Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow Słowo wśród nas arrow PRZECIW ZAGŁADZIE POLAKÓW - SŁOWO WŚRÓD NAS 7/2005 arrow BOHATEROWIE BIBLIJNI - ABRAHAM CZ. II

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
BOHATEROWIE BIBLIJNI - ABRAHAM CZ. II PDF Drukuj E-mail
PRZECIW ZAGŁADZIE POLAKÓW - SŁOWO WŚRÓD NAS 7/2005
Napisał MIRA MAJDAN   

Od znajomości do przyjaźni

Po przybyciu do Kanaanu Abram przemierza ofiarowaną mu przez Boga ziemię w oczekiwaniu błogosławieństw, które są mu przyrzeczone. Potomstwo, błogosławieństwo, obrona przed wrogami. Przyszłość wręcz wymarzona. A wszystko dlatego, że zdecydował się odpowiedzieć na skierowane do niego wezwanie.

Bóg mocniejszy niż faraon

Tymczasem jednak Bóg jakby cofnął na jakiś czas swoją rękę, pozostawiając Abrama jego własnej, ludzkiej przemyślności. I tak gdy Abram wędruje po Kanaanie wraz z rodziną, sługami i trzodą, krainę tę zaczyna trapić ciężki głód. Trzeba ratować siebie i swoich, toteż Abram postanawia udać się do Egiptu. I tu właśnie wydarza się historia, która kłóci się z naszym współczesnym poczuciem moralności i każe dostrzec pewną rysę w charakterze nieskazitel­nego dotąd Abrama. Otóż Saraj, radość i pociecha Abrama, jest piękną kobietą, a Egipcjanie z pewnością potrafią to docenić. A jeśli, jak to już nieraz bywało, zechcą zabić małżonka, aby otworzyć sobie drogę do żony? On, Abram, jest tu przecież obcy i nie znajdzie się nikt, kto by się za nim ujął – komu zależy na jego życiu?

Od czegóż jednak ludzki rozum – i oto Abram bez trudu wpada na pomysł: „Mów więc, że jesteś moją siostrą – powiada do Saraj – aby mi się dobrze wiodło ze względu na ciebie i abym dzięki tobie utrzymał się przy życiu” (Rdz 12,13). Nie trzeba długo czekać, by przekonać się, że jego obawy nie były płonne. Sława urody Saraj dociera wkrótce do dostojników egipskich, a przez nich do samego faraona. Wkrótce piękna Saraj trafia na jego dwór, a jej rzekomy brat otrzymuje za nią wysokie wynagrodzenie, które autor Księgi Rodzaju wylicza z wielkim pietyzmem, jakby w uznaniu dla Abramowego sprytu: „Otrzymał bowiem owce i woły, niewolników i niewolnice oraz oślice i wielbłądy” (Rdz 12,16). Tak, Abram jest potomkiem grzesznego Adama i dzieckiem swoich czasów, co jednak nie przeszkadza Bogu w okazywaniu mu swoich względów. Bo dla Boga ważne są nie tyle nasze chwilowe upadki, ile to, jak daleko damy Mu się poprowadzić.

Nie mogąc patrzeć na krzywdę Saraj, Bóg dotyka faraona i jego otoczenie takimi karami, że władca zaczyna podejrzewać, iż w czymś uchybił bogom. Jak w olśnieniu przychodzi mu myśl – a jeśli to ta nowa kobieta? Czyżby należała do kogoś? Czyżby upominało się o nią któreś z bóstw? A może ten cudzoziemiec nie jest, jak utrzymuje, jej bratem, ale jej małżonkiem? I kiedy zawezwany Abram potwierdza podejrzenie faraona, ten zamiast ukarać go za kłamstwo, oddaje mu żonę i nakazuje dworzanom, by bezpiecznie odprowadzili go do granicy wraz z całym dobytkiem. Strach zadzierać z człowiekiem, którego chroni tak potężny Bóg, mocen zagrozić samemu domowi faraona!

Opieka i błogosławieństwo

Abram powraca więc do Negebu, a stamtąd w okolice Betel, gdzie kiedyś zbudował ołtarz przemawiającemu do niego Bogu. Wraca „bardzo zasobny w trzody, srebro i złoto” (Rdz 13,2), ale też i w uzyskane doświadczenie. Bóg rzeczywiście go strzeże, i to jeszcze lepiej, niż mogliby to uczynić najbardziej wpływowi przyjaciele.

I od razu nadarza się ku temu okazja. Oto pasterze trzód Abrama sprzeczają się z pasterzami trzód Lota o pastwiska dla swego bydła. Ziemia Kanaan nie jest w stanie wyżywić tak wielkich stad, a Abram nie chce sporów w rodzinie. Najprościej będzie rozstać się z Lotem. Abram jednak, ufny w Bożą opiekę, wspaniałomyślnie pozostawia wybór miejsca bratankowi: „Jeżeli pójdziesz w lewo, ja pójdę w prawo, a jeżeli ty pójdziesz w prawo, ja – w lewo” (Rdz 13,9). Lot, któremu nie brakuje sprytu, wybiera urodzajną dolinę Jordanu i wyrusza na wschód, nieopatrznie rozbijając swoje namioty aż po Sodomę, której zło woła już o pomstę do nieba. Abram zaś pozostaje w ziemi Kanaan, która, jak widać, rzeczywiście jest mu już pisana. Tam kolejny raz objawia mu się Bóg, potwierdzając, że ziemia ta ma należeć do niego, do Abrama i do jego przyszłego potomstwa: „Jeśli kto może policzyć ziarnka pyłu ziemi, policzone też będzie twoje potomstwo. Wstań i przejdź ten kraj wzdłuż i wszerz: tobie go oddaję” (Rdz 13,16b-17). I Abram znów buduje ołtarz na cześć Tego, który kieruje jego życiem i pragnie jego dobra.

Błogosławieństwo Melchizedeka

Tracąc z oczu Lota, Abram nie zapomina jednak o swojej krwi. Kiedy Kedorlaomer, król Elamu, zmusiwszy władców Sodomy i Gomory do sromotnej ucieczki w dolinie Siddim, uprowadza mieszkańców Sodomy wraz z ich mieniem i zapasami, wśród jeńców znajduje się także Lot. I oto Abram, który zadomowił się już i zyskał sprzymierzeńców w ziemi Kanaan, bierze ze sobą trzystu osiemnastu ludzi i wyrusza na pomoc swemu bratankowi. Przedziwnym zrządzeniem losu ludzie Abrama odnoszą zwycięstwo nad wojskami Kedorlaomera i jego sojuszników, którym nie mogły sprostać sprzymierzone wojska czterech królów, uwalniają Lota wraz z rodziną i odzyskują zagrabione mienie.

Kiedy zaś król Sodomy wychodzi z szacunkiem na powitanie wybawcy, towarzyszy mu Melchizedek, król Szalemu i kapłan Boga Najwyższego. On to błogosławi Abrama w imieniu Stwórcy nieba i ziemi – Boga, którego Abram tak dobrze zna, który dotąd przemawiał do niego w samotnych widzeniach, a teraz czyni to wobec świadków przez usta człowieka. Tym razem Abram nie buduje ołtarza, ale ofiarowuje dziesiątą część zdobyczy człowiekowi, przez którego błogosławi mu Bóg. A powodowany wspaniałomyślnością, zrzeka się swojej części łupu na korzyść króla Sodomy. Nie ty wzbogaciłeś Abrama – mówi – i nie ty będziesz się tym chełpił. Weź odzyskane mienie i odejdź, obdarz jedynie mych towarzyszy.

W dialogu z Bogiem

A gdy po tych wszystkich wydarzeniach kolejny raz objawia mu się Pan, mówiąc: „Nie obawiaj się, Abramie… nagroda twoja będzie sowita” (Rdz 15,1), Biblia po raz pierwszy odnotowuje odpowiedź Abrama i jest to odpowiedź śmiała – już nie jak sługi, ale jak kogoś bliskiego, kto szczerze rozmawia z drugim i bez ogródek przedstawia mu swoje wątpliwości.

„O Panie, mój Boże – woła Abram – na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka.” I nie bez goryczy dodaje: „Ponieważ nie dałeś mi potomka… zrodzony u mnie sługa mój zostanie moim spadkobiercą” (Rdz 15,2.3). A w odpowiedzi słyszy słowa: „Nie on będzie twoim spadkobiercą, lecz ten po tobie dziedziczyć będzie, który od ciebie będzie pochodził… Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić… Tak liczne będzie twoje potomstwo” (Rdz 15,4-5).

I Abram, słysząc te słowa, jeszcze raz, pomimo podeszłego wieku, pomimo starości Sary, uwierzył w to, co po ludzku niemożliwe. A był to zarazem największy akt rozsądku. Bo przecież nie zawierzył obcemu, ale Temu, do którego zwracał się „mój Boże” (Rdz 15,2), który spełnił pragnienia jego serca, doprowadzając go bezpiecznie do Kanaanu, ujął się za jego małżonką na dworze faraona, dał mu zwycięstwo nad królem Kedorlaomerem i pobłogosławił przez usta swego kapłana. Serce Abrama czuje, że jest tak, jak niegdyś w Charanie, kiedy najlogiczniejszym wyjściem było wyjście po ludzku nielogiczne. I teraz jedynie słuszną możliwością jest uwierzyć wbrew rzeczywistości twardych faktów, iż ten Bóg nie może skłamać, i stanie się tak, jak obiecuje. Patrząc w niebo rozciągające się nad swymi namiotami, Abram nabiera coraz większej pewności, że stanie się ojcem wielkiego ludu.

Przymierze we krwi zwierząt

Tak więc „Abram uwierzył, a Pan poczytał mu to za zasługę” (Rdz 15,6), nazywając go już na wieki swoim przyjacielem (por. Iz 41,8), gdyż tylko przyjaciel jest zdolny do takiego aktu wiary. I przyjaciele prowadzą dalej jedyny w swoim rodzaju dialog, któremu podobnego nie znajdziemy w przekazach innych religii.

„Ja jestem Pan – mówi Bóg – który ciebie wywiodłem z Ur chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność” (Rdz 15,7). Ale Abram, który naprawdę uwierzył, że potomstwo jest realną rzeczywistością, pragnie możliwie jak najlepiej zabezpieczyć jego przyszłość. Pyta więc szczerze: „O Panie, mój Boże, jak będę mógł się upewnić, że otrzymam go na własność?” (Rdz 15,8). A Bóg, uznając racje ojca zatroskanego o byt swojej rodziny, poleca Abramowi przygotować rytuał zawarcia przymierza, kiedy to zgodnie z obyczajem obie strony przechodzą pomiędzy połówkami zabitych zwierząt. Do samego wieczora Abram wytrwale odpędza drapieżne ptactwo od przygotowanych ofiar, czekając ufnie na przybycie Pana. Dziwne to oczekiwanie – bo jak tu wierzyć, że Stworzyciel zechce zniżyć się do rytuału swoich stworzeń? Jak On, nieogarniony, ma zmieścić się pomiędzy połówkami zwierząt? A może Abram znów czeka na próżno, tak jak czekał dotąd na upragnionego syna? A może dał się jedynie zwieść tęsknotom własnego serca?

Kiedy zachodzi słońce, Abram zapada w sen i opanowuje go wielki lęk, jak w obliczu czegoś absolutnie niezrozumiałego. A w ten ludzki lęk i niepokój wchodzi Pan ze swoim słowem, odkrywając przed nim w sposób jasny i zrozumiały tajemnice przyszłości jego narodu (por. Rdz 15,13-16). Wśród nieprzeniknionej nocy Abram widzi wyraźnie dym i ogień, które niby gorejąca pochodnia przesuwają się pomiędzy połówkami zwierząt. I mówi Pan, że da jego potomstwu ziemię, określa jej granice i zobowiązuje się dotrzymać słowa – według rytu plemienia pasterzy.

Biblia nie podaje, aby i Abram przeszedł między połówkami zwierząt. Wolno nam więc myśleć, że w oczach Boga ufność i wiara Abrama, jest wartością, która nie wymaga już żadnych dodatkowych zobowiązań. Gdyż tylko ufności – czy może aż ufności – żąda Bóg od Abrama. A jest to wymaganie wielkie. Bo wbrew Bożej obietnicy łono Sary jest dalej zamknięte i upragniony syn wciąż pozostaje w sferze marzeń.

Łatwiej jednak czekać na spełnienie obietnicy, gdy zna się Tego, kto ją złożył. A Abram Go zna. Przez lata trwania przy Nim w codziennym życiu przekonał się, z kim ma do czynienia. Choć niepojęty i nieprzewidywalny, potrafi być bliski jak przyjaciel.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl