Co
roku tysiące matek z dziećmi pną się stromą, brukowaną uliczką
Jerozolimy, prowadzącą do Centrum Pomocy Dzieciom im. Spaffordów.
Centrum, położone wzdłuż najwyższej partii muru okalającego Stare
Miasto, świadczy usługi medyczne oraz inną pomoc dzieciom z
niezamożnych rodzin. Na
matki i dzieci wkraczające do solidnie zbudowanego gmachu byłej
rezydencji Spaffordów czeka życzliwy personel, kolorowe pokoje
ozdobione dziecięcymi rysunkami i nowoczesne gabinety lekarskie.
Odwiedzający nie znajdą tu zbyt wielu pamiątek po dawnych
mieszkańcach a już na pewno nic, co mogłoby im uświadomić, że
ta znana klinika stanowi odległy epilog tragedii, która rozegrała się
przed ponad stu laty osiem tysięcy mil od tego miejsca
wielkiego pożaru Chicago.
«Moja
dusza Tobie się powierza»
Horacy
Spafford i Anna Larssen poznali się w Chicago w szkółce niedzielnej,
prowadzonej przez Horacego w kościele prezbiteriańskim. Na początku
lat siedemdziesiątych XIX wieku mieszkali wraz z czterema córkami na
północ od Chicago, gdzie Horacy dobrze prosperował jako prawnik.
Ogień, który w 1871 roku pochłonął niemal całe miasto, zatrzymał się
niedaleko domu Spaffordów, wprowadzając jednak sporo zamętu w życie
rodziny. Horacy i Anna zaangażowali się całym sercem w niesienie
pomocy zrozpaczonym pogorzelcom. W 1873 roku stwierdzili, że należy
im się wreszcie jakiś odpoczynek i postanowili całą rodziną wyjechać
na wakacje do Europy.
Ponieważ
w ostatniej chwili obowiązki zawodowe zatrzymały Horacego w kraju,
zdecydowali, że Anna z dziewczynkami wyruszy przed nim do Francji.
Decyzja ta przesądziła o ich losie. Wielki, doskonale wyposażony
statek, Ville du Havre, okazał się Titanikiem końca XIX wieku.
W pogodną noc, na środku Oceanu Atlantyckiego, Ville du Havre,
przypadkowo staranowany przez inny statek, poszedł na dno w ciągu
dwunastu minut, grzebiąc ze sobą większość pasażerów i załogi. Po
godzinie ratownicy znaleźli nieprzytomną Annę unoszącą się na wodzie.
Dziewczynki przepadły.
Wiele
lat później Anna opisała moment odzyskania przytomności w szalupie.
Na wspomnienie szalejącej fali, która wydarła z jej objęć dzieci,
ogarnęła ją rozpacz. Wtedy jednak usłyszała jakby głos dobiegający z
jej wnętrza: «Zostałaś oszczędzona w konkretnym celu. Masz
zadanie do wykonania». Przypomniała sobie, co powiedziała jej
kiedyś pewna kobieta: «Nie sztuka być wdzięcznym i dobrym,
kiedy niczego ci nie brakuje, ale czy potrafisz być taka również w
biedzie?».
Po
przybyciu do Europy Anna wysłała do Horacego zwięzły telegram:
«Ocalałam tylko ja». I on przyjął ten cios, nie tracąc
wiary. Pogrążony w żałobie, dzielił się z przyjacielem: «Cieszę
się, że mogę okazać ufność Bogu, kiedy mnie to coś kosztuje».
Horacy
wyruszył natychmiast na spotkanie z Anną. Kiedy statek mijał miejsce,
gdzie zginęły jego córeczki, skomponował hymn, który wkrótce stał się
znaną pieśnią kościelną. Zaczynał się on od słów:
«
Czy
pokój jak rzeka zalewa mą drogę,
czy smutek jak fala uderza,
Ty uczysz mnie, Panie, że wyznać Ci mogę:
«Moja dusza Tobie się powierza».»
Droga
do Jerozolimy
Anna
z Horacym powrócili do Chicago, lecz pobyt w domu pełnym
dziecinnych ubranek i zabawek był nieustannym rozdzieraniem
ran. Anna znajdowała ukojenie w pracy charytatywnej wśród ubogich
kobiet w ramach programu organizowanego przez miejscową wspólnotę
protestancką. Osierocona rodzina stopniowo odzyskiwała równowagę. Po
pięciu latach Anna urodziła synka, a dwa lata później jeszcze jedną
córeczkę.
Niestety,
niespełna czteroletni synek Spaffordów zaraził się szkarlatyną i
zmarł. Dla Horacego i Anny była to strata niemal nie do zniesienia.
Ich córka, Berta, wyznała po latach, że nigdy nie usłyszała od matki
ani słowa na temat śmierci chłopca.
Ból
straty potęgowany był dodatkowo przez towarzyszący mu kryzys wiary.
Czy śmierć dzieci była karą Bożą? Czyżby On już ich nie kochał?
Horacy czuł, że grozi mu utrata wiary. Wówczas, rok po śmierci syna,
urodziło się ich ostatnie dziecko. Była to dziewczynka, której dano
na imię Grace.
Pragnąc
nadać nowy kierunek swojemu życiu, Horacy i Anna postanowili wybrać
się do Jerozolimy. «Jeruzalem jest miejscem, gdzie mój Pan,
żył, cierpiał i zwyciężył wyjaśniał Horacy a ja chcę
nauczyć się żyć, cierpieć, a zwłaszcza zwyciężać». Zamierzając
powrócić do Chicago, pozostawili tam niemal cały swój dobytek.
Ruszali jednak w drogę z przekonaniem, że wyjazd może otworzyć przed
nimi całkiem nowe możliwości.
W
towarzystwie kilkorga przyjaciół, którzy podobnie jak oni spodziewali
się znaleźć pociechę i inspirację w Świętym Mieście, Spaffordowie
opuścili Chicago. Był rok 1881.
Początek
«Kolonii Amerykańskiej»
Jerozolima
okazała się dla Spaffordów i ich przyjaciół fascynującym i przyjaznym
miastem. Towarzystwo wynajęło spory dom właśnie ten, w którym
obecnie mieści się Centrum Pomocy Dzieciom. Ich prostota i otwartość
w kontaktach, ciekawość świata i szacunek do wszystkich ludzi
pozwoliły im wkrótce nawiązać przyjacielskie stosunki z arabskimi
sąsiadami. Ich dom stał się miejscem spotkań miejscowej ludności i
wielu osób odwiedzających miasto. Przyjmowano w nim wielkich i
maluczkich, a ci ostatni często znajdowali tu przynajmniej tymczasowe
schronienie. A chociaż formalnie nie prowadzono tam ewangelizacji, to
jednak dla wielu osób z różnych środowisk kontakt z grupą był
pierwszym krokiem do nawrócenia.
Szczerze
powiedziawszy, Spaffordowie i ich towarzysze nie mieli w ogóle
żadnego formalnego programu. Pomimo to jednak korzystali z każdej
sposobności, by służyć bliźnim, szczególnie poprzez nauczanie oraz
pielęgnowanie chorych. Z czasem grupa zyskała sobie miano «Kolonii
Amerykańskiej».
Dla
Horacego pobyt w Jerozolimie był okazją do zdystansowania się wobec
przeżytych doświadczeń i odnowienia swojej wiary w miejscu, gdzie żył
Jezus. «Przybyliśmy do Jerozolimy, aby się uczyć, i było to
cudowne doświadczenie» pisał na krótko przed swoją
śmiercią w 1888 roku.
Anna,
znacznie młodsza od swego męża, pozostała tam po jego śmierci,
angażując się w liczne formy pomocy, często bardzo nieformalne i na
niewielką skalę, świadczone przez Kolonię Amerykańską zarówno
tamtejszym mieszkańcom, jak i przybyszom.
Nie
było miejsca w gospodzie
Po
śmierci Anny, w 1923 roku, w Jerozolimie pozostały jej córki, Berta i
Grace. Po wyjściu za mąż Berta w dalszym ciągu angażowała się w
działalność Kolonii Amerykańskiej. To właśnie wtedy pojawił się
pomysł Centrum Pomocy Dzieciom im. Spaffordów.
W
Wigilię Bożego Narodzenia 1925 roku Berta skończyła właśnie zajęcia z
prac ręcznych w prowadzonej przez Kolonię Amerykańską szkole dla
dziewcząt. Spieszyła się na kolędowanie do pobliskiego Betlejem,
kiedy spotkała młode małżeństwo z noworodkiem. Kobieta była chora i
mąż przywiózł ją na osiołku, by uzyskać pomoc lekarską. Niestety, z
powodu święta żaden szpital nie przyjmował nowych pacjentów.
«Poruszyło
mnie to do głębi pisała Berta. Pomyślałam
że
biegnę, by wspominać narodziny Dzieciątka, które przyszło na świat w
stajni, gdyż nie było dla Niego miejsca w gospodzie, a oto staje
przede mną wieśniacza Madonna z Dzieciątkiem, która również, mówiąc
metaforycznie, nie znalazła miejsca w gospodzie.» Dzięki swoim
znajomościom Berta załatwiła kobiecie miejsce w szpitalu oraz pomogła
jej wykąpać i nakarmić dziecko.
Następnego
poranka w dzień Bożego Narodzenia u progu Berty
pojawił się ten sam mężczyzna z dzieckiem. Żona umarła w nocy. Błagał
Bertę, by przyjęła chłopca do siebie. «Jeśli zabiorę małego z
powrotem do mojej groty, to na pewno umrze.»
Berta
nie potrafiła mu odmówić. Jedna z klas szkolnych została zamieniona
na pokój dziecinny, a Kolonia wynajęła pielęgniarkę do opieki nad
dzieckiem. W ciągu tygodnia przybyło tam kolejnych dwoje maluchów.
Wkrótce cały budynek przekształcił się w dom dziecka.
Dalszy
rozwój dzieła
W
ciągu kolejnych dziesięcioleci Kolonia Amerykańska stopniowo kurczyła
się, gdyż pierwotni jej członkowie wymierali, a ich dzieci miały inne
pomysły na życie. Jednak dom dziecka trwał i rozwijał się, służąc
głównie arabskim mieszkańcom wschodniej Jerozolimy i okolic. W 1950
roku Centrum z przytułku dla noworodków zostało przekształcone w
szpital dziecięcy, z kompletnie wyposażonym oddziałem chirurgicznym.
W 1967 roku, podczas izraelskiej okupacji Starego Miasta i reszty
Zachodniego Brzegu, ludności arabskiej udostępniono inne szpitale.
Przystosowując się do nowych warunków, zamknięto wówczas szpital,
kontynuując jednak działalność w formie przychodni dziecięcej.
Z
czasem wiodącą rolę w prowadzeniu Centrum przejęli specjaliści i
wolontariusze z miejscowej społeczności arabskiej, zarówno
chrześcijanie, jak i muzułmanie. Sporadycznie dołączali do nich także
specjaliści żydowscy. Dziś, na początku XXI wieku, prawnuki Anny i
Horacego Spaffordów organizują zbiórki funduszy na Centrum na terenie
Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Bóg
wspomaga to, co jest dobre
Przy
pomocy osób prywatnych i instytucji w wielu krajach Centrum Pomocy
Dzieciom im. Spaffordów obejmuje opieką medyczną 16 tysięcy rodzin w
zamieszkałej przez ludność arabską wschodniej części Jerozolimy i
Zachodniego Brzegu. Centrum, którego personel liczy około 30 osób,
prowadzi również działalność edukacyjną, socjalną i rekreacyjną wśród
dzieci i ich matek.
Zapotrzebowanie
na usługi Centrum wzrosło gwałtownie w ciągu ostatnich czterech lat,
po wybuchu powstania palestyńskiego i zaostrzeniu okupacji
izraelskiej w tym rejonie. Izolacja osiedli palestyńskich, wymuszona
przez oddziały izraelskie, zdławiła gospodarkę palestyńską,
pozostawiając wielu ludzi bez pracy i środków na leczenie. Wiele
dzieci cierpi z powodu niedożywienia, co czyni je bardziej podatnymi
na choroby. Dlatego darmowe szczepienia oferowane przez klinikę
cieszą się ogromną popularnością. Niestety blokady i posterunki
uniemożliwiają wielu pacjentom dotarcie do Centrum.
Obecny
dyrektor Centrum, dr Jan-tien Dajani, mówi o swojej działalności z
goryczą, ale i z wiarą. «Czasami trudno pogodzić się z
codzienną frustracją i poniżającym traktowaniem, którego
systematycznie jestem świadkiem, a nawet doświadczam osobiście.
Zadaję sobie wówczas pytanie, czy to, co widzę, jest rzeczywiście
wolą Bożą. Wtedy jednak nieoczekiwanie pojawia się rozwiązanie
problemu, który dręczył mnie od jakiegoś czasu, i pozostaje mi tylko
powiedzieć: «Dziękuję». Czasami jest to problem
finansowy, który znika dzięki nieoczekiwanej darowiźnie, lub
otrzymanie przepustki dla któregoś z pracowników, który musi dotrzeć
do Jerozolimy z Zachodniego Brzegu, co było nie do załatwienia przez
kilka tygodni. Mając regularnie do czynienia z takimi wydarzeniami,
uczę się coraz bardziej ufać, że Bóg zawsze wspomaga to, co jest
dobre».
Bezcenna
spuścizna
Przybywając
do Jerozolimy w 1881 roku, Horacy i Anna Spaffordowie nie mogli
przewidzieć, że w ich domu powstanie kiedyś Centrum Pomocy Dzieciom.
A jednak to właśnie ich niewzruszona wiara w Boga, nawet pośród
najtrudniejszych prób życiowych, otworzyła drogę do jego powstania
i stała się najcenniejszą spuścizną przekazaną przez nich następnym
pokoleniom.
Napisz komentarz (0 Komentarze) |