Zdarza nam się niekiedy zwiedzać wielkie gmaszysko, które w dawnych wiekach służyło za siedzibę bogatego rodu. Z tamtych właśnie czasów pochodzą w szacownej budowli piękne salony z bogato zdobionymi kominkami. W jesienne wieczory, gdy zimne wiatry sprawią, że salony stają się mocno wychłodzone, niejednemu przychodzi na myśl wizja płomieni wesoło migoczących w głębi kominka. Jakże rozgrzałyby wyziębione wnętrze, ileż ciepła i światła wniosłyby w życie mieszkańców tych sal! Co by się jednak stało, gdyby ktoś zamiast trudzić się nad rozpalaniem ognia w przeznaczonym na to miejscu zgromadził na dywanie na środku salonu kilka zabytkowych foteli, dorzucił ze dwa wyściełane krzesła, do tego dołączył parę obrazów zdjętych ze ścian i w ten sposób przystąpił do ogrzewania wyziębionej sali?
Przez kilka godzin można by cieszyć się sukcesem: na pewno zrobiłoby się trochę cieplej i wieczór upłynąłby nieco milej. |