Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow PRZECIW ZAGŁADZIE POLAKÓW - SŁOWO WŚRÓD NAS 7/2005 arrow BÓG PRZYSŁAŁ MI JĄ, KIEDY BYŁAM W POTRZEBIE

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
BÓG PRZYSŁAŁ MI JĄ, KIEDY BYŁAM W POTRZEBIE PDF Drukuj E-mail
PRZECIW ZAGŁADZIE POLAKÓW - SŁOWO WŚRÓD NAS 7/2005
Napisał PAT YONGUE   

Kiedy zadzwonił dzwonek, pospieszyłam do drzwi. Oczekiwałam księdza, który miał udzielić mi sakramentu chorych i Komunii świętej. Tym razem towarzyszyła mu jakaś obca kobieta. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, po co ksiądz ją tu przyprowadził. Wyglądała dosyć sympatycznie. Z promiennym uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę, przedstawiając się jako Maria Lovett. Po chwili siedziała już na kanapie i nachylona ku mnie pytała o moje zdrowie i samopoczucie. Jej ciepło, autentyczna troska, a nawet język gestów, uświadomiły mi obecność w niej Ducha Świętego.

„Zadzwoń do mnie”

Było to dla mnie cenne odkrycie, ponieważ tego letniego dnia 2003 roku nie czułam się dobrze. Jestem kobietą po pięćdziesiątce, która od dzieciństwa boryka się z genetycznym zaburzeniem układu odpornościowego. Moja choroba wprawiała w zadziwienie wielu lekarzy i klinicystów z renomowanych ośrodków. Czy było to stwardnienie rozsiane? Choroba Crohna? Białaczka? Nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Pewnego razu sklasyfikowano mnie nawet jako „przypadek psychiatryczny”. Kiedy wreszcie zdołano ustalić diagnozę, nie brzmiała ona zachęcająco – moja choroba była nieuleczalna, a badania naukowe wskazywały, że cierpiące na nią kobiety zwykle nie dożywają pięćdziesiątki. W 1999 roku choroba zaatakowała kręgosłup, rozpoczynając systematyczne pogarszanie się stanu zdrowia, czemu medycyna na obecnym etapie rozwoju nie jest w stanie zapobiec.

Kiedy ks. Rafael rozpoczął modlitwę, Maria delikatnie ujęła mnie za rękę i pogłaskała po ramieniu. Ogarnęło mnie niewiarygodne poczucie miłości i akceptacji tej obcej przecież dla mnie kobiety! Doświadczyłam czegoś takiego po raz pierwszy w życiu. Przed odejściem Maria dała mi swój numer telefonu na wypadek, gdybym potrzebowała jakiejś pomocy. „Zadzwoń do mnie – powiedziała z uśmiechem – w końcu to moja służba w Kościele.” Byłam pewna, że nie są to puste słowa.

Pomoc w potrzebie

Maria i jej mąż Gordan sprowadzili się do naszej dzielnicy zaledwie trzy lata temu. Przyjechali tu po tragicznej śmierci wnuka, by służyć pomocą i wsparciem jego rodzicom. Dwoje z ich ośmiorga dzieci mieszkało w pobliżu, inni w odległości niespełna godziny drogi samochodem. Mając trzydzieścioro siedmioro wnucząt i prawnucząt, nie mówiąc już o znajomych, zaangażowaniu w życie parafii i innych zainteresowaniach, to starsze małżeństwo nie mogło narzekać na nudę. Pomimo to Maria wciąż zastanawiała się, czy robi wszystko, do czego powołuje ją Bóg. Wtedy właśnie Bóg wprowadził ją w moje życie – jak wierzę, dzięki interwencji Ducha Świętego i Matki Bożej.

Maria była szczególnym darem Boga, który pojawił się w moim życiu dokładnie wtedy, kiedy zaczęły się mnożyć moje kłopoty. Zachorowała moja matka, która dotąd zawsze woziła mnie do lekarza, robiła pranie, zakupy, itp. Nie miałam pojęcia, jak sobie bez niej poradzę. Wtedy właśnie pojawiła się Maria.

Ponieważ musiałam się udać do przychodni, zdecydowałam się poprosić ją o pomoc. Zgodziła się bardzo chętnie i sama byłam zdziwiona, że zupełnie nie czułam się tym skrępowana. Ten pierwszy wspólny wyjazd pociągnął za sobą następne. Zmieniałam właśnie lekarza, co wiązało się z koniecznością ponownego wykonania wielu badań. Maria wiernie pomagała mi we wszystkim. Ufając jej coraz bardziej, poprosiłam, żeby była przy mnie podczas wszystkich wizyt lekarskich i wkrótce stała się ona moim rzecznikiem i moją pamięcią. Jednak wizyty u lekarza były zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.

Maria i jej „służba w Kościele”

Maria stała się dla mnie wspaniałą przyjaciółką – doskonałym połączeniem rówieśnicy, siostry, matki, przewodnika duchowego, wychowawcy i pomocnego ramienia. Zabiera mnie na Mszę świętą, dzieli się fragmentami Pisma świętego. To dzięki niej zaczęłam czytać Słowo wśród nas. Za każdym razem, kiedy po nie sięgam, doświadczam tego, jak Maria pełni służbę w Kościele – umacniając i rozwijając moją wiarę.

Maria pomogła mi również w nawiązaniu głębszej relacji z Matką Bożą. Nauczyłam się uciekać do Niej po pomoc we wszystkich problemach „macierzyńskich”, dotyczących dwóch moich własnych córek i ich maleńkich synków. Przynosi mi to wielki pokój i pociechę. Dzięki Marii potrafiłam również zrozumieć i załagodzić wiele dawnych zadrażnień z członkami mojej rodziny.

Kiedy jestem zbyt słaba, by się podnieść, Maria siada na brzegu mego łóżka i trzyma mnie za rękę. Jej troska pomaga mi zapomnieć o chorobie i wkrótce zaczynam się śmiać. Maria nie koncentruje się na mojej chorobie, ale na tym, kim jestem naprawdę i co wciąż mam do zaoferowania. To dzięki niej zaczęłam inaczej mówić o swoim stanie. Nie mówię już – ani nie myślę – że moja choroba jest „śmiertelna”, ale „nieodwracalna” i „jak na razie nieuleczalna”. Taka postawa pomogła mi złożyć moją śmierć w ręce Boga i przeżywać każdy kolejny dzień w poczuciu sensu i pokoju.

Dar rodziny

Ze wszystkich łask, jakie wniosła w moje życie Maria, najwspanialszą jest dar wielkiej, kochającej się rodziny. Szybko zostałam zaadoptowana przez cały klan Lovettów. Brałam udział w wielu spotkaniach rodzinnych, przesyconych śmiechem dzieci i bezwarunkową miłością. Jednym z moich najmilszych wspomnień jest przyjęcie urodzinowe nad jeziorem. Kilku silnych młodzieńców przetransportowało mnie wraz z moim nieodłącznym wózkiem na przystań i pomogło wsiąść do łódki razem z kilkoma wnuczętami Marii. Następnie jej najmłodszy syn usiadł za ster i popłynęliśmy po falach – szczęśliwi jak w raju. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam się tak swobodna i wolna!

Wysławiam Trójcę Świętą za dar, którym jest dla mnie Maria, a szczególnie za to, że dzięki niej zrozumiałam, jak wiele radości i pokoju możemy wnosić nawzajem w swoje życie, kiedy ufamy Bogu i podążamy za natchnieniami Ducha Świętego.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl