Jedzcie
me siły, bo one są do waszej dyspozycji, chcę wam służyć nimi.
Bierzcie i jedzcie moje zdolności, moją umiejętność, jeśli wam nią
mogę być użyteczna. Bierzcie i jedzcie me serce, niech swą miłością
rozgrzewa i rozjaśnia życie wasze. Bierzcie i jedzcie mój
czas, niech on będzie zawsze do waszej dyspozycji. Weźcie mnie,
choćby to było dla mnie ciężkie, jam wasza, tak jak Jezus-Hostia jest
mój
Te
pełne bezwarunkowego oddania słowa to osobista modlitwa św. Urszuli
Ledóchowskiej, a jednocześnie trafne podsumowanie życia tej
niezwykłej kobiety.
Julia
Maria przyszła na świat w 1865 roku jako drugie spośród
dziewięciorga dzieci Antoniego Ledóchowskiego i Józefiny
z domu Salis-Zizers, szwajcarskiej arystokratki. Urodziła się w
Austrii, ponieważ od upadku powstania listopadowego rodzina
Ledóchowskich przebywała na emigracji. Była to znacząca
rodzina ziemiańska, która swą siłę czerpała z wiary i
przynależności do Kościoła. Stryjem Julii był kard. Mieczysław
Ledóchowski, prymas Polski, więziony przez władze pruskie za
obronę polskości i Kościoła. Jej ojciec za zasługi dla Kościoła
został odznaczony Orderem św. Grzegorza Wielkiego. Starsza siostra
Julii bł. Maria Teresa to Matka Czarnej
Afryki, założycielka klawerianek (pisaliśmy o niej w Słowie
wśród nas nr 9/2001). Także jej dwaj bracia:
Włodzimierz (wieloletni generał jezuitów) i Ignacy (generał
wojska polskiego) zmarli w opinii świętości.
Rodzinę
spajała głęboka więź religijna. Jak wspominała jedna z córek,
dom miał ducha prawdziwie katolickiego, a matka często
powtarzała, że jej pragnieniem jest widzieć ich wszystkich w niebie.
Wzorowy przykład rodziców, a także prostota,
niewymuszona pobożność i cały tryb życia, tchnący modlitwą, pracą i
systematycznością głęboko oddziaływały na dzieci. Był
to żywy Kościół domowy, otwarty na potrzeby innych. Pomoc
biednym, troska o osierocone dzieci, posługa chorym, godzenie
zwaśnionych tego także uczyła się Julia od swej matki.
Choć
wychowywana w dyscyplinie, Julia była dzieckiem bardzo żywym, wręcz,
jak sama mówiła, trzpiotem, łobuziakiem wdrapującym się na
wszystkie drzewa w ogrodzie. Jeździła konno, pływała, grała na cytrze
i fortepianie, malowała. Łatwo przychodziła jej nauka, zwłaszcza
języków, co okazało się później bardzo przydatne. W
domu mówiono po niemiecku i francusku, dzieci uczyły się także
polskiego. Ojciec dbał, aby znały historię Polski i jej tradycje, by
czuły się Polakami. I chociaż matka nie umiała dobrze mówić po
polsku, to właśnie ona zachęcała męża do powrotu do Polski, aby tam,
we własnej ojczyźnie, mogły żyć ich dzieci.
Kiedy
Julia miała 18 lat, Ledóchowscy zakupili majątek w Lipnicy
Murowanej koło Bochni, i tam zamieszkali. Trzy lata później,
w 1885 roku, spadł na nich bolesny cios: śmierć ojca, który
zaraził się ospą od najstarszej córki. Julia zdążyła mu
jeszcze powiedzieć o swym pragnieniu wstąpienia do zakonu,
pragnieniu, które pierwszy raz odczuła już jako dziecko
a on ją na tę drogę pobłogosławił.
Po
śmierci ojca to Julia stała się oparciem dla matki i rodzeństwa. Z
właściwą sobie energią przejęła zarząd majątkiem, doglądała polnych
robót, troszczyła się o wszystko. Żal jej było zostawić matkę,
ale głos powołania nie dawał spokoju. Po kilku miesiącach bolesnego
rozdarcia uzyskała upragnioną zgodę matki i wstąpiła tam, gdzie było
najbliżej do urszulanek w Krakowie, choć wcześniej myślała o
innych zakonach. Dostał się pionek nie tam, gdzie chciał, ale
gdzie Bóg chciał zanotowała.
Otrzymała
imię zakonne Maria Urszula. Przez następnych 15 lat była nauczycielką
i wychowawczynią szkoły zakonnej oraz internatu, jednocześnie
rozwijając swoje talenty. Do dziś ściany klasztoru krakowskiego i
pniewskiego zdobią jej płótna. W 1904 roku została wybrana
przełożoną klasztoru i wkrótce, pokonując wiele oporów,
założyła pierwszy w Polsce akademik dla studentek, a także Sodalicję
Mariańską dla Akademiczek. Wydawało się, że zostanie w krakowskim
klasztorze do końca życia. Stało się jednak inaczej.
W
1907 roku proboszcz parafii św. Katarzyny w Petersburgu poprosił
krakowskie urszulanki o objęcie kierownictwa internatu dla dziewcząt.
Matka Urszula chciała podjąć decyzję w porozumieniu z papieżem,
ponieważ była to sprawa wielkiej wagi chodziło o apostolstwo
urszulanek w Rosji, w której wszelka działalność zakonów
była surowo zakazana. Matka Urszula i papież Pius X oboje to
przyszli święci zrozumieli się doskonale. Papież udzielił
swojego błogosławieństwa. Zaakceptował też zmiany w klauzurze
umożliwiające pracę w ukryciu: siostry mogą choćby w różowe
suknie się ubierać, byleby tam pracowały powiedział.
Matka
Urszula udała się do Petersburga w skromnym stroju świeckim jako
hrabina Julia Ledóchowska. Sytuacja na miejscu była trudna,
sprawy internatu bardzo zaniedbane. Urszula z wielką energią i
ufnością w Bożą opieką podjęła nowe obowiązki. Zadbała przede
wszystkim o uzyskanie zgody na otworzenie kaplicy domowej, była
bowiem przekonana, że sam Jezus jest najlepszym wychowawcą i Jego
obecność w Najświętszym Sakramencie jest niezbędna. Jej zdolności
praktyczne i własne świadectwo życia zmieniły atmosferę w internacie.
Nie narzucała praktyk religijnych. Mówiła tylko o Bogu jako o
najlepszym Ojcu, a jej postawa najlepiej przekonywała, że przyjaźń z
Nim daje radość i szczęście. Stopniowo rozszerzała swą działalność.
Założyła Sodalicję dla pań i studentek, akademik dla dziewcząt,
zabiegała o pozwolenie na urządzanie nabożeństw dla Rosjan-katolików
w ich języku. Działalność energicznej i jawnie pobożnej hrabiny nie
uszła uwagi carskiej Ochrany. Dokuczano jej atakami w prasie,
nieprzyjemnymi przesłuchaniami, śledztwem. Urszulanki żyły w poczuciu
nieustannego zagrożenia.
Aby
swobodniej realizować program wychowania katolickiego, matka Urszula
zakupiła teren nad Zatoką Fińską, gdzie zbudowała w 1910 roku
gimnazjum z internatem. Atmosfera w domu przemiła, dzieci
zżyte z nami i z sobą. Matka zajmowała się wszystkim. Wszędzie czuło
się jej troskę wspominała jedna z nauczycielek. Matka
Urszula dzieliła swój czas między Petersburg i Merentahti
Gwiazdę Morza, jak nazwała nową placówkę. Zawsze
otwarta na problemy innych, szybko dostrzegła, że miejscowa,
protestancka ludność jest praktycznie pozbawiona jakiejkolwiek opieki
duchowej. Opanowawszy język fiński, przetłumaczyła katechizm i wiele
modlitw dla potrzeb Finów, udostępniała im kaplicę i zachęcała
siostry do nauki pieśni po fińsku, tak by mogły śpiewać razem z
mieszkańcami. Była to postawa prawdziwie ekumeniczna, która
zyskała polskiej hrabinie wdzięczność wielu Finów.
Jej
działalność w Merentahti nadal była obserwowana przez carską policję
i kiedy w 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa, matka Urszula
została wydalona z granic imperium jako osoba niebezpieczna dla
Rosji. To był cios dla wspaniale rokującego dzieła, a dla samej
Urszuli rozstanie matki z dziećmi
rozdarcie serca.
Wyjechała
do Szwecji, by być jak najbliżej. W zamian za udzielanie lekcji
francuskiego znalazła mieszkanie u katolickiej rodziny. Mimo że
przeżywała ogrójcową trwogę o los pozostałych w
Rosji sióstr, z miejsca podjęła aktywną działalność. Założyła
Sodalicję Mariańską dla Pań, pomagała emigrantom, a kiedy udało się
jej sprowadzić siostry z Petersburga, założyła szkołę językową.
Zaczęła także wydawać pierwszy w Szwecji miesięcznik katolicki
Solglimtar Promyki słoneczne.
W
tym czasie Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, powstały w
Szwajcarii z inicjatywy Henryka Sienkiewicza i Ignacego
Paderewskiego, zwrócił się z apelem o pomoc do wszystkich
polskich środowisk. Matka Urszula nie mogła pozostać obojętna.
Ona,
która jako córka Polaka i Szwajcarki, urodzona w
Austrii i tam żyjąca do osiemnastego roku życia, biegle mówiąca
wieloma językami, z racji arystokratycznego pochodzenia i koneksji
rodzinnych mogła czuć się obywatelką całej Europy, czuła się Polką
tak dalece, że sama sobie wyrzucała: Jestem zbyt gorąca, jeśli
chodzi o patriotyzm. Pisała: mój kraj jest tak
przedziwnie piękny, że czy kto chce, czy nie chce, musi go kochać!.
Aby
zmobilizować zamożne kraje skandynawskie do udzielenia pomocy
materialnej Polakom oraz poparcia dyplomatycznego i moralnego sprawy
niepodległości Polski, niespożyta matka Urszula w ciągu trzech lat
wygłosiła ponad 80 konferencji i odczytów w Szwecji, Norwegii
i Danii. Początkowo przemawiała po francusku, niemiecku i angielsku
do elit, znających te języki. Szybko jednak opanowała szwedzki,
duński i norweski, a jej słuchaczami stali się także prości ludzie w
małych osadach i miastach. U nich, jak potem wspominała, znalazła
najwięcej serca i zrozumienia. Mówiła o dziejach Polski, o jej
kulturze, budziła wzruszenie i uznanie dla swej ojczyzny. Jej
konferencje spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem, co
skutkowało, rzecz jasna, ofiarnością słuchaczy. Zebrane kwoty
przesyłała Komitetowi do Szwajcarii. Znaczną sumę przekazał po
rozmowie z matką Urszulą król Norwegii Haakon VII, a po cyklu
jej wykładów w Danii wysłano do Polski 14 wagonów
żywności.
Podczas
pobytu w Skandynawii nawiązała kontakty z różnymi
środowiskami, zaprzyjaźniła się z protestantami. Prowadziła
korespondencję z arcybiskupem luterańskim Uppsali, Nathanem
Soderblomem, późniejszym laureatem pokojowej Nagrody Nobla i
znanym rzecznikiem ekumenizmu. Jednocześnie nie zaniedbywała
założonej przez siebie szkoły językowej, która dawała siostrom
utrzymanie. Wciąż pomagała emigrantom, pisała wiele artykułów
do prasy, doprowadziła do wydania w językach skandynawskich
zbiorowego dzieła Polonica, poświęconego kulturze
polskiej.
W
Danii założyła dom opieki dla polskich sierot, których stale
przybywało. Kiedy w 1918 roku skończyła się wojna, matka Urszula
chciała wraz z siostrami i dziećmi z sierocińca powrócić jak
najszybciej do Polski. Pragnęła wraz z podlegającymi sobie siostrami
przyłączyć się do Unii Urszulanek Polskich, która właśnie
powstała z autonomicznych do tej pory domów. Jednak, ze
względu na różnice w formacji, wynikające z pełnienia przez
siostry przez wiele lat obowiązków w odmiennych warunkach i
innymi metodami, ostateczna decyzja Unii była odmowna. Ówczesny
nuncjusz apostolski, późniejszy papież Pius XI, powiedział
wówczas matce Urszuli, przeżywającej to wszystko bardzo
boleśnie: Zostańcie tym, czym was Opatrzność zrobiła.
Przed
matką Urszulą, która miała już 55 lat i zdrowie nadszarpnięte
intensywną pracą i ustawicznymi troskami, stanęło zadanie
uregulowania podstaw prawnych wspólnoty zakonnej, której
była przełożoną, zorganizowania jej życia wewnętrznego i pracy
apostolskiej, a także znalezienia źródeł utrzymania dla sióstr
i pięćdziesięciu sierot
Nieobce były jej lęki matki, która
nie wie, jak wykarmić swoje dzieci, gdzie je położyć, jak zapewnić im
spokojny byt.
Trzeba
było zaczynać wszystko od początku. Znów znalazła potrzebne
siły. Czerpała je przede wszystkim ze świadomości pełnienia woli
Bożej i z umiłowania Eucharystii. Jak powiedział Jan Paweł II podczas
jej kanonizacji 18 maja 2003 roku: W świetle tej
eucharystycznej miłości święta Urszula w każdej okoliczności umiała
dostrzec znak czasu, aby służyć Bogu i ludziom. Ona wiedziała, że dla
człowieka wierzącego każde, nawet najmniejsze wydarzenie staje się
okazją do realizowania planów Bożych.
Właśnie
tak, jako wyraz woli Bożej, przyjęła trudną sytuację. Podjęła jeszcze
jeden cykl konferencji w Szwecji, tym razem po to, aby zdobyć
fundusze na rozpoczęcie pracy w Polsce zniszczonej wojną. Na początku
1920 roku, za pieniądze ofiarowane przez konsula norweskiego Stolta
Nielsena zakupiła dom i ziemię w Pniewach koło Poznania. Sprowadziła
tam z Danii około czterdziestu sióstr i ponad pięćdziesięcioro
dzieci. Po kilku tygodniach starań w urzędach Kurii w Rzymie,
tygodniach pełnych niepokoju o los sióstr, udało się uładzić
sprawy formalne, choć zmodyfikowane konstytucje Zgromadzenia Sióstr
Urszulanek Serca Jezusa Konajacego, zwanych potocznie urszulankami
szarymi, zostały zatwierdzone definitywnie dopiero w 1930 roku. Ze
starego korzenia wyrosła nowa, prężna gałąź, w której
uprzywilejowanym narzędziem ewangelizacji stała się praca
wychowawcza, a podstawowym zadaniem szukanie nowych form,
odpowiednich do nowych potrzeb.
Matka
Urszula i jej siostry włączyły się w odbudowę zrujnowanego kraju.
Zgromadzenie rozwijało się dynamicznie, przybywało sióstr,
rosły wspólnoty, powstawały nowe dzieła. Przedszkola, szkoły,
domy dziecka, internaty i akademiki, świetlice i czytelnie, koła
gospodyń i kursy zawodowe, poradnie dla chorych
Urszulanki szare
prowadziły tak szeroką i różnorodną działalność, że nie sposób
wymienić wszystkiego.
Z
macierzystego domu w Pniewach siostry rozeszły się po całej Polsce,
docierając ze swą posługą do odległych zakątków kresów
wschodnich. Działaniom matki Urszuli przyświecało zawołanie: Aby
wszystkim dać Boga, i zgodnie z nim siostry przystosowywały
się wszędzie do potrzeb i istniejącej sytuacji. Na przykład
katechizację w ubogich, zaniedbanych wsiach, prowadziły latem
po
prostu na pastwiskach, tam gdzie dzieci pilnowały bydła. Często do
swoich podopiecznych docierały na rowerach, co wówczas było
wyrazem odwagi i postępu. Kiedy była taka potrzeba, matka Urszula
wysyłała siostry do szkół publicznych i fabryk, także za
granicę. Uważała, że to zakony powinny zbliżyć się do ludzi. Swoim
siostrom dała praktyczny, ubogi i prosty habit, przerobiony z
roboczego fartucha.
Sprostanie
tak wielu wyzwaniom było możliwe jedynie dzięki prowadzeniu
głębokiego życia modlitwy i trwaniu w zażyłej przyjaźni z Jezusem.
Im bardziej absorbująca praca na zewnątrz, tym głębszy musi
być fundament modlitwy często powtarzała matka
Urszula.. Zalecała siostrom codzienną modlitwę myślną, ustną i
liturgiczną, a zwłaszcza uczestnictwo we Mszy świętej.
Kolejne
duże placówki powstały w Sieradzu, Poznaniu, Łodzi, Warszawie
i Czarnym Borze na Wileńszczyźnie. Matka Urszula pragnęła, aby
Zgromadzenie miało swój dom także w Rzymie, w bliskości
papieża (gdzie Piotr tam Chrystus
mówiła), co udało się zrealizować w 1928 roku. Jako
przełożona, dużo podróżowała, odwiedzała wspólnoty.
Prowadziła też działalność wydawniczą, sama pisała artykuły i
książeczki dla dzieci. Aktywnie uczestniczyła w życiu religijnym i
społecznym kraju. Za szczególnie istotny uważała problem
pełnego włączenia laikatu w życie Kościoła. Była przekonana, że
przyszłość narodu spoczywa w rękach matek i dlatego formacja
dziewcząt jest tak ważna. Na jej apel do polskich dziewcząt
(ogłoszony przez radio i prasę) o poświęcenie po ukończeniu szkół
choćby jednego roku na działalność charytatywną i apostolską
odpowiedziało około stu ochotniczek. Na grunt polski przeniosła
poznaną we Francji Krucjatę Eucharystyczną, organizację religijną dla
dzieci i młodzieży. Pierwsze koło powstało w 1925 roku, a tuż przed
wybuchem drugiej wojny światowej Krucjata liczyła 200 tysięcy
członków.
Matka
Urszula pracowała niestrudzenie niemal do ostatnich chwil. Podczas
wyjazdu do Rzymu gwałtownie rozwinęła się u niej choroba nowotworowa,
na którą cierpiała już od pewnego czasu. 29 maja 1939 roku
matka Urszula odeszła do Pana. Ostatnie słowo, które próbowała
wymówić, brzmiało: Kocham.
Jej
życie było hymnem miłości do Serca Jezusa Konającego i pełnym
oddania fiat, w które zaangażowała cały wysiłek swego
umysłu i serca. To kontemplacja Serca Jezusa, konającego z miłości do
człowieka, i złączenie z Nim całego życia stało się źródłem
jej bohaterstwa świętości powiedział Jan Paweł
II, który 18 maja 2003 roku ogłosił ją świętą.
Natchnienie
i siły do wszystkich swych działań czerpała Urszula z umiłowania
Eucharystii. To umiłowanie przekazała założonemu przez siebie
Zgromadzeniu: Przenajświętszy Sakrament to słońce życia
naszego, to nasz skarb, nasze szczęście, nasze wszystko na ziemi
Kochajcie Jezusa w tabernakulum! Tam niech serce wasze czuwa, choć
ciało przy pracy, przy zajęciu. Tam Jezus, a Jezusa trzeba nam kochać
tak gorąco, tak serdecznie. Jeśli nie umiemy kochać, to przynajmniej
pragnijmy kochać kochać coraz więcej!.
Ci,
którzy ją znali, spostrzegali uderzającą harmonię między jej
niezwykłą aktywnością a głębokim życiem modlitwy i zjednoczeniem z
Bogiem, które z niej wręcz emanowało nawet wśród
najbardziej absorbujących zajęć. Źródłem wszystkich działań
matki Urszuli była miłość, oddanie całkowite i zupełne siebie do
dyspozycji Bogu, który pierwszy umiłował. Można powiedzieć, że
hojnie została obdarowana, wiele otrzymała szczęśliwe
dzieciństwo, kochających i mądrych rodziców, dobre wychowanie
i dobrą edukację, zamożność i wstęp na salony całej Europy, liczne
zdolności i talenty
Wszystkie je pomnożyła i oddała Chrystusowi,
służąc Mu z oddaniem wszędzie, gdzie się znalazła, służąc Mu przede
wszystkim w potrzebujących i służąc Mu radośnie. To bardzo ważny rys
świętości matki Urszuli: była radosna. Na wszystkich zdjęciach jest
uśmiechnięta, pogodna. Sama uważała uśmiech, pogodę ducha i dobroć za
szczególnie wiarygodne świadectwo więzi z Chrystusem.
Pierwsze moje apostolstwo to apostolstwo pogody ducha, świętej
radości zanotowała. W dzieciństwie nazywana w domu
słonecznym promykiem, jako przełożona uczyła siostry: Bądźcie
jak jasny promień słońca, które dla każdego stworzenia ma
ciepło i światło. Chciała zaszczepić im głęboki, duchowy
optymizm płynący z wiary, bo przecież dobremu Panu służymy.
Jej postawa jest świadectwem także dla nas. Jak można się smucić,
skoro wiemy, że Bóg nas kocha i nigdy nas nie zawiedzie, skoro
mamy przed sobą perspektywę życia wiecznego?
Jak
zauważył Jan Paweł II, jej życie było tak bogate w wydarzenia,
w pouczenia i dzieła, że już samo w sobie może stanowić pociągający
model dla każdego
. Była w swoich czasach apostołką nowej
ewangelizacji, dając swym życiem i działaniem dowód, że miłość
ewangeliczna jest zawsze aktualna, twórcza i skuteczna.
Napisz komentarz (0 Komentarze) |