Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow ODNOWA KOŚCIOŁA arrow Ekumenizm arrow MISTER PENTECOST - DAVID DU PLESSIS arrow VIII. KROCZENIE W WIERZE

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
VIII. KROCZENIE W WIERZE PDF Drukuj E-mail
Napisał DAVID DU PLESSIS   

Po ślubie musieliśmy przebyć pewną duchową lekcję. Oboje zrezygnowaliśmy z pracy i zdecydowaliśmy się żyć wiarą służąc Panu Jezusowi Chrystusowi o każdej godzinie dnia i nocy. W ostatnim miesiącu zarobiliśmy razem 400 dol. i z tym rozpoczęliśmy. Pierwszego miesiąca naszego chodzenia w wierze wpłynęło tylko 20 dol. Nie mieliśmy pieniędzy na głupstwa.

Po zrezygnowaniu z pracy przeprowadziliśmy się do miasta Benoni. Jest to nazwa biblijna, „syn mojego smutku”. Imię nadane przez Rachelę synowi, przy którego urodzeniu zmarła. Jakub zmienił je na Beniamin. Benoni położone było 40 mil od Pretorii. Natychmiast po przybyciu włączyliśmy się do pracy Misji Apostolskiej. Pracowałem w zborze na pełny etat. Nie jako pastor, ale odwiedzając i udzielając rad duszpasterskich. W tamtych czasach kościoły w Afryce Południowej nie mogły obyć się bez dobrze zorganizowanego programu odwiedzin. Pastor musiał docierać do ludzi ze społeczności, często mieszkających na wsi. Zdobywanie ludzi odbywało się systemem „od osoby do osoby”. Nawet dzisiaj jest to najskuteczniejszy sposób niesienia ewangelii.

Lubiłem tę pracę i powierzono mi ją odciążając tym samym pastora do innych zadań. Gdzie tylko zaistniała jakakolwiek potrzeba duchowa czy fizyczna, jechałem tam, nawet do innych miast. Pracy było mnóstwo.

I wtedy zaczęły się kłopoty. Zauważyłem, że w moim życiu już od dłuższego czasu brakuje mocy. Nie osiągałem takich rezultatów, jakie powinienem. Minęło kilka tygodni i podzieliłem się tym spostrzeżeniem z Anną, kiedy wieczorem siedzieliśmy razem.

Gdy przyjechaliśmy do Benoni, chcieliśmy naprawiać świat wokół nas i samych siebie poprzez modlitwę i zdyscyplinowane życie wiary. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, było ustalenie godzin modlitwy w dzień i w nocy. Nastawialiśmy budzik, by wstawać na modlitwę raz przed północą, raz po północy i później wczesnym rankiem. Każdy dzień zaczynaliśmy modlitwą. Za każdym razem modliliśmy się przynajmniej godzinę.

Ustaliliśmy też specjalny czas na czytanie Biblii i literatury chrześcijańskiej. Wybraliśmy cotygodniowy dzień postu. Cały tydzień był dokładnie rozplanowany. Wszystko pięknie uporządkowane.

Wreszcie pewnego wieczoru, w sześć miesięcy po rozpoczęciu tej zegarowej procedury, zniechęcony i wyczerpany zwróciłem się do Anny:

– Jesteśmy tutaj sześć miesięcy i nic nie osiągnęliśmy. Na jej twarzy malował się wyraz zniechęcenia.

– Miałem lepsze rezultaty, kiedy pracowałem zawodowo i służyłem Bogu po godzinach pracy – ciągnąłem. – Teraz mam czas, nie pracuję, mogę poświęcić Panu cały dzień, i nie robię. Chciałem zmienić cały świat i co z tego wyszło?

W domu było cicho, Korrie – nasza córeczka – spała w swoim pokoju. Ale my nie byliśmy spokojni. Bóg powiedział: „Niech się nie trwoży serce wasze”. Nie spełnialiśmy tego nakazu.

– Modlimy się i modlimy, a w czasie tych sześciu miesięcy nie otrzymaliśmy odpowiedzi nawet na jedną modlitwę – trochę przesadzałem, ale było to bliskie prawdy. – Nic się nie działo i nic się nie dzieje.

Anna kiwała głową potwierdzając każde zdanie i dodała jeszcze jeden punkt do tej listy niepowodzeń:

– Nie stajemy się wcale bardziej duchowi. Jesteśmy coraz bardziej związani przez nasz system.

Zwrot „nasz system” zabrzmiał w ciszy pokoju jak gong. NASZ SYSTEM. Bez słowa upadliśmy na kolana.

– Panie, gdzie popełniliśmy błąd? – mój głos stracił swoją zwykłą moc i dźwięczność, słowa brzmiały jak szept.

– Dlaczego zamiast zwyciężać przez modlitwę, przegrywamy? Odpowiedź nadeszła szybko. Wypowiedziałem na głos słowa, które pojawiły się w moich myślach:

– Służycie mi według zakonu, a nie według łaski. Chcecie wszystko robić według swoich zasad. Ustalacie nawet reguły modlitwy. Znów przemówiłem do Pana:

– Nie chcesz, żebyśmy się modlili?

– Chce, żebyście modlili się nieustannie. Chcę, byście żyli według Ducha. Jesteście tak zajęci przestrzeganiem dni, że nie słyszycie głosu Ducha Świętego.

Było to oszałamiająco proste. Jak wielu wierzących, wpadliśmy w pułapkę. Staliśmy się nowotestamentowymi legalistami. Zaczęliśmy pod zakonem jak starotestamentowi Żydzi. Mimo naszych dobrych intencji, staliśmy się zniewoleni. Tej nocy Pan nauczył nas wiele z Pisma Świętego. Przypomniał nam trzy wersety (26-28) z 8 rozdziału Listu do Rzymian: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach. A Ten, który bada serca, wie, jaki jest zamysł Ducha, bo zgodnie z myślą Bożą wstawia się za świętymi. A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia Jego są powołani”. Dlaczego mielibyśmy się tak wysilać, skoro On będzie nami kierował nawet w modlitwie?

Gdy zrozumieliśmy końcowe wersety z 1 Tes., spłynął na nas pokój: „Zawsze się radujcie. Bez przestanku się módlcie. Za wszystko dziękujcie; taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was. Ducha nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie. Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie. A sam Bóg pokoju niechaj was w zupełności poświeci, a cały duch wasz i dusza, i ciało niech będą zachowane bez nagany na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest ten, który was powołał; On też tego dokona”.

Nie mogliśmy zrozumieć, jak to się stało, że tak bardzo przywiązaliśmy się do naszych sposobów i byliśmy tak uparci, tak dumni ze swojego zdyscyplinowania. Zupełnie nie rozumieliśmy, co to znaczy „sprawować zbawienie”.

– Anno – powiedziałem i byłem rozpromieniony. – Nauczymy się modlić bez przestanku, po prostu rozmawiać z Panem cały czas. Nauczymy się powierzać Mu każdy krok.

– Tak – powiedziała z uśmiechem – nauczymy się Mu ufać.

Jakże upokarzająca była świadomość, że dotąd Mu nie ufaliśmy!

Nasze życie natychmiast się zmieniło. Nagle staliśmy się szczęśliwi i gorliwi w szukaniu woli Bożej. I oczywiście zaczęliśmy oglądać cuda, których nie było, gdy upieraliśmy się przy naszych sposobach.

Udzielałem porady duszpasterskiej pewnemu człowiekowi i jego żonie. Duch dał mi słowa wiedzy, które skłoniły go, by szukał Bożego przebaczenia i zmiany nastawienia.

W kilka dni po tym łagodnym napomnieniu przez Pana zauważyłem w Annie wielką zmianę, nie tylko w nastawieniu do Boga, ale i w życiu codziennym. Obserwowałem ją, jak prasuje. Robiła to od godziny, cały czas nucąc i uśmiechając się.

– Tak bardzo lubisz prasować?

Chodziło nie tylko o prasowanie, ale o wszystkie prace domowe: utrzymywała dom w nienagannej czystości. Wyglądało na to, że pokochała deskę do prasowania!

– Prasując mam czas na rozmowę z Panem. Mogę prasować i mówić. To takie przyjemne. Codzienna praca jest o wiele przyjemniejsza dzięki wolności, jaką dał nam Jezus.

Gdy jej ręce przemierzały l milę na min., modliła się za mnie, za dzieci, braci, za wszystkich, których Bóg przywiódł jej na myśl. Razem stawialiśmy pierwsze kroki w życiu modlitewnym. Zacząłem mówić do Pana stale, zawsze.

Jeśliby powiedział do nas: „Saskatchewan”, byliśmy gotowi tam jechać, nie mając pojęcia, gdzie to jest.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl