Spotkanie
z Biblią to także zaznajomienie się z dziejami jej bohaterów
ludzi, którzy jak my próbowali zrozumieć świat, zmagali się z
problemami, przeżywali swoje wzloty i upadki. Każda z tych postaci to
nasz brat czy siostra w człowieczeństwie, a fakt, że znalazła ona swe
miejsce w świętym tekście, oznacza, że z pewnością możemy czegoś się
od niej nauczyć. W ich życiu podobnie jak w naszym
ludzka godność, wierność i odpowiedzialność splatają się ze złością i
przewrotnością, a czasami zwykłą głupotą. Ciekawe, do jakiego stopnia
potrafimy się w nich odnaleźć? Stary
Testament jest przede wszystkim historią dialogu Boga z ludem
izraelskim. Wiemy jednak, że zamysł Boży dotyczy nie tylko jednego
narodu, lecz ogarnia wszystkich ludzi, którzy są dziełem Jego rąk.
Przesłanie Biblii jest więc przeznaczone dla każdego, kto zadaje
sobie pytanie, skąd się wziął, dlaczego dzisiejszy świat jest taki,
jaki jest, skąd przyszło cierpienie i czy kiedykolwiek zdołamy
rozwiązać nasze problemy. Podstawowe odpowiedzi na te pytania
znajdujemy w losach bohaterów biblijnych, poczynając już od
pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, mówiących o naszej prehistorii
czyli dziejach początków świata i ludzkości.
Patrząc
na dzisiejszy świat, pełen napięć i dramatów, nietrudno dojść do
przekonania, że nie jest to miejsce, które zaspokaja wszystkie nasze
potrzeby, pragnienia i aspiracje. Nie tak powinno być
powie zbuntowany nastolatek. Nie tak miało być
powie człowiek doświadczony życiem.
Istnieje
w nas tęsknota za światem bez zła, światem przyjaznym, w którym
panuje ład, harmonia i miłość. Pragniemy tego, gdyż przeczuwamy, że
jest to jedyne środowisko godne człowieka. A kiedy ta tęsknota
zawodzi, zaczyna w nas twardnieć serce. Gdybyż mogło być inaczej!
Gdybym miał inną rodzinę, sytuację życiową, gdyby ten kraj był inny,
gdyby tak więcej urody, zdrowia, pieniędzy, talentu
O, myślimy
sobie, naprawdę nie zasłużyliśmy na takie warunki! Czy mamy rację?
Był
ktoś, kto przyszedł na taki właśnie świat, za jakim tęsknimy, świat
doskonały. Świat, na który Stwórca spojrzał z uznaniem, widząc, że
jest dobry. Przyszedł na ten dobry świat i został mu on oddany we
władanie. Wszystko to jest twoje powiedział Bóg i ma
być tobie poddane.
Doskonały
jest także sam Adam i gdy spoczywa na nim miłujące oko Boga, naprawdę
czuje swoją wartość. Dotąd stworzenie było dobre (Rdz
1,12.17.25), ale gdy pojawia się człowiek staje się bardzo
dobre (Rdz 1,31) i Adam czyta to zapewnienie we wzroku
Boga. Tak, bardzo dobry. Ze wszystkich stworzeń najbardziej do Niego
podobny jak Jego obraz. Ewangelia powie jak Jego syn.
Jak czytamy w rodowodzie Jezusa: Był
synem Józefa, syna
Helego
syna Seta, syna Adama, syna Bożego (Łk 3,23.38).
Ta
bliskość nie polega na biernym podziwie Bóg dopuszcza Adama
do współpracy, pozostawiając mu wielką samodzielność. Wszystko
stworzyłem dla ciebie mówi Bóg a teraz powiem ci, co
masz czynić, abyś był szczęśliwy. Nie jedz owoców z drzewa, które
rośnie w środku ogrodu, drzewa poznania dobra i zła. To nie jest dla
ciebie dobre. Jeśli to zrobisz, odgrodzisz sobie dostęp do drzewa
życia, ściągniesz na siebie śmierć.
Tak,
Adam rzeczywiście jest stworzony na obraz Boga. Inaczej niż wszystkie
dotychczasowe byty, które działają tak, jak zostały zaprogramowane,
może wybierać, myśleć i panować. Została mu dana wolność wyboru
i Bóg, który nie ma w sobie nic z nadopiekuńczego rodzica,
ewidentnie jest zdania, że każde ryzyko jest tego warte.
Pouczony
przez Boga, Adam jest już gotów objąć panowanie nad światem. Na
początek Bóg przyprowadza do niego wszystkie stworzenia, aby nadał im
nazwy. Jednak w trakcie tego przepięknego obrządku Adam po raz
pierwszy w swym szczęśliwym życiu doznaje poczucia zawodu. Tak,
dobre, ale czy bardzo dobre? Można je poklepać, pogłaskać po miękkim
futrze, zachwycić się wdzięcznym lotem, ale nie można wypowiedzieć
serca. W całym tym pełnym stworzeń świecie nie ma istoty podobnej do
niego. Adam jest sam. I to nie jest dobrze.
I
widzi to Bóg, który mówił o sobie w liczbie mnogiej: Uczyńmy
człowieka na Nasz obraz (Rdz 1,26). Zresztą wiedział już o tym
wcześniej. Myślał o uczynieniu odpowiedniej dla niego pomocy,
odgadując pragnienie Adama na długo, zanim on sam je sobie
uświadomił. Teraz, patrząc na swego syna na darmo wypatrującego kogoś
bliskiego wśród szeregu przesuwających się przed nim stworzeń, widzi,
że odgadł słusznie. Nadszedł czas, by dopełnić stworzenia człowieka,
który ma być mężczyzną i niewiastą.
Stroskany
Adam zasypia ciężkim snem. A kiedy się budzi, Bóg przyprowadza do
niego niewiastę. Tak! woła z zachwytem pierwszy mężczyzna.
Wreszcie ktoś mi równy. Ona mnie zrozumie. Ona będzie mi wsparciem,
bo jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! I tak jest
naprawdę. Stworzona z żebra Adama, może żyć z nim w idealnej
bliskości.
Bóg
błogosławi teraz pierwszej parze ludzkiej, dzieląc się z nimi władzą
panowania nad światem oraz dając ich ciałom moc przekazywania życia.
Człowiek istnieje i ma wszystko, co potrzebne do szczęścia. Przyjaźń
z Bogiem, który odgaduje jego pragnienia; pełne zaufanie
współmałżonka, przed którym może bez wstydu odsłonić całego siebie;
posłuszeństwo stworzonego świata, który rozpoznaje w nim swego pana.
Reszta zależy już tylko i wyłącznie od niego samego.
I
tu zaczyna się dramat
Nie
wiemy, w jakich okolicznościach wąż kusiciel prowadzi swą sławetną
rozmowę z niewiastą. Wiemy natomiast, że rozmawia tylko z nią. Gdzie
byłeś, Adamie? pytamy. Jeśli słyszałeś, to dlaczego nie
reagowałeś, ty, pan stworzenia? Jeśli nie słyszałeś, to czy nie
zauważyłeś, że zaszła jakaś zmiana, że najbliższy ci człowiek z czymś
się zmaga, że ta, która jest ci pomocą, potrzebuje twojej pomocy?
I
mówi Pismo: Zerwała
owoc, skosztowała i dała swemu mężowi,
który był z nią: a on zjadł (Rdz 3,6). Tam był już na pewno. I
dzieje się rzecz niepojęta. Ten, który osobiście otrzymał od Boga
ostrzeżenie przed spożywaniem owoców z tego drzewa, którego pieczy
powierzono świat, nie bierze sprawy w swoje ręce. Bezwolnie, bez
słowa protestu, o nic nie pytając, pozwala jej skosztować owocu, a
potem spożywa go sam.
Dlaczego
to robi? Przez solidarność? Dla spokoju? Z ciekawości? Najpewniej po
prostu i on, jak niewiasta, sądzi, że Bóg zazdrośnie strzeże czegoś,
co daje życie i szczęście. I zamiast zaufać Temu, który jak dotąd
zawsze był po jego stronie, zamiast uciec się do Niego po radę i
pomoc, daje posłuch przygodnemu stworzeniu. Pierwszy z nas, który
odkryje, że nieufność do Boga i Jego praw kończy się popadnięciem w
niewolę tego, czemu zaufaliśmy.
A
więc można mieć idealne warunki i nie sprostać powierzonemu
sobie zadaniu. Gdyż to nie warunki tworzą człowieka, lecz jego serce.
I przyznajmy, Adam czyni to w imieniu każdego z nas. Adam, którego
imię znaczy człowiek. Bo któż z nas nie dostrzegł u
siebie skłonności do zła? Któż z nas nigdy, dla świętego spokoju,
chorej lojalności, owczego pędu czy nieposkromionej chęci, nie
zdradził tego, o czym wiedział, że jest ważne?
Co
się teraz dzieje? Popatrzmy na to obiecane szczęście. Pierwsi ludzie
zauważają, że są nadzy i czują się z tym nieswojo. Robią sobie
przepaski. Trzeba się zakryć. Nie można już się sobie do końca
powierzyć. Coś między nimi stanęło. Coś jest nie tak. Może jeszcze
znajdzie na to radę Bóg Stwórca, który zawsze dotąd był po ich
stronie i w przeciwieństwie do podstępnego węża nigdy nie narażał ich
na takie sytuacje?
Ale
oto przychodzi Bóg, a pierwsi ludzie w odruchu paniki kryją się przed
Nim wśród drzew ogrodu.
Gdzie
jesteś? woła Bóg na tego, który miał być stróżem
rajskiego porządku. I trzeba oddać sprawiedliwość Adamowi, że ma
odwagę wyjść z kryjówki. Nie przyznaje się jednak do winy.
Przestraszyłem się, bo jestem nagi mówi i
ukryłem się (Rdz 3,9.10).
Tak,
Adamie, to już nie jest relacja przyjaźni. To relacja, w której
człowiek boi się Boga i pragnie się przed Nim ukryć, nawet jeśli wie,
że On jest miłosierny. Rozum wie, ale serce już w to nie wierzy. A
człowiek idzie za głosem swych chorych uczuć i za szeptem tego, który
najpierw obiecywał mu, że będzie jako Bóg, a teraz radzi ukryć się
przed Jego gniewem. I będzie już tak mówił zawsze, aż po ostatnie
dni, kiedy jego słuchacze zawołają zgodnym chórem do gór: Padnijcie
na nas i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie
(Ap 6,16). I nie przyjdzie im do głowy, że jest to ich własne
życzenie bo na pewno nie Tego, który przez usta swoich
przyjaciół wciąż przypomina nam, że Jego miłość jest większa niż nasz
grzech.
Stając
przed Bogiem twarzą w twarz, Adam nie potrafi już zdobyć się na
szczery dialog. Nie potrafi uczciwie stwierdzić: Moja wina. To nie
ja, to ona woła jak wystraszone dziecko znad skorup
ulubionego dzbanka mamusi. Pierwszy z nas, który zrzucił
odpowiedzialność za swoje winy na małżonka, na sytuację, na Boga. Bo
przecież to przez Ciebie, Boże. To Ty postawiłeś przy mnie pomoc,
która mnie zwiodła!
Ale
Adam przynajmniej zrobił tyle, że się odezwał. Nie zerwał kontaktu do
końca. I dzięki temu ma szansę usłyszeć słowo Boga, które nie jest
słowem potępienia, lecz nadziei. Źle uczyniłeś, Adamie mówi
Bóg. Ja jednak nie cofam swoich obietnic ani swego błogosławieństwa.
Ty okazałeś się niewierny, ale Ja pozostanę wierny. Potomstwo
niewiasty pokona węża. Ty wprowadziłeś na świat grzech, lecz
przyjdzie Ten, który zgładzi wszelki grzech i pociągnie ludzkość do
dobra.
I
wzrok Boga, przenikając tysiąclecia, pada na drugiego Adama, który
będzie mówił o sobie Syn Człowieczy, i w innym
ogrodzie, wbrew podszeptom kusiciela i uczuciom swego serca,
zaufa Mu na tyle, że zgodzi się wyciągnąć ręce ku drzewu śmierci. Ze
względu na Niego błogosławieństwo wypowiedziane po stworzeniu
człowieka zachowuje swoją moc. Ale nie jest już tak, jak miało być.
Płodność i praca nad opanowaniem ziemi będą się odtąd wiązać z
trudem. Trud brzemienności i wychowania dzieci. Trud walki z materią,
która stawia opór, nie widząc już w człowieku tak jasno tego, któremu
jest winna posłuszeństwo.
I
jeszcze to najgorsze śmierć
Bo
owoc drzewa życia to wejście w wieczność. A przez spożycie owocu z
drzewa poznania dobra i zła Adam utracił dar nieśmiertelności. Nie
może wejść w wieczność taki, jaki jest z tą nieufnością,
lękiem i bólem. Dlatego trzeba zagrodzić mu dostęp do tego drzewa,
ustawić przy nim strzegących go cherubów aż do czasu, kiedy Potomek
niewiasty zetrze głowę węża i da szansę nowego życia wszystkim,
którzy sprowadzili na siebie śmierć. I stanie się to, obojętnie ile
miałoby to kosztować. Bo Bóg nie porzuca tego, co rozpoczął, i nie
macha ręką na nikogo, kto nosi imię Adam Człowiek.
Teraz
jednak muszą odejść, odziani przez Boga w skóry zwierząt. Świat, w
którym odtąd znajdą swój dom, nie jest już przyjaznym miejscem. To
świat, w którym trzeba zabijać, żeby się przyodziać i najeść; trzeba
walczyć, żeby po prostu być. Tak, Adamie, grzech nie jest prywatną
sprawą. Niszczy więź z Bogiem, z drugim człowiekiem i z całym światem
pełnym Bożych stworzeń.
Odchodzą
więc, Adam Człowiek i Ewa Matka, unosząc w sercu
tęsknotę za tym, co utracili, ale i popartą słowem Bożym nadzieję, że
nie będzie tak zawsze.
Napisz komentarz (0 Komentarze) |