Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow DAR EUCHARYSTII - SŁOWO WŚRÓD NAS 6/2005 arrow W RAMIONACH OJCA

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
W RAMIONACH OJCA PDF Drukuj E-mail
Napisał ADRIANNA McKEE   

Czasem nie mogę zasnąć długo w nocy. Pozwalam wtedy, by moje myśli swobodnie podążały do minionych dni, kiedy to Bóg wykorzystywał trudne dla mnie chwile do ukazania mi, czym jest wiara. Ilekroć znajdowałam się w punkcie zwrotnym mego życia, wkraczał w nie Ojciec niebieski. Przychodził, kiedy nie było już znikąd ratunku. Gdy teraz wspominam tamte czasy, niemal słyszę Jego cichy śmiech z mojej niewiary.

Bez pieniędzy, z odrobiną żywności

Oto jeden z przykładów. Zdarzyło się to przed wielu laty, kiedy mój mąż stracił pracę i długo nie mógł znaleźć żadnego zajęcia. Mieliśmy dwoje małych dzieci i wiecznie pustą lodówkę. Pieniądze, jakie mieliśmy, wystarczały na opłacenie czynszu, ale na jedzenie już brakowało. Mogliśmy kupić trochę kartofli i chleba, czasem odrobinę mięsa. Na szczęście miałam irlandzką babcię, która przeżyła niegdyś okres straszliwego głodu i nędzy. Nauczyła mnie, jeszcze gdy byłam dzieckiem, robić posiłki ze wszystkiego, co rośnie. Tak więc kiedy mój sąsiad tępił mlecze, ja swoje podlewałam. Moje dzieci nazywały nasz ogródek Bożym ogrodem, bo nas żywił. Zbieraliśmy w nim dzikie gruszki, warzywa, szczaw, różne jadalne liście. Choć poznaliśmy wtedy, co to głód, nigdy nie byliśmy zdrowsi.

Mieliśmy wtedy już od dwunastu lat kota. Bardzo lubił kocią karmę w puszkach i w lepszych czasach zawsze mu ją kupowaliśmy. Kiedy firma produkująca karmę ogłosiła promocję – 10 centów za każdą odesłaną naklejkę z puszki – wrzucałam naklejki przez kolejne miesiące na dno szuflady.

Teraz kot zachorował i w końcu zdechł. Płakałam jak dziecko, bo bardzo byłam do niego przywiązana, był moją pociechą w trudnych chwilach. Zawsze był na miejscu i zdawał się rozumieć moje skargi. To jemu, a nie mężowi, którego nie chciałam dodatkowo martwić, wypłakiwałam moje przerażenie katastrofalną sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy. No cóż, nie pamiętałam wtedy o tym, że jest przy mnie Jezus, że to Jemu mogę powierzyć moje troski. Wiara i lęk nie idą w parze, a ja w takich chwilach poddawałam się rozpaczy.

Przebudzenie wiary przyszło w nieoczekiwany sposób. Któregoś dnia sprzątałam kuchenną szufladę i na dnie znalazłam naklejki z puszek z kocią karmą. Było ich dużo, policzyłam, że powinnam za nie dostać prawie 14 dolarów. Wpadłam w uniesienie, dziękowałam Bogu za ratunek. Jednak po przeczytaniu regulaminu tej promocji znów upadłam na duchu: trzeba było do każdej naklejki dołączyć paragon zakupu. Najpierw zaczęłam się modlić, prosząc, by Ten, który potrafi pomóc w najbardziej rozpaczliwych sytuacjach, pomógł mi teraz. Potem napisałam list, wyjaśniając w nim, że wszystkie puszki kupowałam w jednym sklepie. Dołączyłam jeden znaleziony paragon, zresztą sprzed kilku miesięcy, i wspomniałam jeszcze o naszej obecnej, tak trudnej sytuacji.

Na parę tygodni wszystko wróciło do normalnego ostatnio stanu oszczędzania na wszystkim, a moja przebudzona wiara zaczęła się chwiać. Byłam tak bardzo pewna, że to sam Bóg przyszedł nam z pomocą, a oto nic się nie działo. To było jak podnoszenie ciężarów. Najpierw wielki wysiłek, potem ulga – po to tylko, by znów dźwigać ciężar. Pewnego dnia, jak zwykle z poczuciem dźwigania okropnego brzemienia, zajrzałam do skrzynki, aby sprawdzić pocztę. Wśród reklamówek był list. Nie otworzyłam go od razu, bojąc się, że to znów jakiś rachunek do zapłacenia.

Więcej niż mogłam sobie wymarzyć

To był list od firmy produkującej kocią karmę. Wyjaśniano w nim, że fundusz przeznaczony na promocję za odesłane naklejki nie został w pełni wykorzystany, ponieważ wielu ludzi przysłało je, nie podając adresu zwrotnego. W związku z tym firma z przyjemnością dolicza całą kwotę do mojego konta. Serce niemal mi wyskoczyło, gdy ujrzałam czek na 87 dolarów i 10 centów!

Tym razem pamiętałam, by najpierw podziękować Bogu. Nie prosiłam Go już o nic więcej, przeczytałam bowiem w Biblii słowa: „Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was” (1 P 5,7). Myślę, że Bóg przez cały czas uczył mnie oddawać Mu swoje troski, a nie zamartwiać się nimi. Wiem już, że mam Go tylko kochać, nawet, jeśli moja wiara jest słaba, a ja pełna wad.

Powiedziałam dzieciom, że jedziemy na zakupy. W sklepie poprosiłam starszą córkę, żeby wkładała do koszyka wszystko, co uzna za niezbędne. Podziwiałam ją, bo brała rzeczywiście nie tyle to, co było potrzebne, ile rzeczy naprawdę niezbędne. Kiedy znaleźliśmy się już przy kasie, widziałam, jak wraz z wyładowywaniem na ladę zawartości kosza rósł niepokój córki. Do zapłaty było 87 dolarów i 8 centów. Wydano mi 2 centy reszty. Wystarczyło jeszcze na gumę do żucia, o którą prosił mój trzyletni synek. W ułamku sekundy pojęłam, czym jest troska prawdziwego Ojca. Otrzymaliśmy wszystko, co konieczne, i dodatkowo coś, co było ważne dla małego dziecka.

W rękach Ojca

Kiedy wróciliśmy z zakupami do samochodu, wybuchnęłam płaczem. Córka pytała: „Co się stało, mamo? Przecież mamy wszystko, czego potrzebujemy”. Spojrzałam na nią i zrozumiałam, jak widzi nas Ojciec. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi, a On bardzo nas kocha. Daje nam więcej, niż jesteśmy w stanie pojąć. „Nie, nie mamy wszystkiego. Nie mamy dość wiary, dlatego Bóg musiał nam pokazać, że naprawdę troszczy się o nas.”

Gdy już znaleźliśmy się w domu, mąż, widząc ogromne zakupy, nie mógł powstrzymać łez. W ręku trzymał słuchawkę telefoniczną. Właśnie zaproponowano mu pracę w restauracji. Później został w niej menadżerem. Ale to już całkiem inna opowieść, jedna z wielu związanych z okresem, kiedy wszystko waliło się nam na głowę, kiedy brakowało mi wiary i nie miałam siły już dalej żyć. Takie chwile nauczyły mnie jednego: muszę puścić trzymany kurczowo koniec liny i pozwolić, by Bóg mnie podtrzymał. On jest przy mnie cały czas i czeka, by chwycić mnie w ramiona. Dzisiaj już wiem, że jedynym miejscem, gdzie może spaść dziecko Boże, są ramiona Ojca.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl