W
dzisiejszych czasach, kiedy przyklejanie komuś etykietki
antysemityzmu stało się dla niektórych wygodnym orężem w
ideologicznej walce z różnego rodzaju oponentami, modne też
stało się u niektórych kojarzenie tego, co katolickie, czy w
ogóle chrześcijańskie, z tym, co nazistowskie.
Czyni się tak oczywiście w tym celu, aby uderzyć w katolicyzm
czy w ogóle w chrześcijaństwo. Antysemita, często niezależnie
od tego, czy został nim jedynie „z nominacji”, czy
faktycznie nim jest, staje się bowiem z reguły człowiekiem publicznie
przegranym, skreślonym, bez jakiejkolwiek możliwości obrony i
dalszego funkcjonowania w którejkolwiek dziedzinie życia
publicznego. Ten mechanizm publicznej porażki antysemitów
niektórzy próbują stosować w swej walce z Kościołem,
przypisując Adolfowi Hitlerowi katolicyzm, a tym samym katolickie
motywy działania w jego zbrodniczym szaleństwie. Swego czasu
widziałem, jak pewien gorliwiec porozklejał po warszawskich
przystankach autobusowych nalepkę z napisem: „Hitler był
katolikiem!”. Ten pełen ekspresji manifest miał prawdopodobnie
uzmysłowić katolickiej części naszego społeczeństwa, że bycie nadal
katolikiem równa się dla nich od tej pory byciu kimś takim jak
Hitler – następnymi potencjalnymi zbrodniarzami tego kalibru.
Skoro bowiem Hitler „był katolikiem”, to tym samym
również jego chory plan rozpętania II wojny światowej i
unicestwienia Żydów był katolicki. Jako katolik Hitler
kierował się bowiem w życiu zasadami swej katolickiej wiary; będąc
antysemitą i katolikiem zarazem, był jedynie ofiarą katolickiej
doktryny, doktryny iście antysemickiej, rzecz jasna, skoro
doprowadziła ona „katolika Hitlera” do tak wrogich wobec
narodu żydowskiego działań.
Stawiając
sprawę nieco ironicznie i uszczypliwie, można powiedzieć, że w
czasach gdy największym grzechem (zdaniem niektórych nie do
odpuszczenia nawet przez samego papieża) jest bycie antysemitą, bycie
katolikiem staje się zatem – według norm wyżej wspomnianych
adwersarzy wysuwających zarzut „katolicyzmu Hitlera” –
równie niepoprawne jak bycie samym Hitlerem, a tego grzechu
(zdaniem niektórych) nawet wszyscy na raz wzięci papieże nie
zdołaliby odpuścić. Ba, bycie katolikiem staje się w tym momencie
jeszcze większym grzechem niż bycie Hitlerem (skoro ten ostatni był
jedynie ofiarą katolicyzmu), a tego grzechu nie zdołaliby odpuścić
nie tylko wszyscy naraz wzięci papieże, ale i nawet sam święty Piotr,
który był Żydem. W tej sytuacji bycie nawet samą matką czy
ojcem Hitlera byłoby już chyba lepszym wyjściem, pod warunkiem że owa
matka czy ojciec nie byliby, rzecz jasna, katolikami. Tym samym
Hitler, aby stać się czarną owcą w oczach współczesnego
konsumenta informacji medialnej, nie musiał, oczywiście, nigdy
zostawać antysemitą, skoro prawie zawsze nim był. Musiał jednak w
oczach niektórych zostać katolikiem (choć prawie nigdy nim nie
był), aby stać się owcą podwójnie czarną, tzn. nie tyle
antysemicką, co i na dodatek katolicką. Niektórzy adwersarze
wydają się nawet sugerować, że Hitler, poza tym, że był katolikiem,
był nawet całkiem rozsądny. Przydawanie Hitlerowi czerni nie ma tym
razem jednak na celu próby dowodzenia, że był on czarny jak
heban lub w jakikolwiek sposób spokrewniony z mieszkańcami
afrykańskiego kontynentu, ma natomiast na celu uderzenie w katolików.
Analizując przeróżne mentalności propagandowe, rozumiem to
jako próbę przekazania sugestii, że skoro Hitler był, jaki
był, i skoro robił to, co robił, to było tak pewnie dlatego, że
Kościół go na takiego „wychował”.
Z czasem
zobaczyłem, że mania przypisywania Hitlerowi katolickiego
światopoglądu w okresie, gdy opętało go zbrodnicze szaleństwo, jest
rzeczą powszechną wśród internetowych katolikożerców.
Wystarczy wejść na www.google.com.pl,
kliknąć zakładkę Grupy dyskusyjne, potem wpisać np. kombinację
Hitler katolikiem – i wyskoczy cała masa postów
różnych osobników (postów pisanych na różnych
grupach dyskusyjnych), gdzie uporczywie przypisują oni Hitlerowi
katolickie przekonania. Niektórzy z nich uważają nawet, że
Hitler przez całe swe życie pozostał głęboko wierzącym katolikiem.
Czy to
wszystko prawda? Czy w czasach II wojny światowej Hitler wciąż był
jeszcze katolikiem? Nie. Nie jest bowiem tajemnicą, że Hitler już w
młodości stracił wiarę w Boga, a potem gardził już tylko ludźmi,
którzy w Boga wierzyli, a także wszystkim, co katolickie (z
duchowieństwem na czele), czego specjalnie nie ukrywał.
Aby nie
być gołosłownym, w niniejszym tekście przytoczę na potwierdzenie
prace historyków i biografów Hitlera, którzy na
podstawie relacji świadków, źródeł, pamiętników,
itd. odtworzyli życiorys Hitlera. Wszyscy ci badacze, analizując
wiele wypowiedzi Hitlera, zachowanych w różnych dostępnych do
dziś dokumentach, są niezależnie od siebie zgodni co do tego, że w
czasach II wojny światowej Hitler katolikiem – czy w ogóle
chrześcijaninem – już dawno nie był. Na potwierdzenie tego, że
Hitler nie był z przekonania katolikiem czy człowiekiem w jakikolwiek
sposób religijnym, przytoczę też wspomnienia osobiste
wywodzących się z najbliższego otoczenia Hitlera świadków jego
życia, jego sekretarek, adiutantów, żołnierzy znajdujących się
w kręgu jego osobistych współpracowników itd.
Zacznijmy
jednak od najbardziej znanych historyków i biografów
Hitlera. Jak podaje Karol Grünberg, jeden z najbardziej znanych
niemieckich historyków i biografów Hitlera: „Nie
był Hitler w istocie wierzącym chrześcijaninem”[1].
Hitler
nie tylko nie wierzył w chrześcijańskiego Boga, wręcz w żadnego Boga
nie wierzył. Lech Z. Niekrasz w swej książce poświęconej porównywaniu
biografii Hitlera i Stalina pisze o tym, jaki był stosunek Hitlera do
wiary w Boga: „Bóg był dla niego takim samym urojeniem,
jak pojęcie dobra i zła. «Wiarę w Boga – powtarzał –
powinno się tracić tak jak pierwsze zęby»”[2].
Nicolas v. Below, adiutant Hitlera, napisał o postawie religijnej
Hitlera w swych wydanych po latach wspomnieniach wojennych: „Nigdy
nie zauważyłem u niego żadnych oznak pobożności […]”[3].
Biografowie
Hitlera są na ogół zgodni co do tego, że pojawiające się w
wielu przemówieniach słowo „Opatrzność” rozumiał
on w znaczeniu siebie samego. Mniemał bowiem, iż jest mężem
opatrznościowym, wybranym przez los dla zbawienia Niemiec. Natomiast
zbiór doktryn i pojęć religijnych został przez Hitlera i jego
partię NSDAP napełniony nową treścią, w której przewodnią rolę
(doktryny) pełnił narodowy socjalizm, Hitler miał zaś w tym wszystkim
pełnić rolę swego rodzaju obiektu kultu religijnego. Jak podaje
Grünberg, NSDAP w swym nowo przyjętym wyznaniu wiary
oświadczyła, że „uznajemy narodowy socjalizm za jedyną
prawdziwą wiarę naszego narodu”[4].
Jednocześnie,
jak podaje kolejny autor, NSDAP dbała w wychowywaniu młodzieży o to
„aby nabrała ona krytycznego stosunku do chrześcijaństwa”[5].
Zgadza się to z tym, co podaje Z. Zieliński, który pisze, że
naziści w Niemczech zwalczali organizacje katolickiej młodzieży
męskiej, od początku właściwie chcąc rozbić wszystkie organizacje
katolickie w Niemczech[6].
Nic dziwnego zatem, że „W świetle ustaleń policyjnych ogół
księży nie tylko był do reżimu negatywnie nastawiony, ale czynił
wszystko, by w tym duchu urabiać wiernych. Wierność wobec Kościoła w
ustach kleru oznaczała wrogość wobec III Rzeszy”[7].
Wracając
do zagadnienia Opatrzności w pojęciu Hitlera, to wyżej wspomniany K.
Grünberg pisze również w innej swej książce, że dla
Hitlera Opatrzność była metafizyczną projekcją własnych dążeń,
nadziei oraz osobistych pragnień. Hitler uważał się za
Boga-człowieka, Jego wcielenie[8].
W zgodzie
z tym jest inny biograf Hitlera, były dygnitarz hitlerowski, który
na podstawie swych wspomnień pisze, jaki był stosunek Hitlera do
Opatrzności: „Gdzie jednak jest Bóg, o którym
wielokrotnie wspomina w swoich tyradach Hitler, nazywając go
Opatrznością i Wszechmogącym? Bóg to człowiek piękny, człowiek
boski […]. Bóg to sam Hitler”[9].
I nawet
Werner Maser, który w pewnych wypowiedziach Hitlera próbuje
dopatrywać się wiary w jakąś wyższą, nadprzyrodzoną siłę, wraz z
tolerancją dla takiej wiary, jako jednak potrzebnej ludzkości[10],
jest zgodny co do tego, że Hitler w swych wypowiedziach był
zdecydowanie negatywnie nastawiony do idei istnienia Kościoła
chrześcijańskiego (niżej rozwinę tę kwestię na podstawie materiału
historycznego, jaki zebrał Maser w swej książce na ten temat).
Grünberg,
cytując w swej książce Życie osobiste Adolfa Hitlera wiele
wypowiedzi (i opierając się na bardzo obfitym materiale źródłowym)
w rozdziale specjalnie poświęconym poglądom Hitlera na temat Kościoła
i Boga, pisze, że Hitler uczęszczał na nabożeństwa kościelne tylko i
wyłącznie „z przyczyn politycznych”, i miało to miejsce
do roku 1935[11].
Potwierdza to pewien fiński badacz życiorysu Hitlera, który
twierdzi, że jeśli już czasem Hitler był publicznie w miarę
tolerancyjny dla Kościoła, to było tak tylko dlatego, że ten ostatni
był w Niemczech liczącą się siłą[12].
Warto w tym kontekście
nadmienić, że nawet sam fakt, iż Hitler uczęszczał czasem na
katolickie nabożeństwa, nie czyni z niego jeszcze wierzącego
katolika, bowiem dziś często możemy sobie obejrzeć w TVP, jak w
katolickich nabożeństwach bierze udział prezydent RP Aleksander
Kwaśniewski, agnostyk przecież, czy Jerzy Buzek, protestant.
Wracając
do tematu, nie dość, że Hitler był niewierzący, to w dodatku jego
postawa wobec duchowieństwa katolickiego i wiary katolickiej była nie
tylko obojętna, ale momentami wręcz wroga[13].
Wzmiankowany już wyżej adiutant Hitlera Nicolas Below wspominał, że
Hitler wygłaszał publicznie „pogróżki pod adresem
Kościołów”[14].
Wedle kolejnego autora: Hitler „bez opanowania dawał się
ponosić nienawiści do Żydów, księży, socjaldemokratów,
Habsburgów”[15].
Ataków
tych było tyle, że – jak podaje kolejny z autorów –
przemysłowcy, junkrzy i wielka prawica żądała zaprzestania „ataków
na Kościół”[16].
I o ile faktem jest, że stopień radykalizmu, jaki Hitler przejawiał w
swym negatywnym nastawieniu do Kościołów, wahał się od
skrajnie negatywnego po mocno niechętny, to zawsze był to jednak w
sumie stosunek negatywny.
Jak podaje K. Grünberg,
Hitler w dwóch swoich wypowiedziach (jedna z 21 października
1941 r., druga z 29 listopada 1944 r.) „nazwał Jezusa synem
żydowskiej prostytutki i rzymskiego legionisty”[17].
Co do innych dogmatów
rzymskokatolickich, to również w katolickiej nauce o
przeistoczeniu Hitler widział „najbardziej zwariowane, co
kiedykolwiek mógł stworzyć mózg ludzki w swoim
obłędzie”, a katolicką naukę o Eucharystii określał jako
„szyderstwo z wszystkiego, co boskie”[18].
Hitler nie wierzył także
w mesjaństwo Jezusa, w Trójcę Świętą ani w katolickie
koncepcje życia po śmierci. Z jego wypowiedzi, jakie przytacza Maser,
wynika, że w swych poglądach na życie po śmierci był on agnostykiem[19].
Jednym z mistrzów życia duchowego był dla Hitlera
Schopenhauer[20],
który uważał, że chrześcijaństwo jako światopogląd nie jest
tworem Objawienia, lecz zostało zmontowane z koncepcji starożytnych
religii pogańskich, indyjskich, egipskich, wschodnich, zwłaszcza
buddyzmu[21].
Oprócz
dogmatów katolickich Hitler nie znosił także katolickich
świąt. Jak podaje jeden z biografów Hitlera, „Führer
nie znosił Bożego Narodzenia oraz związanej z nim świątecznej
uroczystej atmosfery […]”[22].
Ta informacja jest potwierdzona przez niejaką panią Traudl, która
swego czasu była sekretarką Hitlera. Wspominała ona o Hitlerze: „Nie
uznawał świąt Bożego Narodzenia, choinek, świeczek, kolęd i
świątecznych obyczajów”[23]
Hitler
uważał katolicyzm wręcz za „nieszczęście” dla Niemiec. W
jednej z wypowiedzi ujął to w taki oto sposób: „Naszym
nieszczęściem jest posiadanie niewłaściwej religii […]
,dlaczego nie mamy takiej religii jak Japończycy, która za
najwyższe dobro uznaje ofiarę dla ojczyzny?”[24].
Christa
Schroeder, również sekretarka Hitlera, wspominała w swych
wydanych po latach pamiętnikach: „Hitler nie był przywiązany do
Kościoła. Uważał religię chrześcijańską za przeżytek, obłudny
wynalazek służący do uzależniania ludzi. Jego religią były prawa
natury”[25].
Dodaje ona również, że Hitler, mimo iż „pozostał do
końca w Kościele katolickim, chciał jednak wystąpić z niego zaraz po
wojnie”[26].
Hitler
był nie tylko w słowach wrogi katolicyzmowi, jego wrogość do
katolicyzmu znajdywała też swoje ujście w konkretnych czynach. Otto
Dietrich, szef prasy nazistowskiej, pisał: „Na funkcjonariuszy
partyjnych wywierany był w sposób nieoficjalny nacisk, aby
występowali oni z Kościoła”[27].
Na tym
nie koniec tej wrogości. Hitler nie tylko był wrogi katolicyzmowi,
czy w ogóle wierze w Boga, on wręcz głosił, że kiedy już
nastąpi „ostateczne zwycięstwo” nazizmu, to wtedy
rozprawi się on z katolicyzmem i resztą chrześcijaństwa. Jak pisze
Lech Z. Niekrasz, Hitler „nie taił, że po wygraniu wojny położy
kres wpływom kościołów chrześcijańskich, uznając ich naukę za
absurd, a samo chrześcijaństwo za sprzysiężenie przeciw ludzkości”[28].
Potwierdza to inny badacz życiorysu Hitlera, który pisze:
„Znany był negatywny stosunek Hitlera do religii, zwłaszcza do
chrześcijaństwa. […] ostateczną rozprawę z Kościołem przywódca
Rzeszy odłożył na późniejsze czasy”[29].
Istnienie
u Hitlera planu rozprawienia się z chrześcijaństwem potwierdza Werner
Maser, który przytacza nawet słowa Hitlera na ten temat.
Hitler powiedział, że jeśli chodzi o Kościół, to pewnego dnia
trzeba będzie „wytrzebić go siłą”[30].
Takie
plany u Hitlera potwierdza również pewien były dygnitarz
hitlerowski, który wspominał pewną jego wypowiedź na temat
Kościoła i masonerii. Hitler miał powiedzieć: „Teraz my
jesteśmy najsilniejsi i dlatego usuniemy jednych i drugich, zarówno
Kościół, jak i masonerię”[31].
Współgra
to z tym, co podają K. Gotto i K. Repgen w pewnej pracy zbiorowej, w
której czytamy, że Martin Bormann w piśmie okólnym do
Gauleiterów z dnia 9 czerwca 1941 kreślił takie oto plany
wobec Kościoła: „Musi on być ostatecznie złamany”[32].
Plan
rozprawienia się nazistów z Kościołem szkicuje Otto Ogierman,
który pisze: „Po ostatecznym zwycięstwie miano postawić
pod sąd katolickich biskupów niemieckich za zdradę stanu.
Tajna konferencja specjalistów do spraw kościelnych z dnia 22
i 23 września 1941 używa wyrażenia «końcowy obrachunek z
Kościołem» […]. Gestapo za ostateczny cel w walce z
Kościołem uważa rozbicie wyznaniowych Kościołów za pomocą
materiałów wcześniej zebranych, aby na ich podstawie oskarżyć
Kościół o zdradę stanu […]”[33].
Hitler
przyznawał w 1941 roku, iż już wcześniej „głosił pogląd, że
Kościół trzeba sprzątnąć ze świata natychmiast, przemocą
fizyczną i bezwzględnie, niczym «dynamitem»”[34].
Wedle własnych wspomnień Hitlera na temat Kościoła, spisanych na
piśmie przez jednego z ludzi z jego otoczenia, przestał on uznawać
naukę Kościoła już w 1903 roku, szydząc już w wieku nastoletnim z
kolegami szkolnymi z nauczycieli religii i instytucji spowiedzi[35].
W 1942
roku Hitler „oświadczył, że nie zawahałby się przed otwartą
walką z Kościołem, gdyby był czas ku temu”[36].
Rok wcześniej Hitler oświadczył, że „organizacje Kościoła
pokonamy powoli za pomocą uświadamiania i uczynimy to bezboleśnie”[37].
Hitler
powiedział również: „Wolę […] dać się na jakiś
czas ekskomunikować, niż być winnym Kościołowi wdzięczność”[38].
Jak jednoznacznie wynika z tego zabarwionego lekkim szyderstwem
oświadczenia, Hitler zwyczajnie nie przejąłby się ekskomuniką.
Spłynęłoby to po nim jak woda po gęsi. W tym momencie widać, jak
niepoważne są oświadczenia tych, którzy twierdzą, że gdyby
papież Pius XII ekskomunikował „katolika Hitlera” –
jak tego rzekomo usilnie od niego żądano – ileż oszczędziłoby
to światu cierpień i krwi. Czyż takie mniemanie to nie czysta
naiwność? A w najlepszym przypadku kompletna ignorancja.
Maser
pisał, że Hitler „odrzucał Kościół” i „nawet
jeśli do śmierci do niego należał, to uznawał jego nauki religijne za
«zdecydowanie obłąkane», groził mu, otwarcie go zwalczał
i wykpiwał jego duchownych”[39].
Zakończenie
Powyższe
świadectwa są po prostu niezbite. Teza, że w najbardziej zbrodniczym
okresie swego szaleństwa Hitler był katolikiem, nie ma nic wspólnego
z prawdą. Wręcz przeciwnie, dokładna analiza danych historycznych,
jakie posiadamy, wyraźnie wskazuje, że Hitler, choć urodzony w
katolickiej rodzinie, z katolicyzmem w swym życiu nie utożsamiał się
już od bardzo wczesnych lat swej młodości.
Jan Lewandowski
P R Z Y P I S Y :
[1] K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, Toruń 1991, s. 59.
[2] Za: Lech Z. Niekrasz, Czerwone i brunatne, Gdańsk 1991, s. 31.
[3] N. v. Below, Byłem adiutantem Hitlera, 1937-45, Warszawa 1990, s. 401.
[4] Za: K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 61n.
[5] H. Rauschning, Rozmowy z Hitlerem, Warszawa 1994, s. 23.
[6] Por. Z. Zieliński, Katolicyzm w III Rzeszy przed sądem historii, Katowice 1992, s. 22.
[7] Za: tamże.
[8] Por. K. Grünberg, Adolf Hitler – biografia, Warszawa 1996, s. 428.
[9] H. Rauschning, Rozmowy z Hitlerem, dz. cyt., s. 259.
[10] Por. W. Maser, Adolf Hitler – legenda, mit, rzeczywistość, Warszawa 1998, s. 199-200.
[11] Por. K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 60.
[12] Por. V. Huovinen, Hycler. Życie i działalność Hitlera, Warszawa 1991, s. 106.
[13] Por. K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 65.
[14] N. v. Below, Byłem adiutantem Hitlera, 1937-45, dz. cyt., s. 140.
[15] A. Bullock, Hitler – studium tyranii, Warszawa 1997, s. 25.
[16] W.L. Shirer, Powstanie i upadek Trzeciej Rzeszy, Kraków 1995, s. 71.
[17] K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 61.
[18] Oba cytaty za: W. Maser, Adolf Hitler – legenda, mit, rzeczywistość, dz. cyt., s. 207.
[19] Por. tamże, s. 207.
[20] Por. tamże, s. 208.
[21] Por. M. Rusecki, Istota i geneza religii, Lublin – Sandomierz 1997, s. 279.
[22] B. Zborski, Adolf Hitler, Warszawa 1994, s. 15.
[23] Za: „Dziennik Bałtycki” z 5 kwietnia 2002, s. 19.
[24] Za: K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 65.
[25] Ch. Schroeder, Byłam sekretarką Adolfa Hitlera, Warszawa 1990, s. 60.
[26] Tamże, s. 61.
[27] Za: K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 61.
[28] L. Z. Niekrasz, Czerwone i brunatne, dz. cyt., s. 31.
[29] B. Zborski, Adolf Hitler, dz. cyt., s. 50
[30] W. Maser, Adolf Hitler – legenda, mit, rzeczywistość, dz. cyt., s. 201; por. też K. Grünberg, Życie osobiste Adolfa Hitlera, dz. cyt., s. 65.
[31] H. Rauschning, Rozmowy z Hitlerem, dz. cyt., s. 257.
[32] K. Gotto i K. Repgen, Kościół, katolicy i narodowy socjalizm, Warszawa 1983, s. 72.
[33] O. Ogierman, Do ostatniego tchu. Proces Bernarda Lichtenberga, proboszcza katedry św. Jadwigi w Berlinie, Paryż 1983, s. 181.
[34] W. Maser, Adolf Hitler – legenda, mit, rzeczywistość, dz. cyt., s. 201
[35] Tamże, s. 201n, gdzie można przeczytać zapis osobistych wspomnień Hitlera na ten temat.
[36] Tamże, s. 206.
[37] Za: tamże.
[38] Za: tamże.
[39] Tamże, s. 199. Napisz komentarz (0 Komentarze) |