Słowo
wzwyż leci, aż do nieba granic
Myśl
pełza w dole. Na nic, wszystko na nic!
(Hamlet,
akt III, scena III, przekład: Stanisław Barańczak)
Tak
przemawiał król Klaudiusz, próbując zdobyć się na
skruchę po zamordowaniu swego brata. Usiłując klęknąć do modlitwy,
nie doświadczał jednak pociechy ani miłosierdzia Bożego. Klaudiusz
uświadomił sobie, że ponieważ nie ma zamiaru wyznać popełnionego
czynu i zmienić swego życia, jego słowa są puste i bez znaczenia.
Dlatego też ciężar grzechu wciąż przygniatał go do ziemi, nie dając
nadziei na dotknięcie nieba. Choć
nasze rozproszenia nieczęsto dotyczą spraw tak ekstremalnych, jak
morderstwo, obserwacja Klaudiusza da się zastosować także do innych
okoliczności. Wszyscy doświadczyliśmy tego, że rozmaite wydarzenia
naszego życia tak pozytywne, jak i negatywne mogą
przeszkodzić nam w skupieniu się na modlitwie. Wydarzenia te
jak w wypadku króla Klaudiusza przykuwają nasze myśli
do spraw ziemskich. Przeżywamy wewnętrzną posuchę, frustrację, nie
potrafimy doświadczyć radości, jaką daje jedność z Panem.
Kiedy
pragniemy przebywać z Bogiem, rozproszenia potrafią zdominować nasze
myśli i to zanim zdążymy się spostrzec. Gdy tylko rozpoczniemy
modlitwę, pojawiają się w postaci pobocznych tematów, którym
wcale nie zamierzaliśmy poświęcać uwagi. W krótkim czasie
zaczynają panoszyć się w naszym umyśle niczym nieproszeni goście,
odciągając nas od Pana. Na szczęście jednak nie jesteśmy bezbronni
wobec tej inwazji. Bóg zapewnia nas, że walka z rozproszeniami
na modlitwie może zakończyć się naszym zwycięstwem.
Uświadom
sobie, kim jesteś wobec Boga
Nie
ma większej radości niż przebywanie w obecności Pana. Odczuwamy
wówczas Jego miłość, Jego pokój, moc i potęgę. Na usta
cisną nam się słowa: Jezu, tak bardzo Cię kocham, uczynię dla
Ciebie wszystko.
Św.
Teresa z Avili, doktor Kościoła, naucza, że jeśli chcemy doświadczyć
radości w obecności Bożej, powinniśmy zacząć od uświadomienia sobie,
kim jesteśmy dzięki Chrystusowi. Teresa jest zdania, że ustawia to
właściwie nie tylko naszą modlitwę, ale i cały nasz dzień. Radzi ona,
by uświadomić sobie Bożą obecność, zdystansować się do wszystkich
czekających nas spraw, zadań i obowiązków, i skupić swoją
uwagę jedynie na Jezusie.
Przedstawiciele
psychologii sportu utrzymują, że sportowiec jest w stanie poprawić
swój wynik, przechodząc w myśli przed startem kolejne etapy
czekającego go zadania. Tak więc, na przykład, przed rzutem do kosza
gracz powinien w ostatnim ułamku sekundy wyobrazić sobie ruch ręki
wypuszczającej piłkę i jej lot wprost do kosza. Pomaga to mu
skoncentrować się na zadaniu i osiągnąć sukces. Badania naukowe
wykazały, że taki rodzaj wykorzystania wyobraźni może znacząco pomóc
indywidualnym sportowcom i całym drużynom w poprawie osiąganych
wyników.
Podobnie,
rozpoczynając modlitwę, powinniśmy przejść w wyobraźni
podstawowe prawdy naszej wiary i stanąć w obecności Chrystusa. Św.
Paweł pisał: Jeśli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST
PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z
martwych osiągniesz zbawienie (Rz 10,9). Współczesną
wersją tych słów jest Credo Nicejskie, odmawiane
podczas Mszy świętej. Kiedy podejmujemy to podwójne wezwanie
wierząc całym sercem, że Jezus jest Panem, i wyznając wiarę w Jego
zmartwychwstanie stajemy w obecności Chrystusa.
Oczywiście
niekoniecznie musimy odmawiać tu Credo Nicejskie. Można
posłużyć się dowolną wybraną przez siebie modlitwą czy metodą.
Wystarczy w jakiś sposób wyznać, że Jezus jest Synem Bożym,
który przez swą śmierć pojednał nas z Ojcem, zmartwychwstał
dla naszego zbawienia i powróci, aby wprowadzić nas do nieba.
Bracia
i siostry, praktykowanie stawania w obecności Jezusa jest naprawdę
możliwe. Nie jest to żaden trik psychologiczny. Stawanie w obecności
Bożej to rozpoczęcie naszej modlitwy od skupienia całej swojej uwagi
na Jezusie oraz otwarcie się na działanie Ducha Świętego, który
pozwala nam doświadczyć miłości Boga i przyjąć przeznaczone nam przez
Niego dary. Czyniąc tego rodzaju ćwiczenie duchowe, odkrywamy, że
Boża obecność skutecznie chroni nas przed wszystkimi zwyczajnymi
rozproszeniami grożącymi naszemu życiu duchowemu.
Szukajcie
wpierw królestwa Bożego
Te
słowa z Ewangelii Mateusza ukazują nam właściwy stosunek do Boga i
miejsce, które pragnie On zająć w naszym życiu. Choć opisują
one pewien ideał cel naszych dążeń, możemy także przyjąć je
bardziej dosłownie. Pierwszą naszą czynnością po przebudzeniu ma być
zwrócenie się do Jezusa szukanie wpierw
królestwa Bożego. Życie w dzisiejszym świecie
nieuchronnie narzuca nam pewien rytm, pewne zachowania, obyczaje,
postawy. Jeżeli nie będziemy czujni, mentalność tego świata wkradnie
się w nasz umysł natychmiast po przebudzeniu i zdominuje całą resztę
dnia.
Niektórzy
są w stanie narzucić sobie pewien reżim, postanawiając, na przykład,
że będą modlić się codziennie od trzynastej do czternastej i
konsekwentnie tego pilnując. Większość z nas jednak bądź daje się
ponieść wirowi obowiązków, bądź najzwyczajniej w świecie nie
ma na tyle dyscypliny wewnętrznej, by zorganizować sobie czas na
modlitwę w trakcie pracowitego dnia.
Podobnie
jak początek modlitwy nadaje ton całej modlitwie, tak i początek dnia
nadaje ton całemu dniowi. Ci, którzy rozpoczynają dzień od
spotkania z Panem, o wiele łatwiej potrafią dostrzec Jego obecność we
wszystkich wydarzeniach dnia niż ci, którzy tego nie czynią.
Jeśli
chcesz żyć w obecności Jezusa, wyświadczysz sobie samemu ogromną
przysługę, czyniąc modlitwę pierwszą czynnością dnia, i to nawet
kosztem wstawania o te paręnaście minut wcześniej. Być może z
zaskoczeniem odkryjesz, jak leniwe bywają rozproszenia
podobnie jak my lubią sobie dłużej pospać!
Dokuczliwe
owady życia wewnętrznego
Turyści
lubiący piesze wycieczki muszą radzić sobie z atakującymi ich owadami
muchami, komarami, pszczołami, mrówkami. Muchę czy
komara można odgonić jednym ruchem ręki, ale żądlące pszczoły czy
jadowite mrówki wymagają innego postępowania.
Większość
naszych rozproszeń na modlitwie jak zmęczenie, głód,
skupienie na codziennych obowiązkach można odpędzić ruchem
ręki jak natrętną muchę. Jest to zwyczajny proces odsuwania
przychodzących myśli, by znowu skoncentrować się na Jezusie. Na
początku może nam się wydawać, że nie robimy nic innego poza
odsuwaniem rozproszeń, ale z czasem będzie inaczej. Pamiętajmy, że na
modlitwie nie jesteśmy sami. Duch Święty modli się wraz z nami,
wspierając nas swoją mocą (Rz 8,26). Kiedy wyrobimy w sobie nawyk
ignorowania niewielkich rozproszeń, On przybliży nas do Jezusa.
Drobne niedogodności życiowe w mgnieniu oka zajmą właściwe miejsce.
O
wiele trudniej jest natomiast przezwyciężać poważne rozproszenia,
takie jak na przykład ciężka choroba w rodzinie, kryzys finansowy czy
problemy małżeńskie. W takich przypadkach najlepiej jest po prostu
powierzyć na modlitwie te problemy Jezusowi. Prosić Go, aby dał ci
swój pokój, uzdrowienie i mądrość. Wstawiać się za
bliskimi, którzy cierpią. Szukać światła w Piśmie świętym.
Jezus zna twoje problemy i pomoże ci się z nimi uporać. Byłoby jednak
błędem, gdyby problemy te całkowicie zdominowały twoją modlitwę. O
wiele lepiej jest otworzyć drzwi Jezusowi i pozwolić, aby to On
pokierował twoją modlitwą. Wówczas, zamiast koncentrować się
wyłącznie na sobie i swoich problemach, doświadczysz błogosławieństwa
opiewanego przez psalmistę: Oczy wszystkich oczekują Ciebie,
Ty zaś dajesz im pokarm we właściwym czasie. Ty otwierasz swą rękę i
wszystko, co żyje, nasycasz do woli (Ps 145,15-16).
Wstawiennictwo
świętych
Jeśli
wciąż masz problemy z odsuwaniem rozproszeń, mimo iż usiłujesz z nimi
walczyć, istnieje jeszcze jedno wyjście. Będąc u progu śmierci, bł.
Elżbieta od Trójcy Świętej (1880-1906) przeczuła, że jej
szczególną misją w niebie będzie modlitwa za nas, będących
jeszcze na ziemi, abyśmy otrzymali łaskę uwolnienia od rozproszeń i
stanięcia w obecności Bożej. Dotyczy to nie tylko Elżbiety. W
modlitwie za nas łączą się z nią wszyscy święci w niebie. Czyż to nie
pocieszające, że troszczy się o nas aż tylu świętych, którzy
nie przestają wstawiać się za nami do Boga?
Napisz komentarz (0 Komentarze) |