Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
VII. CEL NASZEJ WIARY: ZBAWIENIE DUSZ PDF Drukuj E-mail
Napisał Ks. Andrzej Siemieniewski   

Zbawienie od zaraz?

Bracie, czy jesteś zbawiony?

- Czy jesteś zbawiony, bracie katoliku?
- Cóż, mam nadzieję, że jeśli będę żył po chrześcijańsku, to po śmierci pójdę do nieba, że wtedy będę zbawiony...
- W takim razie nie jesteś zbawiony! Ktoś wprowadził cię w błąd, bracie, mówiąc, że na zbawienie musisz czekać przez całe życie. Tymczasem już dziś możesz być zbawiony! Już w tej chwili możesz mieć absolutną pewność zbawienia! A więc: czy chcesz być dziś zbawiony? Jeśli tak, to tu, na tym miejscu, przyjmij przez wiarę Jezusa do swego serca! I problem twojego zbawienia zostanie rozstrzygnięty w ciągu jednej minuty na zawsze, na wieki.

a. Zbawienie: dziś czy po śmierci?

Dialog taki, jakkolwiek fikcyjny, mógłby faktycznie mieć miejsce. Radykalnie usposobieni nadgorliwcy zarzucają czasem nam, katolikom, że osłabiamy pewność wiary, mówiąc o zbawieniu dopiero po śmierci, w niebie. Tymczasem podobno Biblia uczy, że mogę zostać zbawiony w jednej chwili, kiedy tylko uwierzę, kiedy przyjmę Jezusa, gdy zostanę chrześcijaninem.

Oto dwa zdania zaczerpnięte z broszur propagujących taką tezę:

"Przez jeden akt wiary zbawiony jesteś na wieczność".

"Kościół katolicki głosi fałszywą ewangelię, nie informując ludzi, że kiedy tylko przyjmą Chrystusa jako Pana i Zbawiciela mogą być absolutnie pewni swojego zbawienia na wieki! Tacy ludzie już przecież są zbawieni!"

Rewelacje te zawarte są jak się nas zapewnia w Biblii i biblijnemu chrześcijaninowi nie pozostaje nic innego, jak je przyjąć.

Czy jest to temat ważny? Czy warto dyskutować o takich rzeczach? Raczej tak. Zbawienie jest celem naszej wiary i jeśli nie mamy pełnej jasności w tej kwestii, to znaczy, że błądzimy po omacku. Biblia mówi nam: jako kres waszej drogi "osiągniecie cel waszej wiary zbawienie dusz" (1 P 1, 9). Kiedy idzie się jakąś drogą przez wiele lat, to chyba warto wiedzieć, czy droga ta prowadzi do naszego celu, czy też zaprowadzi nas na manowce. Jak więc ma się sprawa ze zbawieniem? Od tego pytania zależy, czy wiemy, jaki jest cel naszego chrześcijaństwa. Dlatego odpowiedzi na to pytanie poszukajmy w Słowie Bożym: czy już jestem zbawiony, czy też dopiero zbawiony będę?

b. Czy ja, chrześcijanin, jestem już zbawiony?

Rzeczywiście, w kilku miejscach Nowy Testament mówi o naszym zbawieniu jako o czymś, co już się dokonało. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to zostaliśmy zbawieni, a więc teraz zbawieni już jesteśmy. Najmocniej mówi o tym tekst: "łaską bowiem jesteście zbawieni"; "łaską jesteście zbawieni przez wiarę" (Ef 2, 5 i 8). Podobnie wyczytać możemy ze słów: "zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym" (Tt 3, 5); oraz w Liście do Rzymian: "dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia" (Rz 8, 1).

Te miejsca z upodobaniem cytowane są przez zwolenników tezy o absolutnej pewności zbawienia, które już się w nas dokonało; pewności, której podobno możemy zaznać po osobistym przyjęciu Jezusa, i której nie może naruszyć najbardziej nawet grzeszny sposób życia. Ale Pismo św. znacznie częściej, żeby nie powiedzieć zdecydowanie częściej mówi o zbawieniu jako o czymś, na co my, chrześcijanie, dopiero czekamy.

Apostoł Paweł pisze na przykład o życiu chrześcijanina jako o czekaniu na upragnioną chwilę zbawienia: "teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli" (Rz 13, 11). Jak widać, mowa jest tu o dwóch różnych momentach. Jeden z nich to uwierzenie, czyli przyjęcie wiary w Chrystusa; należy on do przeszłości i od niego zaczęło się życie wiary. Drugi moment to zbawienie; należy on do przyszłości i wszyscy musimy na ten moment dopiero czekać. Zbawienie dopiero się do nas zbliża. Jest to zbawienie w sensie oczekiwanej przyszłości oczywiście w chwili naszej śmierci lub w chwili powrotu Chrystusa na ziemię.

Dlatego Apostoł radził Filipianom, aby "zabiegali o własne zbawienie z lękiem i drżeniem" (Flp 2, 12). Ma to oczywiście sens tylko wtedy, gdy na zbawienie dopiero oczekują. Tego samego od swojego nauczyciela dowiedzieli się też Koryntianie, gdy św. Paweł pisał im: "[przez Ewangelię] będziecie zbawieni" (1 Kor 15, 2).

Dziwne jest, że w ogóle zdarzają się na ten temat dyskusje i to od kilkuset lat skoro to pytanie stało się wprost i wyraźnie tematem nauczania Pisma. Zbawieni jesteśmy już ale na razie w nadziei, co znaczy, że na zbawienie z ufnością i radością czekamy! "W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, którą już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy" (Rz 8, 24-25).

Czeka się na coś, co będzie, a nie na coś, co było. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto by w obecnym roku czekał na rok miniony. Wytrwała nadzieja i spodziewanie się dotyczą tego, co będzie jutro, a nie tego, co było wczoraj. Tym czymś jest ostateczne i pełne zbawienie.

c. Już i jeszcze nie

- Czy jesteś zbawiony?
- Tak odpowiadam jako katolik, - Zgodnie z tym, co mówi Biblia, jestem już zbawiony (Ef 2, 5-8), ale też jestem ciągle w trakcie zbawiania przez Chrystusa i w trakcie mojego starania się o to (Flp 2, 12), dlatego też żyję w nadziei, że będę zbawiony w przyszłości (Rz 5, 10 i 8, 24-25). Wiem, że jestem odkupiony i z Bogiem pojednany (Rz 5, 10), ale towarzyszy mi bojaźń i drżenie ((Flp 2, 12) wraz z nadzieją wiary w obietnice Chrystusa (Rz 5, 2 i 2 Tm 2, 11-13). Nie mam jednak absolutnej pewności niezależnej od mojego postępowania, gdyż muszę badać, czy trwam w wierze (2 Kor 13, 5) i powinienem starać się o uświęcenie, gdyż bez tego nie zobaczę Pana (Hbr 12, 14). Wierzę tak, jak wierzyli chrześcijanie od czasów Jezusa Chrystusa i Jego Apostołów, bez żadnych zmian.

Warunki zbawienia?

Będziesz zbawiony, jeżeli...

"Pismo św. nigdy nie głosi, że za grzechy chrześcijanie ryzykują utratę zbawienia". Autor tych rewelacji zapewnia, że zaczerpnął odpowiednie przesłanki z Biblii, z której dowiedział się, że sposób życia chrześcijanina, jego święte życie lub żywot bezbożny i grzeszny nie mogą wpłynąć na wieczne zbawienie. Na tym polega teza o absolutnej pewności zbawienia, której nic naruszyć nie zdoła. Jeśli jest to prawda, to należałoby oczywiście życzyć sobie, aby wszyscy chrześcijanie taką pewność posiedli. Ale jeśli prawdą to nie jest, to pewność okaże się pewnością fałszywą. Z dość poważnymi, jak łatwo sobie to wyobrazić, konsekwencjami...

a. Zbawienia stracić nie można?

Czy łaska Boga, przez którą jesteśmy zbawieni, wyklucza wartość moich dobrych uczynków? Jeśli dziwi kogoś, że takie pytania można zadawać, to trzeba zacytować parę polemicznych tez z upodobaniem wytaczanych nieraz przez niechętne katolikom kręgi: "żadne moje dobre czyny nie mają ze sprawą mojego zbawienia nic wspólnego"; "łaska, przez którą Bóg cię zbawił, wyklucza twoje uczynki"; w sprawie swojego własnego zbawienia "człowiek nie ma nic do zrobienia". Mówi się: "katolicy dodają coś do wiary, twierdzą, że do zbawienia potrzebna jest wiara i coś jeszcze". Tymczasem podobno Biblia mówi, że tylko wiara i kropka!

W najbardziej jaskrawej wersji teoria ta brzmi jeszcze bardziej radykalnie: podobnie jak dobre uczynki w żaden sposób nie miałyby wpływać na ostateczną ocenę człowieka przed Bogiem w dzień sądu, tak samo i złe uczynki, najokropniejsze nawet grzechy, nie mogłyby spowodować utraty zbawienia. Zbawienie raz uzyskane w chwili "przyjęcia Jezusa" miałoby być absolutnie nie do utracenia, nawet przez najbardziej wyzywające grzechy. A oto stosowne cytaty zaczerpnięte z tekstów głosicieli takiej "dziwnej Ewangelii":

"W kościele korynckim pleniły się podziały, bałagan, kłótnie, rozpusta i świętokradztwo; w Listach św. Pawła nigdzie jednak nie znajdziemy wskazówki, że za takie grzechy zapłacą oni utratą zbawienia".

"Bez wątpienia nasze zbawienie nie ma nic wspólnego z uczynkami, choćby były one wspaniałe i dobre, lecz zależy od wiary w Ewangelię".

Najlepszym znawcą problematyki zbawienia jaki kiedykolwiek żył na ziemi, a także najlepszym znawcą ze wszystkich, jacy żyją obecnie i kiedykolwiek żyć będą, jest Jezus Chrystus. A On wypowiedział się raczej jasno w tej kwestii: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 24, 13). Dlatego czytamy w Piśmie: "strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł" (Mt 24, 4). A więc zwiedzenie chrześcijanina jest możliwe i może wpłynąć na zbawienie. Co więcej istnieje jakiś warunek zbawienia: jest nim wytrwanie do końca. "Powstaną fałszywi mesjasze [...], by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych" (Mt 24, 24). Wybranie przez Boga nie jest więc automatyczną gwarancją na zawsze, jeśli człowiek przestanie w którymś momencie na takie Boże wezwanie odpowiadać. A człowiek nie jest automatem, jest wolny i zły użytek z wolnej woli jest zawsze możliwy.

Czytamy na innym miejscu słowa skierowane do chrześcijan w Koryncie:

"Dopuszczacie się niesprawiedliwości, czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy nie odziedziczą królestwa Bożego. A takimi byli niektórzy z was, lecz zostaliście usprawiedliwieni" (por. 1 Kor 6, 8-11).

Św. Paweł pisze Koryntianom o możliwości utraty zbawienia i o tym, że usprawiedliwienie z grzechów popełnionych w przeszłości nie jest automatycznie usprawiedliwieniem z grzechów popełnionych w przyszłości. Spotykane dziś czasem dziwne nauki o absolutnej pewności zbawienia do tego się bowiem sprowadzą: jestem automatycznie usprawiedliwiony z każdego grzechu, jaki popełnię w przyszłości, gdyż niemożliwe jest, abym kiedykolwiek utracił raz zdobyte usprawiedliwienie, raz dane mi zbawienie. Warto powtórzyć trzy słowa św. Pawła ostrzegające nas wszystkich bez wyjątku: "Nie łudźcie się!"

"O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was [...], żaden rozpustnik ani nieczysty nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga" (Ef 5, 3 i 5).

"Postępujcie według Ducha, a nie spełnicie pożądania ciała; jest rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość i tym podobne; co do nich zapowiadam wam: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą" (por. Ga 5, 16-21).

Teksty te są jasne: zbawienie zależy od wiary, ale ma związek także z czynami chrześcijanina. Są takie czyny, które są grzechami. Mało tego, niektóre grzechy mają charakter tak wyjątkowo ciężki, że powodują utratę łaski, a więc zamykają bramę Królestwa. "Jeśli dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy" (Hbr 10, 26).

b. Zbawienie pod pewnymi warunkami?

A co z dobrymi uczynkami? Czy są one przydatne w drodze do zbawienia? Czy głoszenie ich potrzeby to rzeczywiście katolicki wymysł, aby utrudnić ludziom dojście do zbawienia, które w przeciwnym wypadku byłoby łatwe i natychmiastowe, jak nie przymierzając rozpuszczalna kawa? Cóż, o takim "wymyśle" dobrze wiedzieli Apostołowie, a nawet zapisali to w Biblii. "Sprawiedliwy z trudem dojdzie do zbawienia" (1 P 4, 18), pisał św. Piotr, a św. Paweł precyzował to jeszcze bardziej, gdy pisał o kobietach żyjących w małżeństwie: "Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu z umiarem" (1 Tm 2, 15). Jest to oczywiście dokładnie ta sama nauka, którą uczniowie usłyszeli od Jezusa i zapisali dwukrotnie w Ewangelii: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 10, 22 i 24, 13). Jest to w tym sensie "zbawienie warunkowe"! Chrześcijanin będzie zbawiony, jeśli coś będzie czynić. "Jeśli wytrwa w wierze i miłości", "Jeśli wytrwa do końca". Św. Paweł, jak widać, był kolejnym z tych, którzy obok Pana Jezusa "dodawali coś do wiary": zbawienie "przez czynienie czegoś", "pod warunkiem", "jeżeli..."


Czy możemy wobec tego mówić o przeżywaniu pewności naszego zbawienia? Gdyby ktoś chciał to rozumieć jako pewność absolutną, niezależną od swojego dobrego i chrześcijańskiego życia w przyszłości, to musiałby spierać się o swoją pewność zarówno z Panem Jezusem, jak i z Jego Apostołami. Apostołowie takiej absolutnej, niezależnej od niczego pewności zbawienia, wcale nie mieli. "Poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego" (1 Kor 9, 27). Jak widać, odrobina ascezy i wyrzeczenia dla wzmocnienia pewności zbawienia nie zaszkodzi nam, skoro św. Pawłowi też się przydała. "Staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre" (2 Kor 5, 9-10). Zamiast absolutnej i niezależnej od niczego pewności możemy natomiast mówić o pewności życiowej, opartej na ufności, że Bóg będzie mnie wspierał w chrześcijańskim życiu, a ja go nie zawiodę i "wytrwam do końca".

Jeden ze "znawców Biblii", wyśmiewał ambicje katolików w tym względzie, twierdząc, że cokolwiek człowiek uczyni, każdy jego najlepszy nawet czyn i tak jest "jak szmata" (powoływał się tu na Iz 64, 5). Cóż, my natomiast chcemy znaleźć się w liczbie tych, którzy oczywiście pamiętając o absolutnym prymacie łaski Boga w naszym życiu jednak wyczytali również i takie Słowo Życia: "Tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności życie wieczne" (Rz 2, 7).

To przecież Jezus powiedział na temat sądu, wiecznego życia lub wiecznego potępienia, że najważniejsze jest "wszystko, co uczyniliście" oraz "wszystko, czego nie uczyniliście". Na tej podstawie "pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25, 40 i 45-46).

c. Dobre czyny - "współpraca" łaski Boga i woli człowieka

Dobre uczynki, całkiem po prostu, nie stoją w sprzeczności z łaską zbawienia, gdyż same są owocem nie tylko naszych wysiłków, ale przede wszystkim łaski. Bóg z łaski je dla nas przygotował (Ef 2, 10), a my swoją wolną wolą, wspartą łaską Boga, z Nim w tym dziele współpracujemy. Dobre czyny nie muszą "uzupełniać" łaski gdyż same są współdziałaniem łaski i decyzji wolnej woli chrześcijanina napełnionego Duchem Świętym.

(Uwaga! Część fundamentalistów biblijnych twierdzi, że żaden człowiek nie ma w ogóle wolnej woli, że istnienie wolnej woli jest "katolicką herezją"! Dyskusja z nimi w tej kwestii jest przedsięwzięciem wysoce frustrującym. Jak dyskutować z kimś, kto twierdzi, że jest automatem?)

Uwagi o absolutnym prymacie łaski na pewno się nam, katolikom, przydają, jeśli padają ze strony życzliwych krytyków. Bywa przecież tak, że katolik streszcza nadzieję chrześcijańską w słowach: "Jeśli będziesz dobrze żył i nagromadzisz dużo dobrych uczynków, to w nagrodę pójdziesz do nieba". Na tym czasem jego wyobrażenie o drodze do zbawienia się kończy. Zdarza się to niekiedy (i wskazuje na braki podstaw wiadomości religijnych z zakresu drugiej klasy szkoły podstawowej, gdyż jedna z sześciu głównych prawd wiary nauczanych właśnie wtedy mówi: "Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna"). Ale lekarstwem na wjechanie samochodem w drzewo z lewej strony drogi nie jest na pewno zderzenie ze słupem po stronie prawej. Czy bowiem lekarstwem na wspomniane wykoślawienie chrześcijańskiej nadziei jest z kolei głoszenie, że zbawienie nie ma nic, ale to dokładnie nic wspólnego ze sposobem życia człowieka wierzącego?

Można przecież mówić o zasługach, które z łaski Boga i za Jego pomocą przyniesiemy ze sobą na sąd Boży. "Zasługi" to wprawdzie słowo, który tradycyjnie budziło oburzenie niektórych chrześcijan niechętnych katolicyzmowi, ale chyba jednak biblijny chrześcijanin może mówić o zasługach człowieka przed Bogiem, skoro mówili o tym natchnieni autorzy w Biblii. "Nie jest bowiem Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości" (Hbr 6, 10); "Błogosławieni, którzy w Panu umierają [...] idą wraz z nimi ich czyny" (Ap 14, 13); "Osądzono zmarłych z tego, co w księgach zapisano, według ich czynów [...] każdy został osądzony według swoich czynów" (Ap 20, 12). Są to czyny nie tylko złe, sprowadzające osąd skazujący, ale i dobre sprowadzające pochwałę. Kiedy święci idą po śmierci do Boga, to "idą wraz z nimi ich czyny" (Ap 14, 13). Nawet sam Jezus zapowiada: "dam każdemu z was według waszych czynów" (Ap 2, 23), a Apostołowie napominali: "Niechże i nasi wierni nauczą się przodować w spełnianiu dobrych czynów [...] - żeby nie byli bez zasług" (Tt 3, 14).

Zasługa jest owocem łaski, ale tylko w takim sercu, które zechciało z tą łaską współpracować, czyli jak mówi Pismo coś uczyniło ze swej strony: "Jeśli ktoś usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego" (Ap 3, 20). To właśnie nazywamy współpracą z łaską. Musisz coś uczynić ty sam ("otworzyć drzwi"), aby Jezus mógł coś uczynić w tobie ("z tobą wieczerzać"). Dlatego św. Piotr zachęca nas w Biblii, abyśmy lękali się o nasze święte postępowanie właśnie z powodu przyszłego zbawienia: "jeśli bowiem Ojcem nazywacie Tego, który sądzi według uczynków każdego, to w bojaźni spędzajcie czas swego pobytu na obczyźnie" (1 P 1, 17). Apostoł powtarza tymi słowami tylko to, czego nauczył się od Jezusa. A nasz Zbawiciel uczył wyraźnie: "ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny na zmartwychwstanie potępienia" (J 5, 29).

Jeśli przyjmie się karkołomną tezę o tym, że zbawienie nie ma nic wspólnego z uczynkami chrześcijanina, z jego świętym albo grzesznym życiem, z jego szlachetnym i ofiarnym albo podłym i wstrętnym postępowaniem, to różne teksty Pisma św. mówiące o zbawieniu stają się przedziwnym chaosem. Jedne mówią o zbawienia z łaski niezależnym od uczynków (Ef 2, 9), inne o tym, że o zbawieniu decyduje sąd Boga nad naszymi uczynkami (Mt 25, 45). Jedne mówią o tym, że kto uwierzy, nie idzie pod sąd (J 3, 18), a inne o tym, że wszyscy staniemy przed trybunałem (2 Kor 5, 10), jedne mówią, że usprawiedliwienie przychodzi na podstawie samej wiary, a nie z uczynków (Rz 3, 28), inne wręcz odwrotnie, że usprawiedliwieni jesteśmy na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary (Jk 2, 24)... I w końcu nic z tego nie można zrozumieć.

Jeśli natomiast przyjmie się tradycyjne katolickie nauczanie, to Dobra Nowina Pana Jezusa głoszona przez Jego Apostołów i spisana w Biblii stanie się przedziwnie jasna i zrozumiała. Twoja historia z Jezusem to kilka etapów, w których rola wiary i uczynków jest różna. Etapy te to najpierw usprawiedliwienie, potem uświęcenie, a wreszcie zbawienie. Są to trzy biblijne pojęcia o precyzyjnym znaczeniu i mylenie ich prowadzi do chaosu i poważnych błędów. Biblia staje się niezrozumiała. Wiele jej fragmentów trzeba wtedy pomijać jako rzekomo "mniej istotnych". Czasem pierwszy z tych etapów, usprawiedliwienie, też nazwane bywa określeniem "zbawienie". W końcu po grecku "zbawienie" znaczy po prostu tyle samo co "uratowanie", a więc jest to pojęcie bardzo nieostre. "Uratowanym" można być od życia bez Boga, w grzechu, z dala od Jezusa Chrystusa. Częściej jednak te trzy etapy są nazwane każdy innym określeniem. Wtedy zbawienie w sensie "uratowania na wieki", czyli zbawienie wieczne okazuje się zależne od czynów.

d. Etapy życia w Jezusie Chrystusie

Wiele zamieszania w tej dziedzinie wynikło z zaniedbań w poznawaniu podstaw doktryny chrześcijańskiej, szczególnie nauki o usprawiedliwieniu, uświęceniu i zbawieniu. W tej dziedzinie, niestety, bracia katolicy również najczęściej nie mają się czym chlubić, gdyż tak często wiara budowana jest tylko na mocno sypkim fundamencie przeżyć, wzruszeń, rodzinnych tradycji i patriotycznych przywiązań. Spróbujmy odnaleźć więc nieco twardszy grunt (zanim nie spadną deszcze i nie wzbiorą potoki, i nie uderzą w ten dom!)

Usprawiedliwienie spotkało cię, gdy byłeś jeszcze bezsilny (Rz 5, 6). Bóg wyszedł ci naprzeciw, może gdy byłeś jeszcze małym dzieckiem lub kiedy wcale nie myślałeś o Bogu i podobało ci się życie w grzechu z dala od Niego. On sam wezwał cię wtedy przez przyjaciela, kazanie, lekturę, rekolekcje. Niezależnie od tego, że zasługiwałeś na odrzucenie i nie miałeś Bogu nic do zaofiarowania On cię przyjął i usprawiedliwił. Z grzesznika stałeś się w jego oczach kimś sprawiedliwym. Nie miałeś swojej własnej sprawiedliwości, prosiłeś Go o łaskę i obdarzył cię swoją własną, Bożą sprawiedliwością (Rz 3, 26). Było to całkiem niezależne od twoich uczynków i zasług. "Człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa" (Ga 2, 16).

Apostoł Paweł często sięga w Listach do swojego własnego doświadczenia życiowego. Był człowiekiem bardzo religijnym, pielęgnował wyniesione z domu tradycje religijne, wypełniał każdy swój dzień mnóstwem gorliwych uczynków. A jednak nie doprowadziło go to do rozpoznania Mesjasza w Jezusie. Chrystus sam mu się objawił i obdarzył usprawiedliwieniem "z łaski, a nie z uczynków". Nie tylko na podstawie teorii, ale i praktyki życiowej św. Paweł pisze: "człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa" (Rz 3, 28).

Nie można zostać usprawiedliwionym chrześcijaninem z powodu mnóstwa swoich zasług, nie da się na ten Boży podarunek zarobić ani zasłużyć, jest on zawsze czystym darem zaskakującego nas swoją inicjatywą Boga. Tak jak człowiek swoje naturalne narodzenie zawdzięcza całkowicie swoim rodzicom bez żadnej swojej zasługi, tak samo duchowe nowe narodzenie zawdzięcza bez swoich zasług Bogu.


Uświęcenie to coś, czego Bóg oczekiwał od ciebie później. Obdarzył cię misją, zadaniami, powołaniem i spodziewał się po tobie dobrych owoców. Ten etap twojego chrześcijańskiego życia nie tylko że nie jest niezależny od twoich uczynków, ale wręcz przeciwnie jest od nich dramatycznie zależny! Bóg je przygotował, abyś je pełnił (Ef 2, 10) i spogląda z nieba, czy rzeczywiście tak się dzieje! Bardzo wiele zależy tu od twojego wysiłku, starań, zabiegów czyli, mówiąc krótko, uczynków. Na tym etapie jesteś wzywany nie tylko, by w coś wierzyć, ale równocześnie aby coś nieustannie czynić, aby nie stracić danej ci za darmo łaski usprawiedliwienia: "Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana. Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej" (Hbr 12, 14-15). Na tym etapie pozostajesz sprawiedliwy przed Bogiem, jeśli wypełniasz Jego wolę przez twoje postępowanie. "Człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary [...] martwa jest wiara bez uczynków" (Jk 2, 24 i 26).

Przyda się też nieco pokory w myśleniu o zbawieniu, które nie jest stuprocentową polisą ubezpieczeniową! "Przeto się nie pysznij, ale trwaj w bojaźni! Jeżeli bowiem nie oszczędził Bóg gałęzi naturalnych, może też nie oszczędzić i ciebie" (Rz 11, 20-21). "Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem" (Flp 2, 12). Nowe życie można utracić. Może się to stać przez złe czyny czyli grzechy. "Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twoich czynów doskonałymi wobec Boga" (Ap 3, 1-2). Stąd jest potrzebna w życiu chrześcijanina nawet asceza i umartwienie, choćby nie było dzisiaj w modzie mówienie o tym: "poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego" (1 Kor 9, 27). Nie powinniśmy znać innej mody niż "moda na Pismo św."!

Zbawienie w sensie ścisłym odnosi się do chwili opuszczenia przez nas tego świata. Dopóki żyjemy na tej ziemi, jesteśmy tylko w drodze do zbawienia, zawsze z pewną dozą świętej bojaźni, gdyż każdy może upaść przez swój grzech, lenistwo, opieszałość i głupotę, przez czyny złe i brak czynów dobrych i może łaskę stracić. Jako ostrzeżenie dla chrześcijan (a nie dla niewierzących) napisano kiedyś: "straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego" (Hbr 10, 31).

Absolutną i niepodważalną pewność zbawienia ma dopiero ten, kto już dopłynął do portu, czyli do spotkania z Bogiem w wieczności. Tylko ten, kto należy do symbolicznej liczby "stu czterdziestu czterech tysięcy wykupionych z ziemi" (Ap 14, 3).

Rozróżnienie dwóch etapów chrześcijańskiego życia początkowego usprawiedliwienia, czyli wejścia na drogę zbawienia (nowe narodzenie), i kroczenia tą drogą w ciągu całego życia (nowe życie) jest bardzo ważne dla naszego rozumienia Biblii. Inaczej można przekrzykiwać się do końca świata. Jeden będzie wołać: "człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę!" (Ga 2, 16). A drugi na to: "nieprawda, bo przecież "człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary" (Jk 2, 24)!"

Jeśli natomiast odniesiemy teksty Biblii napisane przez Apostołów do historii ich własnego usprawiedliwienia, uświęcenia i zbawienia, a potem do naszej historii z Bogiem, to nie będzie dla nas żadnej sprzeczności między początkową absolutną darmowością łaski a późniejszą oceną chrześcijanina w dzień sądu na podstawie zarówno wiary, jak i uczynków. Prawdą jest, że "człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa" (Rz 3, 28), gdyż nowe narodzenie otrzymał całkowicie za darmo. Ale jednocześnie prawdą jest, że "człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary" (Jk 2, 24), gdyż nowe życie aby go nie stracić wymaga unikania złych uczynków i pełnienia uczynków dobrych. W ogóle prawdą jest wszystko, co napisane jest w Piśmie świętym, a nie tylko wybrane wersety, który akurat dziś nam się przydają.

e. "Cokolwiek uczyniliście..."

Dyskusję o zbawieniu warto zakończyć bystrą obserwacją, jaką poczynił Keith Green, wielki amerykański muzyk i wielki protestancki chrześcijanin, kiedy w jednym ze swych utworów wyśpiewał dwudziesty piąty rozdział Ewangelii według św. Mateusza. Zadał tam pytanie, czym różnią się według Jezusa Chrystusa i Jego biblijnego Słowa zbawieni (symboliczne "owce") od niezbawionych (symbolicznych "kozłów").

"Jedyną różnicą między kozłami i owcami według Pisma jest to, co zdołali i to, czego nie zdołali uczynić." ("The only difference between the sheep and the goats according to the Scriptures is what they did and didn't do").

Postawa wiary w jedynego Pana i Zbawcę, Jezusa Chrystusa oraz postawa czynnej miłości: one dwie razem zwyciężają na sądzie przed Bogiem. Po pierwsze więc: "Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu" (J 3, 18). Równocześnie jednak: "będzie to sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem" (Jk 2, 13).

Odpusty i czyściec:

Do nieba tanio i na raty?

Podobno chrześcijanin, który jest usprawiedliwiony z grzechów, jest już za życia zbawiony i o żadnej karze za grzech myśleć nie musi. Podobno też, kto ma być zbawiony, zaraz po śmierci idzie do nieba i niepotrzebne mu tam żadne odpusty. A temu, kto ma być potępiony tym bardziej. A więc sprawa zakończona. Czy jednak na pewno?

Katolicy wspominają czasem w kontekście śmierci i sądu Bożego o tak zwanych "odpustach". U krytyków katolicyzmu wyobrażenia o tym, czym katolicki odpust jest, bywają dość fantastyczne. W czasopiśmie bardzo chrześcijańskim, z tytułu sądząc wyczytać można było niedawno, że podobno według katolików "odpust to częściowe lub całkowite "darowanie grzechów" za dokonane zasługi". Warto więc przypomnieć, że tak naprawdę, według katolików odpust jest to darowanie przez Boga kary doczesnej tylko za te grzechy, które już wcześniej zostały przebaczone i z których człowiek już został usprawiedliwiony przez wyznanie grzechów. W nauczaniu o usprawiedliwieniu z grzechowej winy mówi się obecnie w Kościele katolickim całkiem słusznie o wiele więcej o miłosierdziu Bożym i o ewangelicznych obietnicach przebaczenia niż o odpustach. Nie stanowią one na pewno centrum naszej wiary. Bywa jednak, że nauka o odpustach, choć z całą pewnością nie najważniejsza dla nas, staje się okazją do podnoszenia najróżniejszych zarzutów. Podobno "Biblia całkowicie inaczej uczy na ten temat".

a. Grzech: wina i kara

Biblijne pojęcie konsekwencji grzechu zawiera dwa jego skutki: winę i karę. Najłatwiej będzie nam je rozróżnić na przykładzie. Oto król Dawid po popełnionej zbrodni przeżywa nawrócenie. Poruszony skruchą mówi: "Zgrzeszyłem wobec Jahwe". Wtedy prorok poucza go: "Pan odpuszcza ci też twój grzech nie umrzesz. Lecz dlatego, że przez ten czyn odważyłeś się wzgardzić Panem, syn, który ci się urodzi, na pewno umrze" (2 Sm 12, 13-14). Bóg przebaczył Dawidowi grzech, przez co "skasowany" został pierwszy jego skutek, czyli wina. Dawid nie poniesie śmierci ani kary wiecznej. Został od niej zbawiony. Ale drugi skutek grzechu pozostaje jest to kara za wzgardzenie Bogiem, kara doczesna. Podobnie chrześcijanin pokutujący za grzech nie poniesie kary wiecznej. Jest od niej zbawiony i ma obiecaną wieczność z Bogiem. Niekoniecznie jednak obejmuje to karę doczesną, czyli taką, która potrwa jakiś czas, a potem się skończy.

Należy więc odróżnić karę wieczną, którą ponosi się za ciężki grzech nieodpokutowany, i karę doczesną, którą ponosi się jako konsekwencję odpokutowanego grzechu. O pierwszej mówi nam Biblia w wielu miejscach (na przykład Dn 12, 2: jedni zbudzą się "do wiecznego życia", a inni "ku wiecznej odrazie", albo Ap 20, 10: "cierpieć będą katusze na wieki wieków"). O drugim rodzaju kary czytamy również bardzo często. Jest to ta kara, która spotkała Dawida po jego nawróceniu. Jest to kara, która spotkała na pustyni Izraelitów. Kiedy po grzechu ludu Mojżesz poprosił Boga "Odpuść winy tego ludu według wielkości Twego miłosierdzia", Pan mu odpowiedział: "Odpuszczam zgodnie z twoim słowem". Nie przeszkadza to jednak, że "ci, którzy nie słuchali mego głosu, nie zobaczą kraju, który im obiecałem" (Lb 14, 19-23). Nawet sam Mojżesz musiał "odcierpieć" karę doczesną za przebaczony grzech. "Rzekł Pan do Mojżesza i Aarona: "Ponieważ mi nie uwierzyliście, dlatego wy nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję"" (Lb 20, 12).

Ta sama zasada obowiązuje oczywiście w Nowym Testamencie: "Kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje" (Hbr 12, 6). Jako nowo narodzeni chrześcijanie zostaliśmy przyjęci jako synowie, przebaczono nam grzechy i darowano karę wieczną, ale coś nazywającego się "karą" czy "chłostą" jednak zostało: kara doczesna.

b. Bóg pomaga jednym ludziom przez wstawiennictwo innych ludzi?

Odpusty to darowanie kary doczesnej, przynajmniej w części, za przyczyną doskonałych zasług Jezusa Chrystusa oraz zasług świętych chrześcijan, którzy nas poprzedzili. Praktyka wskazuje, że niektórym trudno uwierzyć, że Bóg może brać pod uwagę zasługi człowieka. Pytają się, czy nie oznacza to jakiejś niedoskonałości zasług Jezusa Chrystusa? Zarzuca się niekiedy katolikom, że dodają coś do zasług Chrystusowego Krzyża podważając w ten sposób doskonałość Jego dzieła.

Jeśli katolicy tak robią, to dlatego, że mają godnych poprzedników, do tego poprzedników natchnionych przez Boga do spisania odpowiedniego nauczania w tym względzie w nieomylnym Słowie Bożym: "Raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Jakkolwiek mogłoby się to nie podobać niektórym, biblijna prawda jest właśnie taka. Domyślamy się, że "dopełniam" nie dlatego, aby Chrystus tego uzupełnienia potrzebował, ale dlatego, że na nie łaskawie zezwala i z łaski swojej do niego zaprasza. Dlatego zarzut o "dodawaniu" do zasług Chrystusa jest zupełnie chybiony. Owo rzekome "dodawanie" nie jest przecież dziełem człowieka, ale Boga. W ten sposób ofiara cierpienia człowieka ("w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa") staje się pomocą dla innych ("dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół").

Wszystko wskazuje też na to, że nie tylko kary doczesne, ale nawet sprawy zbawienia wiecznego mogą jakoś zależeć od tego, że Bóg wejrzy na ludzi poprzedzających nas w wierze. Może nam się to wydawać dziwne albo mało zrozumiałe, ale musimy to przyjąć, gdyż jedna z podstawowych zasad chrześcijańskich mówi, że "nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane" (1 Kor 4, 6). A co zostało napisane w tej kwestii? "Cały Izrael będzie zbawiony", pomimo że "gdy chodzi o Ewangelię są [oni] nieprzyjaciółmi Boga", ponieważ "gdy chodzi o wybranie, są oni ze względu na praojców przedmiotem miłości" (Rz 11, 26-28). Zbawienie zależy w jakiś sposób od tych "praojców", czyli świętych Izraelitów. Jeśli wydaje się nam to nie do przyjęcia, to ewentualne "zażalenia" trzeba kierować do Pana Boga, który natchnął Pismo św.

c. Kara doczesna po śmierci dla zbawionych?

Nareszcie dotarliśmy do słynnego problemu czyśćca! Odpusty mają sens tylko wtedy, jeżeli po śmierci ze zbawionym człowiekiem jeszcze dzieje się coś, co go oczyszcza i zbliża do Boga. A przecież "Biblia o czyśćcu nigdzie nie wspomina! Zbawiony człowiek idzie do nieba i na tym koniec! Czyściec to katolicki straszak!" Czy na pewno? Co dzieje się ze zbawionym człowiekiem po śmierci? Czego dowiedzieć się możemy na ten temat z Pisma?

Po pierwsze, pewne jest, że śmierć oznacza definitywne i niepodlegające zmianom orzeczenie, czy człowiek jest zbawiony, czy nie. "Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr 9, 27). Nie można więc utracić zbawienia po śmierci.

Po drugie, chrześcijanin podlega ocenie ze swoich uczynków, zarówno dobrych, jak i złych; ma to charakter sądu, a sędzią jest Bóg: "Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa" (2 Kor 5, 10). "Wszyscy musimy" to znaczy: nie tylko poganie, ale zmarli dobrzy chrześcijanie też.

Po trzecie, oprócz nagrody za czyny dobre, człowiek poniesie karę za czyny złe (oczywiście nie karę wieczną; jest już przecież zbawiony): "Musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre" (2 Kor 5, 10). "Zapłatą za złe uczynki dokonane w ciele" na pewno nie jest dyplom uznania i gratulacje ze strony Pana Boga.

Po czwarte, kara ta ma charakter oczyszczenia. Chrześcijanin budował swoje życie na fundamencie, jakim jest Jezus (dlatego po śmierci czeka go zbawienie wieczne), ale mógł budować niedoskonale (dlatego po śmierci musi zostać oczyszczony): "Tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub słomy, tak też jawne stanie się dzieło każdego [...] ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak, jakby przez ogień" (1 Kor 3, 12-15). Ten bardzo piękny i pocieszający fragment mówi, że nawet jeśli ktoś jest niespecjalnie dobrym chrześcijaninem, to mimo jego grzesznego życia Bóg może go zbawić i człowiek taki "sam ocaleje". Nie przeszkadza to temu, że ten sam człowiek "poniesie szkodę" w oczyszczającym ogniu miłości Boga. Nazwano to w średniowieczu "czyśćcem". Jeśli komuś nazwa "czyściec" nie przypada do gustu, może wymyślić sobie inną. Nie będziemy się spierać o nazwy. Nie zmieni to faktu, że Biblia uczy o potrzebie oczyszczającej kary dla zbawionych po śmierci, jeśli nie byli zbyt doskonali za życia.

Całość tego nauczania jest zebrana w postaci przypowieści przez samego Jezusa. Chrześcijanin za życia jest "w drodze" i jeśli nie naprawi pewnych grzechów tutaj, będzie musiał liczyć się z konsekwencjami po drugiej stronie życia, również jeśli zostanie zbawiony: "Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz" (Mt 5, 25-26).

d. Najpierw wiedzieć, potem krytykować

Z tego, co powiedziano wyżej, wynika, że szereg informacji, jakie wyczytać można czasem o odpustach w przeróżnych antykatolickich broszurach, jest nieprawdziwych.

Nieprawdą jest, że przez odpust można "kupić wybawienie od piekła", gdyż nigdy nie uczono, jakoby odpusty miały cokolwiek wspólnego z karą wieczną, wiecznym potępieniem, czyli piekłem. Odpusty dotyczą tylko i wyłącznie kary doczesnej dla ludzi, którzy już są zbawieni, i na pewno nie dotyczą w żadnym sensie ludzi, którzy odrzuciwszy Boga są potępieni.

Nie jest prawdą, że odpusty oferują przebaczenie grzechów jeszcze niepopełnionych, gdyż dotyczą tylko skutków grzechów z przeszłości. Rozmyślne planowanie grzechu ciężkiego z pełną świadomością, licząc na zagwarantowane Boże przebaczenie, jest grzechem przeciw Duchowi Świętemu i oczywiście nigdy nie było w Kościele popierane.

Nieprawdą jest, że zamiast prosić o przebaczenie grzechów Jezusa Chrystusa, można przebaczenie kupić. Odpusty w ogóle nie dotyczą winy (która jest od razu przebaczona w chwili usprawiedliwienia przez naszego Zbawiciela), ale kary doczesnej. Są to dwie zupełnie różne sprawy.

Nie jest też prawdą, że motywem ich wprowadzenia były pieniądze. Tak zwana "sprzedaż odpustów" to rzeczywiście fatalny wynalazek, ale raczej późny. O odpustach bez żadnego związku z pieniędzmi mówiono na całe wieki wcześniej i taka jest też praktyka dzisiaj.


Napisz komentarz (0 Komentarze)

« wstecz   dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl