Komunistyczny
śledczy musiał być już mocno zniecierpliwiony. «Przyznaj się!
ryknął na przesłuchiwanego kapłana. Uczestniczyłeś w
watykańskim spisku! Jesteś zwykłym imperialistycznym pachołkiem!»
Jednak odpowiedź nowo mianowanego arcybiskupa Sajgonu, Franciszka
Ksawerego Nguyen Van Thuana była spokojna i niewzruszona: «Nie
przyznaję się do niczego». Thuan
został aresztowany 15 sierpnia 1975 roku, w uroczystość Wniebowzięcia
Maryi. W więzieniu spędził następne trzynaście lat, z czego dziewięć
lat w izolatce, przechodząc potworne cierpienia fizyczne, moralne i
duchowe. Jednak Bóg posłużył się tymi doświadczeniami, czyniąc z
niego apostoła nadziei, człowieka, którego życie stało się
świadectwem triumfu Ewangelii Chrystusa nad rozpaczą i zamętem
ateizmu i materializmu.
Przygotowany
na cierpienie
Bóg
od dawna przygotowywał Thuana na podjęcie tego powołania. Dorastając
w latach trzydziestych w wietnamskim mieście Hue, uczył się od swoich
najbliższych wartości poświęcenia. Wszyscy oni byli gorliwymi
katolikami, trwającymi w wierze pomimo ciężkich prześladowań. Uważali
też za swój obowiązek służbę ojczyźnie. Z rodziny Thuana wyszło wielu
wybitnych liderów o istotnym znaczeniu dla przyszłości Wietnamu, a
jego wuj Diem został pierwszym premierem w historii tego kraju.
Thuan
pragnął służyć swoim rodakom jako kapłan. W wieku zaledwie trzynastu
lat wstąpił do seminarium duchownego, gdzie znalazł się pod głębokim
wrażeniem wiary i świętości wykładających tam księży. Także lektura
żywotów świętych, a szczególnie Teresy z Lisieux, Jana Vianneya i
Franciszka Ksawerego, rozpaliła w nim pragnienie upodobnienia się do
Chrystusa.
Już
w latach młodości Thuan niejeden raz zetknął się z twardą
rzeczywistością cierpienia i śmierci. W 1945 roku komuniści stracili
jego wuja Khoi wraz z synem. Wkrótce po święceniach śmierć zagroziła
także samemu Thuanowi, który zaraził się gruźlicą. Jednakże
nieustanne modlitwy rodziców wyjednały mu cudowne uzdrowienie.
Następnie, w 1963 roku, kiedy to Wietnam Północny przeszedł z rąk
francuskich pod władzę komunistów, Thuana spotkał jeszcze dotkliwszy
cios dwaj bracia jego matki, wuj Diem i wuj Can zginęli w
wyniku zamachu.
Przebaczenie
zabójcom wujów kosztowało Thuana wiele walki wewnętrznej. Jak
przyznał później, największą pomocą był mu w tym przykład matki,
która czerpała siły do zaakceptowania tej tragedii ze swej heroicznej
wiary. Przed zamachem na Diema powiedziała Thuanowi: «Wszystko
w ręku Boga. Powinniśmy modlić się o ich bezpieczeństwo, ale musimy
również być gotowi przyjąć Jego wolę». Jej pokój wewnętrzny był
przejmującym świadectwem.
Thuan
był również głęboko przywiązany do innej Matki Najświętszej
Maryi Panny. Podczas studiów w Rzymie odbył w 1957 roku pielgrzymkę
do Lourdes. Rozważał tam słowa Maryi skierowane do św. Bernadety:
«Nie obiecuję ci radości i pociech na tym świecie, ale próby i
cierpienia». Thuan przeczuwał, że te słowa przeznaczone są
także dla niego. Odpowiedział na nie modlitwą: «W imię Twego
Syna i w Twoje imię, Maryjo, przyjmuję próby i cierpienia».
Tak
więc w chwili swego aresztowania, w uroczystość Wniebowzięcia Maryi
1975 roku, Thuan wiedział, że jest w ręku Boga.
Decyzja
na miłość
Pomimo
wszystko aresztowanie było dla Thuana ciężkim przeżyciem. «Moje
serce jest rozdarte, gdyż oderwano mnie od mego ludu»
napisał dzień później. Miał za sobą już ponad dwadzieścia lat posługi
kapłańskiej. Przez ostatnie osiem lat, jako biskup prowincji Nha
Trang, pracował nad umacnianiem parafii i instytucji kościelnych,
budował nowe seminaria i wyświęcał kapłanów. Koordynował też potężną
akcję humanitarną na rzecz czterech milionów uchodźców, którzy
stracili swoje domy podczas trwającej przeszło ćwierć wieku wojny.
Pobyt w więzieniu wydawał się uniemożliwiać mu dalszą pracę
duszpasterską.
Jednak
wkrótce po swoim zatrzymaniu Thuan postanowił się nie poddawać.
Przysiągł sobie: «Nie mam zamiaru czekać. Będę żył każdą chwilą
obecną, wypełniając ją po brzegi miłością». Uświadomił sobie,
że może wciąż paść swój lud, przyjmując strategię św. Pawła piszącego
w więzieniu listy pasterskie. Spisywał więc pełne nadziei przesłania
na odwrocie kartek z kalendarza, które przeszmuglowano na wolność, a
następnie opublikowano w formie książki zatytułowanej Droga
nadziei.
Kiedy
rzecz doszła do uszu jego dręczycieli, Thuan został umieszczony w
pojedynczej, wąskiej, słabo oświetlonej i pozbawionej okna celi. Była
ona tak duszna, że niekiedy przykładał nos do szpary pod drzwiami,
aby zaczerpnąć trochę powietrza. Po kilku miesiącach Thuan czuł się
kompletnie bezużyteczny i miał wrażenie, że traci rozum. Chwilami nie
mógł nawet sobie przypomnieć słów modlitwy Zdrowaś Maryjo.
Nowe
spojrzenie
Jednak
pewnego dnia Thuanowi zaświtała myśl, która zmieniła jego życie.
Zrozumiał, że Jezus także wydawał się całkowicie «bezużyteczny»,
gdy wisiał na krzyżu. A jednak właśnie wtedy, gdy na pozór był
zupełnie bezsilny, dokonał najbardziej «użytecznego» ze
swoich dzieł zbawienia całej ludzkości. Usłyszał głos Pana
mówiący do niego: «To za Mną masz iść, nie za moim dziełem!
Jeśli zechcę, sam dokończę dzieła, które tobie powierzyłem».
Uświadomienie sobie tego «dało mi nowy impuls, który kompletnie
przemienił mój dotychczasowy sposób myślenia» wyjaśniał
później Thuan.
Przemieniony
tym doświadczeniem, Thuan otrzymał łaskę wnoszenia nadziei w
beznadziejne sytuacje. Gdy wraz z innymi więźniami znalazł się na
statku płynącym do Wietnamu Północnego, przyjął to jako szansę
posługi duszpasterskiej i zdołał odwieść jednego ze współwięźniów od
popełnienia samobójstwa. W kolejnym miejscu pobytu, obozie więziennym
Vinh Quang w górach Wietnamu Północnego, udało mu się odprawić Mszę
świętą, wykorzystując wino otrzymane na «kłopoty żołądkowe»
i chleb przeszmuglowany w latarce. Rozdzielał katolikom Komunię
świętą pod osłoną moskitier.
Zaraźliwa
radość i rosnąca popularność Thuana wśród więźniów nie zachwycała
zbytnio jego nadzorców. Przeniesiono go więc do innego więzienia,
przydzielając mu do celi szpicla. Ten jednak, choć posłuszny
otrzymanym rozkazom, wkrótce stał się przyjacielem Thuana i nawet
obiecał mu modlitwę co, jak na komunistę, było dość niezwykłą
obietnicą!
Historia
powtórzyła się, gdy przeniesiono Thuana do wioski Giank Xa. Tamtejsi
mieszkańcy wkrótce stali się jego sprzymierzeńcami, a nawet strażnik
znalazł się pod urokiem jego dobroci. Cała siatka donosicieli
komunistycznych legła w gruzach dzięki świadectwu miłości
chrześcijańskiej jednego człowieka. Pod koniec swojego pobytu Thuan
odprawiał Mszę świętą dla setek wieśniaków, a dwóch najbardziej
zatwardziałych informatorów poprosiło go o spowiedź.
Co
miały począć władze w obliczu tak niewzruszonej wiary? Próbowano
jeszcze raz odizolować Thuana, zmieniając mu często strażników, aby
nie zdążyli się «zarazić». Choć strażnicy nie odzywali
się do niego, on znajdował sposoby, aby okazać im swoją miłość.
Uśmiechał się do nich, opowiadał o swoim życiu. Wkrótce zaczynali go
prosić, aby uczył ich języków obcych, a nawet pieśni religijnych.
Jeden ze strażników nauczył się hymnu do Ducha Świętego Veni
Creator i śpiewał go co rano w drodze na gimnastykę!
«Czego
chcesz?»
Thuan
nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek jeszcze odzyska wolność. Jego
sprawy nie przedstawiały się dobrze. Kiedy w 1985 roku jego kardynał
zwrócił się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o beatyfikację 117
męczenników wietnamskich, Thuanowi oznajmiono, że nigdy nie zostanie
uwolniony. Działanie Watykanu wywołało wielkie napięcia we władzach
komunistycznych. Thuan nie przejął się tym. Był uszczęśliwiony, gdy
papież Jan Paweł II dokonał beatyfikacji w czerwcu 1988 roku.
Z
tym samym zdaniem się na wolę Bożą Thuan obudził się pewnego ranka
kilka miesięcy później na dźwięk dzwoniącego nieustannie telefonu.
Przeczuwając, że telefon dotyczy jego osoby, pomodlił się do Maryi:
«Matko, jeśli jestem potrzebny Kościołowi w więzieniu, udziel
mi łaski i zaszczytu pozostania tu aż do śmierci. Jeśli jednak
uważasz, że mogę jeszcze służyć Kościołowi w inny sposób, udziel mi
łaski uwolnienia».
Modlitwa
Thuana została wysłuchana w sposób zadziwiający. Jeszcze tego samego
poranka stanął przed obliczem ministra policji, który poinformował
go, że władze komunistyczne nie są już wrogo nastawione do jego
rodziny. Dygnitarz zapytał go, czy ma jakieś szczególne życzenie.
-
Chciałbym odzyskać wolność odparł Thuan.
-
W jakim terminie? zapytał zaskoczony minister.
-
Dzisiaj.
Tak
też się stało. Jeszcze tego samego dnia Thuan został zwolniony z
więzienia. Było to 21 października 1988 roku w święto
Ofiarowania Maryi i sześćdziesiątą trzecią rocznicę ślubu jego
rodziców.
Ambasador
pokoju
W
Drodze nadziei Thuan pisał: «Bóg wykorzystuje próby i
cierpienia, aby nauczyć nas lepiej rozumieć i okazywać większą
cierpliwość wobec cierpienia innych». Nie mógł wtedy
przewidzieć, jak wiele będzie miał okazji świadczyć życiem o prawdzie
tych słów miał spędzić resztę swych dni na dzieleniu się z
innymi tym, co odkrył poprzez swoje nieszczęścia.
Zmuszony
przez władze do opuszczenia Wietnamu, Thuan przeniósł się do
Watykanu. Jedną z jego pierwszych oficjalnych misji było odwiedzanie
wspólnot wietnamskich na całym świecie, którym opowiadał o swoim
życiu, umacniając je przykładem swej żywej wiary. Wkrótce był już
popularnym mówcą i autorem kolejnych kilku książek, które stały się
religijnymi bestsellerami.
Papież
Jan Paweł II, doceniając wiarę i doświadczenie Thuana, powołał go do
Papieskiej Rady Sprawiedliwości i Pokoju. Z czasem został on jej
przewodniczącym, działając na rzecz prześladowanych i spychanych na
margines osób na całym świecie. W 1999 roku na zaproszenie Papieża
wygłosił doroczne rekolekcje wielkopostne dla kardynałów w Watykanie.
Mówił na temat nadziei, przypominając słuchaczom, że nadzieja
Kościoła leży również we wspólnocie wiernych: «Oto nowość
drugi człowiek nie jest już przeszkodą, ale drogą do
świętości».
Jeszcze
przed mianowaniem na kardynała w 2001 roku u Thuana stwierdzono raka.
Po dwóch latach choroby umarł spokojnie 16 września 2002 roku.
Thuan
kontynuuje dziś swą posługę apostoła nadziei poprzez świadectwo swego
życia i pozostawione pisma. Jego tryskająca radością modlitwa,
ułożona przed laty w ponurej celi więziennej, wyznacza drogę
wszystkim, którzy złożyli swą ufność w Chrystusie:
«Wyśpiewuję
Twoje miłosierdzie w ciemności, w mojej słabości, w moim ogołoceniu.
Przyjmuję swój krzyż, osadzając go oburącz w mym sercu. Gdybyś
pozwolił mi wybrać, nic bym nie zmienił, ponieważ Ty jesteś ze mną!
Nie boję się już, zrozumiałem wszystko. Idę za Tobą w Twoją śmierć i
zmartwychwstanie». Napisz komentarz (0 Komentarze) |