Czym
jest powołanie? Teraz to już wiem: zdolnością realizowania
woli Bożej, uzdolnieniem do spełniania misji, którą nam powierza
Bóg.
Nie
tak było, oj nie tak, do czerwca 1991 roku. Dziesięciolecia
zagubienia w odmętach świata, zagubienie wiary. W końcu choroba i
możliwość utraty życia sprawiły, że poprosiłem o pomoc kapłana.
Bardzo musiał się napracować, by przybliżyć mi treść dziesięciorga
przykazań i prawdy wiary. Wyspowiadałem się, przyjąłem Komunię świętą
i sakrament namaszczenia chorych. Tak oto grzesznik stał się
dzieckiem Bożym.
W
szpitalu rozpoznano u mnie brak potasu i szybko postawiono na nogi.
Doszedłem do siebie, wróciłem do domu. Mnie, który trwałem blisko 21
lat w niesakramentalnym związku małżeńskim (nasza córka liczyła w tym
czasie 19 lat), Bóg podał rękę. Połączyliśmy się z żoną w sakramencie
małżeństwa. Latem 1992 roku w mojej parafii odczytałem afisz o
nabożeństwie z modlitwą o uzdrowienie. W tym czasie przestawałem już
czytać z uwagi na kataraktę posterydową obojga oczu (uboczny efekt
leczenia astmy oskrzelowej sterydami). Oboje z żoną poszliśmy do
kaplicy św. Jana Bosko na takie nabożeństwo jedno, drugie
Popłynęły łzy nadziei na wyleczenie. Wtedy usłyszeliśmy zaproszenie
do udziału w seminarium odrodzenia życia chrześcijańskiego.
Rozpoczęliśmy naukę wiary ja i żona. Z każdym tygodniem
krzepnący w wierze, wzmocnieni codzienną Eucharystią, zaczytywaliśmy
się w Piśmie świętym. I wreszcie 6 marca 1993 roku nastąpiło wylanie
Ducha Świętego (inaczej: chrzest w Duchu Świętym). I deklaracja:
Jezu, Ty jesteś Panem moim, cały do Ciebie należę.
Staję
się nowym człowiekiem, dzieckiem Bożym. Mam możnego Protektora
Jezusa. Tak oto jesteśmy wraz z żoną członkami wspólnoty Odnowy w
Duchu Świętym Bóg jest miłością przy św. Janie Bosko.
Gdy
piszę te słowa, liczę sobie 68 lat, ale mam się jak dziecko, bo
od niespełna 12 lat jestem Bożym dzieckiem. Mam teraz jedyne dobro
to dobro to mój Bóg. I Jemu też oddaję każdą godzinę, każdy dzień,
dzieląc się Bożą miłością i niosąc Dobrą Nowinę tym, których Pan
postawi na mojej drodze. Wierne trwanie we wspólnocie zaowocowało
darem Ducha Świętego charyzmatem modlitwy wstawienniczej. Dar
uzdrawiania chorych w imię Jezusa spowodował, że rozpocząłem w marcu
1997 roku, wraz z braćmi i siostrami ze wspólnoty, służbę w
Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 2 w Szczecinie. Na oddziałach:
kardiologicznym, internistycznym, chirurgicznym i okulistycznym
modliliśmy się, wielbiąc Boga i prosząc Go o zdrowie i wiarę dla
chorych. W kaplicy św. Jana Bosko raz w miesiącu odbywają się
nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie, gdzie doświadczamy znaków i
cudów Jezusa Chrystusa. Do mikrofonu podchodzą ludzie dotknięci przez
Jezusa, często roniąc łzy szczęścia, nieporadni w wyrażaniu
wdzięczności.
Od
lutego 2003 roku rozpocząłem posługę modlitwy wstawienniczej w innym
szczecińskim szpitalu, a od początku 2004 roku służę chorym w
Zdunowie pod Szczecinem. W obu tych szpitalach odmawiamy przed Mszą
świętą Koronkę do Miłosierdzia Bożego wobec Najświętszego Sakramentu,
przechowywanego w tabernakulum, aby dać chorym możność zyskania
odpustu zupełnego. Modlitwa wstawiennicza po Mszy świętej to wielkie
szczęście dla nas wszystkich, bo jesteśmy świadomi, że dotyka nas tu
i teraz Ten, który nas tak kocha, że samego siebie złożył w ofierze
na drzewie krzyża, aby dać nam nowe życie, i dać je nam w obfitości.
Chorzy doświadczają pokoju Jezusa, znajdują bezpieczeństwo w Jego
ranach, nie są już sami.
Dzięki
Ci, Panie, za ten wielki dar Twojej łaski. Pragnę trwać przy Tobie po
ostatnie uderzenie serca, niosąc pomoc bliźnim. Niech się tak stanie,
Panie. Amen. Napisz komentarz (0 Komentarze) |