Dowód
z istnienia sumienia jest jednym z tylko dwóch dowodów
na istnienie Boga, o których wspomina Pismo Święte, ten drugi
jest dowodem z istnienia projektu (oba znajdują się w Liście do
Rzymian). Oba dowody są zasadniczo prostymi, naturalnymi intuicjami.
Jedynie kiedy czyni się skomplikowane, sztuczne zastrzeżenia do tych
dowodów, zaczynają one wyglądać na skomplikowane.
Prostym,
intuicyjnym spostrzeżeniem dowodu z istnienia sumienia jest to, że
każdy na świecie wie w głębi serca, że jest absolutnie zobowiązany
być dobrym i czynić dobro, a to absolutne zobowiązanie może pochodzić
tylko od Boga. Stąd każdy zna Boga, chociaż niejasno, na podstawie
tej moralnej instytucji, która jest zazwyczaj nazywana
sumieniem. Sumienie jest głosem Boga w duszy.
Jak
wszystkie dowody na istnienie Boga, ten jeden dowodzi tylko małego
wycinka tego, co wiemy o Bogu na podstawie nadprzyrodzonego
Objawienia. Ale ten wycinek jest znacznie większy niż to, co
objawiają o Bogu dowody z natury, ponieważ ten dowód zawiera
bogatsze dane, bogatszy punkt wyjścia. Tutaj mamy informacje z
wewnątrz, by tak powiedzieć: samą wolę Boga przemawiającą do nas,
chociaż niejasno i szeptem, chociaż kiepsko słyszaną, przyjmowaną i
respektowaną w głębi naszej duszy. Dowody z natury zaczynają się od
danych, które są jak książka pisarza; dowody z sumienia
zaczynają się od danych, które są bardziej jak bezpośrednia
rozmowa, na żywo, z autorem.
Zanim
zaczniemy, powinniśmy zdefiniować i wyjaśnić kluczowy termin
sumienie. Współczesne znaczenie zazwyczaj wskazuje
zwykłe poczucie, że zrobiłem coś złego albo że mam właśnie coś złego
zrobić. Tradycyjne znaczenie w teologii katolickiej to wiedza o tym,
co jest dobre i złe: rozum zastosowany do moralności. W naszym
dowodzie będziemy się posługiwać takim znaczeniem sumienia, które
oznacza wiedzę, a nie jedynie poczucie, ale jest to raczej wiedza
intuicyjna niż racjonalna albo analityczna i jest to przede
wszystkim wiedza o tym, że zawsze muszę czynić dobro, nigdy zło,
wiedza o moim absolutnym zobowiązaniu do dobra, do wszelkiego dobra:
sprawiedliwości i miłosierdzia, cnoty i świętości; tylko w dalszym
rzędzie jest to wiedza o tym, co jest dobre, a co jest złe. W
dalszym rzędzie jest to wiedza o faktach moralnych, podczas gdy w
pierwszym rzędzie jest to wiedza o moich moralnych powinnościach,
wiedza o samym prawie moralnym i jego wiążącym autorytecie w moim
życiu. Ta wiedza tworzy podstawę dla dowodu z sumienia.
Jeśli
ktokolwiek twierdzi, że po prostu nie posiada tej wiedzy, jeśli
ktokolwiek mówi, że po prostu tego nie dostrzega, to dla niego
z tego dowodu nic nie wyjdzie. Pozostaje jednak kwestia, czy nie
dostrzega tego uczciwie i rzeczywiście nie ma sumienia (albo ma
radykalnie wadliwe sumienie), czy też tłumi wiedzę, którą
rzeczywiście posiada. Boże Objawienie mówi nam, że tę wiedzę
tłumi (Rz 1,18b; 2,15). W tym wypadku to, co jest potrzebne przed
podjęciem racjonalnego, filozoficznego dowodu, to jakaś uczciwa
introspekcja, by dostrzec dane. Dane, sumienie to jak worek
złota zakopany na moim podwórzu. Jeśli ktoś mówi mi, że
tam jest i że to dowodzi, że jakiś bogaty człowiek tam go zakopał, to
muszę najpierw wykopać i odnaleźć skarb, nim będę mógł
wywnioskować coś więcej na temat przyczyny istnienia skarbu. Nim
sumienie udowodni komukolwiek istnienie Boga, ta osoba musi uznać
obecność skarbu sumienia na podwórzu swojej duszy.
Jednak
niemal każdy uzna tę przesłankę. Często będzie ją inaczej tłumaczyć,
inaczej interpretować, upierać się, że nie ma nic wspólnego z
Bogiem. Ale jest to właśnie to, co dowód próbuje
pokazać: że jeśli tylko uznasz przesłankę o autorytecie sumienia, to
musisz uznać wniosek o istnieniu Boga. Jak do tego dojść?
Niemal
każdy uzna nie tylko istnienie sumienia, ale także jego autorytet. W
epoce buntu przeciwko niemal każdemu autorytetowi i wątpieniu o
niemal każdym autorytecie, w epoce, w której samo słowo
autorytet zmieniło się ze słowa wyrażającego respekt w słowo
wyrażające pogardę, pozostaje jeden autorytet: indywidualne sumienie.
Niemal nikt nie powie, że powinno się grzeszyć przeciwko własnemu
sumieniu, być nieposłusznym wobec własnego sumienia. Bądź
nieposłuszny Kościołowi, państwu, rodzicom, osobom mającym autorytet,
ale nie bądź nieposłuszny swojemu sumieniu. Stąd ludzie zazwyczaj
uznają, chociaż zazwyczaj nie ubierają tego w te słowa, absolutny
autorytet i wiążące zobowiązanie sumienia.
Tacy
ludzie są zazwyczaj zdumieni i zadowoleni, kiedy odkryją, że św.
Tomasz z Akwinu, i to właśnie on, zgadza się z nimi do tego stopnia,
że mówi, iż kiedy katolik zacznie wierzyć, że Kościół
się myli w jakiejś zasadniczej, oficjalnie zdefiniowanej nauce, to
będzie grzechem śmiertelnym przeciwko sumieniu, grzechem hipokryzji,
jeśli pozostanie w Kościele i dalej będzie nazywał siebie katolikiem;
ale będzie to tylko grzechem lekkim przeciwko wiedzy, jeśli opuści
Kościół przez uczciwy, ale tylko częściowo zawiniony błąd.
A
więc jedna z dwóch przesłanek dowodu została ustalona:
sumienie jest dla mnie absolutnym autorytetem. Drugą
przesłanką jest to, że jedynym możliwym źródłem absolutnego
autorytetu jest absolutnie doskonała wola, Istota Boska. Wniosek
jest taki, że taka istota istnieje.
Jak
ktoś mógłby się nie zgodzić z drugą przesłanką?
Znajdując inną podstawę dla sumienia niż Bóg. Są cztery takie
możliwości:
coś
abstrakcyjnego i bezosobowego, jak idea;
coś
konkretnego, ale mniej ludzkiego, coś na poziomie instynktu
zwierzęcego;
coś na
poziomie ludzkim, ale nie boskie;
coś
wyższego niż poziom ludzki, ale jeszcze nie boskie.
Innymi
słowy, weźmiemy pod uwagę wszystkie możliwości, przyglądając się
temu, co abstrakcyjne, konkretne-poniżej-ludzkie, konkretne-ludzkie i
konkretne-ponad-ludzkie.
Pierwsza
możliwość oznacza, że podstawą sumienia jest prawo bez prawodawcy.
Jesteśmy całkowicie zobowiązani wobec abstrakcyjnego ideału, wzoru
zachowania. Nasuwa się wobec tego pytanie: gdzie ten wzór
istnieje? Jeśli nie istnieje nigdzie, to jak rzeczywista osoba może
podlegać autorytetowi czegoś nierzeczywistego? Jak to możliwe, by
większe było podmiotem mniejszego? Jeśli
jednak ten wzór albo idea istnieje w umysłach ludzi, to jaki
oni mają wobec tego autorytet, by narzucać tę swoją idę mnie? Jeśli
ta idea jest tylko ideą, to nie ma osobistej woli stojącej za nią;
jeśli jest to tylko czyjaś idea, to ma ona tylko tego kogoś za sobą.
W żadnym z tych przypadków nie mamy wystarczającej podstawy
dla absolutnego, niezawodnego, nie podlegającego wyjątkom autorytetu.
Ale już przyznaliśmy, że to sumienie ma autorytet, że nikt nie
powinien nigdy być nieposłuszny wobec swojego sumienia.
Druga
możliwość oznacza, że odnajdujemy sumienie w instynkcie biologicznym.
Miłować się trzeba lub zginąć pisze poeta W.H.
Auden. Podświadomie wiemy o tym powie wierzący w tę drugą
możliwość tak jak zwierzęta podświadomie wiedzą, że jeśli nie
będą się zachowywać w pewien określony sposób, to gatunek nie
przetrwa. To dlatego zwierzęce matki poświęcają się dla swoich dzieci
i jest to wystarczające wytłumaczenie także dla ludzkiego altruizmu.
Jest to instynkt stadny.
Kłopot
z tym wytłumaczeniem polega na tym, że podobnie jak pierwsze, nie
wyjaśnia ono absolutności autorytetu sumienia. Wierzymy, że
powinniśmy być nieposłuszni instynktowi jakiemukolwiek
instynktowi w pewnych sytuacjach. Ale nie wierzymy w to, że
powinniśmy być nieposłuszni naszemu sumieniu. Powinno się zazwyczaj
być posłusznym instynktowi matczynej miłości, ale nie oznacza to
powstrzymywania syna przed ryzykowaniem życia, by ocalić kraj w
sprawiedliwej i koniecznej wojnie obronnej albo gdy oznacza to
niesprawiedliwość i brak miłosierdzia wobec synów innych
matek. Nie istnieje żaden instynkt, któremu zawsze powinno się
być posłusznym. Instynkty są jak klawisze fortepianu (obraz pochodzi
od C.S. Lewisa); prawo moralne jest jak partytura. Różne nuty
są dobre w różnym czasie.
Ponadto
instynkty nie tylko nie tłumaczą tego, co powinniśmy robić, ale także
tego, co rzeczywiście robimy. Nie zawsze idziemy za instynktami.
Czasami idziemy za słabszym instynktem, kiedy spieszymy z pomocą
ofierze, nawet gdy boimy się o własne bezpieczeństwo. Instynkt stadny
jest tutaj słabszy niż instynkt samozachowawczy, ale nasze sumienie,
jak partytura, mówi nam, by grać tutaj słabą nutę zamiast
mocnej.
Uczciwa
introspekcja wyjawi każdemu, że sumienie nie jest instynktem. Kiedy
budzik budzi cię wcześnie rano i uświadamiasz sobie, że obiecałeś
pomóc swojemu przyjacielowi tego ranka, twoje instynkty ciągną
cię z powrotem do łóżka, ale coś zupełnie innego od twoich
instynktów mówi ci, że powinieneś wstać. Nawet jeśli
czujesz dwa instynkty, które cię ciągną w dwie strony (np.
jesteś zarówno głodny, jak i zmęczony), to konflikt pomiędzy
tymi dwoma instynktami jest całkiem odmienny i można odczuć oraz
poznać, że jest całkiem odmienny od konfliktu pomiędzy sumieniem a
jednym z tych instynktów lub z oboma. Całkiem po prostu,
sumienie mówi ci, że powinieneś coś uczynić lub nie, kiedy
instynkty po prostu powodują tobą, byś coś uczynił lub nie. Instynkty
sprawiają, że coś jest dla twoich upodobań atrakcyjne lub
odpychające, ale sumienie sprawia, że coś jest dla twojego wyboru
obowiązkowe, obojętnie, jak reagują na to twoje upodobania. Ludzie w
większości uznają te oczywiste introspektywne dane, jeśli są uczciwi.
Jeśli próbują się wywinąć z tego dowodu w tym momencie, to
zostaw ich samych z tą kwestią, a jeśli są uczciwi, to staną twarzą w
twarz z danymi, kiedy będą sami.
Trzecia
możliwość jest taka, że to inne istoty ludzkie (albo społeczeństwo)
są źródłem autorytetu sumienia. Jest to najpopularniejszy
pogląd, ale jest on także najsłabszy ze wszystkich czterech
możliwości. Gdyż społeczeństwo nie oznacza czegoś ponad innymi
ludźmi, czegoś takiego jak Bóg, chociaż wielu ludzi traktuje
społeczeństwo właśnie jak Boga, nawet w trakcie mówienia,
zniżając głos niemal do szeptu, kiedy to święte imię jest wspominane.
Społeczeństwo to po prostu inni ludzie, tacy jak ja. Jaką władzę mają
nade mną? Czy zawsze mają rację? Czy nigdy nie wolno mi być
nieposłusznym wobec nich? Co to za ślepy konserwatyzm wobec zastanego
stanu rzeczy? Czy Niemiec powinien był być posłuszny społeczeństwu w
epoce nazizmu? Twierdzenie, że społeczeństwo jest źródłem
sumienia, oznacza twierdzenie, że kiedy zamiast jednego więźnia mamy
tysiąc więźniów, to oni stają się sędzią. Oznacza to
stwierdzenie, że zwykła ilość daje absolutny autorytet; że to, co
osoba indywidualna ma w swojej duszy, jest niczym, a nie żadnym
sumieniem mającym autorytet; ale to, co społeczeństwo (tj. wiele osób
indywidualnych) ma jest. Jest to po prostu logicznie
niemożliwe, jak istnienie myślących kamieni, które mogą
myśleć, jeśli tylko jest ich wystarczająco dużo. (Niektórzy
orędownicy sztucznej inteligencji, swoją drogą, wierzą właśnie w taki
rodzaj logicznego błędu: że elektrony, układy scalone i kawałki
metalu mogą myśleć, jeśli tylko jest ich wystarczająco dużo w
prawidłowej konfiguracji geometrycznej).
Czwarta
możliwość utrzymuje, że źródłem autorytetu sumienia jest coś
nade mną, ale nie jest to Bóg. Co to mogłoby być? Ani
społeczeństwo, ani instynkty nie są nade mną. Ideał? Jest to pierwsza
możliwość, jaką omówiliśmy. Wygląda na to, że po prostu nie ma
tutaj żadnych kandydatów.
A
to pozostawia nas z Bogiem. Nie jakimś rodzajem Boga, ale moralnym
Bogiem Biblii, przynajmniej Bogiem judaizmu. Pośród wszystkich
starożytnych ludów Żydzi byli jedynymi, którzy
utożsamiali swojego Boga ze źródłem obowiązku moralnego.
Bogowie pogańscy domagali się rytualnego oddawania czci, wzbudzali
strach, wymyślali wszechświat czy rządzili wydarzeniami w ludzkim
życiu, ale żaden z nich nigdy nie dał Dziesięciu Przykazań ani nie
powiedział: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty. Ja, Pan,
Bóg wasz!. Żydzi widzieli że źródło natury i
sumienia jest jedno, a chrześcijanie (i muzułmanie) ten pogląd po
nich odziedziczyli. Twierdzenie Żydów, że są narodem wybranym
przez Boga, interpretuje ten pogląd w najskromniejszy z możliwych
sposobów: jako Boże Objawienie, a nie pochodzący z ludzkiej
inteligencji. Ale kiedy już został objawiony, pogląd ten można
postrzegać jako całkowicie logiczny.
By
podsumować ten dowód najprościej i najbardziej zasadniczo:
sumienie ma absolutny, bezwzględny, wiążący autorytet moralny nad
nami, wymagający bezwarunkowego posłuszeństwa. Ale tylko doskonale
dobra, sprawiedliwa Boska wola będzie ten autorytet posiadać i będzie
posiadać prawo do absolutnego, bezwyjątkowego posłuszeństwa. Wobec
tego sumienie jest głosem woli Bożej.
Oczywiście
nie zawsze słyszymy ten głos właściwie. Nasze sumienie może się
mylić. To dlatego pierwszym obowiązkiem, jaki mamy w sumieniu, jest
formowanie naszego sumienia poprzez szukanie prawdy, szczególnie
prawdy o tym, co Bóg objawił nam jako przejrzyste mapy moralne
(Pismo Święte i Kościół). Jeśli tak, to kiedykolwiek nasze
sumienie wydaje się mówić nam, byśmy byli nieposłuszni tym
mapom, to nie działa prawidłowo i możemy to poznać dzięki samemu
sumieniu, jeśli tylko pamiętamy, że sumienie jest czymś więcej niż
tylko chwilowym uczuciem. Jeśli nasze bezpośrednie uczucia byłyby
głosem Boga, musielibyśmy być politeistami albo inaczej Bóg
musiałby być schizofrenikiem.
tłum. Jan J. Franczak
Fragment książki Fundamentals of the Faith (Podstawy wiary) wydanej przez Ignatius Press Napisz komentarz (0 Komentarze) |