O wolnych związkach czyli po co komu Kościół ?

Zawsze, gdy czytam lub słyszę słowną zbitkę pojęciową “nominalny katolik” lub “nominalny chrześcijanin” (swoją drogą – czy to nie tak właśnie myślał faryzeusz o modlącym się obok celniku ? “nominalny Izraelita” ?[Łk 18,11]) przychodzą mi na myśl rozmowy ze zwolennikami “wolnej (sic!) miłości”. Negują oni potrzebę zawierania “formalnych” (jak to określają) związków małżeńskich, przy czym podają argumenty żywo przypominające wywody zwolenników poglądu “wszystko jedno gdzie się jest, byle kochać Jezusa”. Wolni miłośnicy twierdzą, że sam związek, sam akt małżeństwa niczego jeszcze nie załatwia (słusznie!) , że najważniejsza jest miłość, że nie liczą się “jakieś papierki” i “ceremonie”.

Czy mają rację ?

Jasne, że najważniejsza jest miłość, ale miłość dwojga ludzi to jeszcze nie małżeństwo. Małżeństwo bowiem jest zjawiskiem nie tylko interpersonalnym, ale wspólnotowym ( i co za tym idzie – publicznym). Stąd wynika konieczność wyznania i przyrzeczenia przed – i w ramach - wspólnoty. Tak więc miłość nie zwalnia z konieczności dokonania aktu publicznego (wspólnotowego) małżeństwa, a akt taki nie zwalnia od miłości. Miłość pomiędzy dwojgiem ludzi tak dalece nie jest w stanie zastąpić wymiaru wspólnotowego (“oficjalnego”) małżeństwa, że próba zjednoczenia płciowego przed- czy poza- ślubem kwalifikowana jest jednoznacznie ( i słusznie !) jako grzech, i to – jeśli wierzyć Pierwszemu listowi do Koryntian - jeden z grzechów najbardziej rujnujących chrześcijanina[1 Kor 6,18].

Podobnie jest z Kościołem, który jest wszak w Piśmie Świętym nazywany “małżonką Baranka”. Miłość do Jezusa, grupa go uwielbiająca – to jeszcze nie Kościół (nawet jeśli Jezus w tym gronie - na podstawie obietnicy [Mt 18,20] - uczestniczy). Kościół to Ciało Chrystusa [1 Kor 12,12-31] zbudowane na fundamencie apostołów[Ef 2,20]*, gdzie kamieniem węgielnym jest Jezus. Człowiek mówiący “wszystko jedno co to za grupa, byle tam wielbiono Jezusa !” postępuje dokładnie jak ten, który twierdzi “ślub nie jest nam potrzebny, wystarczy że się kochamy !”. Obaj popełniają ten sam błąd; próbują “zorganizować” miłość inaczej, niż życzył tego sobie Twórca Miłości. Co więcej, obydwaj grzeszą usiłując po swojemu wykorzystać podarowane nam przez Boga narzędzia. Pierwszy ulega złudzeniu, że seks (niezależnie od małżeństwa) przybliży go do partnerki, drugiemu wydaje się że “realizując swoją wiarę” w jakiejś “odpowiadającej jego wrażliwości” grupie zachowuje społeczność z Bogiem, a wciągając do owej grupy innych – ewangelizuje “dla Jezusa”.

Po co nam ślub ? Kochamy się (“wielbimy Pana”, “mamy Jezusa w swoim sercu”) i obcujemy fizycznie (“mamy społeczność z Bogiem”). Nie, kochani. Cudzołóstwo i odstępstwo są grzechami – nie mam kwalifikacji ani prawa do oceniania cudzołożników i odstępców (być może moje własne grzechy są większe) – ale odstępstwo jako takie JEST grzechem, podobnie jak grzechem jest nie oglądanie się na wolę Boga, lecz mówienie “nie ważne gdzie...”

Co więcej, jedność nie powinna być realizowana kosztem Prawdy – w końcu Jezus nie powiedział “ wierzcie w co chcecie, tylko mnie kochajcie”. Powiedział za to “Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.” [J 8,31b-32]. Gdyby nasz Pan zamiast sprzeciwiać się faryzeuszom powiedział “ nie kłóćmy się ! Uwielbiajmy Jahwe !”, pewnie nie umarłby na krzyżu...

Czymś specjalnym jest sytuacja osób, które miały społeczność z Ciałem Chrystusa i odeszły. Sytuację tę porównać możemy do rozwodu.

Jak wiadomo, małżeństwo w swoim aspekcie fizycznym (zewnętrznym) opiera się na wspólnocie stołu (obejmującej też wspólnotę finansową) i wspólnocie łoża. Tak więc próba mówienia nam ( i sobie!) że “pozostajemy w całkowitej jedności” przypomina tłumaczenie małżonka, który wiele lat temu odszedł, nie przestaje z rodziną, nie łoży na jej utrzymanie, nie poświęca czasu dzieciom, ale wpada na chwilę do rodzinnego domu i twierdzi ”jesteśmy zgraną rodzinką”

(Zwłaszcza że Bracia Odłączeni nie zachowali z nami nawet wspólnoty Stołu.)

Nie można jednocześnie odcinać się od instytucji małżeństwa i współżyć seksualnie, gdyż albo pierwsze będzie kłamstwem, albo drugie cudzołóstwem. Nie można odcinać się od Kościoła i pozostawać z nim w jedności...

Nie gorszcie się na moje słowa – to Biblia odstępstwo określa mianem cudzołóstwa. I choć odstępstwo Braci jest mniejsze – nie poszli bowiem do bogów obcych, a jedynie sprzeciwiają się regułom jakie Bóg ustalił i odeszli od Kościoła który Bóg założył – jednak słowo to w kontekście związku Kościół-Chrystus jako małżeństwa (obraz m.in. z listu do Efezjan) wydaje mi się odpowiednie.

Nie myślcie że oceniam surowo Braci Odłączonych – w ich odłączeniu i wielu z nas ma swój udział poprzez złe świadectwo. Ale też nie bujajmy się – jeśli małżeństwo w separacji, to nie mówmy że kwitnie. Starajmy się budować jedność, ale nie metodą “zamawiania” rzeczywistości. Kościół to Kościół (a nie fan-club Jezusa), odstępstwo to odstępstwo (a nie “alternatywna droga”), ekumenizm to ekumenizm (a nie udawanie jedności).

Jeśli się nie zgadzacie z Kościołem ( choć trudno to w świetle zapisów Biblijnych pojąć) to jest problem, więc nie udawajmy że wszystko jest OK. Bo jeśli w to uwierzymy, to znaczy że nie ma problemu i nigdy nie dojdziemy do Jedności. Ani do Prawdy, zresztą.

Barnaba

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Proszę zwrócić uwagę – Kościół nie jest zbudowany na Biblii lecz na apostołach[Ap 21,14], szczególnie na Piotrze [Mt 16,18] a w głębszym sensie na Jezusie [1 Kor 3,11]. Oczywiście Kościół głosi Słowo [Mk 16,15] i je tłumaczy [J 14,26 2 Ptr 1,20]. Jasne, że i na dobrych fundamentach nie można budować byle jak [1 Kor 3,12], więc sama “przynależność” ( podobnie jak w małżeństwie “sam ślub”) nie wystarczy.