Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Ekumenizm arrow MISTER PENTECOST - DAVID DU PLESSIS arrow XX. WIĘKSZY ZASIĘG

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
XX. WIĘKSZY ZASIĘG PDF Drukuj E-mail
Napisał DAVID DU PLESSIS   

W Londynie skończyła się następna faza mojego życia. Z wielu względów było to przykre, ale miałem pewność, że Pan kieruje tymi zmianami.

Spotkałem się z przywódcami konferencji 52 r. i stanąłem przed nimi w miłości i pokorze.

– Myślę, że Pan nie chce, abym kontynuował tę pracę. Sądzę, że konferencja światowa została ustalona na dobre. Powinienem złożyć rezygnację.

Bracia patrzyli na mnie ze smutkiem. Mówiłem dalej, nie czekając na komentarze.

– Musiałem wszystko uzyskiwać dzięki wierze. Musiałem zebrać pieniądze dla rodziny, zapłacić za wydatki związane z konferencją. Nie mam wsparcia. Kiedy Lee College zaczął mi płacić, wszystkie zbory, które pomagały mi w czasie kryzysu, zaprzestały swojej pomocy. Powtarzam: myślę, że nadszedł czas, bym zrezygnował. Nie chcę być już sekretarzem. Z radością pomogę w każdy inny sposób, ale nie mogę już dłużej być przewodniczącym.

W końcu przemówił jeden z braci. Pan dał mu mądrość.

– Brat Dawid wie, że nadszedł czas na wycofanie się. Jeżeli zostałby dłużej na tym samym stanowisku, groziłoby nam, że stałby się naszym papieżem.

Miał rację. Konferencja była ustalona, potrzebne było szersze kierownictwo. Co więcej, wiedziałem, że Bóg powołuje mnie do działalności gdzie indziej. Musiałem Go słuchać.

Niepewnie wszedłem do budynku, w którym odbywały się spotkania Międzynarodowej Rady Misyjnej w Willingen w Niemczech. Czułem się jak owca wśród wilków. Kiedy recepcjonista spytał mnie, jak długo zamierzam pozostać, odpowiedziałem:

– Trzy dni.

Mogłem zostać trzy, ale na pewno nie jedenaście. Spotkanie rozpoczęło się <Jzień wcześniej. Wszedłem na salę. Panował tam ożywiony ruch. Trwała przerwa na kawę. Usłyszałem, że ktoś wymówił moje imię, i odwróciłem się. Mackay biegł ku mnie z otwartymi ramionami.

– To mój wielki zielonoświątkowy przyjaciel, Dawid du Plessis – wykrzyknął głośno kładąc nacisk na „zielonoświątkowy”. Schwycił mnie za rękę, a lewym ramieniem objął mnie.

– Jak się czujesz, mój przyjacielu? – zawołał podkreślając tym razem „mój przyjacielu”.

Zaciągnął mnie do kolejki ludzi czekających na kawę i przeprowadził mnie od jednego do drugiego. Zanim skończyliśmy, poproszono mnie o tyle rozmów, że zajęłoby to więcej niż trzy dni. Przeprosiłem ich i pośpieszyłem do recepcji.

– Czy mógłbym zmienić rezerwację z trzech na jedenaście dni? Zostanę tu dłużej niż myślałem.

W spotkaniu uczestniczyło 210 delegatów z całego świata, misjonarze z wszystkich możliwych towarzystw protestanckich. Była to prawdziwa ekumena. Na twarzy Wiggleswortha zajaśniałby uśmiech. Rozbawiła mnie myśl, że gdy zielonoświątkowcy zebrali się na konferencji światowej, mówili, że stoi za tym Bóg, ale kiedy zbierała się Rada Światowa, to musiał być diabeł.

Rozmawiałem ze 110 spośród 210 delegatów.

– Dobrze – rozpoczynali przeważnie. – Zacznij od początku i wytłumacz mi, czym jest pentekostalizm.

Zagłębiałem się w przesłanie zielonoświątkowe mówiąc o działaniu Ducha Świętego. W tym czasie przylgnął do mnie przydomek „Mister Pentecost” („Pan Pięćdziesiątnica”).

Spotkałem miedzy innymi sekretarza Rady Światowej drą Willema Visser't Hoofta, miłego starszego Holendra, który znacznie się ożywił, gdy pochwaliłem się swoją znajomością holenderskiego. Po raz pierwszy spotkaliśmy się na krótko podczas mojej wizyty w Nowym Jorku. Pragnąłem spotkać człowieka, którego Carl Mclntyre chciał usunąć ze Stanów Zjednoczonych. W czasie naszego spotkania w Willingen Visser't Hooft zwierzył mi się, że zielonoświątkowcy w swojej duchowości są siłą, która mogłaby pomóc Radzie Kościołów.

„Czy to ma być to, o czym słyszałem w Ameryce? – zastanawiałem się. – Rada jako bestia wyłaniająca się z morza ludzkości?”

Potem otworzyły się następne drzwi. Dr Visser't Hooft wziął mnie na bok:

– Czy mógłbyś przyjechać do Evanston w stanie Illinois w 1954 r., na drugie zgromadzenie Światowej Rady Kościołów?

– Może mi się uda. Ale jak się tam dostanę? Uznajecie tylko kościelnych, a ja nim nie jestem. Poza tym żaden ruch zielonoświątkowy nie wchodzi w skład waszej Rady. Zresztą, nie jestem już sekretarzem Światowej Konferencji Zielonoświątkowej.

– Był zaskoczony.

– To z czego się utrzymujesz?

– Przygotowuję programy dla radia na Daleki Wschód.

Pracowałem tam starając się nawiązać bardziej ekumeniczne kontakty, ponieważ potrzebowali pomocy wszystkich Kościołów przy programach i finansowaniu.

– Acha – powiedział Visser't Hoft. – Mam pomysł. – Spojrzał mi w oczy i wbił palec pod żebra. – Zgodzisz się pracować jako członek personelu Rady Kościołów na czas zgromadzenia?

Skinąłem głową. Co się dzieje?!

– Dobrze, damy ci noclegi i wyżywienie za darmo, ale nic więcej. Będziesz dla nas pracował. Będziesz w samym środku, tam, gdzie chcesz być.

– W porządku. Ale co mam robić?

– To samo co robiłeś tutaj. Masz rozmawiać z biskupami, arcybiskupami, kim bądź. Mów im o Pięćdziesiątnicy. Rozmawiałeś z ponad połową ludzi tutaj. Ci przekazali to pozostałym. Mieliśmy Pięćdziesiątnicę na śniadanie, na lunch, podwieczorek i kolację. Podsłuchałem, jak ktoś mówił: „Co się z nami stało? Pojawił się zielonoświątkowiec i wszyscy mówią o Zielonych Świętach”.

Przerwał i po chwili znów wbił mi palec w żebra.

– Dlatego chcę, byś jechał do Evanston. Przydzielono mnie do sekcji prasowej z zadaniem zdobywania nieanglojęzycznych delegatów na wywiady telewizyjne i radiowe. Zaśmiałem się, gdy wyjaśniali, na czym polega moje zadanie. Nawiązywałem kontakt z całym światem. Co więcej, z plakietką przedstawiciela prasy mogłem wejść wszędzie – na spotkania przywódców itp. Byłem zajęty dniem i nocą.

Główne przemówienie na zgromadzeniu rozgrzało moje serce starego zielonoświątkowca. Wygłosił je dr Edmund Schlink z Niemiec.

– Nigdy nie osiągniemy prawdziwej jedności i miłości, dopóki nie spotkamy się wszyscy u stóp Krzyża pod przykryciem Krwi Chrystusa. Jego słowa wywołały wrzenie wśród zagorzałych liberałów.

– Sądziliśmy, że pozostawiliśmy już te sentymentalne bzdury daleko za sobą, a tu znów głoszą je jako rewelacyjne odkrycia. Ale ja mówiłem do siebie:

– Jeżeli Edmund Schlink mówi tak o Krwi Jezusa, to jestem bezpieczny.

Takie wydarzenia bardzo mnie poruszyły i odczuwałem, że Pan zmienia moje podejście. Dotychczas byłem kuriozum, dziwem z innego świata, ale nie do tego powołał mnie Pan. Modliłem się w tej sprawie. I w końcu zaczął do mnie docierać zamysł Chrystusa. Otrzymałem od Boga reprymendę. Nie miałem być jedynie posłańcem zielonoświątkowców. „Robisz wrażenie, jakby Duch Święty był najważniejszy”. Wiedziałem, że Duch Święty nie mówi o sobie. Mówi o Jezusie. Dotarło to do mnie po pewnym czasie. Zacząłem zmieniać to, o czym mówiłem: zamiast opowiadać o przeżyciach zielonoświątkowych, zacząłem mówić o chrzcie w Duchu Świętym, którego dokonuje Jezus. Gdy przychodzili do mnie ciekawscy, a po Evanston było ich coraz więcej, mawiałem:

– Powiem tylko o tym, co czyni Jezus Chrystus. Nie byłoby Zielonych Świąt bez Jezusa, a ich przeżycia były zgodne z Pismem Świętym.

Ciągle jednak czułem, że nie docieram do wszystkich. Czegoś brakowało. Wiedziałem o tym przez cały czas, ale nie zwracałem na to uwagi. Wśród ludzi, którym mogłem usługiwać, było wiele uprzedzeń. Byli uprzedzeni jedni do drugich, do zielonoświątkowców, do rzymskich katolików. Musieli doświadczyć przebaczenia.

Zrozumiałem, że powinienem publicznie wyznawać przy każdej okazji moje dawne niewłaściwe nastawienie i głosić, jak z tego wyszedłem. Zacząłem składać świadectwo o Bożym prowadzeniu ku przebaczeniu i szczerej miłości.

To było właściwe poselstwo. Gdy opowiadałem swoją historię, ludzie zauważali własne uprzedzenia, niechęci i wrogość lepiej, niż gdybym głosił ogniste porady przeciw tym przywarom.

Do dzisiaj rzadko kiedy posługuję bez krótkiego przedstawienia historii swojego życia z podkreśleniem przeżycia przebaczenia. To jest wieść od Jezusa – przebaczenie z Krzyża, udzielenie Ducha i prowadzenie w służbie przebaczenia. Wtedy przychodzi chrzest w Duchu Świętym. Wtedy przychodzą cuda.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl