Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start arrow NAUCZANIE KOŚCIOŁA arrow Różne dokumenty arrow KOŚCIÓŁ A ŻYCIE POZAGROBOWE arrow KOŚCIÓŁ A ŻYCIE POZAGROBOWE - Nota duszpasterska

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
KOŚCIÓŁ A ŻYCIE POZAGROBOWE - Nota duszpasterska PDF Drukuj E-mail
Napisał KONFERENCJA EPISKOPATU EMILII-ROMANII   

Dokument zaczerpnęliśmy z książki wydanej przez Wydawnictwo M - "Kościół a spirytyzm".
Pozycja godna poleecenia.

Wprowadzenie

Problem nowy

1. W obecnych czasach rodzina często nie potrafi stawić czoła tak trudnym momentom jak śmierć jednego ze swych członków. Brak przygotowania okazuje się jeszcze bardziej dotkliwy w przypadku nagłej choroby lub tragicznej śmierci, na przykład na skutek wypadku drogowego.

Okazuje się ona nie tylko nieprzygotowana do przeżycia śmierci bliskiej osoby, ale – wydaje się, że dzisiaj częściej aniżeli w przeszłości – jest skłonna interpretować ją jako bulwersujący absurd. Z logistycznego punktu widzenia, a bardziej jeszcze na płaszyczyźnie duchowej, współczesna rodzina, szczególnie żyjąca w warunkach miejskich, stała się obszarem być może zbyt szczupłym, by we właściwy sposób przyjąć i przeżyć wydarzenie tej miary co śmierć.

2. Niezdolni do zajęcia odpowiedniej postawy wobec wydarzenia tak niezwykłego dla rodziny, jakim bywa śmierć jej członka, okazują się również liczni chrześcijanie. Zarówno u niewierzących, jak i pośród wierzących, nawet praktykujących, w tej kwestii obserwuje się dziś niemałe zamieszanie, niejasności, wątpliwości, opory i emocje.

Milczenie wierzących wobec śmierci i życia po niej, wobec tego, co nas czeka po śmierci, pokrywanie milczeniem tajemnicy życia pozagrobowego jest tym bardziej nieuzasadnione i niestosowne, im liczniejsi są zadający pytania dotyczące śmierci, losu zmarłych oraz realnej możliwości oglądania oblicza Bożego i ponownego spotkania najbliższych. Pytania takie pojawiają się dziś szczególnie często w rodzinach doświadczonych nagłą śmiercią kogoś z najbliższych. Może to być matka opłakująca tragiczny zgon swego syna, daremnie poszukująca odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”, pragnąca kontaktu z nim, szukająca wyjaśnienia, chcąca wiedzieć, jaki jest jego los.

Odpowiedzi

3. Co czynić? Mówić o śmierci, o życiu po niej, o kontaktach ze zmarłymi – czy też pokrywać te sprawy milczeniem? Współczesna kultura daje najrozmaitsze odpowiedzi na pytanie o los człowieka na drugim brzegu śmierci.

Pierwsza, najkrótsza, brzmi: „nic”. Po śmierci nic nie istnieje. Tym samym stwierdza się, że śmierć stanowi kres ostateczny, że z osoby ludzkiej nic nie pozostaje, niczego o niej nie wiemy, a w konsekwencji niczego nie możemy o niej powiedzieć. Całkowity brak wiary lub roztropny agnostycyzm mają jeden wspólny mianownik: pustka.

Odrzuceniu pytania o życie po śmierci towarzyszy tendencja do opowiadania się za eschatologią immanentną. Jest ona dobrze znana w dziejach myśli zachodniej, a pojawiła się jako następstwo powstania i szerzenia się prądów zajmujących postawę krytyczną wobec chrześcijaństwa i religii jako takiej, motywowaną tym, że „budząc nadzieję człowieka na przyszłe, złudne życie, odstręcza go od budowy państwa ziemskiego” (GS 20). Człowiek zajmuje tu postawę „mesjańskiego horyzontalizmu”, będącego jedną z najbardziej radykalnych form sekularyzacji królestwa Bożego.

4. Należy przyznać, że w naszych czasach wierze chrześcijan zagrażają nie tylko wpływy pochodzące z zewnątrz Kościoła, ale także swoista słabość samej nadziei chrześcijańskiej. Pojawiają się mianowicie liczne nowe interpretacje tradycyjnych prawd dotyczących życia pozagrobowego, kwestionujące w oczach wiernych jedyność i niepowtarzalność Jezusa Chrystusa oraz realność Jego zmartwychwstania. Ma się wrażenie, że w odczuciu wielu współczesnych przejrzyste prawdy chrześcijańskie o powstałym z martwych Jezusie, zmartwychwstaniu i obcowaniu świętych weszły w strefę jakiegoś „teologicznego półcienia”. Wszystko to sieje zamieszanie wśród chrześcijańskiego ludu, który nie rozpoznaje już tutaj swego własnego słownika i kategorii dobrze znanych z jego własnego doświadczenia.

W tej sytuacji chrześcijanie powinni bardziej niż kiedykolwiek poczuwać się do odpowiedzialności. Są oni powołani do życia autentyczną ludzką nadzieją. Przypomina o tym apostoł Piotr: „bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3,15). Mamy się uczyć życia w nadziei: „Weselcie się nadzieją!” – napomina Apostoł Paweł (Rz 12,12). Zatem nasza wiara ma przybierać barwy nadziei. Egzystencja chrześcijańska jest odpowiedzią nie tylko na pytanie „w co wierzysz?”, ale również na pytanie: „czego oczekujesz?” W świecie, który zatracił sens nadziei, chrześcijanie mogą być czytelni i komunikatywni wtedy tylko, kiedy będą „świadkami nadziei”. W gruncie rzeczy świat należy do tych, którzy ukazują mu lepszą nadzieję.

Nasz cel

Intencją tej Noty duszpasterskiej jest wskazanie jakiegoś punktu odniesienia dla wspólnego działania w pełnej komunii i z zachowaniem praktyk wspólnych różnym diecezjom naszego rejonu. Różnice w działaniu sprzyjałyby tu rozwojowi ruchów utrzymujących, że mają kontakt z zaświatami, a równocześnie rodziłyby niepokój i zamieszanie w samych wiernych, pozostawionych w ich niepewności i wątpliwościach.

Odwołujemy się tu do misji biskupów, których zadanie II Sobór Watykański opisuje w następujący sposób: „W spełnianiu swego obowiązku nauczania niech obwieszczają ludziom Ewangelię Chrystusową – co wysuwa się na czoło wśród zasadniczych zadań biskupich – nawołując ich w mocy Ducha do wiary lub umacniając ich w żywej wierze. Niech ich zapoznają z całością tajemnicy Chrystusowej, czyli z tymi prawdami, których nieznajomość jest nieznajomością Chrystusa” (CD 12).


Nadzieja chrześcijańska: prawdy zapomniane

Jezus Chrystus naszą nadzieją

6. Dlaczego chrześcijanin trwa w nadziei? Co stanowi sekret naszej nadziei? Jaki jest jej fundament? Do współczesnych sobie chrześcijan, których wiarę wystawiał na ciężką próbę klimat niezrozumienia czy wręcz wrogości, Apostoł Piotr kieruje następujące słowa: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym” (1 P 1,3-5).

Nadzieja jest tu utożsamiana bezpośrednio nie z teologiczną cnotą nadziei, rozumianą jako cnota określająca postawę chrześcijanina, lecz z wydarzeniem stanowiącym jej podstawę. Tym wydarzeniem, nazwanym tu „żywą nadzieją”, jest „powstanie z martwych Jezusa Chrystusa”. Nasza nadzieja ma zatem swoje imię: „Zmartwychwstały Jezus Chrystus”.

Ze zmartwychwstaniem Jezusa łączy się ściśle nasze zmartwychwstanie. Jezus nie powstaje z martwych jedynie dla siebie; zmartwychwstaje jako „pierwociny” (por. 1 Kor 15,20-23), jako pierwszy spośród ludzi powołanych do odnowienia. Apostoł Paweł niezwykle jasno widział współzależność obu tych tajemnic i w pełnych pasji słowach pisał do chrześcijan w Koryncie, którzy okazywali tu pewne wątpliwości i zakłopotanie: „Jeżeli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w waszych grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu nadzieję w Chrystusie pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,16-20).

7. Zmartwychwstanie nie jest prawdą łatwą do przyjęcia. Nie bez powodu w Biblii objawienie potrzebowało wielu wieków do jej przekazania oraz do przezwyciężenia tradycyjnej nieufności Hebrajczyków względem zmartwychwstania po śmierci. Nauka o zmartwychwstaniu została wyraźnie sformułowana dopiero w czasach proroka Daniela (zob. Dn 12,2) i braci Machabeuszów; wiara w powstanie z martwych jest ukazywana wtedy jako podstawa czci okazywanej zmarłym: „Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, ta modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym” (2 Mch 12,44).

Na zewnątrz świata hebrajskiego trudności dotyczące przyjęcia zmartwychwstania wiązały się z grecką kulturą, która najmocniejszy wyraz znalazła w platońskiej doktrynie o nieśmiertelności duszy, nacechowanej przy tym zdecydowanie negatywną postawą wobec materii i całej domeny cielesności. Trudno było w związku z tym przyjąć, że wyzwolona z ciała dusza miałaby powrócić do swego więzienia, a jeszcze trudniej – widzieć w tym powrocie apogeum chwały i radości. Sam Paweł doświadczy tej greckiej wrogości wobec prawdy o zmartwychwstaniu ciał, z tym właśnie jest związana jego spektakularna porażka: „Gdy usłyszeli o zmartwychwstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: «Posłuchamy cię o tym innym razem»” (Dz 17,32).

Dlatego wiara chrześcijańska okazuje się w tym punkcie prowokująca i jeśli jej głoszenie nie zostanie odnowione, niektórzy będą mogli mieć trudności z jej przyjęciem. Jest rzeczą znaną, że formuła „wierzę w ciała zmartwychwstanie” została włączona do Symbolu Apostolskiego, a następnie do wielu innych, w celu uniknięcia spirytualistycznej interpretacji zmartwychwstania. Wprawdzie wszyscy uczęszczający co niedziela na Mszę św. chrześcijanie powtarzają: „Oczekuję wskrzeszenia umarłych”, nie znaczy to jednak, że do świadomości wszystkich w pełni dociera autentyczny sens tej prawdy i jej wstrząsająca treść.

Człowiek powołany do zmartwychwstania

8. Do zmartwychwstania są powołani wszyscy. Oczekiwanie chwalebnego zmartwychwstania, zainicjowane przez wydarzenie Zmartwychwstałego – „pierwocin” powołanych do powstania z martwych – było tak żywe wśród pierwszych chrześcijan, że jak wspomina Apostoł Paweł, prowokowało niektórych do oczekiwania jego rychłego nastąpienia, połączonego z powtórnym przyjściem Pana (por. 2 Tes 2,1-3). W związku z czym wiernym zaniepokojonym losem tych, którzy pomrą przed Paruzją, Apostoł Paweł wyjaśnia, że powołanie do zmartwychwstania dotyczy wszystkich, żywych i umarłych: „Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim” (1 Tes 4,13-14).

Zresztą – myśląc o możliwości swojej własnej śmierci, zanim jeszcze Pan powróci – Apostoł Paweł nie skrywa przed chrześcijanami Kościoła w Filippi swego pragnienia odejścia z tego świata i połączenia się z Panem: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli zaś żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, cóż mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej konieczne ze względu na was” (Flp 1,21-24).

Przekonanie, że śmierć sprawiedliwych nie stanowi kresu wszystkiego, lecz jest otwarciem na życie, dojrzało już w epoce poprzedzającej czasy Apostoła Pawła. Przypomina o tym czytanie Księgi Mądrości z liturgii za zmarłych. Po stwierdzeniu, że śmierć weszła na świat przez zawiść diabła, jej autor stwierdza: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju” (Mdr 3,1-3).

Śmierć pozostaje niewątpliwie faktem dramatycznym. Nawet dla Jezusa nie była ona wydarzeniem pogodnym i radosnym. W jej obliczu Jezus doznaje „lęku, smutku i trwogi” (zob. Mt 26,37 i Mk 14,33). Jezus zapłakał w drodze do grobu swego przyjaciela Łazarza (por. J 11,35). Cierpienie chrześcijanina wobec śmierci umiłowanych osób jest więc rzeczą naturalną. Ale rozjaśniona nadzieją osiągnięcia wspólnoty z Panem Jezusem śmierć nie jest już tylko faktem napawającym lękiem, lecz stanowi otwartą bramę i wejście do domu Ojca. Tak to właśnie wyraża język chrześcijański, posuwający się aż do zawołania: „Błogosławieni, którzy w Panu umierają” (Ap 13,14). W chrześcijańskiej tradycji często można napotkać myśl o pozytywnej wartości śmierci, jako warunku przyszłego zmartwychwstania i drodze do niego prowadzącej.

Wspólnota ze zmarłymi

9. Konstytucja soborowa o Kościele stwierdza: „Jedni spośród uczniów Jego pielgrzymują na ziemi, inni, dokonawszy żywota, poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, widząc wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest; wszyscy jednak, w różnym stopniu i w rozmaity sposób, złączeni jesteśmy wzajemnie w tej samej miłości Boga i bliźniego i ten sam hymn chwały śpiewamy Bogu naszemu. Wszyscy bowiem, którzy są Chrystusowi, mając Jego Ducha, zrastają się w jeden Kościół i zespalają się wzajemnie ze sobą w Chrystusie (por. Ef 4,16). Łączność zatem pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusowym, bynajmniej nie ustaje; przeciwnie, według nieustannej wiary Kościoła umacnia się jeszcze dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych” (LG 49).

Zatem pomiędzy żywymi i zmarłymi istnieje rzeczywista wspólnota, znajdująca konkretny wyraz w wymianie dóbr duchowych. Żywi mogą wspomagać zmarłych na rozmaite sposoby, w jakich tradycja wyraziła chrześcijańską solidarność ze zmarłymi: modlitwa, uczynki miłości, w szczególności odprawianie Mszy świętej, pamiątki Jezusowej Paschy. Nazajutrz po śmierci swej matki Moniki, święty Augustyn tak się modlił w Wyznaniach: „Natchnij, Panie, Boże mój, sługi Twoje […], aby wszyscy, którzy to przeczytają, wspomnieli u Twego ołtarza służebnicę Twoją Monikę, a razem z nią Patrycjusza, jej męża zmarłego na długo przed nią, poprzez których wprowadziłeś mnie do tego życia” (Wyznania, DC 13; cyt. za: Święty Augustyn, Wyznania, Warszawa 1992, s. 277).

Na zasadzie tejże solidarności, pomocy, jaką żywi okazują zmarłym, odpowiada pomoc zmarłych świadczona przez nich żyjącym – pomoc tym wydatniejsza, gdy zwyczajna ludzka solidarność zostaje wzmocniona motywami pokrewieństwa, przyjaźni, związków duchowych. Stanowi ona zawsze cząstkę owej „komunii dóbr duchowych”, o jakiej mówi Konstytucja II Soboru Watykańskiego o Kościele, i jest analogiczna do wstawiennictwa świętych u Boga.

10. Szukanie pomocy w modlitwie zmarłych, podobnie jak wzywanie świętych, to coś całkowicie innego niż wywoływanie duchów. Już w Starym Testamencie Bóg zakazał wywoływania duchów zmarłych (zob. Pwt 18,10-14; por. także Ez 22,17; Kpł 19,31; 20,6.27). Powszechnie znane jest opowiadanie o królu Saulu, który wbrew własnemu zakazowi chciał zasięgnąć porady u kobiety wywołującej duchy (zob. 1 Sm 28,3-25). W Nowym Testamencie zakaz ten podtrzymują także apostołowie, odrzucający zresztą wszelkie inne praktyki magiczne (zob. Dz 3,6-12; 16,16-18; 19,11-21).

Drugi Sobór Watykański, który zaleca wzywanie dusz błogosławionych, wielokrotnie przypomina, że Magisterium Kościoła wypowiadało się przeciwko wszelkim formom wywoływania duchów (zob. LG 49).

W czasie II Soboru Watykańskiego komisja doktrynalna wyjaśniła, co należy rozumieć przez słowo „wywoływanie”: są to wszelkiego rodzaju zabiegi, „za pomocą których, przy zastosowaniu różnych technik ludzkich, usiłuje się nawiązać widzialną łączność z duchami czy duszami zmarłych, w celu zdobycia jakichś wiadomości lub osiągnięcia jakiejkolwiek pomocy” (zob. Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Aktualne problemy eschatologii, 16 listopada 1991, w: EV 13/531).

Także nowy Katechizm Kościoła Katolickiego odrzuca wywoływanie duchów zmarłych, traktowane tu jako jedna z wielu form spirytyzmu, a w szczególności potępia posługiwanie się medium, będące wyrazem „chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi” (KKK 2116). Wreszcie Nota duszpasterska Konferencji Episkopatu Toskanii mówi o wywoływaniu dusz zmarłych jako o „formie wyalienowania z teraźniejszości i mistyfikacji wiary w życie pozagrobowe” (Florencja, 15 kwietnia 1994).


Dążenia niektórych ruchów do nawiązania łączności z zaświatami

Jeszcze do niedawna wyżej wymienione prawdy dotyczące chrześcijańskiej nadziei i wizji życia po śmierci wystarczająco podtrzymywały wiarę i uzasadniały nadzieję. Nie należy też wykluczać tego, że powrót do tych zapomnianych prawd w przepowiadaniu, katechizacji oraz w stylu życia chrześcijan, także dzisiaj może stanowić antidotum na trudności, wątpliwości i niepewności wierzących i niewierzących – wtedy przede wszystkim, kiedy ich nadzieja zostaje wystawiona na próbę przez tragiczną śmierć kogoś bliskiego.

Wiadomo jednak, że szczególnie w naszych czasach pojawiają się liczne postawy i ideologie zakładające możliwość nawiązywania kontaktów ze zmarłymi, które są akceptowane również przez część chrześcijan. Próby nawiązywania łączności z zaświatami są szczególnie często podejmowane na terenie Włoch, a dotyczy to także naszego rejonu Emilii-Romanii. Jako stróż ewangelicznej prawdy i zdrowej nauki Kościół ma obowiązek poważnego badania również tego rodzaju ruchów i ideologii. Jakie czynniki rozbudzają dzisiaj pragnienie i nadzieję nawiązania łączności ze zmarłymi? Jakie problemy rodzą takie zjawiska w świadomości chrześcijańskiej?

Nagła śmierć

12. Żyjemy w cywilizacji pełnej niebezpieczeństw, w której coraz częstsze są przypadki śmierci w następstwie jakiegoś wypadku – nierzadko w młodym wieku. Wystarczy pomyśleć o ofiarach wypadków drogowych, zwłaszcza o weekendowych hekatombach, ofiarach w pracy lub w niebezpiecznych rodzajach sportu, o ofiarach narkotyków i samobójstwach młodocianych. Zdarzająca się w następstwie takich tragicznych wydarzeń utrata syna, któregoś z rodziców, krewnego czy przyjaciela rodzi załamanie, poczucie winy, samotność oraz poczucie niemocy i bezsensu.

W takich sytuacjach pociechę przynosi bliskość pozostałych członków rodziny, solidarna postawa przyjaciół, podnoszące na duchu prawdy wiary i nadziei chrześcijańskiej. Nie należy się jednak dziwić, że ludzie doświadczeni niespodziewaną, tragiczną stratą członka własnej rodziny odczuwają nadto potrzebę zdobycia wiadomości, których mieć nie mogli, potrzebę bliskiego kontaktu ze zmarłym, informacji o jego aktualnym stanie, usłyszenia raz jeszcze jego głosu. Przeżywane dawniej tylko jako pragnienie, takie próby nawiązania łączności z bliskimi zmarłymi obecnie znajdują coraz więcej zwolenników – stąd rosnąca popularność ruchów przypisujących sobie możliwości kontaktu z zaświatami.

Kontakty z zaświatami

13. Mamy dziś do czynienia z różnego rodzaju ruchami i grupami, które – bezpośrednio lub za pośrednictwem medium – oferują żyjącym możliwość nawiązania kontaktu z bliskimi im zmarłymi. W tym celu coraz częściej są organizowane seminaria, spotkania studyjne, weekendy poświęcone jakiemuś szczegółowemu tematowi, w których zawsze chodzi ostatecznie o nawiązanie łączności z zaświatami. Biorą w nich coraz liczniejszy udział osoby pogrążone w smutku, pragnące posłuchać ludzi budzących nadzieję na pozaziemskie kontakty.

Jak tego dowodzi obszerna poświęcona temu tematowi literatura, nie jest to zjawisko całkiem nowe. Próby nawiązywania kontaktów ze zmarłymi występowały poprzez całą historię wierzeń ludzkości, poczynając od religii pierwotnych – aż po nasz wiek. Praktyki tego rodzaju stały się szczególnie popularne w wiekach dziewiętnastym i dwudziestym, wraz z pojawieniem się spirytyzmu i zastosowaniem mediów, które ze względu na leżącą u ich podstaw z gruntu pozytywistyczną i synkretyczną ideologię, spotykały się już z potępieniem ze strony Kościoła.

14. Jako konsekwencja kryzysu ideologii spirytyzmu, zaczynają się teraz pojawiać – przynajmniej na terenie Włoch – pewne formy wywoływania duchów, rzekomo łatwiejsze do pogodzenia z religią, mniej polemiczne w stosunku do Kościoła, a nawet dążące do nawiązania dialogu i porozumienia z hierarchią kościelną. Na potwierdzenie tej domniemanej ortodoksji bywa przytaczany fakt przyjmowania ich i praktykowania nie tylko przez świeckich chrześcijan, ale także przez zakonników i księży, niekiedy powszechnie znanych z racji swej działalności we wspólnotach chrześcijańskich. W ramach niektórych takich spotkań bywa nawet odprawiana Msza święta. Ale dla wykazania prawomocności podobnych inicjatyw nie wystarcza obecność księży. Ci zresztą są zawsze zobowiązani prosić o zezwolenie swego biskupa i nie wiadomo, jak można by takiego zezwolenia w tym przypadku udzielić.

W rzeczywistości mamy tu do czynienia z ideami, postawami i technikami, które nasuwają poważne wątpliwości co do ortodoksji takich ruchów. Przede wszystkim co do ich zgodności z wiarą. Sens śmierci, pewność istnienia życia po śmierci – i to nie tylko samej duszy, ale po ostatecznym zmartwychwstaniu – również i ciała, jak też pociecha w przypadku śmierci drogiej osoby, dla chrześcijanina mają źródło w słowie Bożym; stanowią akt wiary w Tego, który „nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Łk 20,38). Ubieganie się o przesłania zmarłych w celu uzyskania pewności oznacza brak zaufania wobec słowa Bożego – gorzej jeszcze: okazywanie większego zaufania słowom ludzkim (nawet jeśliby były prawdziwe i rzeczywiste) aniżeli orędziu Boga życia.

Narodziny świata wirtualnego

Pozory wiarygodności nadaje takim ruchom także postęp techniczny, wykorzystywany przez dzisiejsze formy nawiązywania łączności z drugim światem. Chodzi o posługiwanie się sofistycznymi środkami technicznymi (magnetofon, komputer, telefon, radio, telewizja itp.) i pewnymi szczególnymi metodami nawiązywania kontaktu ze zmarłymi, jak na przykład pismo automatyczne, zakodowane orędzia, rozmaite sygnały.

Posługiwanie się takimi metodami daje jedynie złudzenie nawiązania łączności. W rzeczywistości jest to kontakt z sobą samym czy raczej z pozbawionym świadomości obrazem syna lub innego zmarłego. Trzeba rozumieć i szanować ból osoby uciekającej się do podobnych metod, ale chrześcijanin podstawy swojej nadziei i pewnej pociechy ma szukać w Chrystusie. Jeżeli Chrystus, nasza nadzieja, nie wystarcza, wtedy natrafia się wcześniej czy później na ruchy o zabarwieniu wyraźnie sekciarskim, który wyszły wprawdzie z chrześcijaństwa, ale skończyły poza jego granicami. Poza tym chrześcijanin, żaden zresztą człowiek niepozbawiony zdrowego rozsądku, nie jest zwolniony z obowiązku krytycznego osądu i rozróżniania wszelkich środków rzekomo umożliwiających kontakty ze zmarłymi.

16. Kiedy takimi metodami nawiązywania łączności posługują się w środkach społecznego przekazu grupy uważające się za cząstkę Kościoła, może wtedy pojawić się coś w rodzaju „Kościoła wirtualnego”. Analogiczny model korzystania ze środków społecznego przekazu jest rozpowszechniony w Stanach Zjednoczonych i Ameryce Łacińskiej. Powstaje wówczas pewnego rodzaju „Kościół elektroniczny” czy po prostu wirtualny, w którym osoby odpowiedzialne za emisje religijne, posługując się najnowocześniejszymi technikami publikacji, tworzą autentyczne sieci komunikacji pomiędzy korzystającymi z mediów wiernymi i przepowiadaniem danej osoby. Miliony Amerykanów, przyrzekając czy nawet już deklarując swe nawrócenie, zgłaszają przynależność do „Kościoła”, który w rzeczywistości jest tylko emisyjną stacją telewizyjną, Kościołem „wirtualnym”.

Stwierdzenie tego faktu – zwłaszcza że na naszych oczach narasta, nie omijający także naszego kraju, proces globalizacji takich fenomenów religijnych – nie może, oczywiście, prowadzić do systematycznego odrzucania instrumentów techniki. Powinno natomiast skłaniać do uznania ich ograniczeń. Uprzywilejowanymi sposobami ewangelizacji, katechizacji i wszelkiego innego chrześcijańskiego przepowiadania nadal pozostają te, które dają możliwość osobowego spotkania ze słowem Bożym i ze wspólnotą wierzących. Tej ostatniej nigdy nie da się zredukować do wspólnoty zebranej wokół radioodbiornika, telewizora czy książki.

Głosy i przesłania z tamtego świata bywają uważane za rzeczywiste i autentyczne potwierdzenie prawd wiary, gdy tymczasem nie można wykluczać interpretacji słusznie wiążącej podobne zjawiska z podświadomością. Także – po ludzku całkowicie zrozumiała – potrzeba kontaktu z bliskimi zmarłymi, karmiąc złudzenie fizycznej łączności ze zmarłym, prowadzi w końcu do ucieczki przed realizmem śmierci, redukowanej w ten sposób do śmierci tylko pozornej. Zjawiska takie oznaczają sprzeciwianie się chrześcijańskiej tradycji, która opowiada się za duchową łącznością z bliskimi zmarłymi przez wzajemną modlitwę, wspominanie dobrego pozostawionego przez nich przykładu i przez czujne oczekiwanie chwalebnego zmartwychwstania. W przeciwnym razie wiara w Jezusa Chrystusa i nadzieja zmartwychwstania zostają pozbawione ich właściwego sensu.

Fascynacja Wschodem

17. Między innymi także w następstwie kontaktów z takimi krajami jak Indie i Tybet liczni są dziś tacy, którzy ulegają zafascynowaniu orientalną wizją rzeczywistości i w rozmaitych technikach szukają balsamu kojącego ból duszy. Nie dziwi zatem, że w duchowości ruchów proponujących takie czy inne formy kontaktów z innym światem do elementów typowych dla duchowości chrześcijańskiej przyłączają się elementy zupełnie jej obce czy wręcz sprzeciwiające się jej, jak na przykład doktryna reinkarnacji.

Niekiedy ma się wrażenie, że wkraczamy tu na olbrzymie targowisko wspólne wszystkim wierzeniom religijnym, traktując je jako sklep samoobsługowy, gdzie każdy może sobie wybrać to, co jest mu potrzebne. W ten sposób nawet niektórzy chrześcijanie są przekonani, że doktryna reinkarnacji może stanowić szczęśliwe uzupełnienie ich wiary w zmartwychwstanie.

Przez reinkarnację należy rozumieć doktrynę, zgodnie z którą dusza ludzka przybiera po śmierci inne ciało, ponownie się wcielając. W naszych czasach nie brak takich, którzy uważają, że nasze życie ziemskie jest zbyt krótkie, by móc w nim zaktualizować całą potencjalność człowieka, albo że w kolejnym życiu można będzie naprawić błędy i uzupełnić niedostatki poprzednich. W ten sposób możliwe by było rozpoczęcie nowego życia.

18. Gdyby jednak tak było, gdyby istniało więcej niż jedno życie, straciłyby na tym świadomość powagi obecnego życia i sens osobistej odpowiedzialności. Bez odpowiedzi pozostawałoby także pytanie, dlaczego człowiek niczego sobie nie przypomina z wydarzeń swego poprzedniego życia. U podstaw tej nie mającej na swe poparcie poważnych dowodów teorii leży w gruncie rzeczy idea, zgodnie z którą człowiek w obecnym istnieniu nie jest zdolny w pełni świadomie zadecydować o swoim przeznaczeniu.

Jak za chwilę powiemy, reinkarnacja nie jest artykułem sprzedawanym osobno. W rzeczywistości wiąże się z nią odmienna wizja Boga, człowieka, historii i zbawienia.

Niespójność doktryny reinkarnacji z chrześcijańskim rozumieniem obecnego życia staje się oczywista, jeśli się ją zestawi z osobowym charakterem spotkania człowieka z Bogiem i z samym zmartwychwstaniem ciał. Sam Chrystus nie wcielił się ponownie, lecz zmartwychwstał.


Sposoby i przykłady towarzyszenia

19. Szybkie szerzenie się tych ruchów ukazuje w sposób oczywisty konieczność owej „nowej ewangelizacji”, której Ojciec Święty stal się w ostatnich latach niezmordowanym świadkiem i rzecznikiem. Ruchy propagujące kontakty z zaświatami, praktyki wywoływania duchów zmarłych, oczekiwanie niosącego pociechę przesłania z tamtego świata, stanowią znak zapotrzebowania na wyjaśnienia i odpowiedzi, jakich nie jest w stanie udzielić dzisiejsze społeczeństwo, szczególnie w panującej obecnie atmosferze niepewności i prowizoryczności.

Inaczej mówiąc, w tych ruchach szuka się sposobu wypełnienia egzystencjalnej próżni i tymczasowości charakterystycznej dla naszej epoki. Rozmiary tej próżni, obejmującej także niedojrzałych w swej wierze chrześcijan, postulują niezwłoczną odnowę głoszenia Ewangelii i łaski Chrystusowej, nadania mu znamion większej autentyczności i entuzjazmu. Jakie są zatem duszpasterskie oczekiwania i konkretne sugestie, które ta sytuacja narzuca naszym Kościołom, wiernym, kapłanom i Magisterium biskupów?

Ewangelizować

20. Przede wszystkim należy przywracać chrześcijański, ewangeliczny sens śmierci zmartwychwstaniu, duchowej łączności ze zmarłymi, nadając w ten sposób większą wiarygodność prawdom, które uzasadniają chrześcijańską nadzieję i razem składają się na jej treść. Chodzi mianowicie o pomaganie chrześcijanom w złożeniu nadziei w Chrystusie, a nie w rzekomych przesłaniach z zaświatów.

W pierwszym rzędzie trzeba zrewaloryzować formy zwyczajnego duszpasterstwa, a więc głoszenia kazań, katechizacji, sprawowania Eucharystii za zmarłych. Jeśli będą wystarczająco nasycone treściami słowa Bożego i duchową tradycją Kościoła, one same staną się żywym i aktualnym przesłaniem chrześcijańskim o tamtym świecie i wynikających z niego naszych relacjach ze zmarłymi. Same tylko oznaki solidarności z pogrążoną w smutku rodziną zmarłych nie wystarczą.

21. Uprzywilejowaną okazję głoszenia Ewangelii chrześcijańskiej nadziei stanowi nadto celebracja liturgii żałobnej, tradycyjnie skupiającej członków najbliższej rodziny, krewnych i przyjaciół zmarłej osoby, mimo iż nie wszyscy z nich są systematycznie praktykujący. Niektórzy z nich przekraczają próg kościoła tylko przy tej właśnie okazji, inni, poruszeni doświadczeniem śmierci, powracają do niego po wielu latach nieobecności. Normalnie taka sytuacja rodzi w człowieku pozytywną dyspozycję do przyjęcia chrześcijańskiego przesłania i nieczynienie z żałobnej liturgii szkoły wiary równałoby się stracie niepowtarzalnej okazji.

Nazbyt często także katechizacja – dostosowując się do tendencji panujących w dzisiejszym społeczeństwie, które temat śmierci uważa za tabu, a w mówieniu o nim widzi przejaw złego smaku – w omawianych programach skraca bądź w ogóle pomija tematy śmierci, życia wiecznego, zmartwychwstania.

22. Najgłębszy rdzeń i centrum chrześcijańskiego przepowiadania stanowi w rzeczywistości zmartwychwstanie Chrystusa. Jak uczy święty Paweł, „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara” (1 Kor 15,14). Centralny charakter zmartwychwstania Chrystusa dowodzi, że jest ono ostatnim i definitywnym słowem Boga do człowieka – i jest to słowo nie śmierci, lecz życia. Nie można też zapominać, że przepowiadanie w ramach Eucharystii nie jest wyłącznie głoszeniem prawdy, ale zarazem stwarza możliwość uczestniczenia. Kto wierzy, ten bierze też udział w wydarzeniu Paschy Pana. Zatem prawda zmartwychwstania postuluje akt wiary. Sam Zmartwychwstały domaga się go od Apostoła Tomasza: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29). Podobnie jak pozostałym apostołom, kobietom i pierwszym uczniom, zmartwychwstały Jezus ukazał się także Tomaszowi, jako powołanemu na naocznego świadka Paschy Pana. Ale mając na uwadze naturę wiary tych, którzy mieli uwierzyć świadectwu apostołów, Jezus pochwalił wiarę w Zmartwychwstałego tych, którzy nie domagali się żadnego znaku.

Czuwać

23. Wzywanie do czujności często powraca na kartach Ewangelii i w całym Piśmie Świętym. Czuwać należy przede wszystkim ze względu na zasadzki szatana, który może się posłużyć także bólem i zagubieniem spowodowanym nieoczekiwaną lub nagłą śmiercią drogiej osoby, ażeby doprowadzić człowieka do utraty wiary. Nigdy nie traci swej aktualności upomnienie świętego Piotra: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożreć” (1 P 5,8). Nie od rzeczy będzie zatem w przepowiadaniu dyskretnie przestrzegać wiernych przed zasadzkami, jakimi dla ich wiary mogą być ruchy głoszące nadzieję opartą nie na Słowie Bożym, lecz na ludzkich doświadczeniach i technikach.

Czuwać, ponieważ nie znamy dnia ani godziny, kiedy Pan zapuka i zaprosi nas do „przejścia na drugą stronę” (por. Mk 4,35). By nas zachęcić do czuwania, Jezus porównał się nawet ze złodziejem wchodzącym do domu, gdy gospodarz nie widzi: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał, i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24,43-44). Za każdą niespodziewaną śmiercią kryje się stanowcze wezwanie do trwania w gotowości „z przepasanymi biodrami i zapalonymi pochodniami” (Łk 12,35).

Czuwać po to, by przyjąć wezwanie przychodzące od każdej gwałtownej śmierci. Tym, którzy Mu donieśli o gwałtownej śmierci wielu osób równocześnie (utopiony we krwi przez rzymskiego prokuratora bunt Galilejczyków), Jezus powiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13,2-3). Gwałtowna śmierć podejmuje i powtarza – bardziej krwią niż słowami – słowa, którymi Jezus zainaugurował swoje posłannictwo: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15). Jeśli nam pomaga w nawróceniu, w zmianie mentalności, w poważnym traktowaniu Ewangelii i głoszeniu światu wartości życia i mocy miłości – wtedy także gwałtowna śmierć nabiera sensu, ponieważ staje się cząstką zamysłu Boga, zawsze szanującego ludzką wolność.

24. Czuwać i modlić się. W ostatni wieczór swego życia, sam w obliczu śmierci, takie właśnie zaproszenie Jezus skierował do swych uczniów: „Czuwajcie i módlcie się!” (Mt 26,41). Czuwanie to postawa, jaką cała chrześcijańska wspólnota zajmuje w Noc paschalną, kiedy się modli i rozważa, oczekując chwalebnego zmartwychwstania swego Pana. Gromadzenie się w mieszkaniu zmarłego razem z jego rodziną, przyjaciółmi i bliskimi, modlitewne wspólne czuwanie, śpiewanie i rozważanie słowa Bożego stanowi autentycznie chrześcijańską tradycję. Modlitewne wsłuchiwanie się w słowo Boże starannie dobranych czytań biblijnych bardziej niż wszystko inne otwiera serce człowieka na wielkie prawdy wiary: głosi zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią, napełnia nadzieją złączenia się kiedyś z drogimi zmarłymi w królestwie Bożym, ożywia serdeczne uczucia względem zmarłych, uświadamia konieczność życia w duchu Ewangelii.

W przypadkach nagłej lub gwałtownej śmierci pożyteczne będzie podtrzymywanie tej tradycji przez częstsze spotkania, także w grupach: okresowe odwiedzanie rodzin, wspólne czytania i modlitwy, dni skupienia specjalnie poświęcone rozmowom z doświadczonymi nieszczęściem osobami i niesienie im pociechy.

Towarzyszyć

25. Dla osób pogrążonych w głębokim smutku dni i miesiące następujące bezpośrednio po pogrzebie bywają szczególnie trudne: są to chwile przygnębienia, wątpliwości, samotności – w oczekiwaniu jakiegoś nieokreślonego znaku. Szczególnie w takich momentach trzeba okazywać bliskość i serdeczność, towarzyszyć doświadczonym osobom w ich cierpieniu. Stąd w naszych wspólnotach pilna potrzeba nowej posługi: posługi pocieszania.

W uległości Duchowi Świętemu powinny się tworzyć grupy osób wyróżniających się szczególną wrażliwością duchową (łatwiej je znaleźć wśród doświadczonych już jakimś bolesnym wydarzeniem), których zadaniem byłoby towarzyszenie ludziom pogrążonym w wielkim bólu i żałobie, po to, by im dopomóc w przeżywaniu najtrudniejszego okresu w świetle wiary i w duchu odważnej nadziei. Czas i szczegóły takiej misji należałoby przemyśleć opierając się na doświadczeniu konkretnego dramatu, sytuacji rodzinnej, poziomie wiary, okoliczności danego wydarzenia. Dla orientacji podajemy tu kilka wskazań:

– nie ograniczać się do samych odwiedzin osób w bólu, ale pozostać z nimi dłuższy czas; takie towarzyszenie powinno być dyskretne, ale pełne odwagi czerpanej od Ducha Świętego – tak by dana osoba mogła odczuć pociechę płynącą z wiary oraz chrześcijańską solidarność;

– przygotowywać i proponować spotkania w duchu wiary i modlitwy (wigilie modlitewne, słuchanie słowa Bożego, dni skupienia szczególnie poświęcone niesieniu pociechy osobom doświadczonym itd.), które by pomagały w przeżywaniu tajemnicy obcowania świętych w najgłębszym tego słowa znaczeniu i do ożywienia wiary w zmartwychwstanie Chrystusa;

– włączać śmierć drogiej osoby w „strumień miłości” w ten sposób, żeby osoba zmarła niespodziewanie lub nagle nadal mogła żyć w podejmowanych inicjatywach lub działaniach (charytatywnych, kulturalnych, społecznych, rekreacyjnych itp.), noszących jej imię i uobecniających ją pośród nas mocą miłości;

– przywracać poczucie własnej wartości osobom ciężko doświadczonym przez zapraszanie ich do dzielenia się własnymi przeżyciami w celu pomożenia tym, których spotkało podobne nieszczęście, albo przynajmniej do uwrażliwiania wspólnoty i rodzin na problem cierpienia, choroby i śmierci.


Zakończenie

26. W swym liście apostolskim Salvifici doloris „O chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia”, powołanym do posługi pocieszania Jan Paweł II daje za wzór miłosiernego Samarytanina.

„Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość. Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który wzrusza się nieszczęściem bliźniego […]. Jednakże miłosierny Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek by ono było natury. Pomoc, o ile możności, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne «ja», otwierając to «ja» dla drugiego […]. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru z siebie samego” (Salvifici doloris, 28; tekst polski za: wyd. Drukarnia Watykańska „Polyglotta”, s. 61n)*.

Arcybiskupi i biskupi Emilii-Romanii

Bolonia, 23 kwietnia 2000, Pascha Zmartwychwstania

* Przekład z oryginału włoskiego: Wiesław Szymona OP


Napisz komentarz (0 Komentarze)

Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl