Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow GORĄCE POLEMIKI arrow Harry Potter - zagrożenie dla naszej wiary? arrow GŁOSY 'ZA' HARRYM POTTEREM arrow PRAWA HARRY’EGO

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
PRAWA HARRY’EGO PDF Drukuj E-mail
Napisał S.M. EDYTA PIELAS CSC   

Ostatnio – zupełnie niespodziewanie – otrzymałam od znajomego księgarza list, w którym przysłał mi mnóstwo materiałów na temat Harry’ego Pottera. Księgarz ten napisał, że wielu rodziców pyta, dlaczego w jego księgarni nie ma książek J.K. Rowling. A nie ma ich, bo on jest chrześcijaninem i nie prowadzi książek propagujących praktyki okultystyczne. Wśród przysłanych mi materiałów znalazłam artykuł z „Naszego Dziennika”, cytujący ks. Posackiego i ks. Zwolińskiego, bardzo krytykujących Harry’ego, a także ksero książki Stanisława Krajskiego Magiczny świat Harry’ego Pottera. Księgarz ów stwierdził, że przesyła mi te materiały, ponieważ miał okazję słuchać moich bardzo pochlebnych opinii o Harrym, a że ja jestem siostrą zakonną, jestem dla wielu ludzi osobą wiarygodną, więc… on chce mnie ostrzec przed dziełem J.K. Rowling, ponieważ to książka propagująca okultyzm.

Chciałabym tutaj niejako odpowiedzieć na ten list, a równocześnie włączyć się do dyskusji na temat Harry’ego Pottera. Nie jestem specjalistą, więc na tematy doktrynalne nie będę się wypowiadać, ale będzie to głos chrześcijanina w miarę świadomego, starającego się rzetelnie i zgodnie z własnym rozeznaniem patrzeć i oceniać. Zaczęłam czytać Harry’ego w odpowiedzi na sytuację w szkole, w której pracuję jako katechetka. Pewna mama, gorliwa chrześcijanka, zrobiła w całej szkole awanturę o to, że uczniowie mieli pójść do kina na film zrealizowany na podstawie książki pt. Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Postanowiłam przeczytać, żeby wiedzieć, co to za lektura, dlaczego została o nią wytoczona taka wojna. Od siebie mogę powiedzieć, że zawsze czytam Harry’ego z przyjemnością. Jest to dla mnie lektura lekka, przyjemna, pozwalająca mi osobiście odpocząć czy odreagować, gdy jestem zmęczona, przejść z tego brutalnego często świata w świat fantazji, baśni, gdzie wszystko widzi się w innych kolorach.

Jeśli miałabym krótko opowiedzieć treść wydanych dotychczas książek o Harrym Potterze, zrobiłabym to tak: Jest to historia tragicznie naznaczonego przez zło chłopca, tytułowego Harry’ego. Lord Voldemort, człowiek, który reprezentuje ucieleśnione Zło, ze strachu przed przepowiednią dotyczącą jego i chłopca (jak bardzo mi to przypomina Heroda), próbował pozbawić go życia. Ojciec podjął walkę z zabójcą by ratować dziecko, ale zginął. Przed zabójczym ciosem osłoniła synka jego matka. Ona także została zabita, chłopiec przeżył naznaczony blizną w kształcie błyskawicy na czole i… nieświadomością kim jest ani co dla niego uczynili jego rodzice. Wychowywał się w domu wujostwa, którzy nie akceptowali profesji rodziców Harry’ego, a obowiązek zaopiekowania się siostrzeńcem traktowali jak zło konieczne. Mając 11 lat, w dość dziwnych okolicznościach, Harry dowiaduje się prawdy o sobie, o próbie zamordowania go przez Voldemorta, o ofierze rodziców, przekonuje się także, że jest sławny – bo przeżył. Po zakończeniu podstawowego etapu nauki w zwykłej angielskiej szkole, zaczyna się uczyć w Hogwarcie, w szkole dla czarodziejów, którą ukończyli przed laty jego rodzice.

Harry jest zwyczajnym chłopcem. Ma swoje dobre i złe strony. Ma przyjaciół, dla których jest gotów wiele zrobić, ale ma też takich kolegów, których nie lubi i przez których nie jest lubiany. Jest zmuszony radzić sobie z drwiną, złością i podobnymi reakcjami. Robi to tak, jak potrafi, jak wszystkie dzieci, jak wszyscy młodzi ludzie – nie zawsze najlepiej. Ma w szkole swoich ulubionych nauczycieli oraz takich, z którymi nie jest mu łatwo – jak każdy uczeń. Twardo stoi jednak po stronie dobra. Spotykając się ze Złem, sprzeciwia mu się i podejmuje walkę. Ta konfrontacja z ucieleśnionym w Lordzie Voldemorcie Złem – to jeden z głównych wątków każdego tomu powieści o nim.

Tak można opisać historię Harry’ego, jeśli zdejmie się z niej otoczkę „czarodziejstwa”, ukazanego tu zresztą jako zdolność naturalna, jak talent muzyczny, malarski itp., którą kształci się w swego rodzaju „zawodowej” szkole, by ją w pełni rozwinąć (sposób rozumienia magii w powieści J.K. Rowling wyjaśnia ks. Jacek Dunin-Borkowski w artykule Odczarować Pottera, zamieszczonym w „Życiu” (z kropką) z 26.03.2001 r., a także w Internecie: w Serwisie Apologetycznym1 oraz na stronie domowej ks. Jacka Dunin-Borkowskiego2). Czy po tych wyjaśnieniach ktokolwiek posądziłby dzieło Rowling o zapędy niechrześcijańskie, o propagowanie magii, okultyzmu itd.?

Moim zdaniem błędem jest demonizowanie Harry’ego. Przerażona jestem, gdy słyszę głosy niemal zakazujące czytania, bo to okultyzm, satanizm itd. Nie dlatego, że sama książki J.K. Rowling lubię. Ale uważam, że te mocne słowa nie przystają do tej lektury, tak jak nie przystają do Baśni Andersena, Baśni braci Grimm itp. Myślę, że to nie dzieci czytające tę książkę, ale my, dorośli, koncentrujemy się w niej na magii. Rozmawiam z dziećmi w szkole i wiem, że one – jeśli czytają tę książkę – traktują ją na zasadzie przygody, przeżywają własne niepowodzenia szkolne, patrząc na Harry’ego na lekcji eliksirów, kibicują Harry’emu w jego walce z Voldemortem i tutaj w jakimś sensie stają po stronie dobra w walce ze złem. Dzieci nie traktują magii w tej książce poważnie. Jeszcze nie słyszałam, żeby po przeczytaniu trzeciej części (tej o wróżbiarstwie), któryś z moich uczniów próbował wróżyć z fusów lub kuli czy uprawiać numerologię (o innych praktykach wróżbiarskich nie ma mowy w Harry’m, przynajmniej w istniejących już pięciu częściach – każdą z nich przeczytałam). Bohaterowie książek J.K. Rowling nie praktykują wróżbiarstwa czy numerologii. I żaden z nich nie czuje się i nie jest zdeterminowany przepowiedniami z lekcji wróżbiarstwa. Uczą się takich przedmiotów, owszem, ale ostatecznie czego mają się uczyć w szkole magii i czarodziejstwa? Uczą się wróżbiarstwa, numerologii, mugoloznawstwa, historii magii, eliksirów, obrony przed czarną magią itd. Dla dzieci to jest właściwie książka o szkole, o relacjach uczeń – nauczyciel. Mają swoich ulubionych nauczycieli i nauczycieli, których nie lubią, przez których czują się nielubiani. Jest to dla nich książka o przyjaźni, ale i o radzeniu sobie z sytuacją, kiedy ktoś mnie nie lubi. Wreszcie jest to książka opowiadająca w baśniowej konwencji o ich życiu, o tym, z czym się w nim spotykają. Chyba na tym koncentruje się uwaga dzieci – na pewno nie na magii.

Wydaje mi się, że lektury dzisiejszych czasów zamiast być objęte zakazami, powinny nas chrześcijan (także dorosłych – a może zwłaszcza nas dorosłych) motywować do tego, żeby pogłębiać swoją wiarę i rozmawiać o niej z dziećmi. Żeby naprawdę zatroszczyć się o religijne wychowanie naszych dzieci, a nie ograniczać się do zakazywania im czegoś, co przychodzi z zewnątrz. Żeby dla dzieci mieć czas, a nie tylko zakazy czy nakazy. Żeby rozmawiać z nimi i słuchać ich, gdy mówią o swoich problemach. Wtedy nie będziemy się bać książek typu: Harry Potter.

Rodzicom, których jedenastoletnie dzieci (do takich adresowany jest Harry Potter i Kamień Filozoficzny) chciałyby przeczytać tę książkę, poradziłabym: „Przeczytaj razem z dzieckiem”. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego że wtedy masz możliwość rozmawiania i wyjaśniania rzeczy, które trzeba wyjaśnić. Po drugie, dlatego że owoc zakazany smakuje bardziej. Zakazywaniem czytania robimy sami sobie złą robotę. Czy nie lepiej spokojnie przeczytać razem z dzieckiem i mieć pewność, że kontroluję to, jak dziecko rozumie tę książkę, mogę wytłumaczyć, co jest niezrozumiałe, wskazać na to, co jest wartością? Może raczej należy dziecku pokazać po przeczytaniu odniesienie Pana Boga np. do wróżbiarstwa w Piśmie Świętym, zamiast zakazywać czytać? Jeżeli zakażę czytać teraz, za trzy lata dziecko nie będzie mnie pytało o pozwolenie, ale wtedy nie skontroluję tego, jak ono rozumie tę książkę. Jeśli dziś przeczytam razem z nim, za trzy lata dziecko, czytając samo kolejną część, przyjdzie do mnie porozmawiać, poprosi o wyjaśnienia. Ta opcja ma dwa plusy: 1) kontroluję to, co się dzieje; 2) uczę dziecko świadomego czytania, dokonywania wyborów. I to są rzeczy ważne.

Przeczytałam – co prawda dość pobieżnie – artykuł z „Naszego Dziennika” (z 29-30 listopada 2003 r.), pod tytułem Wróżbiarstwo jako grzech przeciwko samemu Bogu, w którym zacytowano fragment z Harry’ego Pottera i więźnia Azkabanu (trzeci tom). Dla wykazania szkodliwości książki jako propagującej praktyki wróżbiarskie (wróżenie z fusów, z kryształowej kuli, z gwiazd) zacytowano fragment ze strony 113, w którym nauczycielka, pani Trelawney, podczas pierwszej lekcji wróżbiarstwa instruuje uczniów, jak mają przygotować fusy do wróżenia. Oczywiście dużo miejsca i słów poświęcono na to, by wykazać, że jest to instruktaż uprawiania magii, że jest to szkodliwe itd. Szkoda, że w tym artykule, cytując ów fragment trzeciego tomu Harry’ego, nie dodano zakończenia całej sytuacji. A w książce, kilka stron dalej (s. 118), jest świetny komentarz do niego.

„– Może mi powiecie, co w was dzisiaj wstąpiło? – zapytała [profesor McGonagall], i powróciwszy do własnej postaci z lekkim pyknięciem, rozejrzała się po klasie. – Nie mówię, że mi na tym zależy, ale po raz pierwszy moja transmutacja nie wywołała oklasków.

Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Harry’ego, ale nikt się nie odezwał. A potem podniosła rękę Hermiona.

– Chodzi o to, pani profesor, że właśnie mieliśmy pierwszą lekcję wróżbiarstwa i odczytywaliśmy przyszłość z fusów, i…

– Ach, już rozumiem – powiedziała profesor McGonagall, marszcząc czoło. – Nie musisz nic więcej mówić, Granger. To kto ma umrzeć w tym roku?

Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem.

– Ja – wyznał w końcu Harry.

– Rozumiem. – Profesor McGonagall utkwiła w nim swoje paciorkowate oczy. – Powinieneś więc wiedzieć, Potter, że Sybilla Trelawney co roku przepowiada śmierć któregoś z uczniów. Jak dotąd żaden jeszcze nie umarł. Straszenie omenem śmierci to jej ulubiony sposób witania się z nową klasą. Gdyby nie to, że nigdy nie wyrażam się źle o moich kolegach…

Urwała, a nozdrza jej pobielały.

– Wróżbiarstwo jest jedną z najmniej ścisłych dziedzin magii – powiedziała po chwili, już bardziej spokojnym tonem. – Nie będę przed wami ukrywała, że do wróżenia z fusów odnoszę się dość sceptycznie. Prawdziwi jasnowidze rzadko się zdarzają, a profesor Trelawney…

Znowu urwała, po czym dodała rzeczowym tonem:

– Wyglądasz bardzo zdrowo, Potter, więc wybacz mi, ale nie zwolnię cię z obowiązku odrobienia pracy domowej”.

Wydaje mi się, że dla obrony własnych tez stosuje się zarówno w tym artykule, jak i w książkach krytykujących dzieła J.K. Rowling treści z Harry’ego Pottera dość wybiórczo. Tylko to, co można wykorzystać do straszenia okultyzmem. Ja traktuję takie rzeczy jako pewien rodzaj manipulacji. I przestaję ufać ludziom, którzy – czy ja wiem? – liczą, że czytelnicy tego artykułu nie znają trzeciego tomu przygód Harry’ego? Nawet jeśli mają znane nazwiska jako specjaliści od demonologii czy okultyzmu. Wydaje mi się, że tym bardziej rzetelnie powinni badać fakty, a nie manipulować nieświadomymi ludźmi. Trochę w tym chyba jakiejś nieuczciwości.

Oczywiście zastrzegam, że to, co napisałam to moje zdanie. Należy je traktować jako zdanie zwykłego chrześcijanina, który ma oczy i patrzy, czyta, myśli, również może błądzić. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek patrzył na to przez pryzmat mojego habitu, bo nie występuję z ramienia Kościoła. Kiedy jednak czytam opinie straszące chrześcijan Harrym Potterem, zastanawia mnie jedno: o moim chrześcijaństwie nie świadczy chyba to, że nie czytałam książek J.K. Rowling? Chrześcijanin musi stawiać sobie pytanie o coś ważniejszego: Jak wygląda moje życie z wiary? Gdzie moje świadectwo wiary? Co z uczynkami wypływającymi z wiary? Myślę, że tu są sprawy istotniejsze od treści Harry’ego Pottera. Ale trudno jest żyć wiarą i tę wiarę swoim świadectwem przekazać młodym – łatwiej obarczyć odpowiedzialnością to, co przychodzi z zewnątrz.

To moje przemyślenia po dwóch okresach mojego spotkania z Harrym Potterem. Był czas, kiedy też krzyczałam przeciwko. Potem ludzie, dzieci, zmobilizowali mnie do przeczytania, do posłuchania wywiadów z J.K. Rowling, do poszukania informacji. Efekt zapisałam wyżej. Nie czuję się autorytetem i nie żądam, żeby ktoś, słuchając mnie, przyjmował moje zdanie. Ale może warto powiedzieć również, co ja o tym myślę, dla – jak to określił ksiądz Jacek Dunin-Borkowski – „odczarowania Harry’ego Pottera”.


P R Z Y P I S Y :
[1]www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/new_age/harry_potter5/index.php.
[2]www.elektron.pl/ks-jacek.

Napisz komentarz (0 Komentarze)

dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl