Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
PrzejdŸ do dyskusji
Szukaj
MĄDROŚĆ WIARY PDF Drukuj E-mail
Napisał JACEK ŚWIĘCKI   

Przyzwyczailiśmy się do tego, że wiara katolicka jest przekazywana z pokolenia na pokolenie drogą narracji i naśladowania zwyczajów. Metodę tę precyzyjnie wyraża łaciński termin traditio (przekaz, od „tradere” - przekazywać), który nie wyraża bynajmniej koncepcji „trzymania się tradycyjnego sposobu życia”, ale oznacza raczej  „przekaz wiary z ojca na syna”. Kluczową rolę pełni przy tym przynależność szerokich grup społecznych – a nawet całych narodów –  do wielkiej rodziny Kościoła. Gdy zatem w trakcie jego dziejów pojawiają  jakieś „nowinki”, to znaczy nauki lub interpretacje, które dotąd były nieznane, bada się je przede wszystkim pod kątem zakorzenienia w Tradycji (rozumianej jako niezmienny depozyt wiary nieustannie przekazywany w formie zrozumiałej dla kolejnych pokoleń wierzących). Gdy okazuje się, że takiego zakorzenienia brak i że nic podobnego nigdy nie było głoszone (nawet w formie zalążkowej) od samego początku działalności Apostołów, to orzeka się odstępstwo od autentycznej nauki Chrystusa i potępia. Taka metoda niewątpliwie chroni Kościół od przypadkowego dostosowywania się do zmieniających się obyczajów i prądów myślowych kolejnych epok i pomaga mu w zachowaniu autentyczności. Niemniej nie jest w stanie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie, które nęka współczesnego człowieka już co najmniej od trzystu lat: dlaczego zawierająca takie a nie inne prawdy i tak funkcjonująca religia miałaby być bardziej prawdziwa od innych? Kościół zwykł był bardzo długo na to odpowiadać, że Bóg w swym Objawieniu nie mógł ludzi oszukać i wobec tego trzeba całą jego naukę pokornie przyjąć, nawet jeśli rozum niejednokrotnie się przeciw temu buntuje. Dlatego właśnie w katechezie przekazuje się setki prawd, przykazań i obyczajów, którym się trzeba bezkrytycznie poddać, aby stać się tzw. dobrym katolikiem i osiągnąć zbawienie, sprawiając niekiedy wrażenie, że wiara jest rodzajem kapitulacji rozumu wobec autorytetu, sentymentalnej fascynacji, konformistycznego trzymania się zastanej obyczajowości, zaspokajania potrzeb religijnych itp. itd., ale nie jest przenigdy racjonalnym wyborem, poprzez który człowiek osiąga spełnienie swych najgłębszych aspiracji.

Czyżby wiara stała się niepotrzebna?

Jakby na przekór tej konkluzji możemy przeczytać już we wczesnej księdze ST znamienne słowa Mojżesza:

Patrzcie, nauczałem was praw i nakazów, jak mi rozkazał czynić Pan, Bóg mój, abyście je wypełniali w ziemi, do której idziecie, by objąć ją w posiadanie. Strzeżcie ich i wypełniajcie je, bo one są waszą mądrością i umiejętnością w oczach narodów, które usłyszawszy o tych prawach powiedzą: ŤZ pewnością ten wielki naród to lud mądry i rozumnyť. Bo któryż naród wielki ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy? Któryż naród wielki ma prawa i nakazy tak sprawiedliwe, jak całe to Prawo, które ja wam dziś daję? (Pwt 4,5-8)

Tymczasem my nie od dziś odnosimy wrażenie, że przeciętny katechizowany ma w głowie sieczkę intelektualną, którą z trudem można by przyrównać do mądrości, i która wpaja mu obawę przed przekroczeniem skomplikowanych „reguł gry”, które mają zaprowadzić go do nieba. Nie jest dumny z tego, że został w szczególny sposób uprzywilejowany, że jest dziedzicem obietnic Chrystusa, ale raczej wciąż wstydzi się, że to wszystko, w co wierzy, jest tak mało przekonujące, spójne i praktyczne. W otaczającej nas cywilizacji, której siłą napędową jest nauka, technologia i przedsiębiorczość, wygląda na jakąś „żywą skamienielinę” zamierzchłej epoki, a nie na awangardę ludzkości. Kiedyś przynajmniej trzymano się religii, bo dawała wiernym nadzieję na Bożą interwencję w ich obronie w obliczu licznych kataklizmów i zmuszała do tego, aby żyć moralnie. Z czasem jednak okazało się, że człowiek sam potrafi rozwiązać większość problemów, z którymi przedtem zwracał się do Boga (czy też pogańskich bóstw) – i wobec tego wiara przestała mu jakby być potrzebna. A w każdym razie przestała być utożsamiana z mądrością życia.

Tymczasem tak sformułowanym przedwczesnym wnioskom przeczy kondycja współczesnego świata, który niczym „pijany statek” ze znanego wiersza francuskiego symbolisty, dryfuje w niekontrolowany sposób w nieznanym kierunku wzbudzając coraz większe przerażenie swych pasażerów. I pomimo tak wielkiego sprzeciwu wobec tradycyjnych nauk Kościoła świat wciąż słucha ze swoistą fascynacją głosu kolejnych papieży, ponieważ słyszy w nich coś, co budzi nadzieję i co pozwala zrozumieć to, co się wokół dzieje, nawet jeśli jest to dla wielu bardzo gorzka prawda. A to dlatego, że wiara, wbrew mitom rozpowszechnianym w okresie Oświecenia, nie przestała być Mądrością, nie przestała być logiczna i racjonalna. Musi być jedynie wyrażana językiem zrozumiałym dla ludzi, którzy żyją w zupełnie innym kontekście cywilizacyjnym niż grecko-łacińska Starożytność, która była świadkiem narodzin Kościoła.

W poszukiwaniu odwiecznej Mądrości

Zwróćmy uwagę na to, że chrześcijanie pierwszych wieków mówili o wierze raczej jako o filozofii (gr. umiłowaniu mądrości), a nie jak o religii (najpierw Meliton z Sardes, św. Justynian i św. Ireneusz, potem wielcy Ojcowie Kościoła). Wiara w Chrystusa wydawała im się czymś znacznie bardziej rozumnym nie tylko od religii pogańskich (które traktowali jako ukryty kult demonów), ale także od najbardziej wyszukanych systemów filozoficznych, takich jak platonizm, stoicyzm czy też arystotelizm. Potem, po długiej przerwie spowodowanej zawaleniem się rzymskiego świata, dopiero w XIII w. sprawa racjonalności wiary odżyła dzięki uniwersytetom i tak wielkim teologom jak św. Tomasz z Akwinu i bł. Duns Scott. Ich wysiłek doprowadził do wielkich syntez, w których pokazano harmonię objawionych prawd wiary z najbardziej wyrafinowanymi owocami myśli greckiej.

Niestety, niewiele z tego wszystkiego wynikło dla prozaicznej działalności duszpasterskiej. Europa była tylko schrystianizowana jedynie powierzchownie i panicznie bała się gniewu Bożego i potępienia w piekle – zwłaszcza po strasznych doświadczeniach czarnej zarazy i wojny stuletniej (XIV-XV w.). Swoistemu „zapotrzebowaniu społecznemu” na odwracanie gniewu Bożego wyszli naprzeciw Reformatorzy, którzy postanowił na tyle uprościć przekaz Ewangelii, aby zbawienie stało się osiągalne dla wszystkich, a nie jedynie dla garstki świętych oddanych ascetycznym praktykom, jak to wtedy powszechnie uważano. Ich pomysł polegał po pierwsze na pomyśle, aby zbawienie uzależnić jedynie od złożonego szczerze aktu wiary, po drugie na usunięciu tych elementów przekazu Tradycji, które w ich mniemaniu nie zgadzały się z tak sformułowaną doktryną. W ten sposób osiągnięto bardzo prostą, spójną, logiczną i przekonującą narrację – jakoby „kerygmatyczną” –  przypominającą swą strukturą klasyczną bajkę ludową 1. Jej archetypem jest opowieść o pięknej księżniczce , złym smoku i dzielnym rycerzu-wybawcy. Według tego schematu najpierw  (1) młoda i naiwna księżniczka żyje sobie beztrosko w pałacu królewskim, gdy nagle (2) zostaje podstępnie porwana przez smoka. Potem zjawia się dzielny rycerz, który (3) odbija księżniczkę i unieszkodliwia smoka. Na końcu (4) piękna księżniczka wstępuje na ślubny kobierzec z dzielnym rycerzem, aby już nigdy więcej nie być przez nikogo porwana, po czym żyje długo i szczęśliwie. W bardzo podobny sposób głoszą misteria zbawienia tzw. Cztery Prawdy Życia Duchowego: (1) człowiek żyje sobie beztrosko w raju kochany przez Boga; (2) diabeł podstępnie zwodzi człowieka, który popada w grzech; (3) Chrystus przychodzi, aby wyrwać człowieka z mocy diabła i pokonać go; (4) człowiek oddaje się całkowicie Chrystusowi, aby zyskać skuteczną ochronę przed diabłem, po czym żyje w wiecznym szczęściu. Jest to być może proste, przekonujące i łatwiejsze do przyjęcia niż skomplikowane rozważania o Trójcy świętej, przeistoczeniu, czy też łasce uświęcającej. Niemniej wiara zostaje w ten sposób zrównana z mitem i przez to traci stopniowo swój nadprzyrodzony charakter - to znaczy moc wprowadzania każdego z nas w sferę egzystencji samego Boga. Zostaje zredukowana do narzędzia  broniącego człowieka przed potępieniem, a to jest poważne okaleczenie jej istoty.

Następne próby ujęcia wiary jako mądrości nadeszły dopiero w XX wieku. Jedną z takich przełomowych prób podjął w ostatnich czasach Claude Tresmontant, który określał siebie nie jako teologa, ale jako egzegetę i filozofa. Postawił sobie bowiem za cel zbadanie judeo-chrześcijańskiego Objawienia pod kątem filozoficznych (czyli „mądrościowych”) idei, a nie pod tradycyjnym kątem odnajdywania prawd wiary 2. Jeszcze dokładniej, chodziło mu o sprawdzenie, czy w świętych księgach Izraela – oraz pierwotnego Kościoła – można znaleŸć coś, czego próżno byłoby szukać w kontekście współistniejących kultur i cywilizacji. To znaczy precyzyjne zidentyfikowanie elementów owej niesłychanej Mądrości, której – zgodnie z zapowiedzią Mojżesza - zazdrościć miały Izraelowi sąsiednie ludy, i której same nie posiadały. Pracy tej podejmowali się spontanicznie także inni egzegeci i teolodzy, aczkolwiek drugoplanowo. Łącząc wyniki ich badań można dojść do bardzo interesującej syntezy, które jest w stanie wyrazić „mądrość wiary” (czy nawet „logikę wiary”) w sposób zrozumiały dla współczesnego człowieka. Okazuje się, że jest ona spójna i racjonalna, lecz równocześnie daleka od języka mitu, który jest wprawdzie w stanie przekazywać odwieczne ludzkie aspiracje, ale nie potrafi uchwycić subtelności Objawienia gdy wprowadzają nas one w tajemnice samego Boga. Jej fundamentem są trzy biblijne koncepcje.

A.     Życie ukryte w Bogu jest Relacją Miłości

U Ÿródeł Objawienia stoi Bóg, którego istota umyka naszym najbardziej subtelnym systemom pojęciowym. W religiach pogańskich bogowie są uosobieniem dóbr, których człowiek pragnie dla siebie (potęga, bogactwo, sława, miłość, wiedza, piękno itp.). Nawet gdyby miał tam istnieć tylko jeden bóg, to i tak byłby on tylko syntezą tych wszystkich pragnień i nie przypominałby Boga Objawienia, który jest ponad wszelkimi ludzkimi wyobrażeniami (por. Iz 55,8-9). Tymczasem Objawienie głosi: Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. (1J 4,16)

Dla biblijnych Autorów miłość-agape (która jest korzeniem i Ÿródłem wszelkich innych form takich jak miłość erotyczna, rodzicielska, przyjacielska itp.) to bezinteresowny dar jednej osoby dla innej osoby, który jednak domaga się wzajemności. Istotą miłości jest istnienie wspólnoty osób obdarzających się sobą nawzajem, i która włączała w swój krąg coraz to nowe osoby. Taką miłością jest właśnie Bóg – Wspólnota Trzech Osób, które żyją oddając się sobie nawzajem, czyniąc z siebie nieustanny dar dla pozostałych Osób. Każda z tych Boskich Osób ma inne jakby za większe i w pokorze wskazuje na nie – nigdy nie koncentrując się na sobie. Jezus mówi przecież o Ojcu, że jest Ten jest większy od Niego (J 14,28), a o Duchu, że korzystne jest, aby On odszedł, po przyjdzie po Nim potężny Pocieszyciel, który doprowadzi nas do całej prawdy (J 16,7). Ojciec zaś wszystko oddaje w ręce Syna (J 3,35) i potwierdza głośno „To jest mój Syn umiłowany – Jego słuchajcie ! (Mt 17,5)”. Stwarza świat nie sam, ale posyłając swojego Ducha, aby odmieniał oblicze ziemi (Ps 104,30).  Duch zaś nigdy nie wskazuje na siebie - jest nam dany,  po to, aby wołać w nas „Abba – Ojcze” (Gal 4,6) i aby wysławiać imię Jezusa (J 16,14) upodobniając nas do Niego (2Kor 3,18). W Osobach Boskich nie ma żadnej zawiści, ani „konkurowania ze sobą” - jest zaś niepojęta jedność i harmonia wzajemnej pokory.

Kard. Kasper stwierdził w jednym ze swych wcześniejszych tekstów, że nasza dotychczasowa terminologia teologiczna jest wynikiem inkulturacji wiary chrześcijańskiej w cywilizację grecko-łacińską 3. Dla myśli greckiej podstawą bytu jest substancja, podczas gdy nauka o Trójcy św. przedstawia Boga jako relację Trzech Osób. Relacja jest w metafizyce Arystotelesa zdecydowanie najsłabszym, najmniej trwałym punktem odniesienia bytu. Tymczasem w chrześcijańskim Objawieniu relacja miłości osób jest czymś najwyższym i ostatecznym. Jeśli miłość jest ontologicznie najważniejsza, to wynika z tego także jakaś dynamika wzajemnego odniesienia Boga do swojego ludu i do każdego z nas, jakaś Historia święta, a to jest nie do pomyślenia dla Greka ceniącego sobie w bycie przede wszystkim niepodzielną jedność i niezmienność.

Jeszcze bardziej szokująca musiała się wydawać współczesnym nauka Jezusa o utracie życia gdy chce się je za wszelką cenę zachować (por Mt 16,25). Niezrozumiała też i dla nas jest najczęściej owa subtelna gra słów, gdzie życie polegające na za wzajemnym oddawaniu się osoby innej osobie Syn Boży przeciwstawia życiu, które polega na zachowaniu własnej substancji. Wiemy przecież z doświadczenia, że jeśli ktoś nas zabije, to ginie także relacja miłości, jaką żywimy dla innej osoby. A jeśli zrywamy relację miłości, nasza substancja nie ginie – i żyjemy dalej. Tymczasem Jezus wydaje się mówić, że jest dokładnie na odwrót!

Mówiąc o Bogu przenosimy się jakby do zupełnie innej „czasoprzestrzeni” gdzie obowiązują zupełnie inne prawa. Wydaje się, że z normalnym ludzkim życiem nie ma to nic wspólnego. A jednak warto się nad Relacją Miłości pochylić, bo Objawienie mówi nam, że owo ukryte życie w Bogu jest naszą przyszłością, że na ten nowy rodzaj egzystencji (zwany w Nowym Testamencie „życiem wiecznym”) jest właśnie ukierunkowane nasze obecne życie, które przeminie. On jest też przedmiotem naszych najgłębszych, choć rzadko do końca uświadomionych pragnień. Z tego właśnie powodu świadomość tego, że nasze obecne życie jest nam dane jedynie po to, abyśmy się nauczyli się miłości-agape – a zatem jego wartość jest względna! – staje się podstawą naszych moralnych wyborów.

Nasze zbawienie polega zatem na pozyskaniu życia samego Boga, włączeniu się w Jego własne życie. Nie polega ono na powrocie do „raju utraconego”, ani na uzyskaniu wstępu do „krainy wiecznych łowów” czy też koranicznego „ogrodu rozkoszy” przypominającego pięciogwiezdne centra rozrywki nad brzegami południowych mórz. A w taki rodzaj „nieba”, do którego Bóg może „wpuścić” lub „ nie wpuścić” w zależności od spełnienia wielu arbitralnych kryteriów, wierzy jeszcze, niestety, mnóstwo katolików…

Wnioski praktyczne:

- Rzeczywistości Boga nie jest w stanie oddać żadna filozofia oparta na pojęciu substancji, choćby nawet tak subtelna i kompletna jak arystotelizm. Rozumiał to świetnie także św. Tomasz z Akwinu, który wprawdzie oparł się na arystotelizmie, niemniej był w stanie wyznać szczerze, że to co napisał to tylko „śmieci” w porównaniu z tym, kim jest naprawdę Bóg objawiony w Chrystusie. Lepszą próbą oddania istoty Relacji Miłości jest filozofia personalistyczna powstała dopiero w XX wieku, a której wybitnym przedstawicielem jest m.in. Karol Wojtyła.

- Obecne życie człowieka w formie jaką znamy nie może trwać wiecznie. Choćby z tego powodu, że człowiek nie jest jeszcze w stanie uczestniczyć w życiu samego Boga w obecnych warunkach egzystencjalnych. Jest jakby „gąsienicą”, która przygotowuje się do tego, aby w przyszłości wykluć się jako piękny „motyl”. Gdyby gąsienica miała istnieć wiecznie, byłaby nieszczęśliwa, bo nie osiągnęłaby celu swego życia.

- Pojęcie zbawienia w swym pierwotnym znaczeniu nie oznacza „wybawienia od grzechu”, ale „osiągnięcie życia wiecznego”. Dlatego Maryja mogła nazwać Boga „moim Zbawcą” (por. Łk 1,47), mimo że sama była bez grzechu. Dopiero w sytuacji upadku człowieka osiągnięcie przezeń życia wiecznego wymaga uprzedniego wybawienia od grzechu.

B.     Podstawowym zewnętrznym sposobem działania Boga jest stwarzanie

Bóg jest Miłością nie tylko dlatego, że Jego Trzy Boskie Osoby oddają się sobie w pełni, ale też dlatego, że zupełnie bezinteresownie powołuje do istnienia byty, które chce obdarzyć swą własną chwałą i szczęściem. Według Katechizmu:

293 Podstawowa prawda, której Pismo święte i Tradycja nie przestają nauczać i wysławiać, głosi, że "świat został stworzony dla chwały Bożej" . Bóg stworzył wszystko - wyjaśnia św. Bonawentura - "nie po to, by powiększyć chwałę, ale by ją ukazać i udzielić jej". Jedynym powodem, dla którego Bóg stwarza, jest Jego miłość i dobroć: "Kluczem miłości otworzył swoją dłoń, by dokonać dzieła stworzenia" [św. Tomasz z Akwinu]

Bóg nie potrzebuje przy tym żadnego pierwotnego „tworzywa”, z którego mógłby „ulepić” byty, które powołuje do istnienia. Jest to znów prawda, przeciw której łatwo buntuje się ludzki rozum, ponieważ w naszym świecie obowiązują liczne „zasady zachowania” (energii, materii, pędu…), z których jednoznacznie wynika, że nie ma zjawisk, które wzięłyby się „same z siebie”, tzn. bez wyraŸnie określonej przyczyny. A jednak przekaz biblijny jest zdominowany przez ideę Boga-Stwórcy, który wciąż czyni wszystko nowe i stopniowo doprowadza stworzony przez siebie świat do doskonałości. Katechizm stwierdza, że:

302 Stworzenie ma właściwą sobie dobroć i doskonałość, ale nie wyszło całkowicie wykończone z rąk Stwórcy. Jest ono stworzone "w drodze" (in statu viae) do ostatecznej doskonałości, którą ma dopiero osiągnąć i do której Bóg je przeznaczył.

Zasada ta dotyczy zarówno człowieka jak i świata widzialnego, który mu został powierzony. Z Objawienia wynika, że Bóg uczynił człowieka w celu usynowienia go w swym Jednorodzonym Synu (por. Ef 1,4-6). Dzieje się to dzięki dwom jakby równoległym procesom:  upodobnianiu się człowieka do Chrystusa, a także skupianiu się całego rodzaju ludzkiego wokół Niego jako Głowy (por. Ef 1,10) – wszystko zaś dzięki ciągłemu działaniu Ducha świętego. Jeśli chodzi o pierwszy proces, to kluczowym pojęciem jest tu „stan łaski uświęcającej”, który jest podatnością człowieka na stwórczą moc Ducha świętego doprowadzającego go stopniowo do doskonałego podobieństwa do Chrystusa. Jeśli chodzi o drugi proces, to kluczowym pojęciem jest Kościół, to znaczy doskonała wspólnota, dzięki której cała ludzkość zespala się z Jednorodzonym Synem Bożym w jednym ciele, aby w ten sposób osiągnąć zdolność do życia życiem samego Boga. Jak to wyjaśnia Katechizm:

759 "Odwieczny Ojciec, najzupełniej wolnym i tajemniczym zamysłem swej mądrości i dobroci, stworzył cały świat, postanowił podnieść ludzi do uczestnictwa w życiu Bożym", do którego powołuje wszystkich ludzi w swoim Synu: "Wierzących w Chrystusa postanowił zwołać w Kościół święty". Ta "rodzina Boża" konstytuuje się i urzeczywistnia stopniowo w ciągu kolejnych etapów historii ludzkiej, według postanowień Ojca: Kościół więc "zapowiedziany w figurach już od początku świata, cudownie przygotowany w historii narodu izraelskiego i w Starym Przymierzu, założony <<w czasach ostatecznych>>, został ukazany przez wylanie Ducha, a osiągnie swoje wypełnienie w chwale na końcu wieków"[Lumen Gentium]

760 "świat został stworzony ze względu na Kościół" - mówili chrześcijanie pierwszych wieków. Bóg stworzył świat ze względu na komunię w Jego Boskim życiu, która realizuje się przez "zwołanie" ludzi w Chrystusie; tym zwołaniem" jest Kościół. Kościół jest celem wszystkich rzeczy i nawet bolesne wydarzenia, takie jak upadek aniołów i grzech człowieka, zostały dopuszczone przez Boga tylko jako okazja i środek do okazania całej mocy Jego ramienia, ogromu miłości, jakiej chciał udzielić światu.

Zamiar założenia Kościoła jest więc czymś bardziej pierwotnym od wydarzenia upadku aniołów i ludzi. Równocześnie musimy też zdać sobie sprawę z faktu, że jeśli zespolenie obdarzonych ciałem ludzi z Chrystusem ma się dokonać „w jednym ciele”, a nie tylko „w jednym duchu” (na wzór zjednoczenia małżeńskiego, tak że Kościół jest nazywany w Piśmie św. „Małżonką Baranka” – por. Ap. 21,9), to wynika z tego koniecznie jakaś forma wcielenia Jednorodzonego Syna Bożego niezależnie od zaistnienia grzechu 4. Jest to bardzo ważna konkluzja, ponieważ pozwala nam zrozumieć, dlaczego bez Kościoła zbawienie człowieka jest niemożliwe – jeśli tylko zbawienie rozumiemy jako udział w życiu samego Boga, a nie (w sposób zawężający, jak to uczyniła Reformacja) jedynie jako wybawienie od grzechu i kary za niego.

Innym aspektem stworzenia jest Boży zamiar doprowadzenia całego widzialnego stworzenia do stanu doskonałości, który Objawienie nazywa Nowym Niebem i Nową Ziemią (Ap 21,1). Bóg powierzył człowiekowi świat właśnie po to, aby był Jego współpracownikiem („pomocą”) w dziele stworzenia. Końcem dzieła stworzenie nie jest zatem mityczny „powrót do Edenu”, ale miasto, Nowa Jerozolima (opisana w Ap 21-22). Jest to „cywilizacja miłości”, całkowicie stworzona przez Boga, ale równocześnie będąca całkowicie ludzkim dziełem zgromadzonych w Kościele ludzi współpracujących z Łaską. Katechizm tak to wyjaśnia:

1043 Pismo święte nazywa to tajemnicze odnowienie, które przekształci ludzkość i świat, "nowym niebem i nową ziemią" (2 P 3, 13) . Będzie to ostateczna realizacja zamysłu Bożego, "aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi" (Ef 1, 10).

1050 "Jeśli krzewić będziemy na ziemi w Duchu Pana i według Jego zlecenia wszystkie dobra natury oraz owoce naszej zapobiegliwości, to odnajdziemy je potem na nowo, ale oczyszczone ze wszystkiego brudu, rozświetlone i przemienione, gdy Chrystus odda Ojcu wieczne i powszechne Królestwo."[Lumen Gentium]

Wnioski praktyczne:

- Stwórcza moc Boga działa nieustannie. Nie należy sobie wyobrażać stworzenia w ten sposób, że Bóg raz powołał świat do istnienia, a potem już się nim nie zajmuje (niczym Zegarmistrz, który skonstruował zegar, wprawił w ruch, a potem ten już sam chodzi). Niewłaściwe jest też wyobrażanie sobie Boga, który tylko od czasu do czasu interweniuje w świecie poprzez „cuda” polegające na czasowym zawieszaniu praw przyrody. Jezus bowiem mówi: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5,17). Cuda nie są przy tym jakimś „magicznym” zawieszaniem praw przyrody, ale znakami zapowiadającymi nowy etap stwarzania świata i człowieka. Pełnią zatem podobną rolę jak proroctwa.

- Mija się z prawdą oskarżanie Boga o to, że świat mu się nie udał, albo też o to, że nie interweniuje pomimo ogromnej ilości zła w świecie. świat bowiem, a człowiek w szczególności, jest wciąż w trakcie stwarzania i jeszcze nie wiemy jaki kształt przyoblecze ukończone dzieło Nowej Jerozolimy. Musimy zatem pamiętać o tym, że „cierpień teraŸniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” (Rz 8,18) i ufać Mu do końca, podobnie jak sprawiedliwy Hiob.

- Psalmista mówi: „Pomoc mi przyjdzie od Pana, co stworzył niebo i ziemię” (Ps 21,2). Bóg stworzył także Izrael jako naród wybrany (por. Iz 43,1.7), oraz niepokalanie poczętą Maryję, jako Nową Ewę (por. KKK 493). Wybawienie jakiego spodziewamy się od Boga jest związane z tym, że On może stworzyć coś z niczego i w ten sposób definitywnie zmienić naszą sytuację: „Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104,30). On stwarza w nas serce czyste (por. Ps 51,12). On też „czyni wszystko nowe” (Ap 21,5), dlatego z Nim nie ma nigdy sytuacji bez wyjścia.

C.     Bóg szanuje wolne wybory swych stworzeń, a gdy te zbłądzą przyprowadza je nieustannie do siebie płacąc za to każdą możliwą cenę

Bóg nie zmusza żadnego ze swych stworzeń do przyjęcia Jego chwały i daje każdemu z nich wolny wybór – na tyle, na ile są w stanie o tym zadecydować – czego chcą dla siebie. Katechizm tak to wyjaśnia:

311 Aniołowie i ludzie - stworzenia rozumne i wolne - muszą zdążać do swego ostatecznego przeznaczenia przez wolny wybór, a przede wszystkim przez miłość. Mogą więc błądzić. Istotnie, popełnili oni grzech. W ten właśnie sposób zło moralne weszło w świat; jest ono nieporównanie większe od zła fizycznego. Bóg w żaden sposób, ani bezpośrednio, ani pośrednio, nie jest przyczyną zła moralnego. Dopuszcza je jednak, szanując wolność swego stworzenia, i w sposób tajemniczy potrafi wyprowadzić z niego dobro: „Bóg wszechmogący ponieważ jest dobry w najwyższym stopniu, nie pozwoliłby nigdy na istnienie jakiegokolwiek zła w swoich dziełach, jeśli nie byłby na tyle potężny i dobry, by wyprowadzić dobro nawet z samego zła” [św. Augustyn] .

Tymczasem dla naszego rozumu idea wszechmocy i wszechwiedzy Stwórcy kłóci się z ideą wolności Jego stworzeń. A jeszcze bardziej myśl, że Bóg nawet w przypadku odmownych – czyli błędnych czy też grzesznych –  decyzji stworzeń czyni wszystko, aby im pomóc i z powrotem przyprowadzić do siebie, płacąc za to każdą możliwą cenę. Wydaje się bowiem, że sprawiedliwy Bóg powinien przykładnie ukarać stworzenie, które naruszyło Jego niewzruszony porządek. Tymczasem takie właśnie postępowanie jest istotą miłości Boga wobec stworzeń, którą nazywamy Miłosierdziem – najważniejszym przymiotem Boga, który jesteśmy w stanie postrzegać z perspektywy stworzeń.

św. Jan Paweł II tak to komentuje w encyklice „Dives in misericordia”:

13. […] Jeśli niektórzy teologowie twierdzą, że miłosierdzie jest największym wśród przymiotów i doskonałości samego Boga, to Biblia, Tradycja i całe życie z wiary Ludu Bożego, dostarcza z pewnością swoistego pokrycia dla tego twierdzenia. Nie chodzi tutaj o doskonałość samej niezgłębionej istoty Boga w tajemnicy samego Bóstwa, ale o doskonałość i przymiot, w którym człowiek z całą wewnętrzną prawdą swej egzystencji szczególnie blisko i szczególnie często spotyka się z żywym Bogiem.

Dodajmy to tego wymowny komentarz biblijnego Mędrca:

Pan cierpliwy jest dla ludzi i wylał na nich swoje miłosierdzie.
Zobaczył On i wie, że koniec ich godny litości i dlatego pomnożył swoje przebaczenie.
Miłosierdzie człowieka - nad jego bliŸnim, a miłosierdzie Pana - nad całą ludzkością:
On karci, wychowuje, poucza i zawraca jak pasterz swoją trzodę.
Lituje się nad tymi, którzy przyjmują Jego pouczenie i którzy się spieszą do Jego przykazań. (Syr 18,11-14)

Nawet jeśli stworzenia w wyniku wolnego wyboru doprowadziły się do stanu śmierci, to nawet tam może go dosięgnąć moc Bożego Miłosierdzia, którą uosabia przelana Krew Bożego Baranka, która dla starożytnych Hebrajczyków wyrażała życie:

Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostali wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was. (1P 1,18-20) 5

Bóg w swej Opatrzności nieustannie podtrzymuje swe stworzenia w istnieniu i przeprowadza je (i to jest właśnie tajemnica Paschy czyli Przejścia!) z mroków śmierci ku swemu tajemniczemu światłu. Odkupienie nie polegało zatem na tym – jak to głosiła Reformacja błędnie interpretując doktrynę św. Anzelma z Canterbury –  że Jezus poprzez swoją śmierć wyrównał „nieskończoną” obrazę, jaką człowiek zadał Bogu u początku swych dziejów 6, ale na tym, że w swym skrajnym uniżeniu Jego bóstwo dosięgło upadłe człowieczeństwo i stworzyło je na nowo w zmartwychwstaniu.

 św. Jan Paweł II kontempluje tę tajemnicę z iście mistyczną głębią:

8. […] Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek — zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych — nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka, wypełnienie do końca mesjańskiego programu (Jezusa)… 7. […]Boski wymiar Odkupienia nie urzeczywistnia się w samym wymierzeniu sprawiedliwości grzechowi 7 , ale w przywróceniu miłości, tej twórczej mocy w człowieku, dzięki której ma on znów przystęp od owej pełni życia i świętości, jaka jest z Boga. […] Jest to miłość, która nie tylko stwarza dobro, ale doprowadza do uczestnictwa we własnym życiu Boga: Ojca, Syna i Ducha świętego. Ten bowiem, kto miłuje, pragnie obdarzać sobą. [Dives in Misericordia]

Jezus wszedł całkowicie w ludzkie mroki nędzy, grzechu, upadku, bólu i śmierci, aby człowieka poprzez te doświadczenia przeprowadzić, wyprowadzić ku wolności i wprowadzić w chwałę nowego zmartwychwstałego życia. To właśnie dlatego Kościół śpiewa w czasie Wigilii Paschalnej o „błogosławionej winie Adama”, gdyż bez niej nie poznalibyśmy nigdy przeogromnej i szaleńczej miłości Boga do nas. A przecież życie wieczne to nic innego jak poznanie jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego On posłał, Jezusa Chrystusa (por. J 17,3).

Wnioski praktyczne:

- Błędem jest przeciwstawianie sprawiedliwości i miłosierdzia, jakie Bóg ma dla nas. Dzieje się tak dlatego, ponieważ wielu z nas rozumie te pojęcia ogromnie zawężająco: sprawiedliwość jako bezwzględne przestrzeganie praw i zobowiązań, zaś miłosierdzie jako litość. Tymczasem sprawiedliwość Boga to nic innego, jak Jego zbawczy zamiar wobec nas, czyli włączenia nas w swoje własne życie jako przybranych synów. Natomiast miłosierdzie to Jego sposób działania zmierzający do tego, abyśmy te dobra rzeczywiście otrzymali, nawet jeśli na to nie zasługujemy, błądzimy, upadamy i grzeszymy. Bóg bowiem widzi w nas wartość i godność, której my sami nie dostrzegamy.

- Miłosierdzie Boże działa poprzez moc stwórczą czyniąc z nas nowe stworzenia. Ujawnia się ona zwłaszcza w sakramentach. W chrzcie i bierzmowaniu zostajemy stworzeni na nowo jako dzieci Boże. W Eucharystii zostajemy przez antycypację włączeni w życie trynitarne, gdzie uczymy się Bogu oddawać samych siebie i przyjmować Jezusa, który nam się ofiarowuje. W sakramencie pojednania i chorych doznajemy cudu regeneracji jestestwa w okolicznościach grzechu i cierpienia. W sakramencie kapłaństwa i małżeństwa jesteśmy obdarowani misją upodabniającą nas do Chrystusa w Jego stwórczym działaniu.

- Błędem jest twierdzenie, że to Bóg wrzuca do piekła człowieka za jego złe czyny. Zgodnie z doktryną św. Katarzyny z Genui (+1515), to człowiek sam wybiera, czy chce swą wieczność złączyć z Bogiem, czy też poza Nim. Niestety wybory, jakich konkretnie dokonał w życiu, mogą sprawić, że na tyle znienawidzi Boga, że nie będzie widział dla siebie lepszego sposobu życia w wieczności, niż życie zbuntowanych przeciw Bogu demonów. Jeśli jednak wybiera Boga, a nie jest w chwili śmierci przygotowany do życia z Bogiem, musi poddać się dodatkowemu oczyszczeniu. W ten sposób paradoksalnie i piekło i czyściec stają wyrazem Bożego Miłosierdzia, które sprowadza człowieka na dobrą drogę w każdych okolicznościach, ale równocześnie szanuje ludzką wolność, bez której przystąpienie do Relacji Miłości jest niemożliwe.

Konkluzja

Wiara chrześcijańska zawiera w sobie mądrość, której brakuje współczesnemu światu. Zawiera się ona w triadzie Miłość-Stworzenie-Miłosierdzie zdolnej do wyjaśnienia człowieka samemu sobie przez uświadomienie mu jego najgłębszych aspiracji i obaw, rozwikłanie zagadki jego przeznaczenia i ukazanie w jaki sposób może osiągnąć szczęście. Nie są to odpowiedzi, które można by zlekceważyć uznając je za kolejne mity czy też archaiczne przekazy z zamierzchłej przeszłości. Wręcz na odwrót, odpowiedzi wiary są logiczne, spójne, uporządkowane i zadziwiająco nowoczesne.

Jedyna trudność polega na tym, że nie da się tych tez „udowodnić”- tak jak dowodzi się twierdzenia matematyczne czy też teorie fizyczne - ponieważ wykraczają one poza zwyczajne doświadczenie człowieka, a nawet poza zwykłe zasady logiki obowiązujące w naszym wszechświecie. Potwierdzają je jedynie doświadczenia, których nie da się eksperymentalnie powtórzyć, ponieważ dotyczą najgłębszych wewnętrznych poruszeń ludzkiego jestestwa.

A jednak pytania o sens życia nie są irracjonalne. Jak to twierdził Błażej Pascal w swojej niedokończonej „Apologii”, można uniknąć odpowiedzi na nie uciekając w pracę lub też rozrywki. Można też jednak zaryzykować wybór. Owszem, bez pewności, czy jest on słuszny, ale jednak możliwie najbardziej racjonalny. Jednym z kryteriów racjonalności jest z pewnością uzyskanie wewnętrznego pokoju i radości. Jeśli mądrość wiary pozwala nam taki pokój i taką radość uzyskać, nawet jeśli wciąż odczuwamy ból i trud istnienia, idŸmy tą drogą dalej - i spodziewajmy się spotkania z Tym, który już wyszedł nam naprzeciw.

 

1 Chodzi o schemat zwany „kwadratem semiotycznym”, który opracował w latach 60tych XX wieku A. Greimas, litewski emigrant z Paryża.

2 Niestety większość prac Claude’a Tesmontant jest osiągalnych wyłącznie po francusku. Bibliografia dostępna jest na stronie: http://www.claude-tresmontant.com/article-bibliographie-77518827.html

3 Przytoczone myśli o Trójcy świętej jako Relacji Miłości są zaczerpnięte z książki „Jezus - tak, Kościół - nie?”, kard. Walter Kasper, Jürgen Moltmann, Wydawnictwo Homini, Kraków 2005

4 Jest to nie tylko znana teza bł. Dunsa Scotta (początek XIV w.), ale występuje także już u św. Ireneusza z Lyonu (II w.). Bóg bowiem, aby doprowadzić człowieka do swojego życia musi pokonać najpierw przepaść natury poprzez wcielenie. Gdy jednak człowiek samowolnie oddala się od Boga przez grzech, konieczne staje się jeszcze dodatkowe pokonanie przepaści grzechu, czego dokonuje Chrystus w swym misterium paschalnym. św. Tomasz z Akwinu przeciwstawiał się wprawdzie tezie, że wcielenie miałoby miejsce, gdyby człowiek nie popełnił grzechu, ale wydaje się, że uczynił to z pobudek praktycznych. Nie chciał bowiem, aby jego koledzy teolodzy spekulowali, jak by wyglądało wcielenie Chrystusa, gdyby człowiek nie popełnił grzechu. W istocie zajmowanie się tym tematem jest zupełnie bezcelowe: ponieważ nie znamy innego Wcielenia jak tego, które dokonało się w okolicznościach grzechu i upadku człowieka, snucie spekulacji o tym, jak to jeszcze inaczej moglibyśmy być zbawieni, nie przynosi żadnych duchowych korzyści.

5 Apokalipsa św. Jana głosi tę prawdę nawet jeszcze mocniej gdy mówi o „księdze życia Baranka pozostającego zabitym od założenia świata” (Ap 13,8). Idea Baranka zabitego już od samego początku istnienia świata była jednak dla pewnych egzegetów tak szokująca, że zdecydowali się oni poprawić tekst oryginalny. Teraz w większości przekładów (także polskiej Biblii Tysiąclecia) sugeruje on, że to imię wiernego jest zapisane od założenia świata w księdze zabitego Baranka. A jednak tekst grecki nie pozostawia żadnych wątpliwości interpretacyjnych:

 ἐν τῇ βίβλῳ τῆς ζωῆς τοῦ ἀρνίου ἐσφαγμένου ἀπὸ καταβολῆς κόσμου

NajwyraŸniej natchnionemu Autorowi chodzi o to, że Jednorodzony Syn Boży (Druga Osoba Trójcy św.) jest niejako z natury Barankiem gotowym przelać swą krew za byty, które stworzył. Takie jest właśnie Boże Miłosierdzie, które przypomina przywracającą życie Transfuzję.

6 Taka jest dokładnie doktryna kalwińskiego katechizmu heidelberskiego z 1563 roku. Tymczasem uważna analiza doktryny św. Anzelma, wyrażona w traktacie „Cur Deus homo?” [„Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?”] z końca XI wieku, wskazuje na inne rozwiązanie. Według niej celem wcielenia Chrystusa było przywrócenie człowiekowi wiarygodności, jako współpracownikowi Boga. Ponieważ człowiek zawiódł Boga jako zarządca widzialnego stworzenia, tym samym wyrządził Mu „nieskończoną” krzywdę, ponieważ działał w imieniu Boga niczym tyran, a nie jako przekaŸnik boskiej dobroci i jakby skompromitował Boga w oczach stworzeń. Jezus gładzi jednak nieposłuszeństwo człowieka przez swoje posłuszeństwo, które nie waha się oddać życia. W ten sposób staje się dla nas wzorem sprawiedliwości, która przywraca światu zachwiany grzechem porządek i uczy nas składania siebie Bogu w ofierze. Bardzo podobną myśl wyraża 459 punkt Katechizmu, który głosi, że „Słowo stało się ciałem, by być dla nas wzorem świętości”.

7 W encyklice „Dives in misericordia” Jan Paweł II nie wyjaśnia, co oznacza zwrot „wymierzyć sprawiedliwość grzechowi”. Jednak w encyklice „Dominum et vivificantem” zajmuje się tym tematem bardzo dogłębnie zwłaszcza w punktach 27, 28, 35, 40, 48. W telegraficznym skrócie chodzi o to, że:

- na Krzyżu grzech został zdemaskowany przez Bożą sprawiedliwość, tak że człowiek może

w pełni dostrzec jego okropność i podjąć wolną decyzję o odwróceniu się od niego;

- grzech nieposłuszeństwa Adama (czyli odejście od pierwotnej sprawiedliwości) został pokonany przez posłuszeństwo Chrystusa;

- skutkiem wymierzenia sprawiedliwości grzechowi jest oczyszczenie sumień Krwią Chrystusa, to znaczy uczynienie człowieka autentycznie sprawiedliwym.

 

Nie chodzi tu zatem na pewno o to, że Jezusowi, który „został uczyniony grzechem” (por. 2Kor 5,21) została wymierzona słuszna kara, tak jakby Jezus utożsamił się z kozłem ofiarnym, na którego głowę składano w dniu Przebłagania (hebr. Jom Kippur) symbolicznie wszystkie grzechy Izraela (por. Kpł 16,21). „Uczynienie grzechem” należy rozumieć jako całkowite utożsamienie się Jezusa z grzesznikiem i wejście w jego sytuację. Tłumaczy to także znakomicie papież Benedykt XVI (w 2gim tomie „Jezusa z Nazaretu” na str. 268-9), gdy odkrywa, że Jezus w dniu Przebłagania pełni rolę nie kozła ofiarnego, ale przebłagalni. Tak właśnie Izraelici nazywali wieko Arki Przymierza, które raz w roku, w tym właśnie dniu, arcykapłan skrapiał krwią ofiarnych zwierząt, aby dokonać oczyszczenia Narodu Wybranego z jego grzechów. Krew ofiary, symbolizująca martwe życie grzesznego ludu, dotykała świętego drewna, które symbolizowało Boga wchłaniającego wszystkie winy i uzdrawiającego grzeszników. Była to zapowiedŸ tego, co dokonało się dopiero na Krzyżu, za sprawą wcielonego Boga.

Przejdz do dyskusji

Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl