Podczas
gdy ojcowie karmelici recytowali psalmy w kościele, w klasztornej
kuchni po przeciwległej stronie dziedzińca przygotowywano dla nich
posiłek. Tam, wśród syku wrzącej wody i miarowych uderzeń noża
o deskę, pracował brat zakonny w średnim wieku, któremu
obowiązki nie pozwalały udać się na modlitwę. Inni byliby może
urażeni, gdyby przyszło im uwijać się wśród stosów
talerzy, kiedy bracia się modlą, on jednak nie czuł się pokrzywdzony.
Według niego codzienne obowiązki nie były żadną przeszkodą w tym, co
określał jako najświętszą, najzwyklejszą i najniezbędniejszą
praktykę życia duchowego. Brat
ten miał na imię Wawrzyniec od Zmartwychwstania. Napięcia i
rozproszenia związane z przygotowaniem posiłku dla setki ludzi nie
przeszkadzały mu radować się obecnością Boga i rozmawiać z Nim
podczas pracy. Ta, jak ją zwał, praktyka obecności Bożej
stała się powodem, dla którego wspominamy go po dziś dzień.
Jako
brat zakonny bez święceń kapłańskich, Wawrzyniec wykonywał w
siedemnastowiecznym paryskim klasztorze najbardziej podrzędne prace.
Mimo to jednak jego sposób modlitwy odkryty i
sprawdzony w kuchennym gorącu jest bezcennym dziedzictwem, z
którego wciąż korzystają tysiące ludzi.
Otwarty
na Boga
Niezmącona
radość tego pokornego kucharza dociera dziś do nas za pośrednictwem
jednej małej książeczki zatytułowanej Praktyka obecności Bożej,
a zawierającej niektóre z jego listów, rozmów i
maksym duchowych. Jest ona szczególnie pomocna
tym, którzy identyfikują się raczej z pracowitą Martą,
troszczącą się o wiele, niż z jej siostrą Marią, która
wybrała lepszą cząstkę, zasiadając w skupieniu u stóp
Jezusa (por. Łk 10,38-42).
W
osobie brata Wawrzyńca, który dzięki wewnętrznemu skupieniu na
Bogu potrafił każde ze swych zajęć uczynić modlitwą, Marta i Maria
osiągnęły całkowitą zgodę. We wszystkim, co czynił, w każdym momencie
dnia, Wawrzyniec szukał i znajdował Boga. Jego sukces jest dla nas
błogosławieństwem, gdyż przekonuje nas, że możemy przebywać w
obecności Boga, nawet wtedy, gdy jesteśmy bardzo zajęci i dźwigamy na
sobie odpowiedzialność za wiele spraw. Uczy nas, jak pogodzić ze sobą
modlitwę i pracę, jak połączyć wszystkie aspekty naszego życia w
jedną harmonijną całość.
Łaski
nawrócenia
Posiadając
nadzwyczajną zdolność ciągłego trwania przy Bogu, brat Wawrzyniec był
pod wszystkimi innymi względami zupełnie zwyczajnym człowiekiem. To,
co wiemy o jego życiu, pochodzi głównie z mowy pochwalnej
napisanej przez Josepha de Beauforta, kapłana, który spotkał
przypadkiem Wawrzyńca podczas swych odwiedzin w klasztorze. Znamy
nawet dokładną ich datę 3 sierpnia 1666 roku ponieważ
głębia duchowa klasztornego brata wywarła na kapłanie takie
wrażenie, że od razu po przyjściu do domu sporządził notatki z ich
rozmowy. Było to pierwsze z ich wielu spotkań.
Brat
Wawrzyniec urodził się w 1614 roku jako Nicholas Herman w Lorraine,
wówczas niezależnym księstwie, stanowiącym obecnie część
północno-wschodniej Francji. Na temat jego dzieciństwa ksiądz
de Beaufort pisze jedynie, że rodzice Wawrzyńca byli prawymi
ludźmi, prowadzącymi przykładne życie, którzy
zaszczepili synowi głęboki szacunek dla Boga.
Najważniejsze
wydarzenie jego młodości miało miejsce, kiedy Nicholas był
osiemnastoletnim chłopcem. Zdarzyło się to pewnego zimowego dnia, gdy
spoglądając na nagie gałęzie drzewa, zadziwił się tym, że wkrótce
pojawią się na nich nowe liście, kwiaty i owoce. Ta prosta myśl stała
się dla niego potężnym objawieniem Bożej Opatrzności i mocy
szczególną łaską nawrócenia, która
sprawiła, że młodzieniec zakochał się w Bogu.
Z
nieznanych nam powodów zamiast do zakonu młody Nicholas
wstąpił najpierw do wojska. Gdy w jego strony zawitała krwawa wojna
trzydziestoletnia, Nicholas brał bezpośredni udział w walkach, dopóki
nie został aresztowany i oskarżony o szpiegostwo. Uwolniony, powrócił
do swego oddziału i został ranny podczas oblężenia w 1635 roku.
Przechodząc
rekonwalescencję w domu rodzinnym, Nicholas miał wiele czasu na
refleksję. Jak odnotował de Beaufort, rozmyślał nad
niebezpieczeństwami swego zawodu, pychą i zepsuciem swoich czasów,
kruchością człowieka, złośliwością nieprzyjaciela i
niewiernością przyjaciół. W rezultacie postanowił:
oddać się całkowicie Bogu i odmienić swoje dotychczasowe
postępowanie.
Wyjście
z ciemności
Nie
mając całkowitej jasności, w jaki sposób realizować ten cel,
Nicholas próbował początkowo żyć jako pustelnik. Inspiracją
stał się dla niego przykład pewnego zamożnego mężczyzny, który
rozdał swój majątek, by poświęcić się modlitwie w samotności.
Nicholas prędko doszedł jednak do wniosku, że nie jest to jego
powołaniem. Był zbyt niedoświadczony w życiu duchowym, aby poradzić
sobie bez tych ram, jakie nadaje wspólnota i reguła zakonna.
Jego
wuj, będący bratem karmelitańskim, zachęcał Nicholasa do wstąpienia
do zakonu, młodzieńca odstraszała jednak perspektywa składania ślubów
wieczystych. Odwlekając ostateczną decyzję, przez krótki czas
pracował jako lokaj. Nie był to szczęśliwy okres w jego życiu. Jak
powiedział de Beaufortowi, był niezdarnym fajtłapą, który
niszczył wszystko, czego się dotknął. Wreszcie, w czerwcu 1640
roku, poprosił o przyjęcie w charakterze brata zakonnego do klasztoru
karmelitów bosych w Paryżu. Dwa miesiące później
przyjął imię brata Wawrzyńca od Zmartwychwstania.
Młodzieniec
odnalazł swoje miejsce, miało jednak upłynąć kolejne dziesięć lat,
zanim zdołał odnaleźć tak charakterystyczny dla niego w późniejszym
okresie pokój. Na razie przeżywał intensywne walki wewnętrzne.
Choć zaczął już odkrywać praktykowanie obecności Bożej
i doświadczał bliskości Pana, prześladowało go poczucie skrajnej
niegodności. Nieustannie miał przed oczyma swoje grzechy i zaczynał
dochodzić do wniosku, że jego doświadczenie Boga jest zwyczajną
iluzją. Podejrzewał nawet, że oszukuje sam siebie, skazując się w ten
sposób na potępienie. W tym czasie goryczy i gęstych
ciemności jak pisze Beaufort jedynym oparciem była
dla niego wiara.
Pewnego
dnia brat Wawrzyniec uzmysłowił sobie, że cierpienie to może nie
ustąpić aż do końca jego ziemskiego życia. Zbierając więcej odwagi,
niż było mu to potrzebne na polu bitwy, zgodził się na tę ofiarę.
Składając ufność w Bogu, postanowił cierpliwie znosić tę próbę
nie tylko przez resztę tego życia, ale i przez całą wieczność,
gdyby to się Bogu podobało. Cokolwiek się wydarzy, on będzie
trwał w obecności Boga z całą pokorą bezużytecznego, lecz
wiernego sługi.
W
tym momencie, jak dzielił się z ks. de Beaufortem, doznał
natychmiastowej przemiany. Po dziesięciu nieszczęsnych latach
trwania w Bożej obecności samą tylko wiarą, jego oczy otworzyły się.
Bóg posłał mu promień światła, kładąc kres jego lękom i bólom.
Moja dusza, aż dotąd trwająca w zamęcie, doświadczyła
głębokiego pokoju wewnętrznego, jak gdyby odnalazła swoje centrum i
miejsce spoczynku.
Święty
w kuchni
Brat
Wawrzyniec był przekonany, że każdy chrześcijanin bez względu
na zawód czy doświadczenie życia duchowego może
uczynić wielkie postępy, rozwijając w sobie świadomość miłującej
obecności Boga. Gdybym był kaznodzieją wyznał
nie mówiłbym o niczym innym, jak tylko o praktykowaniu
obecności Bożej. Gdybym był kierownikiem duchowym, polecałbym każdemu
ciągłą rozmowę z Bogiem, ponieważ jestem przekonany, że jest to
praktyka konieczna, a jednocześnie prosta. W jego mniemaniu
podejmując tę praktykę, staniesz się w oka mgnieniu
człowiekiem duchowym!
Będąc
realistą, brat Wawrzyniec przyznawał jednak, że nie zostaje
się świętym w ciągu jednego dnia. Jak wyznał de Beaufortowi,
na początku sam miał problemy z ciągłym trwaniem w Bożej obecności.
Nie upadał jednak na duchu. Kiedy tylko zauważał, że na jakiś czas
zapomniał o Panu, po prostu wyrażał skruchę i zaczynał od nowa.
To
proste nastawienie do Boga przyniosło bratu Wawrzyńcowi głęboki,
pełen radości pokój. Widzimy go przy pracy, pogodnie
znoszącego nieunikniony stres kierowania kuchnią w klasztorze, gdzie
trzeba było wyżywić setkę głodnych mężczyzn: Obracam omlet na
patelni z miłości do Boga. Kiedy go usmażę, a nie ma nic do
zrobienia, padam na twarz i adoruję mojego Boga, który dał mi
łaskę wykonania tej pracy, a potem wstaję, szczęśliwszy od króla.
Kocham
Boga całym sercem
Po
piętnastu latach pracy w kuchni wyznaczono bratu Wawrzyńcowi mniej
wyczerpującą pracę w warsztacie szewskim. Prawdopodobnie w
wyniku dawnej rany wojennej okulał na jedną nogę schorzenie
to, sprawiające mu dotkliwe cierpienia przez dwadzieścia pięć lat,
przerodziło się w bolesny wrzód.
Cierpienia
fizyczne Wawrzyńca trwały aż do końca życia. Jednak pomimo bólu
wyznał jednemu z braci: Czynię to, co będę czynić przez całą
wieczność. Błogosławię Boga, wychwalam Boga, adoruję Go i kocham
całym sercem. Oto całe nasze zadanie, bracia adorować Boga i
kochać Go, nie troszcząc się o resztę. Radosny i przytomny aż
do końca, brat Wawrzyniec zmarł 12 lutego, 1691 roku, w wieku
siedemdziesięciu siedmiu lat.
Przewodnik
i przyjaciel
Mądrość
i świętość Wawrzyńca zaczęto doceniać jeszcze na długo przed jego
śmiercią. Korzystali z niej nie tylko pozostali mnisi, lecz także
robotnicy, żebracy, goście i ludzie, których spotykał, chodząc
po mieście za sprawami klasztoru. Ks. de Beaufort był wyrazicielem
ich wszystkich, gdy w mowie pochwalnej opisywał brata Wawrzyńca jako
tego, który mówił swobodnie i z wielką
dobrocią, jako osobę, której sama obecność budziła
zaufanie oraz poczucie, że możesz odsłonić przed nim wszystko, jak
przed przyjacielem.
Nie
godząc się, by pamięć o Wawrzyńcu umarła wraz z nim, de Beaufort
napisał pochwałę tego pokornego brata, zbierając każdy strzęp
informacji na jego temat powiedzonka, notatki i szesnaście
listów (wiele innych zostało zniszczonych przez samego
Wawrzyńca). Ta niepozorna zbieranina, wydana pod tytułem Praktyka
obecności Bożej, stała się klasyką duchową, która wkrótce
przekroczyła granice wyznaniowe. Jak ujął to pewien protestancki
pisarz, brat Wawrzyniec nie należy ani do katolicyzmu, ani do
protestantyzmu, ale do wszystkich, którzy usiłują uczynić
Jezusa królem swego codziennego życia.
Brat
Wawrzyniec przemawia do nas wszystkich, gdyż jego świadome trwanie w
obecności Bożej nie jest ani pobożną teorią, ani czymś, co można
praktykować jedynie za murami klasztorów. Jak wyraził to ks.
de Beaufort, nikt z nas nie może odpowiedzieć na wezwanie do
miłowania i adorowania Boga bez nawiązania z Nim dialogu
miłości, który w każdej chwili daje nam do Niego dostęp
jak dzieciom, które nie są w stanie nawet stanąć na nogi bez
pomocy matki.
I
my, jak małe dzieci, potrzebujemy ciągłego przypominania o wielkiej
miłości Boga i Jego pragnieniu, by być z nami zawsze. Brat Wawrzyniec
może być dla nas inspiracją do tego, by przeżywać obecność Pana w
każdej chwili i w każdej sytuacji codziennego dnia.
Napisz komentarz (0 Komentarze) |