Albo
to zrobisz, albo
! Czy istnieją rodzice, którzy nigdy nie
czuli się zmuszeni użyć jakiegoś rodzaju groźby wobec swoich dzieci?
Traktując je z miłością, zdają sobie wszakże sprawę, że czasami
potrzebna jest również stanowczość. Wiedzą, że w sprawach,
które mogą zaważyć na całej przyszłości dziecka, muszą w
sposób jasny i zdecydowany wyrażać to, co myślą. Porównajmy
to uporczywe naleganie zatroskanych rodziców z powszechnie
panującą w świecie tendencją do minimalizowania wpływu czy nawet
samej rzeczywistości grzechu. Jedną z najsmutniejszych konsekwencji
tej tendencji jest zagubienie sensu osobistego nawrócenia. W
rezultacie wielu ludzi żyje z sumieniem obciążonym grzechami, które
nie pozwalają im doświadczyć miłości Jezusa i prowadzić życia w
radości i poczuciu sensu, zgodnie z Bożym planem dla nas wszystkich.
Jednak
nawet gdy my jesteśmy zaślepieni zarówno na swój
osobisty grzech, jak i na życie proponowane nam przez Jezusa
Bóg widzi nas bardzo wyraźnie. Dzień za dniem wychodzi ku nam,
wzywając do nawrócenia nie dlatego, by chciał nas
karać lub dręczyć poczuciem winy, ale dlatego, że chce nas wyzwolić.
Aby
przekonać się, jak wielką wagę przywiązuje Jezus do grzechu i
nawrócenia, przyjrzyjmy się przypowieści o drzewie figowym z
Ewangelii według św. Łukasza (Łk 13,6-9).
Dwa znaczenia przypowieści
Otóż
pewien człowiek miał drzewo figowe, które nie rodziło owocu.
Uznając, że jest ono bezużyteczne, polecił ogrodnikowi, by je ściął.
Temu jednak żal było drzewa i zaczął pertraktować z właścicielem.
Choć drzewo nie wydawało owocu już od dawna, poprosił, by zostawić je
jeszcze na jeden rok. Obiecał użyć wszystkich znanych sobie sposobów,
żeby drzewo zaowocowało. Jeśli i one nie przyniosą rezultatu, wtedy
zetnie drzewo.
Podobnie
jak wiele innych przypowieści Jezusa, również i ta kryje w
sobie podwójne znaczenie. Z jednej strony pokazuje
miłosierdzie i cierpliwość Boga. Jezus, jak ogrodnik z
przypowieści, jest nieskory do gniewu i bardzo łagodny
(Ps 103,8). Z drugiej jednak strony przypowieść ta jest dla nas
poważnym ostrzeżeniem.
Podobnie
jak zatroskani rodzice ukazujący dziecku konsekwencje jego zachowań,
Jezus ostrzega nas, ponieważ nas kocha. Jak miłosierny ogrodnik,
przyrzekający otoczyć szczególną troską nieurodzajne drzewo,
gotów jest uczynić wszystko, aby nam dopomóc. Chodząc
kiedyś po ziemi, głosił słowo i nauczał, uzdrawiał i uwalniał, a
wreszcie umarł za nas na krzyżu. Także i dziś jest z nami, kiedy
modlimy się, przyjmujemy Jego Ciało i Krew, podejmujemy trud
nawrócenia. Jest z nami, pokazując nam, w jaki sposób
możemy upodobnić się do Niego, by objawiać światu Jego moc i chwałę.
Dlaczego
Jezus nalega tak mocno? Po co te wszystkie ostrzeżenia? Ponieważ
pewnego dnia nadejdzie królestwo Boże, a wraz z nim sąd. Wtedy
ci, którzy nie wydali owocu nawrócenia, odpowiedzą
przed Bogiem za swoją duchową nieurodzajność (por. Łk 3,8). Dlatego
właśnie Jezus codziennie wzywa wszystkich, którzy chcą Go
słuchać, prosząc, by pozwolili się oczyścić, by odwrócili się
od grzechu, a zwrócili do Ojca, gdyż wtedy wydadzą owoc.
Zło
zmieszane z dobrem
Rozważając
Jezusowe wezwanie do nawrócenia, podkreślmy przede wszystkim
jedno nawrócenie jest stałym procesem. Nie jest
to jakaś jednorazowa decyzja, po której podjęciu możemy
spocząć na laurach. Posłuchajmy św. Pawła upominającego wierzących w
Koryncie. W swoim liście przypomina on pewne epizody z historii
Izraela, podkreślając, że nie zawsze postępowanie Izraelitów
było miłe Panu. Choć byli ochrzczeni w imię Mojżesza, w obłoku
i w morzu (1 Kor 10,2), a Bóg wiernie darzył ich
duchowym pokarmem i napojem, to jednak ich uczynki nie zawsze
odzwierciedlały łaskę, jaką Bóg im okazał. Nie zawsze
przynosili owoc, jakiego spodziewał się po nich Bóg.
Paweł
uzmysłowił Koryntianom, że na swój sposób powielają
postępowanie Izraelitów. Na pierwszy rzut oka wydaje się to
paradoksem Koryntianie byli przecież tak uduchowionymi
ludźmi. Ich entuzjazm dla spraw Bożych nie miał sobie równych,
nie brakowało im też darów duchowych. Pomimo to nie nawrócili
się jeszcze z wielu grzechów tolerując w swojej
wspólnocie kazirodczy związek, frakcje i podziały, nieczułość
względem ubogich, a nawet aktywny homoseksualizm.
Jak
to możliwe? W jaki sposób tak wielkie błogosławieństwo może
współistnieć z takim grzechem? Jedyna nasuwająca się tu
odpowiedź to fakt, że Bóg jest nieskończenie miłosierny.
Potępia wprawdzie każdy grzech, ale jednocześnie nie przestaje
wylewać swojej łaski w nadziei, że pogrążony w grzechu człowiek da
się nakłonić do pokuty i nawrócenia.
Myśl
tę doskonale ilustruje przypowieść o synu marnotrawnym a
szczególnie jej część mówiąca o postawie starszego
brata (por. Łk 15,11-32). Nie mamy wątpliwości, że ten syn przez cały
czas był z ojcem, żyjąc pod jego troskliwą opieką. Z pewnością był
też pracowitym i oddanym członkiem rodziny. Jednak pomimo tych
wszystkich błogosławieństw starszy syn nie potrafił podzielić radości
ojca z powrotu swego krnąbrnego brata, lecz okazał rozgoryczenie,
zazdrość i brak litości. Reakcja na widok powracającego brata
ujawniła tę mieszaninę dobra i zła, światła i ciemności, jaka kryła
się w jego sercu.
I
my możemy odkryć w sobie podobną mieszaninę dobra i zła jak u
starszego brata syna marnotrawnego i u wierzących z Koryntu
zwłaszcza jeśli nie badamy regularnie swego sumienia i nie zabiegamy
o pojednanie z Bogiem. Możemy nawet w dobrej wierze przyjmować
Eucharystię, nie zdając sobie sprawy, że naszymi słowami lub
uczynkami rządzi rozgoryczenie, zazdrość, wywyższanie się nad innych.
Uczynki
odsłaniają serce
Reakcja
starszego brata może wydawać się gwałtowna i nieprzemyślana, jest
jednak bardzo prawdopodobne, że nosił on w sobie surowe osądy i
egocentryczne nastawienie na długo przedtem, zanim jego nieszczęsny
brat zdecydował się wrócić do domu. Wystarczył tylko ten jeden
fakt, by głęboko zakorzenione postawy wydobyły się, kipiąc, na
powierzchnię. A kiedy już raz zostały uwolnione, zdominowały jego
wizję ojca, brata, a nawet własnej zaszczytnej pozycji w rodzinie.
Czy
nie brzmi to dość znajomo? Jeśli przyjrzymy się sprawom, które
nas niepokoją czy wręcz wyprowadzają z równowagi, możemy w
sobie samych odkryć podobną prawidłowość. Po głębszym zastanowieniu
się to, co wcześniej wydawało się odosobnioną reakcją na jakieś
pojedyncze wydarzenie może nawet mające miejsce zaledwie na
kilka chwil po spotkaniu z Jezusem u stołu Pańskiego lub wstaniu od
modlitwy okazuje się objawem głęboko zakorzenionej postawy,
która jest chora i wymaga nawrócenia. Może, gdy sprawy
nie toczą się tak, jak tego oczekiwaliśmy, ulegamy potrzebie
usprawiedliwiania się za wszelką cenę, aby tylko dobrze wypaść w
swoich lub cudzych oczach. Może nieoczekiwany odruch zazdrości w
konkretnej sytuacji ma swoje źródło w egoizmie, zranionej
dumie, lub niesprawiedliwym osądzie bliźniego.
Wszyscy
wiemy, że każdy czyn sprzeczny z nauką Jezusa wymaga nawrócenia.
Równie ważne jest jednak sięgnięcie do korzeni naszego
grzechu. Duch Święty często wykorzystuje nasze grzeszne reakcje, aby
pomóc nam zrozumieć, w jaki sposób grzech działa w
naszym sercu. Jest On zainteresowany nie tyle pojedynczą reakcją, ile
leżącym u jej podłoża grzechem oraz jego korzeniami.
To
właśnie świadomość głębszych pokładów grzechu jest sednem
metanoi, co po grecku oznacza nawrócenie. Metanoia
to przemiana myślenia, i to przemiana na najgłębszym poziomie. Jest
to nawrócenie nie tylko z pojedynczych uczynków, lecz
także z grzesznych postaw i nawyków. Zakłada ono prośbę do
Boga, aby udzielił nam łaski postawienia Jezusa w centrum naszych
serc i umysłów, aby żadna z tych postaw nie mogła ponownie
zdominować naszego życia.
Brat
syna marnotrawnego potrzebował nawrócenia nie tylko z powodu
swojej reakcji na powrót brata, ale również ze względu
na głęboko zakorzeniony egoizm, który kazał mu zachować się
właśnie w ten sposób. Także i nam Bóg pragnie udzielić
łaski nawrócenia z naszych osobistych grzechów oraz
nowego spojrzenia na życie spojrzenia na siebie i innych z
Bożej perspektywy. Patrząc w ten sposób, nie będziemy już
zatrzymywać się nad czysto zewnętrznymi reakcjami, lecz dążyć do
głębszego i pełniejszego nawrócenia, aż wreszcie powierzchowna
skrucha ustąpi miejsca rzeczywistej przemianie serca.
Owoc,
który trwa
Przypowieść
o drzewie figowym przypomina nam, że Bóg Ojciec spodziewa się
po nas owocu czy to w służbie innym, czy w ewangelizacji, czy
też w modlitwie wstawienniczej. List św. Pawła do wspólnoty w
Koryncie jest ostrzeżeniem, że możemy utracić bliską więź z Bogiem,
jeśli zlekceważymy głęboko zakorzenione w nas postawy grzechu.
Poprzez
dar nawrócenia otrzymujemy duchową moc, która nas
oczyszcza, przywraca do łaski Bożej i mobilizuje do służenia Bogu
całym naszym życiem. Na tym polega prawdziwa metanoia. W ten
również sposób wydajemy owoc, który trwa. Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze. Prosze zaloguj się i dodaj komentarz. Powered by AkoComment 1.0 beta 2! |