Co roku, z okazji katolickich obchodów świąt
Bożego Narodzenia, wypadających jak każdemu wiadomo
pod koniec grudnia, pojawiają się tu i ówdzie artykuły i
powtarzane za nimi głosy różnych próbujących zabłysnąć
oryginalnością chrześcijańskich separatystów, że tak to ujmę,
którzy próbują za pomocą już dawno obalonych argumentów
negować ideę, a zwłaszcza tradycyjną katolicką datę obchodzenia tych
świąt. Nie ma w tym nic nowego. Tak było i w tym roku (co skłoniło
mnie do napisania niniejszej polemiki). Co jednak ciekawsze, ci sami
ludzie bardzo często proponują przy tej samej
okazji własną datację świąt Bożego Narodzenia, którą
wyznaczają najczęściej na przełom września i października. Przykładem
takiej tendencji są artykuły Alfreda Palli i Leszka Sołygi,
zamieszczone w internetowych serwisach Wiara Apostolska,
Dzisiejszy Eliasz, Jeszua
z Nazaretu Mesjasz żydowski!
i Nadzieja[1].
Niniejszy tekst jest polemiką z tymi tekstami, które są, o
dziwo, łudząco do siebie podobne. Poniżej przedstawiam w punktach
argumentację żywcem wyjętą z tych artykułów, z którą
podejmę polemikę. Kiedy będę je niżej cytował, będzie to zaznaczone
przeze mnie kursywą. Nadmieniam, że zachowuję oryginalną
pisownię obu autorów oraz że wszelkie wytłuszczenia i
podkreślenia w cytatach pochodzą od nich samych, nie ode mnie.
Przechodzę zatem do polemiki.
Już na samym wstępie jeden z wspomnianych autorów
(Sołyga) wprowadza w błąd czytelników, gdy pisze:
Przecież to oczywiste, miliony ludzi na całym świecie
świętują narodzenie Chrystusa - Boże Narodzenie - 25 grudnia. Czy
jednak jest to właściwe? Czy Chrystus naprawdę narodził się 25
grudnia? Bądź przygotowany na to, że fakty, które zostaną Ci
tutaj przedstawione zaszokują Ciebie. Drogi czytelniku zapraszamy
Ciebie do studium opartego na Biblii dzięki któremu odkryjesz
prawdę - szokującą prawdę - o tym kiedy naprawdę narodził się
Jezus Chrystus.
Iście błyskotliwy wstęp. Takie stawianie sprawy jest
jednak manipulacją lub wyrazem nieznajomości nauki katolickiej,
ponieważ nikt w Kościele rzymskokatolickim nie upiera się, że Jezus
urodził się akurat 25 grudnia. Jest raczej tak, że przyjęto tę datę
umownie na ten dzień. Nie jest ona jednak wyrazem przekonania
historycznego, ponieważ Kościół od początku nie znał
rzeczywistej daty narodzenia Chrystusa. Dlatego zdecydował się na
wyznaczenie daty zastępczej i umownej. Powyższa polemika jest zatem
polemiką Sołygi z Sołygą, nie Sołygi z nauką katolicką. Sołyga obala
tu tezę, którą postawił sam sobie, nie stawiał jej zaś Kościół
katolicki. O wiele bliższy punktowi widzenia Kościoła
rzymskokatolickiego w kwestii obchodów Bożego Narodzenia
(który jakby zakrywa Sołyga) jest
Palla, który pisze:
Jezus nie urodził się 25 grudnia, ale czy tradycja
wspominania narodzin Mesjasza jest zła sama w sobie? Wydaje się, że
nie. Lepiej, że mówi się o narodzinach Zbawiciela w grudniu,
niż gdyby nie mówiło się o nich wcale, albo gdyby mówiło
się wtedy o narodzinach boga słońca, jak kiedyś.
Następnie, Sołyga i Palla wysuwają przeciw tradycyjnej
katolickiej datacji Bożego Narodzenia (25 grudnia) stary i
wyświechtany argument oparty na Łk 2,8. Zacytujmy obu autorów,
aby najlepiej ukazać, o co im chodzi:
To twierdzenie
jest na pewno szokujące, ale prawdziwe. Czy to jednak możliwe, aby
miliony szczerych ludzi świętujących narodziny Chrystusa 25 grudnia
było w błędzie? Sam zobacz!
Zwróć
uwagę na jasne stwierdzenie znajdujące się w Twojej Biblii:
w dniu narodzin Chrystusa "przebywali w polu pasterze
i trzymali straż nocną nad swoją trzodą" (Łukasz 2,8).
Musimy
pamiętać o tym, że w Izraelu od początku listopada do
początku marca panuje "zima". Jest to pora deszczowa, która
charakteryzuje się chłodem i opadami deszczu. "Bo oto
minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł" (Pnp 2,11).
Pasterze
wtedy nie mogli przebywać na polach pilnując bydła gdyż było za
zimno. Tym bardziej nie mogli tego robić nocą, gdyż temperatura spada
wówczas jeszcze niżej. Czy możemy to udowodnić? Oczywiście!
Otwórzmy księgę Ezdrasza rozdział 10,9.13:
"I
w ciągu owych trzech dni zebrali się wszyscy mężczyźni z Judy
i Beniamina w Jerozolimie dwudziestego dnia miesiąca - był
to miesiąc dziewiąty; i cały lud rozsiadł się na dziedzińcu domu
Bożego, drżąc z powodu sprawy i deszczów"
(10,9).
Kiedy wypadał
dziewiąty miesiąc? Oto przypis z BT do tego tekstu:
"Czyli
Kislew = listopad/grudzień".
A więc
miało to miejsce mniej więcej wtedy kiedy miał się narodzić Chrystus.
Lud drżał z powodu deszczów gdyż było chłodno. Czy
pasterze mogli wtedy przebywać nocą na polu? Przeczytajmy teraz
wiersz 13:
"Ale lud
jest liczny a pora deszczowa, tak że nie można pozostać na
dworze; a sprawa ta - nie na dzień jeden ani dwa, gdyż wielu
z nas w tej sprawie zawiniło".
Jak więc widać
nie można było wówczas przebywać na dworze z powodu zimna
nie mówiąc już o nocowaniu. Być może ktoś powie, że
w Betlejem mogło być o tej porze cieplej. Jednak opisane
powyżej wydarzenie miało miejsce w Jerozolimie, a Betlejem
leży tylko 8 kilometrów od Jerozolimy. Sama więc Biblia
wskazuje, że narodzenie Chrystusa nie mogło mieć miejsca w grudniu.
Oto
co na ten temat pisze Werner Keller:
"W okresie
świąt Bożego Narodzenia panuje w Betlejem mróz i przy
temperaturze poniżej zera nie było pewnie w Ziemi Świętej bydła
na pastwiskach. Fakt ten potwierdza również zawarta
w Talmudzie notatka, według której w tej okolicy
w marcu wypędza się bydło na pastwiska, a z początkiem
listopada znów się je spędza. Przez okres niemal ośmiu
miesięcy trzody pozostają na wolnym powietrzu. W okresie naszych
świąt Bożego Narodzenia także i w Palestynie zwierzęta
pozostają w stajni, a wraz z nimi i pasterze.
Wobec tego opowiadanie w Ewangelii św. Łukasza wskazuje na
narodzenie Chrystusa Pana przed nastaniem zimy, ..."
"A
jednak Pismo Święte ma rację" Pax Warszawa 1959 s. 287).
Tyle Sołyga. Palla natomiast ujmuje to tak:
Wypas owiec nocą
przez pasterzy byłoby czymś niezwykłym w grudniu, który jest
najmroźniejszym miesiącem w Judei, a średnia temperatura w Betlejem
wynosi w grudniu zaledwie 7 stopni Celsjusza. Spis ludności, który
wymagał długich podróży byłby niepraktyczny w porze deszczowej
ze względu na chłód i błotniste drogi.
Przeciwko
grudniowej dacie narodzin Jezusa świadczy sprawozdanie Ewangelii,
które mówi, że w tym czasie byli w tej krainie
pasterze w polu czuwający i trzymający nocne straże nad stadem swoim
ŁUK. 2,8. Wypas owiec obejmujący dni i noce kończył się w
Judei jesienią wraz z nadejściem pory deszczowej, w czasie której
owce wypasano już zwykle tylko za dnia. W pozostawieniu owiec na polu
w grudniu przeszkadzał nie tylko chłód, ale zwłaszcza opady
deszczu, a nawet śniegu. Średnia temperatura w okolicach Betlejem w
grudniu wynosi zaledwie 7 stopni Celsjusza, a często spada
poniżej 0 stopni. Na grudzień przypada w tej okolicy najwięcej dni
mroźnych o temperaturze poniżej zera, a meteorolodzy izraelscy
uważają, że klimat 2.000 lat temu był tam podobny do obecnego.
Grudzień
nie był miesiącem, w którym pasterze pozostawaliby wraz z
owcami na otwartym polu przez noc. Grudzień nie byłby miesiącem, na
jaki pragmatyczni Rzymianie wyznaczyliby spis ludności, co było celem
podróży Marii i Józefa do Betlejem ŁUK. 2,1-3. W
porze deszczowej drogi były pokryte błotem, co wraz z panującym
wówczas chłodem utrudniało podróżowanie, a spis
ludności wymagał od ogromnych mas ludzi pokonywania dużych
odległości, aby dotrzeć do miejsca, z jakiego pochodzili. Rzymianie
łączyli takie spisy z lokalnymi zwyczajami. W Judei najkorzystniejszy
byłby okres Święta Szałasów, które przypadał po
żniwach, gdyż wtedy spis nie odciągałby ludzi od pracy, ani nie
narażał na podróż w chłodzie i po zabłoconych drogach.
Po
pierwsze, zima w Palestynie jest zwykle ciepła, temperatura o
tej porze roku może tam wynosić nawet 12°C na plusie[2].
Przyznaje to nawet nieco niechętnie Palla (będąc w tej kwestii
bardziej obiektywnym niż Sołyga, który jest całkiem
nieobiektywny), który choć pisze w swym wyżej cytowanym
artykule, że temperatura w zimę w Palestynie spada często
poniżej zera, to jednak przyznaje on zarazem, że średnia
temperatura w okolicach Betlejem w grudniu wynosi zaledwie 7 stopni
Celsjusza. W zasadzie sam Sołyga wyżej pośrednio nieświadomie
potwierdza, że mróz w Palestynie jest rzeczą raczej nieczęstą,
że temperatura jest tam zimą dodatnia, ponieważ to, co Sołyga wyżej
cytuje, ukazuje nam, iż zimą w Palestynie mamy do czynienia z
deszczem, a nie ze śniegiem.
Cytowany
więc wyżej przez Sołygę dość wybiórczo Keller wprowadza w błąd
swych czytelników, ponieważ naświetla nam tę kwestię dość
wybiórczo. To, że w Palestynie czasem chwyta mróz
w grudniu, nie oznacza, że zawsze łapie tam mróz w
grudniu. W końcu Palestyna jest o wiele dalej na południe niż nasza
zimna, północna Europa. Powyższa argumentacja jest zatem
kulawa, bo to tak jakby ktoś argumentował, że co roku obywatel X
świętuje Boże Narodzenie w Montrealu, tylko dlatego, że obywatel Y
spotkał go tam parę razy w grudniu, spędzającego święta. Nawet w
Afryce na suchej od spiekoty zwrotnikowej Saharze co jakiś czas pada
śnieg[3],
co przecież nie oznacza, że w Afryce od grudnia do marca można zwykle
lepić bałwany. Tak samo uporczywe argumentowanie przez Pallę i Sołygę
w ich wyżej cytowanych artykułach, że w nocy temperatura w Palestynie
spada poniżej zera, nie oznacza, że nie można tam zwykle nocować na
otwartym polu, ponieważ nawet na Saharze temperatura zwykle spada
w nocy poniżej zera, co nie przeszkadza podróżować tam
karawanom ani nocować tam podróżnikom, którzy nie
chodzą przecież ubrani w kożuchy.
Wreszcie,
nie wiem dlaczego, w wyżej przytoczonym fragmencie Sołyga wpiera swym
czytelnikom, że z Łk 2,8 wynika, iż pasterze wraz ze swymi trzodami
nocowali na otwartym polu. Kto tak powiedział? Pismo tego nie podaje.
Podaje jedynie, że pełnili oni straż nad trzodami na polu. Nie wynika
z tego jednak, że wylegiwali się oni na wolnym powietrzu bez żadnej
ochrony przed zimnem. Mogli przecież pełnić tę straż w szałasach lub
namiotach, trzodę też mogli trzymać w czymś w rodzaju zagrody. Jeden
z biblistów, który bywał w Palestynie, podaje:
Pasterze
palestyńscy [
] ubrani są w tunikę sięgającą przynajmniej
kolan [
]. Chroniąc się przed chłodem nocy, używają kożucha
lub płaszcza. Spędzanie nocy wraz z trzodą na pastwisku, i to podczas
zimy, nie należy wprawdzie do zwyczaju przyjętego ogólnie. Nie
można jednak tego uważać za rzecz niezwykłą wielu z
betleemitów po dzień dzisiejszy postępuje w ten sposób[4].
Natomiast
Biblia lubelska podaje w przypisie
do Łk 2,8[5],
że przebywanie nocą na wolnym powietrzu jest możliwe w
okolicach Betlejem nawet podczas deszczowej pory roku. Na noc
pasterze zapędzają wtedy stado do zagrody specjalnie na ten cel
przygotowanej z ciernistych krzewów, sami zaś śpią w szałasie.
Jeden z nich zawsze czuwa, aby bronić stada przed złodziejami lub
dzikimi zwierzętami.
Sam w czasach
błogiego dzieciństwa byłem na obozie harcerskim na Warmii i Mazurach.
W nocy temperatura była tam bardzo bliska zeru (a wiem, co mówię,
bo pełniąc nocne warty na bramie obozu, miałem przed oczami
termometr), co nie przeszkadzało nam jednak przez trzy tygodnie spać
pod wielkim harcerskim w ogóle nie zamykanym na noc namiotem
(bez podłogi), który luksusem cieplarnianym w żadnym wypadku
nie był (mógł nas chronić jedynie przed deszczem, ale nie
przed zimnem). Każdy z nas miał tylko jeden koc i słomiankę pod
głowę, o pierzynie czy kołdrze w ogóle nie mogło być mowy.
To wszystko
wskazuje, że nie istniały żadne przeszkody, aby wspomniani w Łk 2,8
pasterze mogli jednak przebywać w nocy na polach betlejemskich, gdzie
panowały choćby tylko niewielkie temperatury dodatnie.
Co do tego, że
odbywanie podróży w miesiącach zimowych (gdy panuje pora
deszczowa) jest niemożliwe, to jest to kolejny sztuczny problem.
Biblia wielokrotnie wspomina o tym, że Żydzi odbywali podróże
w miesiącach zimowych. Np. 1 Mch 16,14 podaje, że Szymon,
Matatiasz oraz Juda podróżowali po Palestynie i objeżdżali ją
w miesiącu jedenastym, czyli Szebat. Wypada to na przełom stycznia i
lutego według naszych kalendarzy, czyli jest to środek zimy. Również
Jeremiasz podaje (Jr 39,1; 52,4; por. też Ez 24,1-2; 1 Krl
25,1), że Nabuchodonozor odbył podróż z Babilonu do Jerozolimy
ze swym wojskiem w miesiącu dziewiątym i dziesiątym, czyli Kislew
(listopad/grudzień) i Tebet (grudzień/styczeń). Biorąc pod uwagę
fakt, że wojskowy ekwipunek ciąży o wiele bardziej niż bagaż, jaki
wiozła ze sobą Święta Rodzina, widzimy, że pora zimowa może nawet i
była utrudnieniem w podróżach odbywanych w tamtym rejonie, nie
negowało to jednak samej możliwości odbywania takich podróży.
Także Ezechiel znajdujący się wśród zesłańców w kraju
Chaldejczyków (Ez 1,3; 11,24), czyli po prostu w Babilonii (Ez
12,13; 23,15; Jr 50,1), podaje, że w dziesiątym miesiącu, czyli na
przełomie stycznia i grudnia (patrz wyżej), przybył do niego do
Babilonii zbieg z Jerozolimy (Ez 33,21). Fakty mówią same za
siebie i dalszy komentarz jest tu zbyteczny. Skoro istniało
zarządzenie co do spisu ludności, to czy Józefowi się to
podobało, czy nie, musiał się udać w podróż na spis ludności,
mimo niesprzyjającej pogody.
Czy Jezus urodził
się na przełomie września i października?
Tym samym doszliśmy
do meritum niniejszego tekstu. Zarówno Sołyga jak i Palla są
przekonani, że Jezus urodził się na przełomie września i
października, o czym ponoć przekonuje ich Pismo Święte.
Zaproponowanie takiej konkurencyjnej daty ma być, rzecz jasna,
kolejnym argumentem mającym nam uzasadnić błędność tradycyjnej daty
Bożego Narodzenia, wyznaczanej na 25 grudnia. Zobaczmy wpierw, jak
Sołyga uzasadnia tezę o październikowo-wrześniowym Bożym Narodzeniu:
Jeżeli jednak
Jezus nie urodził się w grudniu, to czy jest możliwe aby ustalić
właściwy czas Jego narodzin? Czy jesteśmy w stanie rozwikłać ten
problem?
Oto następne
szokujące fakty!
Łukasz
informuje nas w 1,24-38, że Maria poczęła Jezusa wówczas
kiedy jej kuzynka Elżbieta była w szóstym miesiącu ciąży
z Janem Chrzcicielem. Jezus więc musiał się narodzić sześć
miesięcy po narodzeniu Jana Chrzciciela.
Jeżeli jest więc
możliwe ustalenie czasu narodzin Jana Chrzciciela to wówczas
musimy po prostu dodać sześć miesięcy i otrzymamy czas narodzin
Chrystusa.
A więc,
czy Biblia objawia nam czas narodzin Jana Chrzciciela?
Zwróć
uwagę na następujące fakty.
Mąż
Elżbiety Zachariasz był kapłanem w świątyni w Jerozolimie.
Łukasz w 1,5 stwierdza, że Zachariasz był "z
oddziału Abiasza". W czasach króla Dawida liczba
kapłanów była tak duża, że wszystkich podzielono na 24
oddziały. Możemy o tym przeczytać w 1 Kronik 24
rozdział. Każdy oddział służył w świątyni jeden tydzień,
rozpoczynając swoją służbę i kończąc w szabat (2 Kronik
23,8). Oddział Abiasza był ósmy z kolei. Przeczytajmy
również przypis do Łk 1,5 z BT: "Kapłani byli
podzieleni na 24 oddziały (zmiany), z których każdy
pełnił służbę w świątyni przez tydzień. Oddział Abiasza był ósmy
(Krn 24,10)".
Pierwszy oddział
zaczynał służbę w pierwszym tygodniu pierwszego miesiąca
hebrajskiego kalendarza. Drugi oddział służył w drugim tygodniu.
W trzecim tygodniu wypadała Pascha i święto Przaśników
i wówczas w świątyni służyły razem wszystkie 24
oddziały. W czwartym więc tygodniu zaczynał służbę trzeci
oddział kapłanów.
ósmy
oddział Abiasza, w którym służył Zachariasz zaczynał więc
służbę w dziewiątym tygodniu roku. Ale oddział Abiasza służył
także w świątyni i w dziesiątym tygodniu razem
z wszystkimi 24 oddziałami, gdyż wypadało w tym tygodniu
święto Piędziesiątnicy.
W czasie
jednego z tych dwóch tygodni - dziewiątego lub
dziesiątego "kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei
pełnił służbę kapłańską przed Bogiem" przyszedł anioł Gabriel do
Zachariasza z niewiarygodnie radosnym poselstwem, że żona
Zachariasza Elżbieta pocznie syna (Łk 1,8-20). Kiedy służba
świątynna Zachariasza dobiegła końca i powrócił on do
domu, jego żona Elżbieta poczęła (Łk 1,23-24). Nie wiemy
jednak czy poczęcie nastąpiło dokładnie w owym dziewiątym czy
dziesiątym tygodniu. Mogło ono nastąpić tydzień lub dwa tygodnie
później. W każdym razie wypadało ono gdzieś w końcu
czerwca lub na początku lipca.
Teraz będą nam
pomocne podstawowe wiadomości z biologii i elementarne
podstawy arytmetyki - głównie umiejętność dodawania.
Jeżeli do czasu
poczęcia - koniec czerwca lub początek lipca - dodamy dziewięć
miesięcy otrzymamy czas narodzin Jana Chrzciciela, który
wypadnie w końcu marca lub na początku kwietnia. Dokładnie sześć
miesięcy później - koniec września lub początek października -
narodził się nasz Pan, Jezus Chrystus.
Podsumujmy to:
NARODZINY
JANA CHRZCICIELA
koniec
czerwca lub początek lipca + dziewięć miesięcy = koniec marca lub
początek kwietnia
NARODZINY
JEZUSA CHRYSTUSA
koniec
marca lub początek kwietnia + sześć miesięcy = koniec września lub
początek października
W końcu września
lub na początku października pasterze mogli całkiem swobodnie nawet
nocą przebywać na pastwiskach strzegąc bydła.
Zatrzymajmy
się w tym miejscu na chwilę, ponieważ dalej Sołyga wprowadza jeszcze
inne argumenty (zajmę się nimi dalej) i moglibyśmy się pogubić w jego
teomatematyce, gdybyśmy omawiali potem to wszystko
naraz. A więc po kolei, przeanalizujmy teraz wszystkie punkty
powyższego rozumowania. Pierwszym, pozornie uzasadnionym biblijnie
założeniem Sołygi jest jego powyższy postulat, który brzmi:
Łukasz informuje nas w 1,24-38, że Maria
poczęła Jezusa wówczas kiedy jej kuzynka Elżbieta była
w szóstym miesiącu ciąży z Janem Chrzcicielem. Jezus
więc musiał się narodzić sześć miesięcy po narodzeniu Jana
Chrzciciela. Jeżeli jest więc możliwe ustalenie czasu narodzin Jana
Chrzciciela to wówczas musimy po prostu dodać sześć miesięcy
i otrzymamy czas narodzin Chrystusa.
Jednakże
w Łk 1,24-38 wcale nie czytamy o tym, że Maria poczęła Jezusa
wówczas, kiedy jej kuzynka Elżbieta była w szóstym
miesiącu ciąży z Janem Chrzcicielem. Pismo podaje jedynie
(Łk 1,25-31), że kiedy Elżbieta była w szóstym miesiącu ciąży,
to do Marii został posłany anioł, który oznajmił jej, że
dopiero pocznie (a nie, że już poczęła) Ona Syna. Potem
czytamy (Łk 1,39), że Maria udała się do Elżbiety i dopiero wtedy
Elżbieta stwierdza, że w łonie Maryi jest owoc (Łk
1,42). Ale ile ta podróż mogła trwać? Nie wiemy, ile czasu
mogła trwać podróż Maryi do Elżbiety. Może kilka tygodni, może
nawet ponad miesiąc, bo Pismo w Łk 1,39 nie mówi, do jakiego
miasta Maria się udała, nie mówi też, kiedy tam dotarła, czy w
szóstym, a może w siódmym lub nawet ósmym
miesiącu ciąży Elżbiety. Dopiero po opisie tej podróży Pismo
mówi, że Jezus został już poczęty w łonie Maryi.
Pozornie Pismo zdaje się mówić o tym, że Maria rzeczywiście
dotarła do Elżbiety nie później niż w 6 miesiącu jej ciąży,
ponieważ Łk 1,56-57 podaje, że Maria była trzy miesiące u Elżbiety,
po czym wyjechała i wtedy dopiero Elżbieta urodziła. Ale wyciąganie
wniosków o następstwie czasowym opisywanych wydarzeń tylko i
wyłącznie na podstawie następstwa ich opisu w Biblii, jak ma to
miejsce w Łk 1,56-57, jest niepewną drogą. Gdybyśmy tak bowiem
rozumowali, to musielibyśmy uznać, że Jezus został ochrzczony przez
Jana Chrzciciela już po uwięzieniu tegoż Chrzciciela (które
zakończyło się jego śmiercią por. Mt 14,3-12; Mk 6,17-29),
ponieważ Pismo podaje: dodał do wszystkiego i to, że zamknął
Jana w więzieniu. Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także
przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo (Łk
3,20-21 Biblia Tysiąclecia, dalej: BT).
Mamy tu zatem
kolejną niewiadomą, którą musimy dodać do wspomnianych sześciu
miesięcy ciąży Elżbiety, aby otrzymać czas, w którym Maria
poczęła Jezusa. Nie znamy tej niewiadomej, dlatego nie jesteśmy w
stanie oszacować, czy Maryja rzeczywiście poczęła w szóstym
miesiącu ciąży Elżbiety. Zatem Pismo nie potwierdza tezy, że Maria
poczęła w szóstym miesiącu ciąży Elżbiety. Już na wstępie
obliczenie Sołygi jest obarczone bezpodstawnym założeniem.
Kolejnym takim
bezpodstawnym założeniem Sołygi jest jego powyższe twierdzenie:
Kiedy
służba świątynna Zachariasza dobiegła końca i powrócił on
do domu, jego żona Elżbieta poczęła (Łk 1,23-24).
Jest
to nieprawda, bowiem Pismo podaje, że Elżbieta poczęła potem
(Łk 1,24), tzn. po tym, kiedy służba świątynna Zachariasza
dobiegła końca, a zatem nie wtedy, kiedy Zachariasz
skończył wspomnianą służbę. Owo potem może być okresem
trwającym tygodnie, a nawet miesiące. Znów więc Pismo
wprowadza do obliczeń Sołygi lukę w postaci nieokreślonego czasu, co
znów czyni bezpodstawnym jego obliczenie w tej kwestii.
Następnie,
zauważmy, że Sołyga podaje wyżej uwagi, które per se
negują jego wyliczenia. Podaje on bowiem, że oddział Abiasza, w
którym służył mąż Elżbiety Zachariasz, pełnił służbę nie tylko
w 9. tygodniu, ale także w 3. i 10. tygodniu (wraz z 24 innymi
oddziałami). Nie wiemy zatem, o który tydzień służby oddziału
Abiasza chodzi w Łk 1,8-10 o 9., ale też może o 3. czy 10.
tydzień? Ponadto, w 2 Krn 23,8 czytamy: Każdy wziął
swoich ludzi, tak tych, co podejmują służbę w szabat, jak tych, co w
szabat z niej schodzą, albowiem kapłan Jojada nie zwolnił zmian do
domu (2 Krn 23,8). Z tego wynika, że wspomniana służba
mogła trwać dłużej niż tydzień. Znów więc zachodzi trudność w
postaci ewentualnego okresu czasu o nieznanej długości, który
należy uwzględnić w obliczeniach. Tym samym nie wiemy, jak liczyć
czas poczęcia Chrzciciela, na podstawie którego Sołyga próbuje
wyliczyć czas narodzin Jezusa. Zupełnie bezpodstawny jest zatem
powyższy wniosek Sołygi o czasie poczęcia Chrzciciela:
W każdym
razie wypadało ono gdzieś w końcu czerwca lub na początku lipca.
Wszystkie
te wspomniane trudności nie pozwalają nam nie tylko wyliczyć czasu, w
którym nastąpiło poczęcie Jezusa, ale nie pozwalają nam one
nawet wyliczyć czasu, w którym został poczęty Chrzciciel.
Zauważmy też, że Sołyga bezpodstawnie zakłada w swych obliczeniach,
że Maria urodziła Jezusa równo po 9 miesiącach. Tego też Pismo
nie podaje, kobiety wcale nie muszą rodzić równo po 9
miesiącach, jak potrzebuje w swych wyliczeniach zakładać wyżej
Sołyga. Wiadomo, że norma ciążowa wynosi od 36 do 42 tygodni (czyli
różnica może wynieść aż 1,5 miesiąca), co wprowadza nam
kolejną rozpiętość czasową do obliczeń Sołygi, która znów
uniemożliwia jakiekolwiek precyzyjne wyliczenia daty narodzin Jezusa
akurat na przełom września i października. Palla w swym wyżej
cytowanym artykule przeprowadza identyczne rozumowanie jak Sołyga
wyżej. Dajmy teraz z kolei jemu wrzucić trzy grosze do tego tematu:
Biblia
nie podaje daty narodzin Jezusa, ale można wydedukować porę roku
między innymi z wizyty Marii Panny u swej krewnej Elżbiety,
przyszłej matki Jana Chrzciciela ŁUK. 1,41-42. Ewangelie
podają, że gdy Maria poczęła, Elżbieta była w szóstym miesiącu
ciąży ŁUK. 1,36. Pamiętając te dane i znając miesiąc, w którym
poczęła Elżbieta, o czym za chwilę, można stwierdzić z dużą dozą
prawdopodobieństwa, że Maria urodziła Jezusa na przełomie września i
października. Zacząć trzeba od kapłana Zachariasza, męża Elżbiety,
któremu anioł objawił podczas jego służby w świątyni, że jego
żona poczęła i urodzi mu syna, którego ma nazwać Jan ŁUK.
1,13. Zachariasz należał do zmiany Abiasza ŁUK. 1,5, czyli
ósmej z kolei 1 KRON. 24,10. Talmud podaje, że każda
zmiana kapłańska służyła w świątyni przez tydzień, począwszy od
początku miesiąca Nisan (marzec/kwiecień). Jeśli weźmiemy pod uwagę
to, że podczas świąt usługiwali w świątyni wszyscy kapłani,
wówczas stwierdzimy, że zmiana Abiasza, jako ósma,
posługiwała w końcu czerwca. Elżbieta zaszła w ciążę w czerwcu, a
zatem szósty miesiąc jej ciąży przypadał na koniec grudnia.
Maria dopiero co zaszła w ciążę, gdy Elżbieta była już w szóstym
miesiącu ciąży ŁUK. 1,36-42, a zatem poczęła Jezusa w
grudniu, a najdalej w styczniu. Możemy założyć, że Jezus urodził się
w dziewięć miesięcy później, czyli we wrześniu lub
październiku.
Widzimy, że jest to
dokładnie to samo rozumowanie, które wyżej przeprowadził
Sołyga i z którym już polemizowałem. Tymczasem przejdźmy do
dalszej części wywodów Sołygi, zaczerpniętych z jego
wspomnianego artykułu:
Ale
czy można ustalić właściwą datę narodzin Chrystusa?
Wszystkie ważne
wydarzenia z życia Jezusa Chrystusa miały miejsce w czasie
jakiegoś święta.
Doprawdy? Nawet
jeśli, to skąd wiemy, że tak miało być również z Jego
narodzinami? Nie wiemy. Sołyga wprowadza tu zatem kolejne sztuczne
konieczności. Dalej opiera on cały swój wywód na tym
właśnie bezpodstawnym wniosku:
Jeżeli śmierć
Chrystusa nastąpiła w dniu święta Paschy, a Jego
zmartwychwstanie miało miejsce w dniu Pierwocin, natomiast
zesłanie Ducha Świętego nastąpiło w święto Piędziesiątnicy to
czy nie jest logiczne, że Jego narodziny miały związek z jakimś
świętem?
Nie, nie jest to
logiczne. Analogicznie, jeśli kilka ważnych wydarzeń z życia Sołygi
zbiegnie się z jakimś ważnym świętem, to czy mamy na tej podstawie
wnioskować, że narodziny Sołygi też musiały się zbiec z jakimś ważnym
świętem? Nie, nie ma tu żadnej logicznej konieczności tego typu.
Przejdźmy do dalszej części wywodów Sołygi:
Chrystus jak
ustaliliśmy
Tego wcale nie
ustaliliśmy.
narodził
się w końcu września lub początku października. Jaki wówczas
był hebrajski miesiąc?
Oto
przypis z Biblii Tysiąclecia do tekstu Nehemiasz 7,72:
"Siódmy
- czyli Tiszri = wrzesień/październik".
Na przełomie
września i października wypadał w hebrajskim kalendarzu
siódmy miesiąc zwany Tiszri.
Jakie święta
wypadały w siódmym miesiącu?
W tym
miesiącu wypadały aż trzy szczególne okresy. Mianowicie;
1 Tiszri wypadało
święto Trąbienia,
10 Tiszri wypadał
Dzień Pojednania,
15-22
Tiszri wypadało święto Namiotów (zobacz Kapłańska
23,23-44).
Czy nie jest
logiczne zatem, że skoro ten miesiąc był tak "naszpikowany"
świętami to Chrystus narodził się w któreś z tych
świąt?
Nie, nie jest to
logiczne, chyba, że Sołyga ma na myśli jakąś specjalną logikę w swoim
rozumieniu. Mamy tu dalszy ciąg błędnego logicznie rozumowania, które
piętnowałem wyżej. Dalej Sołyga buduje swe rozważania na tych
błędnych logicznie założeniach:
Dobrze, ale
w które?
Apostoł św. Jan
daje nam natchnioną odpowiedź, w które święto narodził
się Jezus Chrystus. Oto szokujące wyznanie św. Jana:
"A
Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas"
(Jana 1,14).
Jako
"zamieszkało" przetłumaczono tutaj greckie słowo "skenoo",
które oznacza:
żyć
lub mieszkać pod namiotami; rozbić namiot;
(zobacz
"Słownik Grecko-Polski Nowego testamentu" ks. Remigiusza
Popowskiego wyd. Vocatio str 302 oraz nr.4638
Stronga).
Dlatego
interlinearny przekład oddaje to w ten sposób: "I
słowo ciałem stało się i rozbiło namiot wśród nas,
i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę jako jednorodzonego od Ojca,
pełen łaski i prawdy" (wydwnictwo Vocatio).
A właśnie
świętem podczas którego rozbijano namioty i przez siedem
dni w nich mieszkano było Święto Namiotów wypadające od
15-22 Tiszri. Apostoł Jan wskazuje więc, że Jezus Chrystus narodził
się właśnie w okresie tego święta. Że tak właśnie było
potwierdza zachowana u niektórych Ojców Kościoła
świadomość tego. Mianowicie wiązali oni narodzenie Chrystusa właśnie
ze świętem Namiotów pomimo tego, że świętowali je w 25
grudnia. Na przykład Grzegorz z Nazjanu (329-389)
w kazaniu z okazji święta Narodzenia łączy święto
Narodzenia z 25 grudnia ze świętem Namiotów. Pisze on:
"Tematem
dzisiejszego święta (25 grudnia) jest prawdziwe święto Namiotów.
Rzeczywiście, w tym święcie, ludzki namiot został zbudowany
przez Tego, który włożył na siebie z naszego powodu
ludzką naturę. Nasze namioty, które zostały dotknięte przez
śmierć, są wzbudzone ponownie przez Tego, Który buduje nasze
mieszkanie od początku. Dlatego, złączywszy nasz głos z Dawidem,
zaśpiewajmy Psalm: "Błogosławiony, Który przychodzi
w imię Pańskie". Jak On przybywa? Nie łodzią, ani nie
wozem. Ale On wchodzi do ludzkiego życia przez niepokalaną dziewicę"
(Kazanie na Dzień
Narodzenia, Patrologia Grecka 46, 1129 B-C).
Co
ciekawe Psalm 118, który on cytuje jest właśnie
śpiewany przez Żydów podczas obchodów święta Namiotów.
Posiadamy więc
opartą na Piśmie Świętym datę narodzin naszego Pana. Dlaczego wobec
tego niemal cały chrześcijański świat święci i uznaje inną datę
narodzin Chrystusa?
Bo
widocznie owa oparta na Piśmie Świętym data narodzin naszego
Pana nie jest aż tak oparta na Piśmie, jak się Sołydze wydaje.
Następnie, powyższa egzegeza słowa skenoo w wykonaniu Sołygi
jest dość tendencyjna. Słowo to może oznaczać żyć pod
namiotem, ale nie musi. Może ono bowiem oznaczać też zwykłe
mieszkanie gdzieś, bez namiotu. Tak podaje też słownik Popowskiego,
na który wyżej Sołyga się powołuje, czyniąc to jednak dość
wybiórczo, bo pomija on już, że ten słownik podaje więcej
znaczeń tego słowa niż tylko te dwa podane przez Sołygę, jakie wiążą
się z namiotem. Również użycie tego słowa w Biblii pokazuje,
że nie musi ono oznaczać mieszkania pod namiotem. Np. w Sdz 5,17 w
Septuagincie czytamy, że plemię Aser zasiada nad brzegiem
jeziora i mieszka (skenosei) w swym porcie. Czy tam wszyscy
mieszkali nadal w namiotach? Wcale nie musieli. Czy w ogóle
istniało jakieś portowe miasto złożone z samych namiotów?
Hebrajskie mieszkać (szochen) to rozbić
namiot, język odzwierciedla więc mentalność ludu
koczowniczego, ale sama jego etymologia nie upoważnia nas do
wyciągania zbyt dalekich wniosków natury teologicznej, jak
czyni to tutaj Sołyga w przypadku skenoo. Uzasadnijmy ten
argument na podstawie pewnej analogii: otóż po polsku mówi
się np. gnieździć się, uwić sobie gdzieś wygodne
gniazdko itd., ale nie znaczy to, że nasze domy mają coś
wspólnego z gniazdami ptasimi (czy kiedykolwiek miały).
Gdybyśmy jednak w tym miejscu rozumowali tak jak wyżej Sołyga
odnośnie do skenoo, to powinniśmy jednak wyciągnąć taki
właśnie błędny wniosek.
Palla również
snuje podobne skojarzenia narodzin Jezusa ze Świętem Namiotów
w swym wyżej cytowanym artykule:
Przyjście
Mesjasza i Jego służba miało swoją zapowiedź w typologii
starotestamentowych świąt oraz symbolice świątynnej. Na przykład
baranek składany w czasie wiosennego święta Paschy symbolizował
ofiarę, jaką Chrystus złożył na Golgocie w dniu Paschy. W związku z
tym, że wszystkie ważniejsze wydarzenia w życiu Chrystusa miały swoją
zapowiedź w symbolice świątynnej i towarzyszącej jej świętach,
dlatego nie można wykluczyć, że podobnie było z Jego narodzinami.
Świętem
wskazującym na przyjście Mesjasza było Święto Szałasów,
dlatego w czasie tego święta pielgrzymi śpiewali Psalm zapowiadający
nadejście Mesjasza: Błogosławiony, który przychodzi w
imię Pana! PS. 118,26. Święto to przypadało na
wrzesień lub październik. Izraelici udawali się wtedy do świątyni w
Jerozolimie i przez kilka dni mieszkali w tymczasowych szałasach.
Znamienne
jest to, że w czasie narodzin Jezusa, Betlejem było tak przepełnione
pielgrzymami, że Józef nie mógł znaleźć dla bliskiej
porodu Marii miejsca na spoczynek ŁUK. 2,7, co wskazuje,
że spis odbywał się w tym samym czasie, kiedy w Jerozolimie
przebywały setki tysięcy pielgrzymów, gdyż wielu z nich
nocowało wtedy w pobliskim Betlejem. Tak działo się w czasie Święta
Szałasów. Symbolika tego święta wskazywała na Mesjasza, który
przyjdzie na ziemię jako pielgrzym i zamieszka z ludźmi w ich
skromnych domostwach. Wskazywało na to między innymi prorocze imię
Chrystusa Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami
MAT. 1,23.
Święto
Szałasów zwano Okresem Wielkiej Radości i
Świętem Narodów, a właśnie tych dwóch
zwrotów użył anioł Gabriel, kiedy zapowiedział Marii narodziny
Mesjasza: Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie
udziałem narodów świata? ŁUK. 2,10. W tym
kontekście znamienne jest to, że apostoł Jan wprowadzając Jezusa
Chrystusa w swej Ewangelii także nawiązuje do Święta Szałasów.
Na przykład napisał: A Słowo stało się ciałem i zamieszkało
wśród nas JAN 1,14. Użyty przez niego czasownik
zamieszkało (gr. eskenosen) oznaczało dosłownie rozbić
namiot, zamieszkać w szałasie i było dla Żydów
jednoznacznie aluzją do Święta Szałasów, kiedy to przez kilka
dni jesienią mieszkali w tymczasowych szałasach.
Następnie, Palla w
swym wyżej wspomnianym artykule snuje też dziwną argumentację
typiczną na temat jesiennych narodzin Jezusa:
Z
biblijnego punktu widzenia znacznie ważniejszą od daty narodzin
Jezusa była data rozpoczęcia Jego działalności mesjańskiej, na którą
wskazał starotestamentowy prorok Daniel DAN. 9,25-26.
Zapowiedział on, że Mesjasz rozpocznie działalność po okresie 69
tygodni (483 lat) od wydania dekretu o odbudowie świątyni DAN.
9,25-26, a zakończy ją trzy i pół roku później DAN.
9,27. Dekret o odbudowie świątyni, który w pełni wszedł w
życie, wydał król perski Artakserkses I (464-424) jesienią 457
r. p.n.e. EZDR. 7,7. Licząc 483 lata od 457 r. p.n.e.
dojdziemy do 27 roku n.e.
Skąd jednak Palla
wie, że dekret o odbudowie świątyni król perski Artakserkses
wydał akurat jesienią 457 roku p.n.e.? Tego przecież nie podaje tekst
z Ezd 7,7, który Palla podaje jako odnośnik mający potwierdzać
tę tezę. Oznacza to, że powyższe wyliczenie nie prowadzi nas już do
jesieni, jako daty narodzin Mesjasza, ponieważ nie mamy podstaw do
twierdzenia, że owo wyliczenie rozpoczyna się akurat od jesieni.
Dalej Palla pisze w swym wspomnianym artykule:
Zgodnie
z tym proroctwem początek służby Mesjasza miał przypaść na jesień 27
roku n.e. Ewangelie podają, że służba Jezusa rozpoczęła się od
namaszczenia Go po chrzcie MAT. 3,16-17. Dlaczego był to rok
27, skoro Jezus miał przy rozpoczęciu swej służby 30 lat ŁUK.
3,23? Przyczyna jest banalna. W 562 roku cesarz Justynian Wielki
zlecił mnichowi Dionizemu Małemu przeliczyć lata, biorąc za punkt
odniesienia rok narodzin Jezusa zamiast roku założenia Rzymu. Dionizy
pomylił się o kilka lat. Gdyby nie to, teraz mielibyśmy rok 2008
(artykuł opublikowany w 2002 r. — dop. red.).
Wspomniane
proroctwo Daniela pozwala datować narodziny Jezusa na jesień. Mesjasz
miał rozpocząć swoją publiczną działalność na jesieni w 483 lata od
dekretu o odbudowie świątyni, który ukazał się na jesieni w
457 r. p.n.e.
Skąd
to wiadomo? Tego Palla już nie podaje. Tak jak wyżej. Dalej Palla
pisze w swym wspomnianym artykule:
Ewangelia
wg Łukasza podaje, że Jezus rozpoczął publiczną służbę w wieku około
30 lat ŁUK. 3,23, a Ewangelia wg Jana, że do śmierci Jezusa
upłynęły trzy doroczne Paschy. Jego służba zaczęła się jesienią, a
zakończyła na wiosnę, obejmując trzy doroczne święta Paschy, a zatem
trwała trzy i pół roku. Cofając się trzydzieści trzy i pół
roku od śmierci Chrystusa wiosną (marzec/kwiecień) dochodzimy do
września/października, kiedy to Żydzi obchodzili Święto Szałasów.
Bardzo karkołomne i
niedbałe rozumowanie. No bo z czego ma tu wynikać, że służba
publiczna Jezusa rozpoczęła się akurat jesienią?
Mitra, Mitra,
Mitra aż do zemdlenia oponentów
Obaj
autorzy ad nauseam powtarzają starą, wyświechtaną argumentację
przeciw katolickiej dacie Bożego Narodzenia, zarzucając jej konotacje
z pogańskimi zwyczajami, głównie ze świętem Mitry. Sołyga
pisze w swym powyższym artykule:
Być może niejeden
spyta, dlaczego wobec tego wszyscy dzisiaj świętują narodzenie
Chrystusa 25 grudnia?
Przykro o tym
pisać, ale zadecydował o tym wzgląd na bardzo popularne
pogańskie święto ku czci perskiego boga Mitry obchodzone właśnie tego
dnia. Kościół nie mogąc sobie dać rady z tym świętem
przemianował je wspaniałomyślnie na narodziny Chrystusa. Świadczy
o tym fakt, że na początku przyjmowano różne daty
narodzin Jezusa. Jednak w końcu wybrano 25 grudnia.
Oto
co pisze katolicki historyk Daniel Rops:
"Dzień
zaś narodzenia, za który dziś cała ziemia przyjmuje 25
grudnia, jest datą opartą wyłącznie na tradycji. W wieku
III Klemens Aleksandryjski wyznaczył Boże Narodzenie na 19 kwietnia;
czasem wysuwano także 29 maja i 28 marca, na Wschodzie przez
długi czas obchodzono to święto 6 stycznia; wydaje się, że dziś
przyjęta data zostaje na dobre ustalona dopiero około roku 350.
Niektórzy przypuszczali, że mogła mieć jakiś związek ze
świętem boga Mitry lub "Słońca niezwyciężonego",
przypadającego wedle kalendarza rzymskiego w okresie przesilenia
zimowego. Znamy wiele wypadków, gdy liturgia chrześcijańska
wyzyskała dla swoich celów święta pogańskie"
(Dzieje
Chrystusa, Daniel Rops, Pax, Warszawa 1987, str 98-99).
W katolickiej
"Historii Kościoła" możemy przeczytać:
"Wspomnienie
o Bożym Narodzeniu w dniu 25 grudnia pojawia się w Rzymie
na jakiś czas przed rokiem 336; wydaje się, że tryumfujące
chrześcijaństwo zaanektowało dla siebie, nadając mu nowe znaczenie,
pogańskie święto Niezwyciężonego Słońca, którego kult cesarz
Aurelian usiłował wprowadzić w roku 274 jako powszechną religię
Cesarstwa"
(Historia
Kościoła, Pax, Warszawa 1984, str 237).
Natomiast
rzymskokatolicki ks. Mieczysław Żywczyński rozbrajająco
szczerze przyznaje pisząc o kulcie boga Mitry:
"Dzień jego
przyjścia na ziemię czczono 25 grudnia. Dlatego też chrześcijanie,
którzy widzieli w mitraizmie śmiertelne
niebezpieczeństwo, przyjęli 25 grudnia jako dzień narodzin Chrystusa"
(Kościół i społeczeństwo pierwszych wieków, Pax,
Warszawa 1985, str 148).
Polska
historyk Maria Janczewska pisze:
"Kult Mitry
przez długi czas był bardzo poważnym rywalem chrześcijaństwa
w szerokim oddziaływaniu na masy ludności, obie religie miały
zresztą wiele cech podobnych, a zwyciężony ostatecznie mitraizm
wywarł pewien wpływ na chrześcijaństwo. Tak np. świętowana przez
wyznawców Mitry data jego urodzin (25 grudnia), obchodzona
jako główne święto w kulcie solarnym Słońca
Niezwyciężonego, została przez chrześcijan uznana za dzień Bożego
Narodzenia"
(Historia
starożytnego Rzymu, PWN, Warszawa 1976, str 298).
Czy godzi się,
aby zmieniać prawdziwą datę narodzin Jezusa tylko po to, aby zyskać
przychylność niewierzącego świata? Gdyby Bóg tego chciał to
mógł sprawić, aby Chrystus naprawdę narodził się 25 grudnia.
Bóg jednak sprawił narodziny Swego Syna w innym terminie.
Czy jest słuszne, aby człowiek poprawiał Boga?
Powoli,
powoli, bo te wnioski są naprawdę rzucane pochopnie. Po pierwsze, z
wyżej cytowanego przez Sołygę tekstu Daniela-Ropsa wynika, że jedynie
niektórzy przypuszczali, że przyjęta przez Kościół
rzymskokatolicki data narodzenia Jezusa miała cokolwiek wspólnego
z obchodami Mitry. Potwierdza to także inny z autorów, który pisze: Nie dają się już dzisiaj utrzymać dawne teorie głoszące, że obchody 25 grudnia przyjęły się w Rzymie w odpowiedzi na dawny kult Mitry lub kult Słońca Niezwyciężonego, popierany w III w. przez cesarzy rzymskich, próbujących stworzyć nową religię państwową. Decydujący dla wyboru 25 grudnia stał się zapewne związek stworzenia i Krzyża, stworzenia i poczęcia Chrystusa, przy czym z perspektywy «godziny» Jezusa elementy te w sposób oczywisty związane były także z kosmosem: interpretowały one kosmos jako prezwiastowanie Chrystusa [
][6]. Nie zostało więc udowodnione, że taki wpływ
rzeczywiście zaistniał. Powiązanie kultu Mitry z katolicką datą
Bożego Narodzenia jest więc tylko hipotezą, dlatego powyższe
cytaty Sołygi, które traktują tę hipotezę jako fakt, są
ewidentnie bezużyteczne.
Następnie,
nawet gdyby przyjąć tę hipotezę za fakt, to nadal nie wynika z niej
nic niekorzystnego dla katolickich obchodów święta Bożego
Narodzenia, ponieważ powyższe cytaty podane przez Sołygę wyraźnie
stwierdzają, że zrobiono to po to, aby wyrugować święto Mitry.
W takim wypadku trudno mówić tu o tym, że Kościół
katolicki po kryjomu akceptował w ten sposób pogańskie
tradycje, jak sugeruje wyżej Sołyga. Było dokładnie odwrotnie,
Kościół zwalczał je w ten sposób, trudno więc sugerować
(jak czyni to Sołyga), że Kościół w ten sposób chciał
zyskać przychylność pogan. Sołyga ma swoją tezę, w którą ślepo
wierzy, i dlatego nie widzi, że przytoczone przez niego cytaty wręcz
przeczą temu, co sam pisze.
Również Palla
powiela w swym powyższym artykule tezę wiążącą kult Mitry z katolicką
datą obchodów Bożego narodzenia:
Jezus
nie urodził się 25 grudnia. Przeciwko tej dacie świadczy
nieprzypadkowa zbieżność z największym świętem pogan, które
jak wiele innych świąt i zwyczajów pogańskich zasymilowane
zostało przez Kościół. [
] Jezus nie urodził się
25 grudnia, choć większość chrześcijan obchodzi ten dzień jako Boże
Narodzenie. Przeciwko temu przemawia nieprzypadkowa zbieżność z
największym pogańskim świętem obchodzonym w starożytności 25 grudnia.
[
] Nie przypadkiem w IV wieku papież Juliusz I
wprowadził święto Bożego Narodzenia w miejsce pogańskiego święta ku
czci Niezwyciężonego Boga Słońca (Sol Invictis). W tym samym wieku,
za sprawą Konstantyna Wielkiego chrześcijaństwo stało się religią
państwową w Imperium Rzymskim, co sprawiło, że poganie zaczęli
powiększać szeregi chrześcijan, dlatego że im się to opłacało,
wnosząc z sobą pogańskie zwyczaje i święta, w tym 25 grudnia.
Poganie
obchodzili wiele świąt, ale tylko cztery mieli wspólne
praktycznie bez względu na region, a mianowicie: wiosenne i jesienne
zrównanie dnia z nocą oraz letnie i zimowe przesilenie.
Najważniejsze przypadało na 25 grudnia, kiedy to słońca zaczynało
przybywać i dzień robił się dłuższy, stąd zwano je dniem
narodzin niepokonanego boga słońca (łac. dies natalis Solis
Invictis). Jego znaczenie w starożytności było ogromne, gdyż kult
boga słońca wysunął się na pierwsze miejsce w Imperium Rzymskim.
Wpłynęła na to popularność kultu Mitry, którego narodziny
obchodzono 25 grudnia. Historyk Franz Cumont napisał, że jego
wyznawcy święcili niedzielę oraz 25 grudnia, jako dzień
narodzin Słońca.[2] Niemały wpływ miał też fakt, że rodzina
cesarza Konstantyna Wielkiego należała do czcicieli kultu
słonecznego. Cesarz ten, po swym podlegającym dyskusji nawróceniu,
przemianował święto niepokonanego boga słońca (łac. Solis Invictis)
na Boże Narodzenie i wywyższył tygodniowy dzień słońca (łac. dies
Solis). Prof. Aleksander Krawczuk napisał: Można rzec bez
przesady, że edykt Konstantyna obowiązuje w większości krajów
świata aż po dzień dzisiejszy; ów bowiem ‘dies Solis’
to oczywiście nasza niedziela.[3] Konstantyn pragnął w ten
sposób zbliżyć pogan do chrześcijaństwa, w którym
upatrywał ideologii scalającej rozpadające się Imperium Rzymskie.
Biskupi rzymscy wspierali jego dążenia w nadziei, że łatwiej
schrystianizują pogaństwo, choć stało się raczej na odwrót.
Historycy katoliccy na ogół zdają sobie sprawę z pogańskich
korzeni Bożego Narodzenia i przyczyn jego wprowadzenia. Mario
Righetti napisał: Kościół Rzymski, aby przyczynić się
do przyjęcia wiary przez pogańskie masy, uznał za właściwe, aby
uchwalić 25 grudnia świętem narodzin Chrystusa, a przez to
odwrócić je od pogańskiego święta, obchodzonego przez pogan w
tym dniu ku czci Mitry ‘Niepokonanego Słońca’.[4]
Warto zwrócić
uwagę na ostatni cytat Mario Righettiego w tym wywodzie Palli. On też
wspomina tu o tym, o czym pisałem wyżej że Kościół
katolicki po to wprowadził datę obchodów Bożego Narodzenia na
25 grudnia, aby wyrugować święto Mitry.
Na samym końcu swego
wyżej cytowanego tekstu Sołyga pisze:
Świąteczna
Choinka
Stałym
świątecznym rekwizytem jest pięknie przyozdobiona choinka, na której
mrugają kolorowe lampki. Jednak co może mieć wspólnego choinka
z narodzeniem Chrystusa? Ale Biblia przedstawia nam szokującą
prawdę dotyczącą choinki. Oto co napisał prorok Boży Jeremiasz:
"To
mówi Jahweh:
Nie
przyswajajcie sobie postępowania narodów
ani
nie obawiajcie się znaków niebieskich,
mimo
że obawiają się ich narody.
Albowiem
to, co wzbudza lęk u narodów, jest niczym, jako
że jest drewnem wyrąbanym w lesie,
obrobionym
dłutem, rękami rzeźbiarza.
Zdobi
się je srebrem i złotem,
umocowuje
się za pomocą gwoździ i młotka,
by
się nie chwiało" (Jr 10,1-4).
Mamy nie
przyswajać sobie postępowania narodów takich jak np,
przyozdabianie różnych drzewek. Ma to związek z pogańskimi
świętymi gajami, w których czczono różne bóstwa.
Czy Chrystus życzyłby sobie by Jego narodziny świętowano z choinką,
która tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia i związku
z Jego narodzinami?
Znów
trudno uznać taką argumentację za poważną. Biblia bowiem nie
przedstawia nam szokującej (ulubione słowo Sołygi)
argumentacji na temat choinki, choćby dlatego, że wcale nie mówi
o choince. Poza tym, czy ktokolwiek z katolików, kto stawia
sobie w domu choinkę, czyni to ku czci jakichś pogańskich bogów?
A tylko wtedy Chrystusowi nie podobałoby się te zwyczaje, jak sądzę.
A poza tym, jak wiadomo, coraz bardziej popularna choinka sztuczna
nie jest wyrąbywana w lesie, więc jaki tym razem przeciwnicy choinki
znajdą argument z ST przeciw niej, skoro za czasów ST takich
drzewek nie znano?
(styczeń 2005)
PRZYPISY:
[2]
Por. G. Ricciotti, Życie Jezusa Chrystusa, Warszawa 1954, s.
36; por. też K. Romaniuk, Słownik Nowego Testamentu, Poznań
1986, s. 36.
[3]
Potwierdza to Encyklopedia Britannica, t. 37, Poznań 2003, s.
388.
[4]
A. Nicolas, E. Dąbrowski, Życie Maryi, Matki
Bożej, Warszawa 1954, s. 140-141. Kuryswa od J.L.
[5]
Ewangelia według św. Łukasza, red. F. Gryglewicz, Poznań
Warszawa 1974, s. 104.
[6] J. Ratzinger, Duch liturgii, Poznań 2002, s. 98.
Napisz komentarz (18 Komentarze) |