Od
znajomości do przyjaźni
Po
przybyciu do Kanaanu Abram przemierza ofiarowaną mu przez Boga ziemię
w oczekiwaniu błogosławieństw, które są mu przyrzeczone.
Potomstwo, błogosławieństwo, obrona przed wrogami. Przyszłość wręcz
wymarzona. A wszystko dlatego, że zdecydował się odpowiedzieć na
skierowane do niego wezwanie. Bóg
mocniejszy niż faraon
Tymczasem
jednak Bóg jakby cofnął na jakiś czas swoją rękę,
pozostawiając Abrama jego własnej, ludzkiej przemyślności. I tak gdy
Abram wędruje po Kanaanie wraz z rodziną, sługami i trzodą, krainę tę
zaczyna trapić ciężki głód. Trzeba ratować siebie i swoich,
toteż Abram postanawia udać się do Egiptu. I tu właśnie wydarza się
historia, która kłóci się z naszym współczesnym
poczuciem moralności i każe dostrzec pewną rysę w charakterze
nieskazitelnego dotąd Abrama. Otóż Saraj, radość i
pociecha Abrama, jest piękną kobietą, a Egipcjanie z pewnością
potrafią to docenić. A jeśli, jak to już nieraz bywało, zechcą zabić
małżonka, aby otworzyć sobie drogę do żony? On, Abram, jest tu
przecież obcy i nie znajdzie się nikt, kto by się za nim ujął
komu zależy na jego życiu?
Od
czegóż jednak ludzki rozum i oto Abram bez trudu wpada
na pomysł: Mów więc, że jesteś moją siostrą
powiada do Saraj aby mi się dobrze wiodło ze względu na
ciebie i abym dzięki tobie utrzymał się przy życiu (Rdz
12,13). Nie trzeba długo czekać, by przekonać się, że jego obawy nie
były płonne. Sława urody Saraj dociera wkrótce do dostojników
egipskich, a przez nich do samego faraona. Wkrótce piękna
Saraj trafia na jego dwór, a jej rzekomy brat otrzymuje za nią
wysokie wynagrodzenie, które autor Księgi Rodzaju wylicza z
wielkim pietyzmem, jakby w uznaniu dla Abramowego sprytu: Otrzymał
bowiem owce i woły, niewolników i niewolnice oraz oślice i
wielbłądy (Rdz 12,16). Tak, Abram jest potomkiem grzesznego
Adama i dzieckiem swoich czasów, co jednak nie przeszkadza
Bogu w okazywaniu mu swoich względów. Bo dla Boga ważne są nie
tyle nasze chwilowe upadki, ile to, jak daleko damy Mu się
poprowadzić.
Nie
mogąc patrzeć na krzywdę Saraj, Bóg dotyka faraona i jego
otoczenie takimi karami, że władca zaczyna podejrzewać, iż w czymś
uchybił bogom. Jak w olśnieniu przychodzi mu myśl a jeśli to
ta nowa kobieta? Czyżby należała do kogoś? Czyżby upominało się o nią
któreś z bóstw? A może ten cudzoziemiec nie jest, jak
utrzymuje, jej bratem, ale jej małżonkiem? I kiedy zawezwany Abram
potwierdza podejrzenie faraona, ten zamiast ukarać go za kłamstwo,
oddaje mu żonę i nakazuje dworzanom, by bezpiecznie odprowadzili go
do granicy wraz z całym dobytkiem. Strach zadzierać z człowiekiem,
którego chroni tak potężny Bóg, mocen zagrozić samemu
domowi faraona!
Opieka
i błogosławieństwo
Abram
powraca więc do Negebu, a stamtąd w okolice Betel, gdzie kiedyś
zbudował ołtarz przemawiającemu do niego Bogu. Wraca bardzo
zasobny w trzody, srebro i złoto (Rdz 13,2), ale też i w
uzyskane doświadczenie. Bóg rzeczywiście go strzeże, i to
jeszcze lepiej, niż mogliby to uczynić najbardziej wpływowi
przyjaciele.
I
od razu nadarza się ku temu okazja. Oto pasterze trzód Abrama
sprzeczają się z pasterzami trzód Lota o pastwiska dla swego
bydła. Ziemia Kanaan nie jest w stanie wyżywić tak wielkich stad, a
Abram nie chce sporów w rodzinie. Najprościej będzie rozstać
się z Lotem. Abram jednak, ufny w Bożą opiekę, wspaniałomyślnie
pozostawia wybór miejsca bratankowi: Jeżeli pójdziesz
w lewo, ja pójdę w prawo, a jeżeli ty pójdziesz w
prawo, ja w lewo (Rdz 13,9). Lot, któremu nie
brakuje sprytu, wybiera urodzajną dolinę Jordanu i wyrusza na wschód,
nieopatrznie rozbijając swoje namioty aż po Sodomę, której zło
woła już o pomstę do nieba. Abram zaś pozostaje w ziemi Kanaan,
która, jak widać, rzeczywiście jest mu już pisana. Tam kolejny
raz objawia mu się Bóg, potwierdzając, że ziemia ta ma należeć
do niego, do Abrama i do jego przyszłego potomstwa: Jeśli kto
może policzyć ziarnka pyłu ziemi, policzone też będzie twoje
potomstwo. Wstań i przejdź ten kraj wzdłuż i wszerz: tobie go oddaję
(Rdz 13,16b-17). I Abram znów buduje ołtarz na cześć Tego,
który kieruje jego życiem i pragnie jego dobra.
Błogosławieństwo
Melchizedeka
Tracąc
z oczu Lota, Abram nie zapomina jednak o swojej krwi. Kiedy
Kedorlaomer, król Elamu, zmusiwszy władców Sodomy i
Gomory do sromotnej ucieczki w dolinie Siddim, uprowadza mieszkańców
Sodomy wraz z ich mieniem i zapasami, wśród jeńców
znajduje się także Lot. I oto Abram, który zadomowił się już i
zyskał sprzymierzeńców w ziemi Kanaan, bierze ze sobą trzystu
osiemnastu ludzi i wyrusza na pomoc swemu bratankowi. Przedziwnym
zrządzeniem losu ludzie Abrama odnoszą zwycięstwo nad wojskami
Kedorlaomera i jego sojuszników, którym nie mogły
sprostać sprzymierzone wojska czterech królów,
uwalniają Lota wraz z rodziną i odzyskują zagrabione mienie.
Kiedy
zaś król Sodomy wychodzi z szacunkiem na powitanie wybawcy,
towarzyszy mu Melchizedek, król Szalemu i kapłan Boga
Najwyższego. On to błogosławi Abrama w imieniu Stwórcy nieba i
ziemi Boga, którego Abram tak dobrze zna, który
dotąd przemawiał do niego w samotnych widzeniach, a teraz czyni to
wobec świadków przez usta człowieka. Tym razem Abram nie
buduje ołtarza, ale ofiarowuje dziesiątą część zdobyczy człowiekowi,
przez którego błogosławi mu Bóg. A powodowany
wspaniałomyślnością, zrzeka się swojej części łupu na korzyść króla
Sodomy. Nie ty wzbogaciłeś Abrama mówi i nie
ty będziesz się tym chełpił. Weź odzyskane mienie i odejdź, obdarz
jedynie mych towarzyszy.
W
dialogu z Bogiem
A
gdy po tych wszystkich wydarzeniach kolejny raz objawia mu się Pan,
mówiąc: Nie obawiaj się, Abramie
nagroda twoja
będzie sowita (Rdz 15,1), Biblia po raz pierwszy odnotowuje
odpowiedź Abrama i jest to odpowiedź śmiała już nie jak
sługi, ale jak kogoś bliskiego, kto szczerze rozmawia z drugim i bez
ogródek przedstawia mu swoje wątpliwości.
O
Panie, mój Boże woła Abram na cóż mi
ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka.
I nie bez goryczy dodaje: Ponieważ nie dałeś mi potomka
zrodzony u mnie sługa mój zostanie moim spadkobiercą
(Rdz 15,2.3). A w odpowiedzi słyszy słowa: Nie on będzie twoim
spadkobiercą, lecz ten po tobie dziedziczyć będzie, który od
ciebie będzie pochodził
Spójrz na niebo i policz gwiazdy,
jeśli zdołasz to uczynić
Tak liczne będzie twoje potomstwo
(Rdz 15,4-5).
I
Abram, słysząc te słowa, jeszcze raz, pomimo podeszłego wieku, pomimo
starości Sary, uwierzył w to, co po ludzku niemożliwe. A był to
zarazem największy akt rozsądku. Bo przecież nie zawierzył obcemu,
ale Temu, do którego zwracał się mój Boże
(Rdz 15,2), który spełnił pragnienia jego serca, doprowadzając
go bezpiecznie do Kanaanu, ujął się za jego małżonką na dworze
faraona, dał mu zwycięstwo nad królem Kedorlaomerem i
pobłogosławił przez usta swego kapłana. Serce Abrama czuje, że jest
tak, jak niegdyś w Charanie, kiedy najlogiczniejszym wyjściem było
wyjście po ludzku nielogiczne. I teraz jedynie słuszną możliwością
jest uwierzyć wbrew rzeczywistości twardych faktów, iż ten Bóg
nie może skłamać, i stanie się tak, jak obiecuje. Patrząc w niebo
rozciągające się nad swymi namiotami, Abram nabiera coraz większej
pewności, że stanie się ojcem wielkiego ludu.
Przymierze
we krwi zwierząt
Tak
więc Abram uwierzył, a Pan poczytał mu to za zasługę
(Rdz 15,6), nazywając go już na wieki swoim przyjacielem (por. Iz
41,8), gdyż tylko przyjaciel jest zdolny do takiego aktu wiary. I
przyjaciele prowadzą dalej jedyny w swoim rodzaju dialog, któremu
podobnego nie znajdziemy w przekazach innych religii.
Ja
jestem Pan mówi Bóg który ciebie
wywiodłem z Ur chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność
(Rdz 15,7). Ale Abram, który naprawdę uwierzył, że potomstwo
jest realną rzeczywistością, pragnie możliwie jak najlepiej
zabezpieczyć jego przyszłość. Pyta więc szczerze: O Panie, mój
Boże, jak będę mógł się upewnić, że otrzymam go na własność?
(Rdz 15,8). A Bóg, uznając racje ojca zatroskanego o byt
swojej rodziny, poleca Abramowi przygotować rytuał zawarcia
przymierza, kiedy to zgodnie z obyczajem obie strony przechodzą
pomiędzy połówkami zabitych zwierząt. Do samego wieczora Abram
wytrwale odpędza drapieżne ptactwo od przygotowanych ofiar, czekając
ufnie na przybycie Pana. Dziwne to oczekiwanie bo jak tu
wierzyć, że Stworzyciel zechce zniżyć się do rytuału swoich stworzeń?
Jak On, nieogarniony, ma zmieścić się pomiędzy połówkami
zwierząt? A może Abram znów czeka na próżno, tak jak
czekał dotąd na upragnionego syna? A może dał się jedynie zwieść
tęsknotom własnego serca?
Kiedy
zachodzi słońce, Abram zapada w sen i opanowuje go wielki lęk, jak w
obliczu czegoś absolutnie niezrozumiałego. A w ten ludzki lęk i
niepokój wchodzi Pan ze swoim słowem, odkrywając przed nim w
sposób jasny i zrozumiały tajemnice przyszłości jego narodu
(por. Rdz 15,13-16). Wśród nieprzeniknionej nocy Abram widzi
wyraźnie dym i ogień, które niby gorejąca pochodnia przesuwają
się pomiędzy połówkami zwierząt. I mówi Pan, że da jego
potomstwu ziemię, określa jej granice i zobowiązuje się dotrzymać
słowa według rytu plemienia pasterzy.
Biblia
nie podaje, aby i Abram przeszedł między połówkami zwierząt.
Wolno nam więc myśleć, że w oczach Boga ufność i wiara Abrama, jest
wartością, która nie wymaga już żadnych dodatkowych
zobowiązań. Gdyż tylko ufności czy może aż ufności
żąda Bóg od Abrama. A jest to wymaganie wielkie. Bo wbrew
Bożej obietnicy łono Sary jest dalej zamknięte i upragniony syn wciąż
pozostaje w sferze marzeń.
Łatwiej
jednak czekać na spełnienie obietnicy, gdy zna się Tego, kto ją
złożył. A Abram Go zna. Przez lata trwania przy Nim w codziennym
życiu przekonał się, z kim ma do czynienia. Choć niepojęty i
nieprzewidywalny, potrafi być bliski jak przyjaciel. Napisz komentarz (0 Komentarze) |