Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow KIM JEST DUCH ŚWIĘTY? - SŁOWO WŚRÓD NAS 1/2005 arrow BEZCENNA SPUŚCIZNA. HISTORIA ANNY I HORACEGO SPAFFORDÓW

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
BEZCENNA SPUŚCIZNA. HISTORIA ANNY I HORACEGO SPAFFORDÓW PDF Drukuj E-mail
Napisał KEVIN PERROTTA   

Co roku tysiące matek z dziećmi pną się stromą, brukowaną uliczką Jerozolimy, prowadzącą do Centrum Pomocy Dzieciom im. Spaffordów. Centrum, położone wzdłuż najwyższej partii muru okalającego Stare Miasto, świadczy usługi medyczne oraz inną pomoc dzieciom z niezamożnych rodzin.

Na matki i dzieci wkraczające do solidnie zbudowanego gmachu byłej rezydencji Spaffordów czeka życzliwy personel, kolorowe pokoje ozdobione dziecięcymi rysunkami i nowoczesne gabinety lekarskie. Odwiedzający nie znajdą tu zbyt wielu pamiątek po dawnych mieszkańcach – a już na pewno nic, co mogłoby im uświadomić, że ta znana klinika stanowi odległy epilog tragedii, która rozegrała się przed ponad stu laty osiem tysięcy mil od tego miejsca – wielkiego pożaru Chicago.

«Moja dusza Tobie się powierza»

Horacy Spafford i Anna Larssen poznali się w Chicago w szkółce niedzielnej, prowadzonej przez Horacego w kościele prezbiteriańskim. Na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku mieszkali wraz z czterema córkami na północ od Chicago, gdzie Horacy dobrze prosperował jako prawnik. Ogień, który w 1871 roku pochłonął niemal całe miasto, zatrzymał się niedaleko domu Spaffordów, wprowadzając jednak sporo zamętu w życie rodziny. Horacy i Anna zaangażowali się całym sercem w niesienie pomocy zrozpaczonym pogorzelcom. W 1873 roku stwierdzili, że należy im się wreszcie jakiś odpoczynek i postanowili całą rodziną wyjechać na wakacje do Europy.

Ponieważ w ostatniej chwili obowiązki zawodowe zatrzymały Horacego w kraju, zdecydowali, że Anna z dziewczynkami wyruszy przed nim do Francji. Decyzja ta przesądziła o ich losie. Wielki, doskonale wyposażony statek, Ville du Havre, okazał się Titanikiem końca XIX wieku. W pogodną noc, na środku Oceanu Atlantyckiego, Ville du Havre, przypadkowo staranowany przez inny statek, poszedł na dno w ciągu dwunastu minut, grzebiąc ze sobą większość pasażerów i załogi. Po godzinie ratownicy znaleźli nieprzytomną Annę unoszącą się na wodzie. Dziewczynki przepadły.

Wiele lat później Anna opisała moment odzyskania przytomności w szalupie. Na wspomnienie szalejącej fali, która wydarła z jej objęć dzieci, ogarnęła ją rozpacz. Wtedy jednak usłyszała jakby głos dobiegający z jej wnętrza: «Zostałaś oszczędzona w konkretnym celu. Masz zadanie do wykonania». Przypomniała sobie, co powiedziała jej kiedyś pewna kobieta: «Nie sztuka być wdzięcznym i dobrym, kiedy niczego ci nie brakuje, ale czy potrafisz być taka również w biedzie?».

Po przybyciu do Europy Anna wysłała do Horacego zwięzły telegram: «Ocalałam tylko ja». I on przyjął ten cios, nie tracąc wiary. Pogrążony w żałobie, dzielił się z przyjacielem: «Cieszę się, że mogę okazać ufność Bogu, kiedy mnie to coś kosztuje».

Horacy wyruszył natychmiast na spotkanie z Anną. Kiedy statek mijał miejsce, gdzie zginęły jego córeczki, skomponował hymn, który wkrótce stał się znaną pieśnią kościelną. Zaczynał się on od słów:

« Czy pokój jak rzeka zalewa mą drogę,
czy smutek jak fala uderza,
Ty uczysz mnie, Panie, że wyznać Ci mogę:
«Moja dusza Tobie się powierza».»

Droga do Jerozolimy

Anna z Horacym powrócili do Chicago, lecz pobyt w domu – pełnym dziecinnych ubranek i zabawek – był nieustannym rozdzieraniem ran. Anna znajdowała ukojenie w pracy charytatywnej wśród ubogich kobiet w ramach programu organizowanego przez miejscową wspólnotę protestancką. Osierocona rodzina stopniowo odzyskiwała równowagę. Po pięciu latach Anna urodziła synka, a dwa lata później jeszcze jedną córeczkę.

Niestety, niespełna czteroletni synek Spaffordów zaraził się szkarlatyną i zmarł. Dla Horacego i Anny była to strata niemal nie do zniesienia. Ich córka, Berta, wyznała po latach, że nigdy nie usłyszała od matki ani słowa na temat śmierci chłopca.

Ból straty potęgowany był dodatkowo przez towarzyszący mu kryzys wiary. Czy śmierć dzieci była karą Bożą? Czyżby On już ich nie kochał? Horacy czuł, że grozi mu utrata wiary. Wówczas, rok po śmierci syna, urodziło się ich ostatnie dziecko. Była to dziewczynka, której dano na imię Grace.

Pragnąc nadać nowy kierunek swojemu życiu, Horacy i Anna postanowili wybrać się do Jerozolimy. «Jeruzalem jest miejscem, gdzie mój Pan, żył, cierpiał i zwyciężył – wyjaśniał Horacy – a ja chcę nauczyć się żyć, cierpieć, a zwłaszcza zwyciężać». Zamierzając powrócić do Chicago, pozostawili tam niemal cały swój dobytek. Ruszali jednak w drogę z przekonaniem, że wyjazd może otworzyć przed nimi całkiem nowe możliwości.

W towarzystwie kilkorga przyjaciół, którzy podobnie jak oni spodziewali się znaleźć pociechę i inspirację w Świętym Mieście, Spaffordowie opuścili Chicago. Był rok 1881.

Początek «Kolonii Amerykańskiej»

Jerozolima okazała się dla Spaffordów i ich przyjaciół fascynującym i przyjaznym miastem. Towarzystwo wynajęło spory dom – właśnie ten, w którym obecnie mieści się Centrum Pomocy Dzieciom. Ich prostota i otwartość w kontaktach, ciekawość świata i szacunek do wszystkich ludzi pozwoliły im wkrótce nawiązać przyjacielskie stosunki z arabskimi sąsiadami. Ich dom stał się miejscem spotkań miejscowej ludności i wielu osób odwiedzających miasto. Przyjmowano w nim wielkich i maluczkich, a ci ostatni często znajdowali tu przynajmniej tymczasowe schronienie. A chociaż formalnie nie prowadzono tam ewangelizacji, to jednak dla wielu osób z różnych środowisk kontakt z grupą był pierwszym krokiem do nawrócenia.

Szczerze powiedziawszy, Spaffordowie i ich towarzysze nie mieli w ogóle żadnego formalnego programu. Pomimo to jednak korzystali z każdej sposobności, by służyć bliźnim, szczególnie poprzez nauczanie oraz pielęgnowanie chorych. Z czasem grupa zyskała sobie miano «Kolonii Amerykańskiej».

Dla Horacego pobyt w Jerozolimie był okazją do zdystansowania się wobec przeżytych doświadczeń i odnowienia swojej wiary w miejscu, gdzie żył Jezus. «Przybyliśmy do Jerozolimy, aby się uczyć, i było to cudowne doświadczenie» – pisał na krótko przed swoją śmiercią w 1888 roku.

Anna, znacznie młodsza od swego męża, pozostała tam po jego śmierci, angażując się w liczne formy pomocy, często bardzo nieformalne i na niewielką skalę, świadczone przez Kolonię Amerykańską zarówno tamtejszym mieszkańcom, jak i przybyszom.

Nie było miejsca w gospodzie

Po śmierci Anny, w 1923 roku, w Jerozolimie pozostały jej córki, Berta i Grace. Po wyjściu za mąż Berta w dalszym ciągu angażowała się w działalność Kolonii Amerykańskiej. To właśnie wtedy pojawił się pomysł Centrum Pomocy Dzieciom im. Spaffordów.

W Wigilię Bożego Narodzenia 1925 roku Berta skończyła właśnie zajęcia z prac ręcznych w prowadzonej przez Kolonię Amerykańską szkole dla dziewcząt. Spieszyła się na kolędowanie do pobliskiego Betlejem, kiedy spotkała młode małżeństwo z noworodkiem. Kobieta była chora i mąż przywiózł ją na osiołku, by uzyskać pomoc lekarską. Niestety, z powodu święta żaden szpital nie przyjmował nowych pacjentów.

«Poruszyło mnie to do głębi – pisała Berta. – Pomyślałam… że biegnę, by wspominać narodziny Dzieciątka, które przyszło na świat w stajni, gdyż nie było dla Niego miejsca w gospodzie, a oto staje przede mną wieśniacza Madonna z Dzieciątkiem, która również, mówiąc metaforycznie, nie znalazła miejsca w gospodzie.» Dzięki swoim znajomościom Berta załatwiła kobiecie miejsce w szpitalu oraz pomogła jej wykąpać i nakarmić dziecko.

Następnego poranka – w dzień Bożego Narodzenia – u progu Berty pojawił się ten sam mężczyzna z dzieckiem. Żona umarła w nocy. Błagał Bertę, by przyjęła chłopca do siebie. «Jeśli zabiorę małego z powrotem do mojej groty, to na pewno umrze.»

Berta nie potrafiła mu odmówić. Jedna z klas szkolnych została zamieniona na pokój dziecinny, a Kolonia wynajęła pielęgniarkę do opieki nad dzieckiem. W ciągu tygodnia przybyło tam kolejnych dwoje maluchów. Wkrótce cały budynek przekształcił się w dom dziecka.

Dalszy rozwój dzieła

W ciągu kolejnych dziesięcioleci Kolonia Amerykańska stopniowo kurczyła się, gdyż pierwotni jej członkowie wymierali, a ich dzieci miały inne pomysły na życie. Jednak dom dziecka trwał i rozwijał się, służąc głównie arabskim mieszkańcom wschodniej Jerozolimy i okolic. W 1950 roku Centrum z przytułku dla noworodków zostało przekształcone w szpital dziecięcy, z kompletnie wyposażonym oddziałem chirurgicznym. W 1967 roku, podczas izraelskiej okupacji Starego Miasta i reszty Zachodniego Brzegu, ludności arabskiej udostępniono inne szpitale. Przystosowując się do nowych warunków, zamknięto wówczas szpital, kontynuując jednak działalność w formie przychodni dziecięcej.

Z czasem wiodącą rolę w prowadzeniu Centrum przejęli specjaliści i wolontariusze z miejscowej społeczności arabskiej, zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Sporadycznie dołączali do nich także specjaliści żydowscy. Dziś, na początku XXI wieku, prawnuki Anny i Horacego Spaffordów organizują zbiórki funduszy na Centrum na terenie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Bóg wspomaga to, co jest dobre

Przy pomocy osób prywatnych i instytucji w wielu krajach Centrum Pomocy Dzieciom im. Spaffordów obejmuje opieką medyczną 16 tysięcy rodzin w zamieszkałej przez ludność arabską wschodniej części Jerozolimy i Zachodniego Brzegu. Centrum, którego personel liczy około 30 osób, prowadzi również działalność edukacyjną, socjalną i rekreacyjną wśród dzieci i ich matek.

Zapotrzebowanie na usługi Centrum wzrosło gwałtownie w ciągu ostatnich czterech lat, po wybuchu powstania palestyńskiego i zaostrzeniu okupacji izraelskiej w tym rejonie. Izolacja osiedli palestyńskich, wymuszona przez oddziały izraelskie, zdławiła gospodarkę palestyńską, pozostawiając wielu ludzi bez pracy i środków na leczenie. Wiele dzieci cierpi z powodu niedożywienia, co czyni je bardziej podatnymi na choroby. Dlatego darmowe szczepienia oferowane przez klinikę cieszą się ogromną popularnością. Niestety blokady i posterunki uniemożliwiają wielu pacjentom dotarcie do Centrum.

Obecny dyrektor Centrum, dr Jan-tien Dajani, mówi o swojej działalności z goryczą, ale i z wiarą. «Czasami trudno pogodzić się z codzienną frustracją i poniżającym traktowaniem, którego systematycznie jestem świadkiem, a nawet doświadczam osobiście. Zadaję sobie wówczas pytanie, czy to, co widzę, jest rzeczywiście wolą Bożą. Wtedy jednak nieoczekiwanie pojawia się rozwiązanie problemu, który dręczył mnie od jakiegoś czasu, i pozostaje mi tylko powiedzieć: «Dziękuję». Czasami jest to problem finansowy, który znika dzięki nieoczekiwanej darowiźnie, lub otrzymanie przepustki dla któregoś z pracowników, który musi dotrzeć do Jerozolimy z Zachodniego Brzegu, co było nie do załatwienia przez kilka tygodni. Mając regularnie do czynienia z takimi wydarzeniami, uczę się coraz bardziej ufać, że Bóg zawsze wspomaga to, co jest dobre».

Bezcenna spuścizna

Przybywając do Jerozolimy w 1881 roku, Horacy i Anna Spaffordowie nie mogli przewidzieć, że w ich domu powstanie kiedyś Centrum Pomocy Dzieciom. A jednak to właśnie ich niewzruszona wiara w Boga, nawet pośród najtrudniejszych prób życiowych, otworzyła drogę do jego powstania – i stała się najcenniejszą spuścizną przekazaną przez nich następnym pokoleniom.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl