Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow JAK WYBRAĆ 'NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ' - SŁOWO WŚRÓD NAS 5/2005 arrow ŚW. URSZULA LEDÓCHOWSKA

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
ŚW. URSZULA LEDÓCHOWSKA PDF Drukuj E-mail
JAK WYBRAĆ 'NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ' - SŁOWO WŚRÓD NAS 5/2005
Napisał HALINA ŚWIRSKA   

Jedzcie me siły, bo one są do waszej dyspozycji, chcę wam służyć nimi. Bierzcie i jedzcie moje zdolności, moją umiejętność, jeśli wam nią mogę być użyteczna. Bierzcie i jedzcie me serce, niech swą miłością rozgrzewa i rozjaśnia życie wasze. Bierzcie i jedzcie mój czas, niech on będzie zawsze do waszej dyspozycji. Weźcie mnie, choćby to było dla mnie ciężkie, jam wasza, tak jak Jezus-Hostia jest mój…

Te pełne bezwarunkowego oddania słowa to osobista modlitwa św. Urszuli Ledóchowskiej, a jednocześnie trafne podsumowanie życia tej niezwykłej kobiety.

Julia Maria przyszła na świat w 1865 roku jako drugie spośród dziewięciorga dzieci Antoniego Ledóchowskiego i Józefiny z domu Salis-Zizers, szwajcarskiej arystokratki. Urodziła się w Austrii, ponieważ od upadku powstania listopadowego rodzina Ledóchowskich przebywała na emigracji. Była to znacząca rodzina ziemiańska, która swą siłę czerpała z wiary i przynależności do Kościoła. Stryjem Julii był kard. Mieczysław Ledóchowski, prymas Polski, więziony przez władze pruskie za obronę polskości i Kościoła. Jej ojciec za zasługi dla Kościoła został odznaczony Orderem św. Grzegorza Wielkiego. Starsza siostra Julii – bł. Maria Teresa – to „Matka Czarnej Afryki”, założycielka klawerianek (pisaliśmy o niej w „Słowie wśród nas” nr 9/2001). Także jej dwaj bracia: Włodzimierz (wieloletni generał jezuitów) i Ignacy (generał wojska polskiego) – zmarli w opinii świętości.

Rodzinę spajała głęboka więź religijna. Jak wspominała jedna z córek, dom miał „ducha prawdziwie katolickiego”, a matka często powtarzała, że jej pragnieniem jest widzieć ich wszystkich w niebie. Wzorowy przykład rodziców, a także „prostota, niewymuszona pobożność i cały tryb życia, tchnący modlitwą, pracą i systematycznością” – głęboko oddziaływały na dzieci. Był to żywy Kościół domowy, otwarty na potrzeby innych. Pomoc biednym, troska o osierocone dzieci, posługa chorym, godzenie zwaśnionych – tego także uczyła się Julia od swej matki.

Choć wychowywana w dyscyplinie, Julia była dzieckiem bardzo żywym, wręcz, jak sama mówiła, trzpiotem, łobuziakiem wdrapującym się na wszystkie drzewa w ogrodzie. Jeździła konno, pływała, grała na cytrze i fortepianie, malowała. Łatwo przychodziła jej nauka, zwłaszcza języków, co okazało się później bardzo przydatne. W domu mówiono po niemiecku i francusku, dzieci uczyły się także polskiego. Ojciec dbał, aby znały historię Polski i jej tradycje, by czuły się Polakami. I chociaż matka nie umiała dobrze mówić po polsku, to właśnie ona zachęcała męża do powrotu do Polski, aby tam, we własnej ojczyźnie, mogły żyć ich dzieci.

Kiedy Julia miała 18 lat, Ledóchowscy zakupili majątek w Lipnicy Murowanej koło Bochni, i tam zamieszkali. Trzy lata później, w 1885 roku, spadł na nich bolesny cios: śmierć ojca, który zaraził się ospą od najstarszej córki. Julia zdążyła mu jeszcze powiedzieć o swym pragnieniu wstąpienia do zakonu, pragnieniu, które pierwszy raz odczuła już jako dziecko – a on ją na tę drogę pobłogosławił.

Po śmierci ojca to Julia stała się oparciem dla matki i rodzeństwa. Z właściwą sobie energią przejęła zarząd majątkiem, doglądała polnych robót, troszczyła się o wszystko. Żal jej było zostawić matkę, ale głos powołania nie dawał spokoju. Po kilku miesiącach bolesnego rozdarcia uzyskała upragnioną zgodę matki i wstąpiła tam, gdzie było najbliżej – do urszulanek w Krakowie, choć wcześniej myślała o innych zakonach. „Dostał się pionek nie tam, gdzie chciał, ale gdzie Bóg chciał” – zanotowała.

Otrzymała imię zakonne Maria Urszula. Przez następnych 15 lat była nauczycielką i wychowawczynią szkoły zakonnej oraz internatu, jednocześnie rozwijając swoje talenty. Do dziś ściany klasztoru krakowskiego i pniewskiego zdobią jej płótna. W 1904 roku została wybrana przełożoną klasztoru i wkrótce, pokonując wiele oporów, założyła pierwszy w Polsce akademik dla studentek, a także Sodalicję Mariańską dla Akademiczek. Wydawało się, że zostanie w krakowskim klasztorze do końca życia. Stało się jednak inaczej.

W 1907 roku proboszcz parafii św. Katarzyny w Petersburgu poprosił krakowskie urszulanki o objęcie kierownictwa internatu dla dziewcząt. Matka Urszula chciała podjąć decyzję w porozumieniu z papieżem, ponieważ była to sprawa wielkiej wagi – chodziło o apostolstwo urszulanek w Rosji, w której wszelka działalność zakonów była surowo zakazana. Matka Urszula i papież Pius X – oboje to przyszli święci – zrozumieli się doskonale. Papież udzielił swojego błogosławieństwa. Zaakceptował też zmiany w klauzurze umożliwiające pracę w ukryciu: siostry „mogą choćby w różowe suknie się ubierać, byleby tam pracowały” – powiedział.

Matka Urszula udała się do Petersburga w skromnym stroju świeckim jako hrabina Julia Ledóchowska. Sytuacja na miejscu była trudna, sprawy internatu bardzo zaniedbane. Urszula z wielką energią i ufnością w Bożą opieką podjęła nowe obowiązki. Zadbała przede wszystkim o uzyskanie zgody na otworzenie kaplicy domowej, była bowiem przekonana, że sam Jezus jest najlepszym wychowawcą i Jego obecność w Najświętszym Sakramencie jest niezbędna. Jej zdolności praktyczne i własne świadectwo życia zmieniły atmosferę w internacie. Nie narzucała praktyk religijnych. Mówiła tylko o Bogu jako o najlepszym Ojcu, a jej postawa najlepiej przekonywała, że przyjaźń z Nim daje radość i szczęście. Stopniowo rozszerzała swą działalność. Założyła Sodalicję dla pań i studentek, akademik dla dziewcząt, zabiegała o pozwolenie na urządzanie nabożeństw dla Rosjan-katolików w ich języku. Działalność energicznej i jawnie pobożnej hrabiny nie uszła uwagi carskiej Ochrany. Dokuczano jej atakami w prasie, nieprzyjemnymi przesłuchaniami, śledztwem. Urszulanki żyły w poczuciu nieustannego zagrożenia.

Aby swobodniej realizować program wychowania katolickiego, matka Urszula zakupiła teren nad Zatoką Fińską, gdzie zbudowała w 1910 roku gimnazjum z internatem. „Atmosfera w domu przemiła, dzieci zżyte z nami i z sobą. Matka zajmowała się wszystkim. Wszędzie czuło się jej troskę” – wspominała jedna z nauczycielek. Matka Urszula dzieliła swój czas między Petersburg i Merentahti – „Gwiazdę Morza”, jak nazwała nową placówkę. Zawsze otwarta na problemy innych, szybko dostrzegła, że miejscowa, protestancka ludność jest praktycznie pozbawiona jakiejkolwiek opieki duchowej. Opanowawszy język fiński, przetłumaczyła katechizm i wiele modlitw dla potrzeb Finów, udostępniała im kaplicę i zachęcała siostry do nauki pieśni po fińsku, tak by mogły śpiewać razem z mieszkańcami. Była to postawa prawdziwie ekumeniczna, która zyskała polskiej hrabinie wdzięczność wielu Finów.

Jej działalność w Merentahti nadal była obserwowana przez carską policję i kiedy w 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa, matka Urszula została wydalona z granic imperium jako osoba niebezpieczna dla Rosji. To był cios dla wspaniale rokującego dzieła, a dla samej Urszuli – „rozstanie matki z dziećmi… rozdarcie serca”.

Wyjechała do Szwecji, by być jak najbliżej. W zamian za udzielanie lekcji francuskiego znalazła mieszkanie u katolickiej rodziny. Mimo że przeżywała „ogrójcową trwogę” o los pozostałych w Rosji sióstr, z miejsca podjęła aktywną działalność. Założyła Sodalicję Mariańską dla Pań, pomagała emigrantom, a kiedy udało się jej sprowadzić siostry z Petersburga, założyła szkołę językową. Zaczęła także wydawać pierwszy w Szwecji miesięcznik katolicki „Solglimtar” – „Promyki słoneczne”.

W tym czasie Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, powstały w Szwajcarii z inicjatywy Henryka Sienkiewicza i Ignacego Paderewskiego, zwrócił się z apelem o pomoc do wszystkich polskich środowisk. Matka Urszula nie mogła pozostać obojętna.

Ona, która jako córka Polaka i Szwajcarki, urodzona w Austrii i tam żyjąca do osiemnastego roku życia, biegle mówiąca wieloma językami, z racji arystokratycznego pochodzenia i koneksji rodzinnych mogła czuć się obywatelką całej Europy, czuła się Polką tak dalece, że sama sobie wyrzucała: „Jestem zbyt gorąca, jeśli chodzi o patriotyzm”. Pisała: „mój kraj jest tak przedziwnie piękny, że czy kto chce, czy nie chce, musi go kochać!”.

Aby zmobilizować zamożne kraje skandynawskie do udzielenia pomocy materialnej Polakom oraz poparcia dyplomatycznego i moralnego sprawy niepodległości Polski, niespożyta matka Urszula w ciągu trzech lat wygłosiła ponad 80 konferencji i odczytów w Szwecji, Norwegii i Danii. Początkowo przemawiała po francusku, niemiecku i angielsku do elit, znających te języki. Szybko jednak opanowała szwedzki, duński i norweski, a jej słuchaczami stali się także prości ludzie w małych osadach i miastach. U nich, jak potem wspominała, znalazła najwięcej serca i zrozumienia. Mówiła o dziejach Polski, o jej kulturze, budziła wzruszenie i uznanie dla swej ojczyzny. Jej konferencje spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem, co skutkowało, rzecz jasna, ofiarnością słuchaczy. Zebrane kwoty przesyłała Komitetowi do Szwajcarii. Znaczną sumę przekazał po rozmowie z matką Urszulą król Norwegii Haakon VII, a po cyklu jej wykładów w Danii wysłano do Polski 14 wagonów żywności.

Podczas pobytu w Skandynawii nawiązała kontakty z różnymi środowiskami, zaprzyjaźniła się z protestantami. Prowadziła korespondencję z arcybiskupem luterańskim Uppsali, Nathanem Soderblomem, późniejszym laureatem pokojowej Nagrody Nobla i znanym rzecznikiem ekumenizmu. Jednocześnie nie zaniedbywała założonej przez siebie szkoły językowej, która dawała siostrom utrzymanie. Wciąż pomagała emigrantom, pisała wiele artykułów do prasy, doprowadziła do wydania w językach skandynawskich zbiorowego dzieła „Polonica”, poświęconego kulturze polskiej.

W Danii założyła dom opieki dla polskich sierot, których stale przybywało. Kiedy w 1918 roku skończyła się wojna, matka Urszula chciała wraz z siostrami i dziećmi z sierocińca powrócić jak najszybciej do Polski. Pragnęła wraz z podlegającymi sobie siostrami przyłączyć się do Unii Urszulanek Polskich, która właśnie powstała z autonomicznych do tej pory domów. Jednak, ze względu na różnice w formacji, wynikające z pełnienia przez siostry przez wiele lat obowiązków w odmiennych warunkach i innymi metodami, ostateczna decyzja Unii była odmowna. Ówczesny nuncjusz apostolski, późniejszy papież Pius XI, powiedział wówczas matce Urszuli, przeżywającej to wszystko bardzo boleśnie: „Zostańcie tym, czym was Opatrzność zrobiła”.

Przed matką Urszulą, która miała już 55 lat i zdrowie nadszarpnięte intensywną pracą i ustawicznymi tros­kami, stanęło zadanie uregulowania podstaw prawnych wspólnoty zakonnej, której była przełożoną, zorganizowania jej życia wewnętrznego i pracy apostolskiej, a także znalezienia źródeł utrzymania dla sióstr i pięćdziesięciu sierot… Nieobce były jej lęki matki, która nie wie, jak wykarmić swoje dzieci, gdzie je położyć, jak zapewnić im spokojny byt.

Trzeba było zaczynać wszystko od początku. Znów znalazła potrzebne siły. Czerpała je przede wszystkim ze świadomości pełnienia woli Bożej i z umiłowania Eucharystii. Jak powiedział Jan Paweł II podczas jej kanonizacji 18 maja 2003 roku: „W świetle tej eucharystycznej miłości święta Urszula w każdej okoliczności umiała dostrzec znak czasu, aby służyć Bogu i ludziom. Ona wiedziała, że dla człowieka wierzącego każde, nawet najmniejsze wydarzenie staje się okazją do realizowania planów Bożych”.

Właśnie tak, jako wyraz woli Bożej, przyjęła trudną sytuację. Podjęła jeszcze jeden cykl konferencji w Szwecji, tym razem po to, aby zdobyć fundusze na rozpoczęcie pracy w Polsce zniszczonej wojną. Na początku 1920 roku, za pieniądze ofiarowane przez konsula norweskiego Stolta Nielsena zakupiła dom i ziemię w Pniewach koło Poznania. Sprowadziła tam z Danii około czterdziestu sióstr i ponad pięćdziesięcioro dzieci. Po kilku tygodniach starań w urzędach Kurii w Rzymie, tygodniach pełnych niepokoju o los sióstr, udało się uładzić sprawy formalne, choć zmodyfikowane konstytucje Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konajacego, zwanych potocznie urszulankami szarymi, zostały zatwierdzone definitywnie dopiero w 1930 roku. Ze starego korzenia wyrosła nowa, prężna gałąź, w której uprzywilejowanym narzędziem ewangelizacji stała się praca wychowawcza, a podstawowym zadaniem – szukanie nowych form, odpowiednich do nowych potrzeb.

Matka Urszula i jej siostry włączyły się w odbudowę zrujnowanego kraju. Zgromadzenie rozwijało się dynami­cznie, przybywało sióstr, rosły wspólnoty, powstawały nowe dzieła. Przedszkola, szkoły, domy dziecka, internaty i akademiki, świetlice i czytelnie, koła gospodyń i kursy zawodowe, poradnie dla chorych… Urszulanki szare prowadziły tak szeroką i różnorodną działalność, że nie sposób wymienić wszystkiego.

Z macierzystego domu w Pniewach siostry rozeszły się po całej Polsce, docierając ze swą posługą do odległych zakątków kresów wschodnich. Działaniom matki Urszuli przyświecało zawołanie: „Aby wszystkim dać Boga”, i zgodnie z nim siostry przystosowywały się wszędzie do potrzeb i istniejącej sytuacji. Na przykład katechizację w ubogich, zaniedbanych wsiach, prowadziły latem… po prostu na pastwiskach, tam gdzie dzieci pilnowały bydła. Często do swoich podopiecznych docierały na rowerach, co wówczas było wyrazem odwagi i postępu. Kiedy była taka potrzeba, matka Urszula wysyłała siostry do szkół publicznych i fabryk, także za granicę. Uważała, że to zakony powinny zbliżyć się do ludzi. Swoim siostrom dała praktyczny, ubogi i prosty habit, przerobiony z roboczego fartucha.

Sprostanie tak wielu wyzwaniom było możliwe jedynie dzięki prowadzeniu głębokiego życia modlitwy i trwaniu w zażyłej przyjaźni z Jezusem. „Im bardziej absorbująca praca na zewnątrz, tym głębszy musi być fundament modlitwy” – często powtarzała matka Urszula.. Zalecała siostrom codzienną modlitwę myślną, ustną i liturgiczną, a zwłaszcza uczestnictwo we Mszy świętej.

Kolejne duże placówki powstały w Sieradzu, Poznaniu, Łodzi, Warszawie i Czarnym Borze na Wileńszczyźnie. Matka Urszula pragnęła, aby Zgromadzenie miało swój dom także w Rzymie, w bliskości papieża („gdzie Piotr – tam Chrystus”– mówiła), co udało się zrealizować w 1928 roku. Jako przełożona, dużo podróżowała, odwiedzała wspólnoty. Prowadziła też działalność wydawniczą, sama pisała artykuły i książeczki dla dzieci. Aktywnie uczestniczyła w życiu religijnym i społecznym kraju. Za szczególnie istotny uważała problem pełnego włączenia laikatu w życie Kościoła. Była przekonana, że przyszłość narodu spoczywa w rękach matek i dlatego formacja dziewcząt jest tak ważna. Na jej apel do polskich dziewcząt (ogłoszony przez radio i prasę) o poświęcenie po ukończeniu szkół choćby jednego roku na działalność charytatywną i apostolską odpowiedziało około stu ochotniczek. Na grunt polski przeniosła poznaną we Francji Krucjatę Eucharystyczną, organizację religijną dla dzieci i młodzieży. Pierwsze koło powstało w 1925 roku, a tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej Krucjata liczyła 200 tysięcy członków.

Matka Urszula pracowała niestrudzenie niemal do ostatnich chwil. Podczas wyjazdu do Rzymu gwałtownie rozwinęła się u niej choroba nowotworowa, na którą cierpiała już od pewnego czasu. 29 maja 1939 roku matka Urszula odeszła do Pana. Ostatnie słowo, które próbowała wymówić, brzmiało: „Kocham”.

„Jej życie było hymnem miłości do Serca Jezusa Konającego i pełnym oddania fiat, w które zaangażowała cały wysiłek swego umysłu i serca. To kontemplacja Serca Jezusa, konającego z miłości do człowieka, i złączenie z Nim całego życia stało się źródłem jej bohaterstwa świętości” – powiedział Jan Paweł II, który 18 maja 2003 roku ogłosił ją świętą.

Natchnienie i siły do wszystkich swych działań czerpała Urszula z umiłowania Eucharystii. To umiłowanie przekazała założonemu przez siebie Zgromadzeniu: „Przenajświętszy Sakrament to słońce życia naszego, to nasz skarb, nasze szczęście, nasze wszystko na ziemi… Kochajcie Jezusa w tabernakulum! Tam niech serce wasze czuwa, choć ciało przy pracy, przy zajęciu. Tam Jezus, a Jezusa trzeba nam kochać tak gorąco, tak serdecznie. Jeśli nie umiemy kochać, to przynajmniej pragnijmy kochać – kochać coraz więcej!”.

Ci, którzy ją znali, spostrzegali uderzającą harmonię między jej niezwykłą aktywnością a głębokim życiem modlitwy i zjednoczeniem z Bogiem, które z niej wręcz emanowało nawet wśród najbardziej absorbujących zajęć. Źródłem wszystkich działań matki Urszuli była miłość, oddanie całkowite i zupełne siebie do dyspozycji Bogu, który pierwszy umiłował. Można powiedzieć, że hojnie została obdarowana, wiele otrzymała – szczęśliwe dzieciństwo, kochających i mądrych rodziców, dobre wychowanie i dobrą edukację, zamożność i wstęp na salony całej Europy, liczne zdolności i talenty… Wszystkie je pomnożyła i oddała Chrystusowi, służąc Mu z oddaniem wszędzie, gdzie się znalazła, służąc Mu przede wszystkim w potrzebujących i służąc Mu radośnie. To bardzo ważny rys świętości matki Urszuli: była radosna. Na wszystkich zdjęciach jest uśmiechnięta, pogodna. Sama uważała uśmiech, pogodę ducha i dobroć za szczególnie wiarygodne świadectwo więzi z Chrystusem. „Pierwsze moje apostolstwo to apostolstwo pogody ducha, świętej radości”– zanotowała. W dzieciństwie nazywana w domu słonecznym promykiem, jako przełożona uczyła siostry: „Bądźcie jak jasny promień słońca, które dla każdego stworzenia ma ciepło i światło”. Chciała zaszczepić im głęboki, duchowy optymizm płynący z wiary, bo przecież „dobremu Panu służymy”. Jej postawa jest świadectwem także dla nas. Jak można się smucić, skoro wiemy, że Bóg nas kocha i nigdy nas nie zawiedzie, skoro mamy przed sobą perspektywę życia wiecznego?

Jak zauważył Jan Paweł II, jej życie było „tak bogate w wydarzenia, w pouczenia i dzieła, że już samo w sobie może stanowić pociągający model dla każdego…. Była w swoich czasach apostołką nowej ewangelizacji, dając swym życiem i działaniem dowód, że miłość ewangeliczna jest zawsze aktualna, twórcza i skuteczna”.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl