Nawrócenie

świadectwo

Mam 28 lat, ale tak naprawdę niedługo skończę cztery. "Człowiek nie może narodzić się dwa razy" - powie zdziwiony Nikodem. Otóż może-taką łaskę otrzymałam od Boga.

Większość życia, pomimo przyjęcia sakramentów świętych aż do bierzmowania, spędziłam żyjąc w grzechu. W wieku około 12 lat zaczęły się zainteresowania parapsychologią, tym, co niezwykłe. Potem wróżby, czas buntu w okresie liceum i prywatne wyrzeczenie się Pana Boga, uznanie, że Go nie ma,że jest tylko wytworem słabych umysłów i życie na własną rękę. Byłam "normalną" dziewczyną, zainteresowaną muzyką, szczęśliwą w związku z chłopakiem, dobrze się uczącą, a potem studiującą. Sprawy wiary w ogóle mnie nie interesowały. Zamierzałam jedynie dążyć po trupach do celu, byleby być szczęsliwą. Nie wahałam się cofnąć przed niczym. Nocami knułam kolejne kłamstwa i oszczerstwa, dzięki którym chciałam sobie zapewnić miłość chłopaka i zainteresowanie wokół mojej osoby, manipulując ludźmi.To jednak nie było gwarancją szczęścia-chłopak odszedł, odkrywszy najmniejsze z moich kłamstw, zostałam sama, o dziwo jednak całkiem szybko doszłam do siebie.Wciągnięta w machinę kłamstw, żyłam nimi nadal, kreując scenariusze, które pozwalały czuć mi się pewnie, tajemniczo i fascynująco.I właśnie wtedy przyszedł Jezus...

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Miałam za kilka dni jechać do nowego chłopaka - katolika, któremu, zgodnie z moją życiową strategią, mówiłam wcześniej,że jestem praktykującą katoliczką. Pamiętam, że wtedy, żeby uwiarygodnić kłamstwo, zamierzałam przyjąć Komunię, jak na katoliczkę przystało. Ale jako że nie wierzyłam jeszcze w Boga, to nie widziałam nic dziwnego w tym,żeby przyjąć Komunię w stanie tego, co katolicy określali jako grzech świętokradztwa. Wszak to był tylko kawałek chleba dla mnie.Religia katolicka była dla mnie czymś martwym.

To stało się chyba dwa dni przed Wigilią. Ubierałam, wyłącznie z tradycji, choinkę, byłam sama w domu. Powróciłam do rozważań o wyjeździe do owego chłopaka, o tym jak podawać się za katoliczkę.Zaczęło się chyba we mnie budzić zmęczenie tymi kłamstwami i pojawiła się myśl: możesz się zmienić, możesz przestać udawać, kłamać. Możesz naprawdę stać się katoliczką.W pewnym momencie wydało mi się,że choinka porusza się, jakby na wietrze. Przestraszyłam się. Myślałam o tym wszystkim nadal.Wiedziałam,że żeby postawić ten krok, muszę udać się do spowiedzi. To wydało mi się najrozsądniejszym rozwiązaniem,ale też niewyobrażalnie trudnym.

Wtedy dotarła do mnie świadomość obecności Boga, tego w którego nie wierzyłam! Wyszeptałam wtedy tylko:"Panie, Ty jesteś!". Czułam wewnętrznie pewność,że istnieje. Nie miałam też żadnych wątpliwości do Kogo muszę wrócić,że nie był to ani Budda ani Krshna, tylko Bóg którego znałam od najmłodszych lat, a którego istnieniu potem zaprzeczyłam w swojej pysze. Jezus Chrystus.

Tak rozpoczęło się moje nawrócenie.Wraz z łaską wiary natychmiastowo został mi przywrócony wzrok ducha-dostrzegłam szpetotę grzechów, ogarnął mnie żal, łzy. Toczyłam wewnętrzną walkę - ogromnie bałam się spowiedzi, chciałam uciekać, wycofać się, myślałam,że może wystarczy,że przestanę kłamać. Wiedziałam,że muszę podjąć jakąś decyzję.Coś na zasadzie teraz albo nigdy...albo będę brnąć dalej w te straszne kłamstwa, albo powrócę do Boga. Mogłam oczywiście się wycofać, miałam co do tego pełną wolność. Bitwa z myślami była wielka. Trudno oddać to, co przez te kilka godzin działo się we mnie, ile sprzecznych myśli, strachu,żalu, ale też nadziei. Postanowiłam odpowiedzieć na Boże wezwanie,porzucić dawne życie, zaniechać kłamstw i zacząć żyć według przykazań.

Został "tylko" paniczny lęk przed spowiedzią-pragnienie postawienia tego kroku i lęk przed wyznaniem wszystkiego. Tutaj nie udało mi się od razu, ale po pewnym czasie i z tego Chrystus mnie wyciągnął.

Odkryłam cud Eucharystii: stała się dla mnie pokarmem, bez którego wiem dobrze:umarłabym duchowo. Wiele Komunii przepłakałam ze wzruszenia. Nie da się opisać słowami radości, kiedy Bóg przychodzi do serca. Kiedy nie mogłam przystąpić - płakałam z żalu, albo czułam ucisk w sercu. Serce wiarą czuje i rozumie, Kogo gości wewnątrz siebie. Doświadczam też umocnienia w cierpieniach i walkach duchowych dzięki Jezusowi Eucharystycznemu. Kiedy zaczynam wątpić, czy to wszystko, co przeżywałam nie jest złudzeniem, widzę owoce Eucharystii w moim otoczeniu, w pracy,w domu.

Świat nie stał się piękniejszy, bardziej kolorowy. Jest dokładnie taki sam.Niesie te same trudności, cierpienie, ból, gorycze, łzy. Ale ja już jestem inna. Ciało i Krew Pańska nie tylko obmywają duszę z grzechu, ale przemieniają człowieka od wewnątrz. Pamiętam jaka byłam, a nie poznaję siebie. Zniknęły kłamstwa, knowania, jest pragnienie za wszelką cenę życia w prawdzie, miłość z jaką otworzyłam się na bliźnich. A kiedy w nią powątpiewam-widzę po ich reakcjach,że to prawda. Bo to nie ja działam, to Chrystus we mnie.

\

Jeszcze zbyt często nie daję Mu wolności działania, wolnej ręki. Jeszcze dużo mnie we mnie. Chciałabym jednak móc kiedyś rzec za św. Pawłem: " teraz żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus".

Czasem myślę, co by się stało gdybym nie odpowiedziała wtedy na tę łaskę,gdyby strach okazał się większy. Napełnia mnie wtedy trwoga i przerażenie, bo kto wie- może umarłabym na wieki. Ale też wiem,że nigdy nie zdołam naprawdę Bogu podziękować za te wszystkie cuda...za zdjęcie ślepoty grzechu z oczu, uzdrowienia wewnętrzne, cierpliwość, miłość.On mnie przywrócił do życia, takiego jakie poznałabym , będąc wierną od początku.

Panie Jezu...dziękuję.

                                                        Alina    nowalina@wp.pl


Strona główna  Podstrona  Napisz do mnie