"Jak Jerry Dean Biblię czytał, czyli o rozłamie w Kościele"

ks.dr ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

 

1.Misjonarze podziału.

Kim jest Jerry Dean? Jest jednym z wielu amerykańskich misjonarzy działających w Polsce. Dean rozesłał niedawno tekst zatytułowany "Boży podział", zamieszczony w "Głosie Przebudzenia" (Jesień 1996 nr 4,s.1-3). Tekst sam w sobie nie skłaniałby do poświęcania mu specjalnej uwagi, gdyby nie to, że może on posłużyć za dość typowy przykład głoszenia wiary przez pewnego typu misjonarzy, którzy lubią myśleć i mówić o sobie: "biblijni chrześcijanie". Lubią też przeciwstawiać samych siebie "tradycyjnym chrześcijanom" i - jak twierdzą - "odkładają na bok ludzkie opinie, lata tradycji" aby "jasno zobaczyć, co Bóg mówi przez swoje Słowo".

Dlaczego warto poświęcić tekstowi Deana parę chwil? Działalność przybyszów zza oceanu podobnych do J. Deana zaowocowała w ciągu ostatnich lat w Polsce serią rozłamów i odejść z Kościoła katolickiego członków różnych wspólnot odnowy charyzmatycznej. Według pasterzy Kościoła katolickiego jest to zjawisko wysoce nieewangeliczne. Dlaczego? - Gdyż jego skutkiem harmonijnie wcześniej żyjące wspólnoty przeżyły bolesne podziały, niezgodę i spory. - Dziesiątki, a nawet setki młodych ludzi, dawniej zaangażowanych w ewangelizację odeszło od jakiejkolwiek formy udziału w chrześcijaństwie: zniechęceni fanatyzmem i sprzecznymi opiniami zajęli się po prostu tak zwanym "normalnym życiem". - Owocny i skuteczny plan ratowania ludzi żyjących "bez nadziei ani Boga na tym świecie" został w wielu środowiskach wyraźnie spowolniony.- Nowe, rozłamowe grupy zasilane są w przeważającej części wcale nie przez nawróconych bezbożników, "nierządnice i celników", którzy wcześniej żyli bez Chrystusa, ale przez najaktywniejszych członków katolickich grup. - Gdyby nie podziały, bylibyśmy dziś o wiele dalej w dziele ratowania poszczególnych ludzi, naszych miast, całego kraju.

Wygląda więc na to, że inicjatorem podziałów i rozłamów w niektórych charyzmatycznych grupach jest Przeciwnik Bożego planu zbawienia; mało tego: czasem udaje mu się z powodzeniem ów Boży plan na pewien czas zneutralizować. Według ludzkich autorów tych rozłamów (nazwijmy ich "misjonarzami podziału") jest oczywiście odwrotnie. Podziały te są - według nich - dobre, gdyż po prostu ludzie "poszli do przodu z Bogiem" i dlatego nie mogli wytrzymać atmosfery panującej w Kościele swojego dzieciństwa i młodości. Co więcej - jak mówią - okazuje się, że nawet "Bóg jest czasem inicjatorem podziału. Jezus powiedział: “Czy myślicie, że przyszedłem by dać ziemi pokój? Bynajmniej, powiadam wam, raczej rozdwojenie (Łk12,51)" (J. Dean, s.1). Stąd czytamy u Deana, że podnoszenie krzyku z powodu podziałów w Kościele jest głosem fałszywej troski. Bijący na alarm pasterze Kościoła "próbują manipulacji, zastraszania, wygrażania, kontrolowania i dominowania. to wszystko jest czarnoksięstwem i znajduje swoje źródło w mocy diabła ... mogą mówić, że ci którzy idą z Bogiem do przodu dzielą kościół" (Dean, s.1/2).Skoro stanowiska są tak przeciwstawne, to obie strony nie mogą mieć równocześnie racji. Która z tych dwóch postaw musi być uleganiem pokusom diabła, a inna - głosem uległości Duchowi Świętemu. Ale która?

 

2. Popełnić grzech, aby iść do przodu?

Jerry Dean czyta Biblię. Zauważył (całkiem słusznie zresztą!), że problem rozłamu w Kościele bardzo podobny jest do problemu rozwodów w chrześcijańskim małżeństwie. A ponieważ miłe jego sercu kościoły protestanckie wytworzyły tradycję tolerowania rozwodów bez większych problemów, więc opierając się na tej tradycji pisze, porównując odejście z Kościoła poprzez rozłam do rozwodu: "Bóg nienawidzi rozwodów. Jest to ostateczny środek, kiedy wszystkie próby pojednania zawiodły. Czasami dla dobra własnego duchowego życia lepiej jest odejść ..." (s.3). Jednym słowem - czasem jestem zmuszony uczynić coś, czego Bóg nienawidzi. Jak na chrześcijanina - wniosek niejako zadziwiający. Wydawałoby się, że człowiek Jezusa Chrystusa nigdy nie musi czynić niczego, czego Bóg by nienawidził. Wydaje się też, że takie czyny nazywały się dawniej grzechem, i twierdzono o nich, że człowiek, jeśli je popełnia, to dlatego, że dokonał takiego wyboru. Teraz zaś okazuje się, że po pierwsze "musi", a po drugie - jest to może nawet dobre i pożyteczne.

3.Rozłam jest grzechem.

Dla chrześcijanina różnica między grzechem a czynem dobrym wcale nie jest tym samym, co różnica między tym, co jest dla mnie niewygodne, a tym, co dla mnie jest akurat dziś dobre i pożyteczne. Chrześcijanin dowiaduje się co jest grzechem od Boga. A konkretnie - ze Słowa Bożego. W Biblii znajdujemy - jakby dla naszej wygody - nawet całe gotowe listy grzechów, abyśmy nie męczyli się ich wyszukiwaniem po różnych miejscach. Oto jedna z takich list: "Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść spór, wzburzenie, niewłaściwą pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy [gr. haireseis], zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą." (Ga 5,19-21) Rozłam jest więc grzechem. Słusznie Dean zauważył, że "rozwodów" - także rozumianych w przenośni, jako rozłamów w Kościele - "Bóg nienawidzi". Są po prostu grzechem. Umieszczone są w Biblii w "doborowym towarzystwie" takich uczynków jak pijaństwo, czary lub nierząd. Dlatego polecanie ich "czasami", "dla dobra własnego duchowego życia" wydaje się cośkolwiek dziwne...Rozłam jest grzechem zaraźliwym, podobnie jak nierząd lub wyuzdanie seksualne. Porównajmy, jak podobne są w brzmieniu dwa apostolskie ostrzeżenie: jedno przeciw "sekciarzom", drugie - przeciw rozpustnikom. "Sekciarza [gr. hairetikon] po jednym lub drugim upomnieniu się wystrzegaj, wiedząc, że człowiek taki jest przewrotny i grzeszny, przy czym sam na siebie wydaje wyrok" (Tt 3,11). "Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami" (1 Kor 5,9).Rozłam jest grzechem prowadzącym do zguby, to znaczy oddala, a nie przybliża do zbawienia. "Będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje [gr. haireseis apoleias]"

Rozłam jest grzechem także w tym sensie, że okazuje jawnie, kto grzechowi ulega. Wprawdzie Dean cytuje 1 Kor 11,19: "Zresztą muszą być wśród was rozdarcia [gr. hairesis], żeby się okazało, którzy są wypróbowani", ale tylko po to, aby zasugerować, że rozdarcia są pożyteczne, aby Bóg mógł wskazać "czyje postępowanie aprobuje". Tymczasem przekaz Biblii jest całkiem jasny: wypróbowani to ci, którzy nie ulegli rozłamowi, a niewypróbowani - ci, co mu ulegli! Wystarczy przypomnieć sobie przecież inny fragment z tego samego listu, by dowiedzieć się, że uleganie podziałom jest grzechem cielesności: "Jeśli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście ciele śni?" (1 Kor 3,3) Rozłam jest grzechem pokazującym, kto ma Ducha, a kto jest cielesny. "Oni to powodują podziały [gr. apodioridzontes], są ciele śni, Ducha nie mają" (Jud 1,19). Cielesność objawia się nie tylko w pijaństwie lub rozwiązłości, ale także w nieumiejętności zachowania jedności kościelnej wspólnoty. Przypomnijmy raz jeszcze Pawła: wśród "uczynków rodzących się z ciała" są przecież także "rozłamy" (Ga 5,19n).Rozłam jest grzechem pychy i zarozumiałości, wynikającym z tego, że ktoś wierzy sobie i swojemu sposobowi rozumienia Pisma św. Zobaczmy, jak Biblia opisuje proces powstawania rozłamu: "żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia ... znaleźli się jednak fałszywi prorocy wśród ludu, tak samo jak wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje" (1 P ,20-21). Proces ten kończy się w sposób opisany przez Piotra na końcu listu: "listy Pawła ... ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę" (2 P 3,16). Rozłam jest grzechem egoizmu. To przecież podobno "dla własnego duchowego dobra" należy odejść z Kościoła, aby nikt nie krępował mojego "wzrastania w Duchu" i "pójścia bezkompromisowo za Bogiem". Oprócz mojego dobra jest jednak dobro większe. Dobro Ciała Chrystusowego, którego jestem członkiem. Do jedności jesteśmy wzywani nie z powodów ludzkich, ale Bożych: "upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów [gr. schismata] (1 Kor 1,10).Porównajmy tę długą litanię biblijnych tekstów z radą J. Deana: "Jeśli nie jesteśmy chciani i akceptowani przez przywództwo, to lepiej jest odejść niż w nieustannej walce i stresie ... czasami dla dobra własnego duchowego życia lepiej jest odejść, nie z radością, lecz z żalem" (Dean, s.4). I zapytajmy, czy nie oznacza to po prostu, że według tego misjonarza: "czasami, gdy wierność Biblii staje się trudna, lepiej jest dla własnego egoizmu duchowego dać sobie z nią spokój" - i tłumaczyć to przed swoim sumieniem, że wszystko jest w porządku, bo przecież "odchodzę z żalem". Dla "dobra własnego duchowego życia"? Nie tak uczy Pismo św.: "niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich" (Flp 1,4).

4. "Bible twisting"

a.Aby uzasadnić rzewnie brzmiące rady o tym, aby "odejść, nie z radością, lecz z żalem" potrzebna jest, jak na "biblijnego chrześcijanina" przystało, jako porcja cytatów. Jakoś przecież trzeba uzasadnić beztroskie zapowiedzi: "czasami tego typu podziały dotyczą większych grup w ciele Chrystusa. Bóg chce pokazać, kogo postępowanie aprobuje" (s.4).

Z daleka już takie twierdzenia wydają się przecież bardzo podejrzane. Jak pogodzić to z Chrystusową modlitwą: "proszę za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze we Mnie, a Ja w tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał" (J 17,20-21). Potrzeba więc sporego wysiłku, aby pomimo tego wciąż beztrosko zachęcać do rozłamów i podziałów w Kościele. Trzeba to jakoś "biblijnie" wyjaśnić, aby zatrzeć niemiłe wrażenie, że "aby świat uwierzył" Jezus dał nam całkiem inne rady. Logika wywodu J. Deana jest następująca: możesz odejść ze wspólnoty Ludu Bożego, ponieważ podobno cały szereg postaci biblijnych tak uczyniło, a nawet polecało tak czynić! Tej części tekstu Deana warto przyjrzeć się między innymi dlatego, by poznać pewien nowy gatunek literacki, wciąż mało jeszcze u nas znany, popularny natomiast w niektórych kręgach w Ameryce. Nazywany jest tam "Bible twisting", czyli "naciąganie Biblii". Do założonej z góry tezy ("tworzenie rozłamów w Kościele bywa chwalebne i pożyteczne, ponieważ tak twierdzi pewien nurt tradycji protestanckiej") szuka się odpowiednich cytatów biblijnych. Zobaczmy, co z tego wynikło. "Biblijny chrześcijanin" musi czasem rozstać się z Kościołem, podobnie jak - według J. Deana - "Dawid musiał rozstać się z Saulem". Stało się to gdy "Duch Pański opuścił Saula" (Dean, s.2). Jeśli ma to być argument na możliwość opuszczenia Ludu Bożego, to jest to argument tylko dla kogoś, kto nie zna Starego Testamentu. Prywatne, czy osobiste spory między Dawidem a Saulem, oraz fakt, że Duch Boży opuścił Saula nie wpłynęły akurat w najmniejszej mierze na obiektywne uczestnictwo w jednym, wspólnym dla nich obu, Ludzie Boga swego! Po śmierci Saula Dawid nazwał go "pomazańcem Jahwe" (2 Sm ą,14 i 1,16) i wołał w rozpaczy "płaczcie nad Saulem, córki izraelskie" (2 Sm 1,24). Pomimo dzielących ich gwałtownych różnic, zarówno Dawid jak i Saul chcieli oczywiście należeć do jednego Izraela, Ludu Bożego. My możemy dodać: naśladujmy Dawida i nie podnośmy naszych animozji, a nawet wrogości, do rozbijania jedności Ludu.

b. Chrześcijanin miałby się "oddzielić" lub "odsunąć" od grzesznego Kościoła, ponieważ jest "powołany do świętości i nie wolno nam dotykać niczego nieczystego" (Dean, s.2). Ma to być podobne do sytuacji Starego Testamentu: "lewici mieli być wyłączeni", "kapłani i nazirejczycy także" (Dean, s.3). Ten argument jest jeszcze gorszy od poprzedniego: czyżby kapłani, lewici i nazirejczycy Izraela odłączali się od Ludu i tworzyli sobie inny, świętszy Izrael, na uboczu? Czy też raczej oddzielali się dla dobra Izraela, a ich gorliwość i świętość służyły podniesieniu gorliwości i uświęceniu reszty Ludu? Odpowiedź jest oczywista! Dodajmy do tego: naśladujmy lewitów, kapłanów i nazirejczyków Starego Przymierza, i niech nasze odłączenie od grzechu i od świata służy świętości całego Ludu.

c. Następuje argument koronny, pojawiający się zresztą regularnie od XVI w. w podobnych dyskusjach. Oto okazuje się, że nie tylko osobista odraza do "grzesznego Kościoła" skłania do rozłamów. Jest to nawet - jak twierdzi Dean - objawioną wolą Jezusa! "Jezus nawołuje Swój Kościół do opuszczenia Babilonu ... tak jak w przypadku Noego i jego pokolenia, Lota i Sodomy, Mojżesza i Koracha, Bóg nawołuje nas do oddzielenia od tych, którzy Mu się sprzeciwiają" (Dean, s.3). Napotykamy tu ciekawy przykład schizofrenii ducha. Bo zaraz potem jednak czytamy, aby "prosić tych, od których się odchodzi, o błogosławieństwo" (Dean, s.4). Prosić Sodomę i Koracha o błogosławieństwo? Albo odchodzimy od Kościoła, albo od Sodomy! Na coś się trzeba zdecydować! A tak nawiasem mówiąc: jaki wniosek wyciąga Biblia z faktu, że pod koniec I w. w Kościele sporo było grzechu, oziębłości i niewierności? Czy postało komuś w głowie, żeby z tego powodu "odchodzić dla wzbogacenia własnego rozwoju duchowego"? Nic podobnego! Apostolski Kościół miewał czasem za członków ludzi, których wiara wystygła ("odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości" Ap 2,4), ludzi, którzy byli chrześcijanami tylko nominalnymi ("masz imię, które mówi, że żyjesz, a jestem umarły" Ap 3,1), a nawet takich, którzy budzili obrzydzenie Boga ("obyś był zimny albo gorący! a tak, skoro jestem letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust Ap 3,15). Ale wszystkich ich Bóg nazywa pomimo tego swoimi "Kościołami" (Ap 3,22), kierując do nich wezwanie: "nawróć się" (Ap 3,19).

d. Ponieważ w Biblii rozbijanie jedności Ludu, tworzenie rozłamów, wprowadzanie sporów i podziałów jest nazwane jednoznacznie grzechem, tekst Deana sięga po argument jeszcze jeden. Otóż - według niego - można się oddzielić od tych, "którzy nas nie akceptują" i przez których "jesteśmy nie chciani", albo którzy nie żyją w wystarczającej świętości, gdyż "w Biblii jest napisane: ... odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów (Mt 25,32). Nareszcie jest jakiś argument: to przecież Bóg wprowadza podział między "kozły" i "owce". Dlaczego więc "owce" nie miałyby z tego dzisiaj skorzystać? Poza tym, jak nam mówi J. Dean, "sam Bóg będzie dokonywał podziałów ... wyjdą aniołowie i wyłączą złych spośród sprawiedliwych (Mt 13,49)" (Dean, s.1). Tymczasem jednak, im bardziej grubymi nićmi szyte jest naciąganie Biblii, tym łatwiej wychodzi na jaw. Akurat cytowany z Mateusza tekst mówi właśnie o tym, że do Kościoła należą na razie wszyscy a ich rozdział nastąpi dopiero na końcu świata! "Podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata." (Mt 13,47-49) Lepiej nie zastępować Boga w oddzielaniu wśród chrześcijan kozłów od owiec i dobrych ryb od złych, bo może się to źle skończyć dla domorosłego sędziego: "Kto ... sądzi bliźniego, uwłacza Prawu i osądza Prawo ... jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić. a ty kimże jestem, bym sądził bliźniego?" (Jk 4,11-12). Nadgorliwym zastępcom Pana Boga Jezus mówi: "pozwólcie obojgu róść aż do żniwa" (Mt 11,30). Żniwem jest ostateczny sąd nad światem (a także i nad Kościołem!). Ale wtedy sędzią nie będzie Jerry Dean. Na szczęście i dla nas i dla niego.

Dodatek: Rozwód a rozłam.

Wiele z tych błędów zostało "żywcem" przeniesionych z poglądów na małżeństwo. Ponieważ rzeczywiście trwanie w Kościele podobne jest biblijnie do trwania w związku małżeńskim, stąd błędy w sprawie jednej będą się przenosić na kwestię drugą. Przypatrzmy się więc różnicy między nauczaniem "biblijnych chrześcijan", a nauczaniem Biblii. Czy jest prawdą, że "według Biblii są dwa powody do rozwodu: pierwszy, kiedy niewierzący małżonek nie chce być z wierzącym współmałżonkiem, a drugi - cudzołóstwo" (J. Dean, s.3)? Według apostoła Pawła wierzący chrześcijanin w ogóle nie ma żadnego wytłumaczenia aby porzucić współmałżonka, wszystko jedno - wierzącego, czy nie! "Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotna, albo niech się pojedna ze swym mężem ... Jeśli któryś z braci ma żonę niewierzącą i ta chce razem z nim mieszkać, niech jej nie oddala. Podobnie jeśli jakaś żona ma niewierzącego męża i ten chce razem z nią mieszkać, niech się z nim nie rozstaje. Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie ... lecz jeśli strona niewierząca chciała odejść, niech odejdzie. Nie jest skrępowany ani "brat", ani "siostra" w tym wypadku". (1 Kor 7,10-15) Okazuje się, że Biblia, owszem przewiduje możliwość "odejścia" z małżeństwa, ale tylko dla strony niewierzącej! To dopiero zwalnia ze ślubu stronę wierzącą. Natomiast "żona niewierząca" ma mieszkać z wierzącym bratem, jeśli tylko sama nie zechce odejść. Nie jest więc prawdą, co pisze Dean, że "w tych dwóch wypadkach wierzący nie jest związany, jest wolny, aby odejść" (J. Dean, s.4).I jeszcze słowa samego Jezusa: "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo." (Mk 10,11-12).Prawdą się okazuje, że "Bóg nienawidzi rozwodów". Natomiast nieprawdą okazuje się, że jest to ostateczny środek, kiedy wszystkie próby pojednania zawiodły". Ostateczny środek podawany przez Boga w Jego Słowie wygląda tak: "gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotna, albo niech się pojedna ze swym mężem" (1 Kor 7,11).

 

 

Artykuł pochodzi z książki "Miedzy sektą, herezją a odnową" ks. Andrzeja Siemieniewskiego Autor, sam uczestnik Odnowy w Duchu Świętym ( a przy tym prorektor Seminarium Wrocławskiego) jest autorem książki "Miedzy sektą, herezją a odnową" której prostuje najczęstsze zarzuty członków sekt i protestantów. Można zamówić wysyłkowo w " ABIGAIL " Śniadeckich 36/33 86-300 Grudziądz (0-56) 46-323-01 abigail@cc.uni.torun.pl