Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow INNE POLEMIKI arrow Sekty arrow ZBIÓR ARTYKUŁÓW: SEKTY arrow KRISZNA PIERZE MÓZGI?

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
KRISZNA PIERZE MÓZGI? PDF Drukuj E-mail
Napisał MONIKA ADAMCZYK   

Artykuł otrzymaliśmy od pana Lecha Rugały w dniu 26 czerwca 2001 18:05

Przeczytaj również: Farma ekologiczna, wegetarianizm, duchowe oświecenie???


Turyści wędrujący przez Rudawy Janowickie, czasami przechodzą obok farmy, ktorej gospodarze zamiast traktora używają wołów. O tym, co dzieje się wewnątrz gospodarstwa wie niewielu.

Poniżej przesyłam artykuł autorstwa dziennikarki Moniki Adamczyk ukazujący prawdę o farmie Hare Kryszna w Czarnowie w Sudetach (w przygotowaniu książka). Farma ta, zwana „farmą ekologiczną”, ”New Santipur”, „Centrum Bhakti Jogi'”, ”Świątynią” czy „Ośrodkiem Świadomości Kryszny”, rozciąga się wzdłuż szlaku turystycznego, w pobliżu węzła szlaków obok byłego schroniska PTTK „Czartak”, na trasie ze Skalnika (945 m n.p.m.) w kierunku Pisarzowic.


Kiedyś z wielką sympatią myślałam o Hare Kryszna. Czar prysł, gdy zbierając materiały do książki, kilka miesięcy spędziłam na ich farmie.

Ilekroć zbliżałam się do świątyni Hare Kryszna w Czarnowie, w Sudetach, doznawałam przykrego uczucia. W oknie, na poddaszu stała postać w głęboko zaciągniętym pomarańczowym kapturze. Dostrzegałam ostre rysy wychudzonej twarzy, zacienione oczodoły i zacięte, wąskie usta. Postać trzymała się pod boki i bacznie obserwowała młodych chłopców pracujących w polu. Swoją obecnością zabijała ich spontaniczność i radość życia. W ciszy, ze spuszczonymi głowami, szli za wołami, orząc ziemię.

Członkowie świątyni golą głowy, pozostawiając mały kosmyk włosów zwisający na kark. Zazwyczaj bardzo szczupli, wręcz chudzi, owijają się w wyblakłe, pomarańczowe dhoti. Pracują od rana do nocy, z czterogodzinną przerwą na sen i skromne jedzenie. Często są poddawani radykalnym postom, a przede wszystkim – „praniu mózgów”, podczas wykładów, codziennie rano i wieczorem. Organizacja, do której trafili, przypomina bardziej obóz pracy niż świątynię boga Kryszny.

Byłam jedną z nich

O świcie, przed ołtarzem – Pańca Tatvą – zasiada na pufach ta sama zakapturzona postać zakutana w szafranowe zawoje. Ponura i wiejąca chłodem. Był to mężczyzna o bardzo cichym, wręcz kobiecym głosie. Jak się później przekonałam, często prowadził wykłady w świątyni.

– Wygląda jak jeden z mnichów ze zgromadzenia klasztornego w „Imieniu Róży” – szepnęła mi złośliwie do ucha przyjaciółka.

Miała rację. Parsknęłam cichym śmiechem. Zakapturzony mężczyzna spojrzał na mnie zimno, po czym uśmiechnął się czule do chłopców siedzących na podłodze.

– Jeśli ktoś twierdzi, że Prabhupada się myli, to znaczy, że nie do końca oddał się procesowi świadomości Kryszny. albo że został opętany przez demony lub… sam jest demonem! – stwierdził.

Po sali przebiegł szmer grozy. Na twarzach chłopców odmalowało się przerażenie. Mężczyzna prawie niepostrzeżenie uśmiechnął się kącikiem ust.

– Kto to taki? – spytałam jedną z dziewcząt w beżowym sari, siedzącą obok na podłodze, jak wszystkie kobiety – za plecami mężczyzn.

– To prezydent świątyni – wyszeptała – Jakby opat zakonu.

Wielokrotnie słuchałam w świątyni wykładów. Napawały mnie grozą.

Zakapturzony prezydent powtarzał za De, założycielem organizacji Hare Kryszna, zwanych przez wiernych Prabhupadą: „Możesz ożenić się i żyć spokojnie z jedną kobietą. Stosunki seksualne należy ograniczyć tylko do jednego w miesiącu i tylko w celu płodzenia dzieci”. Słyszałam też, że „kobiece ciał, nawet jeśli bardzo jest zaawansowane w cywilizacji, ostatecznie zostanie spalone na popiół, nawet kiedy jest jeszcze żywe i to bez względu na to, w jakich warunkach zewnętrznych się znajduje. Wewnątrz jest tylko kał, uryna i różnego rodzaju robactwo.”

Prezydent dodawał: „Tylko kobieta, która nie słyszała o Twoich (Kryszny) lotosowych chwałach, może przyjąć zwykłego człowieka za męża, lecz kobieta, która dowiedziała się o Tobie, nie zgodzi się wyjść za nikogo prócz Ciebie. W tym materialnym świecie człowiek to tylko martwe ciało. W sztuczny sposób żywa istota okryta jest tym ciałem, które jest niczym więcej niż workiem skóry, ozdobionym czasami brodą, wąsami, włosami na ciele i głowie oraz paznokciami u palców. W worku tym jest trochę mięśni, kości i krwi – zawsze wymieszanej z odchodami, uryną, śluzem, żółcią i zatrutym powietrzem – i on jest miejscem, w którym żeruje różne robactwo i bakterie. Głupia kobieta przyjmuje takie martwe ciało na swego męża i w swym braku zrozumienia kocha go jak drogiego jej towarzysza. Jest to możliwe jedynie wtedy, gdy kobieta nie zazna pełnego rozkoszy zapachu Twych lotosowych stóp.”

Młodzi mężczyźni słuchali tego ze spuszczonymi głowami. Było mi ich żal. Czułam, że są zażenowani. Dziwiłam się też dziewczynom. Jak mogą spokojnie słuchać tego steku bzdur? Wygłaszanego w dodatku w taki sposób, jakby kobiet w ogóle nie było na sali.

W Indiach istnieje zwyczaj abstynencji seksualnej wśród małżonków. Ale to oni sami decydują, czy przyjmują ten styl, czy nie. Zwykle odmawiają sobie współżycia osoby w podeszłym wieku, które wychowały już dzieci, a nawet wnuki i w naturalny sposób mogą wyciszyć instynkty.

Jedna z kobiet, należących do Hare Kryszna powiedziała mi w tajemnicy, że niedawno młody bhakta popełnił samobójstwo. Dręczyło go poczucie winy, ponieważ dopuścił się stosunku seksualnego z własną żoną. Pogwałcił więc zasadę, jaką narzucił De.

Nieraz przyszło mi żałować, że uwierzyłam w obiegową opinię na temat wspaniałości organizacji Hare Kryszna, która szczyci się działalnością dobroczynną, karmiąc głodujących ludzi na ulicach miast. Hasło „Pożywienie darem serca” jest nam przecież dobrze znane. Tymczasem to tylko metoda zwabiania kolejnych członków.

Zasadę rozdawania darmowego pożywienia wymyślił sam De, by zwiększyć liczebność organizacji. Zresztą uzyskuje ona często dotacje na ten cel z pieniędzy miasta.

Zanim to odkryłam, byłam do tego stopnia „uwiedziona” dobrocią „kryszniaków”, że zabrałam na farmę mojego sześcioletniego synka. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że dzieciak zostanie tam poddany intensywnej indoktrynacji.

Syn początkowo lubił towarzyszyć bhaktom w polu, przy murowaniu świątyni lub naprawianiu maszyn. Pozwalałam na to bez zastrzeżeń, bo myślałam, że się uczy „męskiego świata”. Przeraziłam się jednak, kiedy któregoś dnia przybiegł do mnie z płaczem. Prosił, bym mu przyrzekła, że nic mu się złego nie stanie.

– Co miałoby się stać? – dopytywałam się zaniepokojona.

Ze szlochem wyjąkał, że bhaktowie zmuszali go do powtarzania mantry „Hare Kryszna” i straszyli, że jeżeli tego nie zrobi, bogini Kali zetnie mu głowę złotym dyskiem!

Na nic zdało się uspokajanie. Synek przez wiele kolejnych nocy budził się z krzykiem, przerażony, bo znów śnił mu się ten sam koszmar: bogini Kali ścina mu głowę dyskiem. Po jakimś czasie przyznał mi się, że krysznowcy zmuszali go do powtarzania mantry, obiecując nagrodę, na przykład kawałek ciasta.

Jeszcze długo po wyprowadzeniu się z Czarnowa musiałam leczyć skutki, jakie pozostawiły w psychice synka „wakacje”, które mu nieświadomie zafundowałam. Trzeba wiedzieć, że w Czarnowie mieszkają rodziny z dziećmi, które nie mają szans, by obronić się czy uciec przed podobnym „pompowaniem” szkodliwą doktryną.

Organizacja Hare Kryszna to rodzaj obozu pracy dla młodych mężczyzn. Bo na nich się tu głównie stawia. Są bardziej wydajni niż kobiety. Zresztą one są tu traktowane jak gorsza kategoria człowieka – stoją zawsze ostatnie w kolejce do wiadra z jedzeniem.

W porze posiłku, w korytarzu stawia się metalowe wiadra. Wiele razy widziałam jak bhakta nakładając pokarm do naczyń upuścił pecynę ryżu czy owsianki na podłogę, a następnie zebrał ją palcami i wrzucił komuś na talerz. Kiedy protestowałam, odpowiadał, że pokarm poświęcony prze Krysznę, nie ulega zanieczyszczeniu! A ja tam gołym okiem widziałam kawałki błota i paprochy.

Mam nadwagę, więc wielokrotnie mnie straszono, że w przyszłym wcieleniu odrodzę się jako świnia. I że tylko mantrowanie świętych imion Kryszny oraz oddanie się całym sercem organizacji może mnie przed tym uchronić.

Zastraszanie to stała metoda wychowywania członków organizacji na bezwolne, całkowicie oddane sprawie istoty: Bhaktowie są przekonani, że poza świątynią czeka na nich nieprawdopodobne zło. Duchy i demony śledzą ich każdy krok, by w każdej chwili wymierzyć im srogą karę.

Najlepszą formą służenia Bogu jest nie tylko ciężka praca, ale oddanie dóbr materialnych na rzecz świątyni. Prezydent pełen zrozumienia tłumaczył, że ci, którzy nie są w stanie złożyć w ofierze dużych sum, niech oddadzą, ile mogą.

Zdumiewające, że czarnowski prezydent zaniedbuje własne dzieci, natomiast wykazuje tak silne uczucia – ojcowskie oczywiście – wobec młodych chłopców mieszkających w świątyni…

Chłopcy z krzykiem wbiegają do świątyni. Upadają przed ołtarzem, wznosząc okrzyki uwielbienia „Hare Kryszna, Hare Kryszna!” – Tak zakończył się kilkudniowy maraton zimowego sankirtanu. Chłopcy podróżowali po miastach, wystawali całymi dniami na mrozie, sprzedając przechodniom książki De i zachęcając ich do przystąpienia do organizacji.

W nagrodę czekała na nich wielka uczta. Dziewczęta przygotowały słodycze, torty, girlandy z karmelków zawiniętych w celofan z kolorowymi wstążeczkami. Świątynię udekorowano połyskującymi sznurami, które zwykle wiesza się na choinkach oraz balonami. Zapanowała ogólna radość i podniecenie, mężczyźni – „łowcy dusz” wrócili z udanego polowania.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl