Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow DAR EUCHARYSTII - SŁOWO WŚRÓD NAS 6/2005 arrow BOHATEROWIE BIBLIJNI - ABRAHAM (Rdz 11,27-25,11)

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
BOHATEROWIE BIBLIJNI - ABRAHAM (Rdz 11,27-25,11) PDF Drukuj E-mail
DAR EUCHARYSTII - SŁOWO WŚRÓD NAS 6/2005
Napisał MIRA MAJDAN   

Wezwanie i odpowiedź

Choć Abrahama od Noego dzielą długie wieki genealogii i cała przepaść kultury, to przecież znów powtarza się historia ludzkiej przewrotności. Losy nowego rodzaju ludzkiego, któremu dał początek sprawiedliwy Noe, aż nadto dowodzą, że dotknięta grzechem ludzkość nie podda się dobrowolnie zamysłom Boga. Jeśli osiąga jakąś jedność, to w czynieniu zła, a jeśli jakiś postęp, to służy on jej do stawiania pomników własnej pychy – jak wieża sięgająca aż do nieba. Gdy jednak zbyt wielu ulega pysze, nie da się zbudować nic trwałego i trudno mówić jednym językiem. Tak więc – nie bez Bożego przyzwolenia – mieszają się języki i każdy lud idzie w swoją stronę, by postępować według własnych upodobań.

Od ludzkości do narodu

Skoro więc ludzkość jako całość zawiodła, to może znajdzie się przynajmniej jeden naród, który odważy się żyć inaczej niż wszystkie. Który przechowa stare opowieści o Adamie i Ewie, Kainie, Ablu i Noem w stanie nieskażonym. Który uznając fakt, że człowiek nie sam się uczynił, z wielkości i piękna stworzeń rozpozna dobro i mądrość ich Stwórcy. Obróci rozum nie na szukanie swej własnej chwały, ale na próbę rozumienia prawdy o Bogu i o świecie. Naród, który pozwoli się wychowywać i prowadzić, dając świadectwo, że zamysły Boga są pełne dobroci i miłosierdzia. Ale patrząc na rozproszone po powierzchni ziemi narody, Bóg nie widzi ani jednego, który poszedłby za Jego głosem.

Ludy ziemi już dawno bowiem zagubiły więź z Bogiem. A że serce człowieka nie znosi pustki, więc uczyniły sobie własnych bożków, o których mówi Księga Mądrości: „Nie było ich na początku i nie będą istniały na wieki: zjawiły się na świecie przez ludzką głupotę” (Mdr 14,13-14). I tak imię Boga nadaje się śmiertelnym ludziom, zwierzętom, a nawet kamieniom czy drewnu. Powstają bogowie na ludzką miarę, bogowie myślący podobnie do nas, przewidywalni, o jasnych wymaganiach, bogowie, których da się oszukać czy ułagodzić ofiarą. Bogowie, z którymi rozmawia się „w sprawie swych zaślubin i dzieci… prosi o zdrowie… o zarobek, o pracę, o rękę szczęśliwą” (Mdr 13,17.19), ale żyje się dalej po swojemu, wprzęgając bożka w realizację swoich własnych celów.

Tak czynią wszyscy – i na co zdał się trud potopu i ocalenia Noego? Na co mieszanie języków i kształtowanie narodów, skoro ziemia nadal pełna jest niegodziwości? Na co uzależnianie planów od wolnej woli człowieka, jeśli on nie widzi, co dla niego dobre, i zadowala się tym, co w zasięgu ręki, zamiast zachwycić się perspektywą, którą roztacza przed nim Stwórca?

Tak myśli człowiek, ale nie Bóg. On nie rezygnuje. I skoro nie istnieje taki lud, Bóg wyprowadzi go od początku z jednego człowieka, tak jak wyprowadził nową ludzkość z Noego. Wyprowadzi naród, który zaświadczy o wielkości Boga jedynego. W nim też przyjdzie na świat zapowiedziany Potomek niewiasty, który zmiażdży głowę węża (por. Rdz 3,15).

Potrzebny jest tylko jeden człowiek, sprawiedliwy i wierny, który zechce naprawdę iść za Bogiem. Zechce potraktować Go poważnie. Uwierzyć, że człowiek nie jest igraszką w ręku targanych namiętnościami, bezdusznych bożków, ale synem, który tu, na ziemi, przygotowuje się do objęcia nieśmiertelnego dziedzictwa. Na szczęście jest taki człowiek. Mieszka ze swoją rodziną w Charanie i ma na imię Abram.

Słowo, które trafia do serca

Niekiedy zdarza się tak, że człowiek, stając w obliczu ważnej decyzji widzi przed sobą tylko jedną drogę. Czuje się tak, jakby narodził się na tę chwilę. I wie z całą pewnością, że choć ostatecznie decyzja należy do niego i ma całkowitą wolność, to jeśli nie podejmie stojącego przed nim wyzwania, już do końca życia nie zazna spokoju trapiony nieustannym: „co by było, gdyby?”.

W takiej sytuacji znalazł się poganin Abram, kiedy zapomniany Bóg Stwórca skierował do niego swoje słowo, będące jednocześnie wezwaniem. „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12,1-2). Wezwaniu towarzyszyło błogosławieństwo, mające objąć nie tylko samego Abrama i jego potomków, ale także całą ludzkość: „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,3).

Bóg nie kieruje takich wezwań w sposób przypadkowy. Jego wezwanie zawsze wychodzi naprzeciw pragnieniu serca. I kiedy Abram zagląda w swoje serce, to widzi, że to wezwanie jest nieoczekiwaną odpowiedzią na wszystkie jego rozterki i pragnienia. Gdyż Abram, prowadzący w Charanie spokojne, ustabilizowane życie u boku swej żony, Saraj, i w otoczeniu służby, nie jest człowiekiem beztroskim i szczęśliwym. Ten dojrzały wiekiem mężczyzna nie ma potomstwa, tak ważnego w owych czasach zabezpieczenia starości i widomego znaku błogosławieństwa bogów. Brakuje mu również ziemi, w której mógłby kiedyś złożyć swoje kości.

Ale na tym nie koniec trosk Abrama. Oto umiera jego ojciec, Terach. I to przeżycie – jak możemy się domyślać – musiało zrodzić wiele pytań, kwitowanych milczeniem przez pogańskie bożki. Cóż warte takie bożki? Cóż warte ludzkie życie? Abram rozmyśla nad tym wszystkim, na próżno pytając o sens życia człowieka.

I oto teraz w jednej chwili Abram otrzymuje od nieznanego sobie Boga poczucie sensu życia, obietnicę potomstwa i ziemi, posłannictwo i błogosławieństwo. Doprawdy, nie można odrzucić takiego wezwania, nawet gdyby miało okazać się tylko pomyłką stęsknionego serca! Wezwania krótkiego, prostego i trafiającego w sedno, jak gdyby kierujący je znał Abrama od zawsze i potrafił czytać w jego myślach.

Droga do Kanaanu

I tak Abram „wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8). A nie był to bynajmniej ani chwilowy poryw serca, ani ucieczka od odpowiedzialności. Na spotkanie wielkiej przygody Abram bierze ze sobą żonę Saraj, bratanka Lota, a także służbę i dobytek. Idzie z nimi w nieznane, pozostawiając wygody i dostatki, a oddając los własny i swoich najbliższych w ręce tajemniczego Boga, który mu się objawił.

Idzie w kierunku Kanaanu. To miejsce jest ogromnie ważne. Abram nie urodził się bowiem w Charanie. Jego miastem rodzinnym jest Ur chaldejskie. Lecz zdarzyło się kiedyś, że jego ojciec, „Terach, wziąwszy z sobą swego syna, Abrama, Lota – syna Harana, czyli swego wnuka, i Saraj, swą synową, żonę Abrama, wyruszył z nimi z Ur chaldejskiego, aby się udać do kraju Kanaan”. Nie doszli tam jednak i jak mówi dalej Pismo: „Gdy… przyszli do Charanu, osiedlili się tam” (Rdz 11,31).

I oto teraz Abram odkrywa, że droga, na którą wzywa go Bóg, jest tą, którą rozpoczął jego ojciec, Terach. Ojciec porzucił w połowie powzięty zamiar – może z wygodnictwa, może ze zmęczenia, może kierowany pokusą łatwiejszego życia, a może z innych jeszcze powodów – osiedlając się w Charanie, gdzie zastała go śmierć. Abram pójdzie dalej. A choć nie bardzo wie, dokąd ostatecznie ma się udać, przeczuwa sercem, że podejmie dzieło swego ojca, a przeczuwając to, raduje się, że otrzymane wezwanie tak dokładnie wpasowuje się w jego życie, jakby nosił je w sobie od dawna.

Gdy przybywa do Kanaanu, Pan jeszcze raz przemawia do niego w widzeniu, by jednoznacznie potwierdzić swym słowem wszystkie jego przeczucia. Tak, Abramie, rozeznałeś słusznie. „Twojemu potomstwu oddaję właśnie tę ziemię” (Rdz 12,7). I Abram, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, buduje ołtarz Bogu, który okazał mu dobroć, wyrywając go ze spokojnego życia w Charanie i pozwalając mu spełnić pragnienia swoich przodków.

Tak oto zaczyna się znajomość poganina Abrama z nieznanym Bogiem o tajemniczych zamiarach – zamiarach chyba jednak dobrych, skoro wykazuje tyle zrozumienia, skoro obiecuje mu potomstwo i błogosławieństwo, i wyraźnie mu na Abramie zależy. Warto podjąć dla Niego ryzyko – warto dać się poprowadzić. Jest godzien, by Mu zaufać.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl