jest tu, by ci pomóc. Da ci wody życia i nigdy już nie będziesz pragnął – i grzesznik przyjmuje zaproszenie. Po kilku minutach wstaje z kolan i wie, że coś się z nim stało. Jest teraz zmienionym człowiekiem. Czasu będzie dosyć, by nauczyć go doktryn i teologii jego przeżycia. W końcu w życiu apostołów przeżycie chrztu w Duchu Świętym nastąpiło zanim rozwinęli i sprecyzowali swoje poglądy teologiczne i doktryny. Mieli przeżycie, a nie doktryny. Dzisiaj większość ludzi ma doktryny, a nie ma przeżycia”.

Zamilkłem na chwilę.

– Przyjaciele – powiedziałem. – Jeżeli wyjmiecie wielkie prawdy ewangelii z zamrażalników i poddacie je działaniu ognia Ducha Świętego, wasze Kościoły przewrócą się do góry nogami. Kościół nie potrzebuje jeszcze lepszych teologów, ale potrzebuje mężów pełnych wiary i Ducha Świętego (Dz.Ap. 6,5) – mężów, którzy powiedzą: „Zdolność nasza jest z Boga, który też uzdolnił nas, abyśmy byli sługami nowego przymierza, nie litery lecz Ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia”. (2 Kor 3,5-6).

Po tym jeden ze słuchających powiedział:

– Dlaczego nie spotkaliśmy kogoś takiego jak ty wiele lat wcześniej? Widziałem, że moja służba nie odnosi sukcesu, ale nie potrafiłem znaleźć przyczyn porażki. Teraz wiem, że moja duchowa temperatura była niewłaściwa. Brakowało mi mocy Ducha Świętego.

Wszedłem do prezbiteriańskiego Kościoła w pobliżu pensylwańskiego miasteczka Parkesburg. Przy drzwiach przywitał mnie wysoki szczupły mężczyzna o urzędowym wyglądzie. Był to James Brown, pastor Kościoła i profesor Seminarium Lincolna w pobliskim Oksfordzie w Pensylwanii. Słyszałem od Boba Rice'a, misjonarza koreańskiego, że Jim był najbardziej liberalnym ze wszystkich liberalnych duchownych, dopóki nie odrodził się niedawno w Chrystusie. Doświadczył dramatycznego nawrócenia i szukał w swoim życiu Bożego prowadzenia.

Zaprowadził mnie do ciepłego pokoju spotkań, w którym siedziało ok. dwunastu ludzi. Byli to przyjaciele Jima: kilku doktorów, profesorowie, kilku przywódców kościelnych i kościelny. Szybko odkryłem, że kościelny mówi takim samym językiem jak ja.

Jim otworzył dyskusję:

– Panie du Plessis, zostaliśmy przekonani, że istnieje chrzest w Duchu Świętym, i chcemy dowiedzieć się o nim wszystkiego, razem z potwierdzeniem daru języków. Chcemy wiedzieć, jak można otrzymać wszystkie dary Ducha,

– Tak – powiedziałem, – To jest od końca. Dlaczego chcecie się dowiedzieć o tym?

Jim był śmiertelnie poważny.

– Słyszeliśmy, że zielonoświątkowcy zatrzymali się na językach. Chcemy iść dalej.

– Dobrze – powiedziałem, stając za podłużnym stołem na środku pokoju. – Rozważmy rozdział 12 Pierwszego Listu do Koryntian, który mówi, że reszta należy do was. W wielu słowach powiada, że manifestacja dana jest każdemu, dla wspólnego dobra.

I dalej napisane jest: „wszystko to sprawia ten sam Duch ku wspólnemu pożytkowi, rozdzielając każdemu poszczególnie jak chce”.

Zrobiłem przerwę. Wszyscy mieli poważne twarze, pełne zainteresowania.

– To nie znaczy, że daje on jeden dar jednej osobie, a drugi innej. Oznacza to, że używa kogoś, by objawił się przez nią dar w pewnych okolicznościach. On dostarcza daru. Komu chce.

Ponad godzinę tłumaczyłem werset za wersetem ten fragment Pisma. Otwierałem ich oczy na pełnię życia w Duchu. Od czasu do czasu na ich twarzach pojawiał się uśmiech zrozumienia.

W pobliżu mnie siedział profesor Andrew Murray. Nosił to samo nazwisko, co wielki południowoafrykański mąż Boży, którego tak podziwiałem. W czasie przeznaczonym na pytania podniósł rękę:

– Nie mam pytania dotyczącego tego, co zostało powiedziane, ale jestem głęboko poruszony i zadziwiony tym, co uczyniłeś. Nie wiem, jak tego dokonałeś.

– Nie bardzo wiem, co masz na myśli.

– Na początku powiedziałeś nam: „Uważajcie. Wierzę, że Duch Święty użyje mnie do tego, bym udzielił wam darów Ducha. Taka jest moja służba”. A potem powiedziałeś: „Wiele z tych rzeczy, których doświadczycie, rozpoznacie jako działanie Ducha. Jeżeli wypowiadam słowo mądrości, nie jest to moja wrodzona inteligencja. Nie jest to czytanie w myślach ani autosugestia – powiedziałeś. – To wiedza Ducha Świętego. On daje nam słowa, które powinienem wypowiadać. Może się wydawać, że wiem, do kogo mówię”. Czy dokładnie zacytowałem? – Uśmiechnąłem się.

– Tak. Mniej więcej.

– Tak. W tym rzecz – powiedział z naciskiem. – Uczyniłeś coś, czego nie rozumiem. Gdy zacząłeś mówić, w moim umyśle zrodziło się pytanie. W tej chwili, kiedy je sformułowałem, odwróciłeś się, spojrzałeś na mnie i odpowiedziałeś. Jakbyś słyszał moje myśli. Omal nie spadłem z krzesła. Stało się tak trzy razy. Skąd wiedziałeś, na kogo popatrzeć?

– Mój przyjacielu – odpowiedziałem. – To było poznanie Ducha Świętego. On wiedział, o czym myślisz, i był gotowy dać ci odpowiedź.

Powiedziawszy to, sam byłem zdumiony dokładnością Ducha Świętego. On nigdy nie pudłuje. My czasami tak, ale On nie.

Podobna rzecz wydarzyła się później, gdy przemawiałem do grupy rzymskich katolików we Francji. Mówiłem o dniu Zielonych Świąt opisanym w Dziejach Apostolskich.

– Tego dnia – powiedziałem – była tam Maria, matka Pana Jezusa. To świadczy o tym, że była jedną z osób, które przyjęły chrzest w Duchu Świętym; ona, którą Bóg tak szczególnie pobłogosławił. Nawet ona przyjęła posługę swojego Syna. Lubię myśleć o Marii jako o pierwszej kobiecie, która mówiła językami.

Wśród słuchaczy było wiele kobiet, część z nich – zakonnice. Większość uśmiechała się szeroko.

– Wiem, siostry, że bardzo poważacie Marię. Czy wiecie teraz, że skoro ona potrzebowała chrztu, i wy go potrzebujecie? Możesz być matką przełożoną, ale nigdy nie jesteś większa niż Maria.

Po spotkaniu podeszła do mnie elegancko ubrana kobieta i zapytała łagodnie:

– Czy pan mnie zna?

– Obawiam się, że nie.

– A czy widział mnie pan na spotkaniu?

– Nie.

– Ale – powiedziała nieznacznie się czerwieniąc – wskazywał pan na mnie palcem i mówił do mnie.

– Naprawdę?

– Powiedział pan: „Matko przełożona, potrzebujesz chrztu”. Zacząłem się uśmiechać.

– Czy pani jest matką przełożoną?

– Tak – zamrugała oczami. Były pełne łez. – Po czym pan poznał?

– To Duch Święty – powiedziałem odczuwając wielką Bożą miłość nad nami. – Było to słowo mądrości od Niego. Przemówił bezpośrednio do pani.

Po spotkaniu rozmawiałem z Jimem Brownem. Wiedziałem, że Pan chce, bym usłużył mu radą, która może być niewłaściwie rozumiana i krytykowana przez wielu z moich braci.

– Bracie Brown – zacząłem. – Mam słowo dla ciebie. W czasie dzisiejszej dyskusji Pan kazał mi ostrzec cię przed opuszczaniem twojego Kościoła, twojej denominacji.

Był zaskoczony.

– Tak. To jest odpowiedź na pytanie, które zamierzałem ci zadać. Zastanawiałem się, do kogo mani się przyłączyć. Chciałem, żebyś mi poradził, który Kościół zielonoświątkowy jest najlepszy.

– To ostatnia rzecz, jaką powinieneś zrobić. Pan potrzebuje ciebie tutaj.

– W Kościele prezbiteriańskim już mnie nie będą chcieli – jęknął.

– Niedawno spotkałem się z przywódcami Kościołów. Jesteś ze Zjednoczonego Kościoła Prezbiteriańskiego?

– Tak.

– Mackay jest chyba przełożonym seminarium prezbiteriańskiego. Zadzwoń do niego. Powie ci, że przywódcy kościelni, członkowie Rady Narodowej, obiecali mi, że odtąd chrzest w Duchu Świętym, razem z konsekwencjami, to znaczy wspólnotą z zielonoświątkowcami, nie będzie potępiany ani wśród duchownych, ani wśród misjonarzy, ani u członków Kościoła.

Dowiedziałem się później, że Jim, który przeżył niedawno chrzest w Duchu Świętym, zadzwonił do dr Mackaya, a on potwierdził wszystko, co mówiłem.

Niedługo potem miałem okazję powiedzieć te same słowa duchownemu Kościoła episkopalnego Dennisowi Bennettowi. Nigdy go nie spotkałem, ale napisał mi o wielkich trudnościach, jakie pojawiły się w jego kalifornijskim zborze. Moja rada brzmiała: „Bez względu na to, co się dzieje, nie opuszczaj Kościoła. Poproś o jeszcze jedną rozmowę, ale nie porzucaj Kościoła episkopalnego”.

Dennis objął nową parafię w Seattle i służył wspaniale Panu jako episkopalny ksiądz.

Byli też i inni: Howard Erwin i Francis Whiting. Obaj byli baptystami. Ich posługa wywarła wpływ na tysiące ludzi.

Pan umieszczał ich w różnych Kościołach, historycznych i innych. A moje możliwości usługiwania im wzrastały z roku na rok.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl