Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow JAK WYBRAĆ 'NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ' - SŁOWO WŚRÓD NAS 5/2005 arrow KUCHARZ, SZEWC, MISTYK

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
KUCHARZ, SZEWC, MISTYK PDF Drukuj E-mail
JAK WYBRAĆ 'NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ' - SŁOWO WŚRÓD NAS 5/2005
Napisał PATRICIA MITCHELL   

Podczas gdy ojcowie karmelici recytowali psalmy w kościele, w klasztornej kuchni po przeciwległej stronie dziedzińca przygotowywano dla nich posiłek. Tam, wśród syku wrzącej wody i miarowych uderzeń noża o deskę, pracował brat zakonny w średnim wieku, któremu obowiązki nie pozwalały udać się na modlitwę. Inni byliby może urażeni, gdyby przyszło im uwijać się wśród stosów talerzy, kiedy bracia się modlą, on jednak nie czuł się pokrzywdzony. Według niego codzienne obowiązki nie były żadną przeszkodą w tym, co określał jako „najświętszą, najzwyklejszą i najniezbędniejszą praktykę życia duchowego”.

Brat ten miał na imię Wawrzyniec od Zmartwychwstania. Napięcia i rozproszenia związane z przygotowaniem posiłku dla setki ludzi nie przeszkadzały mu radować się obecnością Boga i rozmawiać z Nim podczas pracy. Ta, jak ją zwał, „praktyka obecności Bożej” stała się powodem, dla którego wspominamy go po dziś dzień.

Jako brat zakonny bez święceń kapłańskich, Wawrzyniec wykonywał w siedemnastowiecznym paryskim klasztorze najbardziej podrzędne prace. Mimo to jednak jego sposób modlitwy – odkryty i sprawdzony w kuchennym gorącu – jest bezcennym dziedzictwem, z którego wciąż korzystają tysiące ludzi.

Otwarty na Boga

Niezmącona radość tego pokornego kucharza dociera dziś do nas za pośrednictwem jednej małej książeczki zatytułowanej Praktyka obecności Bożej, a zawierającej niektóre z jego listów, rozmów i „maksym duchowych”. Jest ona szczególnie pomocna tym, którzy identyfikują się raczej z pracowitą Martą, troszczącą się „o wiele”, niż z jej siostrą Marią, która wybrała „lepszą cząstkę”, zasiadając w skupieniu u stóp Jezusa (por. Łk 10,38-42).

W osobie brata Wawrzyńca, który dzięki wewnętrznemu skupieniu na Bogu potrafił każde ze swych zajęć uczynić modlitwą, Marta i Maria osiągnęły całkowitą zgodę. We wszystkim, co czynił, w każdym momencie dnia, Wawrzyniec szukał i znajdował Boga. Jego sukces jest dla nas błogosławieństwem, gdyż przekonuje nas, że możemy przebywać w obecności Boga, nawet wtedy, gdy jesteśmy bardzo zajęci i dźwigamy na sobie odpowiedzialność za wiele spraw. Uczy nas, jak pogodzić ze sobą modlitwę i pracę, jak połączyć wszystkie aspekty naszego życia w jedną harmonijną całość.

Łaski nawrócenia

Posiadając nadzwyczajną zdolność ciągłego trwania przy Bogu, brat Wawrzyniec był pod wszystkimi innymi względami zupełnie zwyczajnym człowiekiem. To, co wiemy o jego życiu, pochodzi głównie z mowy pochwalnej napisanej przez Josepha de Beauforta, kapłana, który spotkał przypadkiem Wawrzyńca podczas swych odwiedzin w klasztorze. Znamy nawet dokładną ich datę – 3 sierpnia 1666 roku – ponieważ głębia duchowa klasztornego brata wywarła na ka­płanie takie wrażenie, że od razu po przyjściu do domu sporządził notatki z ich rozmowy. Było to pierwsze z ich wielu spotkań.

Brat Wawrzyniec urodził się w 1614 roku jako Nicholas Herman w Lorraine, wówczas niezależnym księstwie, stanowiącym obecnie część północno-wschodniej Francji. Na temat jego dzieciństwa ksiądz de Beaufort pisze jedynie, że rodzice Wawrzyńca byli „prawymi ludźmi, prowadzącymi przykładne życie”, którzy zaszczepili synowi głęboki szacunek dla Boga.

Najważniejsze wydarzenie jego młodości miało miejsce, kiedy Nicholas był osiemnastoletnim chłopcem. Zdarzyło się to pewnego zimowego dnia, gdy spoglądając na nagie gałęzie drzewa, zadziwił się tym, że wkrótce pojawią się na nich nowe liście, kwiaty i owoce. Ta prosta myśl stała się dla niego potężnym objawieniem Bożej Opatrzności i mocy – „szczególną łaską nawrócenia”, która sprawiła, że młodzieniec zakochał się w Bogu.

Z nieznanych nam powodów zamiast do zakonu młody Nicholas wstąpił najpierw do wojska. Gdy w jego strony zawitała krwawa wojna trzydziestoletnia, Nicholas brał bezpośredni udział w walkach, dopóki nie został aresztowany i oskarżony o szpiegostwo. Uwolniony, powrócił do swego oddziału i został ranny podczas oblężenia w 1635 roku.

Przechodząc rekonwalescencję w domu rodzinnym, Nicholas miał wiele czasu na refleksję. Jak odno­tował de Beaufort, „rozmyślał nad niebezpieczeństwami swego zawodu, pychą i zepsuciem swoich czasów, kruchością czło­wieka, złośliwością nieprzyjaciela i niewiernością przyjaciół”. W rezultacie postanowił: „oddać się całkowicie Bogu i odmienić swoje dotychczasowe postępowanie”.

Wyjście z ciemności

Nie mając całkowitej jasności, w jaki sposób realizować ten cel, Nicholas próbował początkowo żyć jako pustelnik. Inspiracją stał się dla niego przykład pewnego zamożnego mężczyzny, który rozdał swój majątek, by poświęcić się modlitwie w samotności. Nicholas prędko doszedł jednak do wniosku, że nie jest to jego powołaniem. Był zbyt niedoświadczony w życiu duchowym, aby poradzić sobie bez tych ram, jakie nadaje wspólnota i reguła zakonna.

Jego wuj, będący bratem karmelitańskim, zachęcał Nicholasa do wstąpienia do zakonu, młodzieńca odstraszała jednak perspektywa składania ślubów wieczystych. Odwlekając ostateczną decyzję, przez krótki czas pracował jako lokaj. Nie był to szczęśliwy okres w jego życiu. Jak powiedział de Beaufortowi, był „niezdarnym fajtłapą, który niszczył wszystko, czego się dotknął”. Wreszcie, w czerwcu 1640 roku, poprosił o przyjęcie w charakterze brata zakonnego do klasztoru karmelitów bosych w Paryżu. Dwa miesiące później przyjął imię brata Wawrzyńca od Zmartwychwstania.

Młodzieniec odnalazł swoje miejsce, miało jednak upłynąć kolejne dziesięć lat, zanim zdołał odnaleźć tak charakterystyczny dla niego w późniejszym okresie pokój. Na razie przeżywał intensywne walki wewnętrzne. Choć zaczął już odkrywać „praktykowanie obecności Bożej” i doświadczał bliskości Pana, prześladowało go poczucie skrajnej niegodności. Nieustannie miał przed oczyma swoje grzechy i zaczynał dochodzić do wniosku, że jego doświadczenie Boga jest zwyczajną iluzją. Podejrzewał nawet, że oszukuje sam siebie, skazując się w ten sposób na potępienie. W tym czasie „goryczy i gęstych ciemności – jak pisze Beaufort – jedynym oparciem była dla niego wiara”.

Pewnego dnia brat Wawrzyniec uzmysłowił sobie, że cierpienie to może nie ustąpić aż do końca jego ziemskiego życia. Zbierając więcej odwagi, niż było mu to potrzebne na polu bitwy, zgodził się na tę ofiarę. Składając ufność w Bogu, postanowił cierpliwie znosić tę próbę „nie tylko przez resztę tego życia, ale i przez całą wieczność, gdyby to się Bogu podobało”. Cokolwiek się wydarzy, on będzie „trwał w obecności Boga z całą pokorą bezużytecznego, lecz wiernego sługi”.

W tym momencie, jak dzielił się z ks. de Beaufortem, „doznał natychmiastowej przemiany”. Po dziesięciu nieszczęsnych latach trwania w Bożej obecności samą tylko wiarą, jego oczy otworzyły się. Bóg posłał mu promień światła, kładąc kres jego lękom i bólom. „Moja dusza, aż dotąd trwająca w zamęcie, doświadczyła głębokiego pokoju wewnętrznego, jak gdyby odnalazła swoje centrum i miejsce spoczynku.”

Święty w kuchni

Brat Wawrzyniec był przekonany, że każdy chrześcijanin – bez względu na zawód czy doświadczenie życia duchowego – może uczynić wielkie postępy, rozwijając w sobie świadomość miłującej obecności Boga. „Gdybym był kaznodzieją – wyznał – nie mówiłbym o niczym innym, jak tylko o praktykowaniu obecności Bożej. Gdybym był kierownikiem duchowym, polecałbym każdemu ciągłą rozmowę z Bogiem, ponieważ jestem przeko­nany, że jest to praktyka konieczna, a jednocześnie prosta.” W jego mniemaniu podejmując tę praktykę, „staniesz się w oka mgnieniu człowiekiem duchowym”!

Będąc realistą, brat Wawrzyniec przyznawał jednak, że „nie zostaje się świętym w ciągu jednego dnia”. Jak wyznał de Beaufortowi, na początku sam miał problemy z ciągłym trwaniem w Bożej obecności. Nie upadał jednak na duchu. Kiedy tylko zauważał, że na jakiś czas zapomniał o Panu, po prostu wyrażał skruchę i zaczynał od nowa.

To proste nastawienie do Boga przyniosło bratu Wawrzyńcowi głęboki, pełen radości pokój. Widzimy go przy pracy, pogodnie znoszącego nieunikniony stres kierowania kuchnią w klasztorze, gdzie trzeba było wyżywić setkę głodnych mężczyzn: „Obracam omlet na patelni z miłości do Boga. Kiedy go usmażę, a nie ma nic do zrobienia, padam na twarz i adoruję mojego Boga, który dał mi łaskę wykonania tej pracy, a potem wstaję, szczęśliwszy od króla”.

„Kocham Boga całym sercem”

Po piętnastu latach pracy w kuchni wyznaczono bratu Wawrzyńcowi mniej wyczerpującą pracę – w warsztacie szewskim. Prawdopodobnie w wyniku dawnej rany wojennej okulał na jedną nogę – schorzenie to, sprawiające mu dotkliwe cierpienia przez dwadzieścia pięć lat, przerodziło się w bolesny wrzód.

Cierpienia fizyczne Wawrzyńca trwały aż do końca życia. Jednak pomimo bólu wyznał jednemu z braci: „Czynię to, co będę czynić przez całą wieczność. Błogosławię Boga, wychwalam Boga, adoruję Go i kocham całym sercem. Oto całe nasze zadanie, bracia – adorować Boga i kochać Go, nie troszcząc się o resztę”. Radosny i przytomny aż do końca, brat Wawrzyniec zmarł 12 lutego, 1691 roku, w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat.

Przewodnik i przyjaciel

Mądrość i świętość Wawrzyńca zaczęto doceniać jeszcze na długo przed jego śmiercią. Korzystali z niej nie tylko pozostali mnisi, lecz także robotnicy, żebracy, goście i ludzie, których spotykał, chodząc po mieście za sprawami klasztoru. Ks. de Beaufort był wyrazicielem ich wszystkich, gdy w mowie pochwalnej opisywał brata Wawrzyńca jako tego, który „mówił swobodnie i z wielką dobrocią”, jako osobę, której sama obecność „budziła zaufanie oraz poczucie, że możesz odsłonić przed nim wszystko, jak przed przyjacielem”.

Nie godząc się, by pamięć o Wawrzyńcu umarła wraz z nim, de Beaufort napisał pochwałę tego pokornego brata, zbierając każdy strzęp informacji na jego temat – powiedzonka, notatki i szesnaście listów (wiele innych zostało zniszczonych przez samego Wawrzyńca). Ta niepozorna zbieranina, wydana pod tytułem Praktyka obecności Bożej, stała się klasyką duchową, która wkrótce przekroczyła granice wyznaniowe. Jak ujął to pewien protestancki pisarz, brat Wawrzyniec „nie należy ani do katolicyzmu, ani do protestantyzmu, ale do wszystkich, którzy usiłują uczynić Jezusa królem swego codziennego życia”.

Brat Wawrzyniec przemawia do nas wszystkich, gdyż jego świadome trwanie w obecności Bożej nie jest ani pobożną teorią, ani czymś, co można praktykować jedynie za murami klasztorów. Jak wyraził to ks. de Beaufort, nikt z nas nie może odpowiedzieć na wezwanie do miłowania i adorowania Boga „bez nawiązania z Nim dialogu miłości, który w każdej chwili daje nam do Niego dostęp – jak dzieciom, które nie są w stanie nawet stanąć na nogi bez pomocy matki”.

I my, jak małe dzieci, potrzebujemy ciągłego przypominania o wielkiej miłości Boga i Jego pragnieniu, by być z nami zawsze. Brat Wawrzyniec może być dla nas inspiracją do tego, by przeżywać obecność Pana w każdej chwili i w każdej sytuacji codziennego dnia.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl