Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę
Start

Menu witryny
Start
Przewodnik po serwisie
- - - - - - -
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
- - - - - - -
ODNOWA KOŚCIOŁA
- - - - - - -
DYSKUSJE Z CHRZEŚCIJAŃSKIMI POGLĄDAMI
- - - - - - -
GORĄCE POLEMIKI
- - - - - - -
INNE POLEMIKI
- - - - - - -
Słowo wśród nas
- - - - - - -
Biuletyn
Listy mailingowe
Księga gości
- - - - - - -
Najnowsze artykuły
O nas
Galeria zdjęć
Wieści
- - - - - - -
Linki
Napisz do nas
Szukaj
CZY KOŚCIÓŁ PIERWSZYCH WIEKÓW ZNAŁ MODLITWĘ W JĘZYKACH? PDF Drukuj E-mail
Problemy charyzmatyczne - ZBIÓR ARTYKUŁÓW O PROBLEMACH CHARYZMATYCZNYCH
Napisał KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI   

Ruch Odnowy w Duchu Świętym w drugiej połowie XX stulecia upowszechnił przekonanie, że po wielu wiekach przerwy powróciła do wspólnoty wierzących powszechna praktyka „modlitwy w językach”, zwana inaczej glosolalią. Termin glosolalia pochodzi z języka greckiego i oznacza tyle co mówienie językami (skoro „mówić językami” to po grecku lalein glossais). Zdecydowanie najczęściej spotykaną dziś formą modlitwy w językach jest wypowiadanie sylab i słów, których nie rozumie ani wypowiadający, ani słuchający. W tym sensie mówi się też czasem o niej jako o „modlitwie w Duchu”, gdyż tylko – jak się tłumaczy – Duch Święty jest w stanie zrozumieć dźwięki modlitewne podsuwane przez Niego modlącemu się charyzmatykowi. Modlitwa taka – jak się uważa – była żywo obecna w czasach apostolskich, potem jednak zanikła, albo przynajmniej występowała wyjątkowo.

Wielu uczestników odnowy charyzmatycznej niewzruszenie wierzy, że ma udział w tym samym charyzmacie, który został udzielony Apostołom w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz 2,1-11) i którym posługiwali się także uczniowie Apostołów, na przykład w domu Korneliusza (Dz 10,44-47), w Efezie (Dz 19,5-7) i w Koryncie (1 Kor 12,4-10 i 14,2-28). Wskazuje się przy tym na przykłady z historii Kościoła. Wydaje się, że można zauważyć tendencję do traktowania jakichkolwiek niecodziennych modlitewnych zjawisk fonetycznych z przeszłości jako potwierdzenie tezy, że „dar języków nigdy nie zanikł w Kościele” oraz że „dar języków udzielony Apostołom trwa do dziś w grupach modlitewnych odnowy charyzmatycznej”. Oto dość reprezentatywny przykład, który odzwierciedla opinie panujące w wielu charyzmatycznych wspólnotach modlitewnych: „Teologowie zauważają dar języków m.in. u św. Pachomiusza, św. Teresy z Avila, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. Proboszcza z Ars, św. Franciszka z Asyżu, św. Franciszka Ksawerego, św. o. Pio, bł. Matki Teresy z Kalkuty i wielu innych”[1].


1. Ojcowie Kościoła się mylili?

Dzisiaj nazywa się darem języków recytowaną lub śpiewaną głośną modlitwę, której dźwięków jednak nie sposób zrozumieć. Normą jest, że nie rozumie jej ani żaden ze słuchaczy, ani nawet sam wypowiadający taką modlitwę. Rzecz ciekawa, że takie pojmowanie mówienia językami jest wyraźnie odmienne od reprezentowanego przez starożytnych chrześcijan. Jeden z czołowych teologów katolickich zajmujących się początkami ruchu odnowy charyzmatycznej, o. Francis A. Sullivan, stwierdza kategorycznie: „Ojcowie [Kościoła] i niemal wszyscy piszący na ten temat, aż do ostatnich czasów, rozumieli dar języków jako cudowną zdolność głoszenia Ewangelii w obcym, niewyuczonym języku”[2]. Po pierwsze więc, daru języków w Kościele pierwotnym nie rozumiano jako jakiegoś rodzaju modlitwy, ale jako obdarowanie do głoszenia chrześcijańskiego orędzia. Po drugie zaś, istotę daru upatrywano w jego zrozumiałości.

To rozumienie jest oczywiście kłopotliwe dla współczesnej Odnowy w Duchu Świętym, gdyż bardzo trudno byłoby znaleźć w odnowie charyzmatycznej świadków istnienia cudownego daru posługiwania się w ewangelizacji nowym, niewyuczonym językiem, na przykład rosyjskim albo litewskim. Trudno nam stanąć przed faktem, że przez całą historię Kościoła aż do lat trzydziestych XX wieku praktycznie nikt nie nazwałby darem języków modlitwy, której nie da się rozpoznać jako konkretnej mowy istniejącej na ziemi. Powszechny dziś w odnowie charyzmatycznej pogląd, że Pismo Święte Nowego Testamentu opisuje modlitwę z zasady niezrozumiałą dla nikogo na świecie jako „dar języków”, okazuje się poglądem w skali historycznej nowym, mającym zaledwie kilkadziesiąt lat. Nie znaczy to oczywiście z konieczności, że jest to pogląd błędny: niektóre poglądy mogą być przecież prawdziwe, choć są całkiem niedawne. Znaczy to jednak, że warto przyjrzeć się tej opinii bliżej. Jej nowość jest w każdym razie niewygodnym zaskoczeniem dla wielu charyzmatyków, przekonanych o ciągłości istnienia daru języków (w postaci glosolalii) w historii Kościoła, nawet jeśli uważa się, że być może w minionych wiekach występował rzadko.

Z tej niewygodnej pozycji istnieją dwa wyjścia. Pierwsze z nich wskazał nam sam F.A. Sullivan. W jego opinii Kościół pierwszych wieków po prostu się mylił: dopiero w XX wieku właściwie zrozumieliśmy, co naprawdę oznaczał biblijny dar języków. Warto przyjrzeć się takiemu postawieniu sprawy, tym bardziej że Sullivan reprezentuje wybitny teologiczny autorytet. Ten profesor Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie jest autorem artykułu o ruchu charyzmatycznym w słynnym i renomowanym francuskim słowniku teologicznym Dictionnaire de spiritualité[3], a także autorem tekstów w międzynarodowym słowniku ruchów zielonoświątkowych i charyzmatycznych[4]. Warto w szczególności przyjrzeć się cenie, jaką ten autor zapłacił za swój pogląd: ceną tą jest odrzucenie wiarygodności narracji biblijnej. Był on gotów tę cenę zapłacić. „Św. Paweł jest bardziej wiarygodnym świadkiem niż Łukasz”, pisze ów teolog i uzasadnia to tak: „Łukasz nie był naocznym świadkiem tego, co się wydarzyło w Jerozolimie w pierwszą chrześcijańską Pięćdziesiątnicę, a jego opis wydarzeń opiera się na tradycji”. Dlatego dla Sullivana nie jest pewne, „czy Łukaszowy opis zjawiska języków w czasie Pięćdziesiątnicy należy rozumieć dosłownie jako cudowne mówienie rzeczywistymi obcymi językami”, a skoro jest to wątpliwe, to „stoimy na pewnym gruncie, jeżeli za przykładem współczesnych egzegetów nasze rozumienie daru języków opieramy bardziej na Pierwszym Liście do Koryntian niż na drugim rozdziale Dziejów Apostolskich”[5]. Mówiąc prościej, Sullivan chce przekazać czytelnikowi myśl, że opis z Dziejów mówiący o mówieniu w wielu faktycznych językach, nie odpowiada faktom. W rzeczywistości, według niego, doszło bowiem tylko do wydawania głosów niezrozumiałych dla nikogo z obecnych. Bóg wcale nie sprawił, by wypowiedź Apostołów zabrzmiała w wielu zrozumiałych językach. Ich mowa, wręcz odwrotnie, stała się niezrozumiała nawet dla samych mówiących. W taki właśnie niezrozumiały zarówno dla siebie, jak i dla innych ludzi sposób Apostołowie mieli wyrażać intencje swoich serc, uwielbiając Boga. Idąc tą drogą, Sullivan w kilku zdaniach pożegnał się zarówno z zaufaniem do rzetelności opisu Dziejów Apostolskich, jak i ze zgodnym przekonaniem Ojców Kościoła. „Chociaż niektórzy współcześni egzegeci utrzymują, że glosolalia Koryntian była mówieniem w nieznanym im obcym języku, to znacznie powszechniejszy jest obecnie pogląd, [że «języki» to] «wypowiedź ekstatyczna», «język ekstazy» i temu podobne”[6].

Czy istnieje jakieś inne wyjście z zarysowanej niewygodnej sytuacji? Warto zacząć od opinii innych egzegetów, że dar języków w opisie Łukaszowych Dziejów Apostolskich przedstawiony jest wyraźnie jako mowa zrozumiała[7]. Przytaczane czasem przykłady nieskładnej mowy proroczej zaczerpnięte spoza chrześcijaństwa, z innych kultur mające być analogią do daru języków są – jak wskazują owi bibliści – słabe: „Łukasz opisuje tę mowę nie jako nieskładną, lecz jako oddawanie czci Bogu w językach, których mówiący nie znali”[8]. Wydaje się raczej oczywiste, że intencją autora Dziejów Apostolskich było przekazanie czytelnikowi, iż „w dzień zesłania Ducha Świętego uczniowie ogłaszają dziwy Boże w językach, które rozumieją zebrani tam ludzie”[9]. Jeśli tak, to zdanie Ojców Kościoła i całej teologicznej tradycji aż do prawie połowy XX wieku może mieć większą wartość, niż się to na początku wydawało.

Stajemy wobec tego przed całą serią problemów:

– Czy chrześcijanie opisani w I Liście do Koryntian (1 Kor 12-14) posługiwali się modlitwą w postaci dźwięków niemożliwych do zrozumienia w żadnym istniejącym ziemskim języku, tak jak brzmi dzisiejsza glosolalia charyzmatyczna?

– Czy takie same dźwięki wydawali Apostołowie zgromadzeni w dzień Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie?

– Czy może czymś innym był cud posługiwania się faktycznymi, niewyuczonymi językami w Jerozolimie (Dz 2) w przeciwieństwie do niemożliwej do zrozumienia glosolalii korynckiej (1 Kor 12-14)?

– Czy pierwsze pokolenia chrześcijańskie, które wydały Ojców Kościoła, myliły się w ocenie tych zjawisk?

– Czy bliżej prawdy będziemy, traktując zdanie starożytnych chrześcijan jako błędne, czy też przyjmując głos Ojców jako wiarygodny?

– Czy współczesna glosolalia to powtórzenie cudu dnia Pięćdziesiątnicy, mówienia językami z Koryntu, czy też może jeszcze coś innego?

Oto cała seria pytań, które domagają się wnikliwych odpowiedzi. Aby rozważyć przynajmniej niektóre aspekty tych problemów, w niniejszym tekście zapytamy najpierw, czego uczyli chrześcijanie pierwszych wieków na temat biblijnego daru mówienia językami. Niech pomogą nam w tym autentyczne teksty pochodzące ze starożytności. Spróbujmy się dowiedzieć, jak rozumieli te zagadnienia i jak interpretowali odnośne teksty biblijne przedstawiciele chrześcijaństwa pierwszych stuleci.

2. Mówienie językami w oczach starożytnych chrześcijan

Głos pierwszych chrześcijan, starożytnego Kościoła, średniowiecza i całej późniejszej Tradycji (aż do pierwszych dziesięcioleci XX wieku) jest jednoznaczny: zarówno w Dziejach Apostolskich, jak i w I Liście do Koryntian opisany jest dar języków w sensie posługiwania się niewyuczonym, faktycznym językiem ludzi. Mamy wyraźny dowód, że na przykład Orygenes († 253) rozumiał dar języków opisywany przez Apostoła Pawła w 1 Kor 14 jako zdolność komunikowania się w istniejących językach. Pisze on, że Paweł „od Ducha Świętego otrzymał łaskę przemawiania w językach wszystkich ludów. Sam o tym mówi: «[…] mówię językami lepiej od was wszystkich»”[10].

Kiedy św. Jan Chryzostom (ok. 350-407) stawia pytanie: „Dlaczego na początku wszyscy ochrzczeni mówili językami?”, od razy wyjaśnia sens języków. Pyta: „Co to znaczy «mówić językami»?”, i udziela odpowiedzi, z której jasno i precyzyjnie wynika, jak to rozumie: „Ochrzczony mówił zaraz w języku Hindusów, Egipcjan, Persów, Scytów, Traków; jeden rozumiał wiele języków […]. Kiedy Paweł włożył na nich ręce, wszyscy zaczęli mówić językami”[11]. W bardzo wielu miejscach swoich homilii tak właśnie wyjaśniał ów dar. W komentarzu do fragmentu z I Listu do Koryntian: „Ten bowiem, kto mówi językiem, nie ludziom mówi, lecz Bogu. Nikt go nie słyszy, a on pod wpływem Ducha mówi rzeczy tajemne” (1 Kor 14,2-3); Chryzostom pisał:

„Gdy budowano wieżę [Babel], jeden język podzielony został na wiele; tak więc wtedy [w dniu Pięćdziesiątnicy] wiele języków często spotykało się w jednym człowieku i ta sama osoba przemawiała zarówno po persku, jak i po łacinie, i po hindusku i w wielu innych językach, gdy Duch w nich brzmiał. Dar ten zwano darem języków, ponieważ człowiek taki mógł od razu mówić wieloma językami”[12].

Komentując zaś tekst św. Pawła: „Jeżeli jednak nie będę rozumiał, co jakiś dźwięk znaczy, będę barbarzyńcą dla przemawiającego, a przemawiający barbarzyńcą dla mnie […]. Będę się modlił duchem, ale będę się też modlił i umysłem, będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i umysłem” (1 Kor 14,11.15); stwierdzał:

„Jeśli ktoś mówiłby tylko po persku, albo w jakimś innym języku, i nie rozumiałby tego, co mówi, to oczywiście i dla siebie samego byłby barbarzyńcą, a nie tylko dla innych, nie rozumiejąc dźwięku słów. Wielu bowiem było dawniej, którzy mieli dar modlitwy razem z darem języków; modlili się więc i językiem mówili, modląc się czy to w perskim języku czy po łacinie, ale rozumem nie wiedzieli, co mówili”[13].

Podobnie jak inni autorzy starożytnego Kościoła, także Augustyn (360-430) rozumiał mówienie językami tylko i wyłącznie w sensie daru porozumiewania się w jakimś faktycznie istniejącym obcym języku ludzkim, niewyuczonym przez człowieka. „Duch Święty dlatego jako pierwszy dar udzielił ludziom daru języków – które zostały ustanowione w celu porozumiewania się i dla przyjemności ludzi […] – aby pokazać, w jaki sposób z największą łatwością mógłby ludzi uczynić mądrymi mądrością Bożą”[14]. Jeśli podawano jakieś przykłady trwania tego charyzmatu, to tylko w takim właśnie sensie: wspomniany w życiu Pachomiusza, mnicha żyjącego w IV wieku w Egipcie, fenomen mówienia językami polegał na tym, że ten – chociaż nigdy nie uczył się łaciny – po kilkugodzinnej modlitwie był w stanie rozmawiać z gościem w tym właśnie języku[15].

Św. Augustyn nie słyszał o darze języków rozumianym tak, jak rozumie się współczesną glosolalię, czyli rodzaj modlitewnego gaworzenia za pomocą dźwięków bez szczególnej dyskursywnej treści na chwałę Bożą. Jak się wydaje, nie słyszał też o tym żaden z innych pisarzy pierwotnego chrześcijaństwa. W każdym razie nie sposób przytoczyć jakiegoś tekstu, który by o takim rozumieniu świadczył. Kiedy więc w pierwotnym chrześcijaństwie mówi się o darze języków, ma się na myśli cud: posługiwanie się niewyuczonym i osobiście nieznanym, ale jednak rzeczywistym językiem obcym. Takim darem języków za czasów Augustyna (całkiem podobnie jak i dzisiaj wśród charyzmatyków dowolnych wyznań) – wyjąwszy przypadki rzadkich cudów – wierni się nie posługiwali. Jakie wnioski wyciąga z tego święty biskup?

„Dlaczego nikt nie mówi językami wszystkich narodów, jak mówili ci, którzy wtedy zostali napełnieni Duchem Świętym? Bo to, co oznaczał [ten dar], zostało wypełnione […]. To, że mały Kościół mówił językami wszystkich narodów, [oznaczało], że ów wielki Kościół, od wschodu do zachodu, będzie mówił językami wszystkich narodów. Teraz wypełniło się to, co wtedy zostało wypowiedziane”[16].

Warto zauważyć, że z tym zdaniem starożytnego Ojca Kościoła współbrzmią w naszej współczesnej liturgii słowa prefacji na Zesłanie Ducha Świętego, która wyraża przecież najczystszą wiarę Kościoła: „Duch Święty w początkach Kościoła […] zjednoczył różne języki w wyznawaniu tej samej wiary”.

Ale wróćmy do Augustyna: jak dokładnie rozumiał on biblijne mówienie językami, wynika niedwuznacznie z jego dalszego komentarza. Dar języków był dla niego udzieloną przez Boga zdolnością porozumiewania się w mowie jednego z okolicznych ludów:

„Śmiem ci powiedzieć, że mówię językami wszystkich. Jestem w ciele Chrystusowym, jestem jego w Kościele. Jeżeli ciało Chrystusowe już przemawia językami wszystkich, to i ja jestem pośród tych wszystkich języków. Mój jest grecki, mój jest syryjski, mój jest hebrajski, mój jest język wszystkich ludów, ponieważ należę do jedności wszystkich ludów”[17].

Jeszcze wyraźniej pisze o tym św. Hieronim (żyjący w latach 347-419). Odróżnia on dar Ducha Świętego udzielony ósmego dnia w Wieczerniku (J 20,21-23) od daru Ducha udzielonego w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2). W swoim liście z 406 roku Hieronim pisze: w tym pierwszym zesłaniu Ducha Apostołowie „otrzymali łaskę, dzięki której mieli odpuszczać grzechy, chrzcić, czynić synami Bożymi i udzielać wierzącym ducha usynowienia według słów samego Zbawiciela: «Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone»”. Są to więc łaski sakramentalne udzielone Apostołom i przekazane biskupom, jako ich następcom, oraz prezbiterom. Natomiast dzień Pięćdziesiątnicy przyniósł dar kolejny: „Przyobiecano im, że mają być ochrzczeni Duchem Świętym i przyobleczeni mocą z wysokości […], aby mieli dar czynienia cudów i łaskę uzdrowień, aby dla głoszenia Ewangelii wielu narodom uzyskali znajomość różnych języków”. Po tym Hieronim dokładnie opisuje, jak rozumie ów dar języków:

„Uzyskali znajomość różnych języków, by już wtedy można się było przekonać, którzy z Apostołów którym narodom mieli zwiastować [Ewangelię]. Wszak Apostoł Paweł, który głosił Ewangelię od Jeruzalem aż po Ilirię, a stąd przez Rzym szybko podąża do Hiszpanii, dziękuje Bogu, że lepiej od innych Apostołów mówi językami (1 Kor 14,18). Ten bowiem, który wielu narodom miał głosić Ewangelię, otrzymał łaskę znajomości wielu języków […]. [Apostołowie] otrzymali znajomość języków wszystkich narodów, aby mając głosić Chrystusa, mogli się obchodzić bez żadnego tłumacza”[18].

Żyjący niewiele później Teodoret z Cyru (393-466), który opisuje charyzmatyczne dary łaski wspomniane w Dziejach Apostolskich lub w listach Pawłowych jako charakterystyczne raczej tylko dla początków głoszenia Ewangelii, wspomina przy tym także dar języków. Rozumie go jako mówienie faktycznym obcym językiem.

„W tych, którzy przyjęli Bożą naukę i zostali uznani za godnych zbawczego chrztu, niegdyś jawnie działała duchowa łaska. Jedni mówili różnymi językami, których ani nie znali sami z siebie, ani nie nauczyli się ich od drugich, inni dokonywali cudów i leczyli choroby, jeszcze inni otrzymywali dar prorokowania i przepowiadali przyszłość, a niekiedy ujawniali sprawy, które dokonywały się w tajemnicy”[19].

Dar języków opisany przez św. Pawła (1 Kor 12,10) Teodoret rozumie tak samo jak rozumie je całe chrześcijaństwo starożytne: „zdarzało się, że człowiek, który znał tylko język grecki, tłumaczył słuchaczom przemówienia wygłaszane po scytyjsku albo tracku”[20], gdyż „idzie o to, aby ci, którzy udają się do mieszkańców Indii, głosili im naukę w ich języku, a ci, którzy przemawiają do Persów, Rzymian czy Egipcjan, głosili im Ewangelie w ich ojczystej mowie”[21]. W tym też świetle Teodoret rozumie napomnienia Pawła skierowane przeciw nadużywaniu języków. Koryntian „szczególnie wbijał w pychę dar języków, gdyż posługiwali się różnymi językami bez pomocy znawców i tłumaczy; i nie czynili tego po kolei, ale często po dwóch, po trzech czy czterech jednocześnie”[22].

Tak samo rozumie biblijne mówienie językami św. Bazyli († 379), który zauważa, że Apostoł, pisząc: „«Jeśli modlę się pod wpływem daru języków, duch mój wprawdzie się modli, ale umysł nie odnosi żadnych korzyści» (1 Kor 14,14)”, mówi „o tych, którzy modlą się w języku nieznanym dla słuchających”. Wtedy, „skoro słowa modlitwy pozostają niezrozumiałe dla obecnych, umysł modlącego się nie osiąga celu, gdyż modlitwa taka nikomu nie jest pomocna”[23].

Mówienie językami wspomina nieco później św. Grzegorz Wielki († 604), ale znowu oczywiście rozumie je tak jak cała starożytność chrześcijańska. Oto – jak wspomina Grzegorz – pewien mnich imieniem Ammoniusz na dowód prawdziwości swoich widzeń proroczych otrzymał dar języków: „«Mówię wszystkimi językami! […] Mów do mnie po grecku [i przekonaj się], czy mówię prawdę, twierdząc, że otrzymałem znajomość wszystkich języków!» Pan domu przemówił do niego po grecku, [a potem] miecznik Bułgar po bułgarsku. […] I uwierzyli, że zna wszystkie języki”[24].

Wniosek z lektury tekstów chrześcijaństwa pierwszych wieków wydaje się jednoznaczny. Opisane w Nowym Testamencie mówienie językami nie było według starożytnych chrześcijan tworzeniem niezrozumiałych dźwięków pod wpływem duchowego natchnienia, ale faktycznym posługiwaniem się autentycznym ludzkim językiem. Jeśli Biblia wspomina o ich niezrozumiałości (1 Kor 14), to starożytne chrześcijaństwo powiedziałoby nam, że wynikało to z tego, że język taki mógł być nieznany w konkretnym środowisku: na przykład język tracki w Koryncie albo scytyjski w Rzymie[25].

Porównując rozumienie przez Kościół pierwszych wieków tekstów biblijnych o mówieniu językami z rozumieniem powszechnym dziś w odnowie charyzmatycznej, zauważamy więc istotną różnicę interpretacyjną. Dziś przecież jednoznacznie używa się tych tekstów (Dz 2,1-11; 10,44-47; 19,5-7; 1 Kor 12,4-10; 13,1; 14,2-28) dla wyjaśnienia zjawiska modlitewnej glosolalii Odnowy w Duchu Świętym. A glosolalia jest z reguły niezrozumiała ani dla mówiącego, ani dla słuchacza. Czy istnieje jakieś rozwiązanie tego zagadnienia?

3. Jubilacja: głos bez słów (vox sine verbis)

Wiemy już, że Kościół pierwszych wieków inaczej niż dzisiejsza odnowa charyzmatyczna rozumiał dar języków wspomniany w Nowym Testamencie. Czy znaczy to jednak, że w starożytności nie znano modlitwy podobnej do dzisiejszej modlitwy w językach praktykowanej w odnowie charyzmatycznej? Taki wniosek byłby przedwczesny.

Kontynuując nasze wczytywanie się w źródła starożytnego Kościoła, za kolejny punkt startowy przyjmiemy teraz jeden z najbardziej przejmujących opisów cudów u św. Augustyna. Dotyczy on wydarzenia, gdy Augustyn nakazał pewnego razu – w ramach kazania w kościele – odczytanie sprawozdania z uzdrowienia. Podczas lektury rozległy się w zgromadzeniu okrzyki, gdyż doszło do kolejnego uzdrowienia w kaplicy świętego męczennika: „zdawało się, że nieprzerwany jeden wrzask z płaczem pomieszany końca mieć nie będzie”[26]. Co ciekawe, ludzie poruszeni wdzięcznością wobec Boga za Jego dobroć, „radosnym wołaniem wielbili Boga, słów żadnych nie wymawiając (laudem voce sine verbis), tak głośno, że uszy nasze z ledwością znieść to mogły”[27].

W opisie tym odkrywamy ślad pewnego intrygującego sposobu modlitwy. W rozmaitych miejscach w pismach św. Augustyna pojawia się odwołanie do tego specjalnego rodzaju modlitewnego zachowania się ludzi. Zachowanie to ów wielki doktor Kościoła określa łacińską nazwą iubilatio. W wielu szczegółach opisuje, jak taka jubilacja wygląda, czego jest wyrazem i czemu powinna służyć. Sprawdźmy, czy nie doprowadzi nas to krok dalej w zrozumieniu współczesnej glosolalii praktykowanej w Odnowie w Duchu Świętym.

a. Ani nie mówmy, ani nie milczmy!

Po pierwsze więc, jubilacja jest to modlitwa głośna, ale obywająca się bez sylab jakichś konkretnych słów. Powodem użycia takiej formy wypowiedzi jest niemożność wypowiedzenia wielkości tajemnic wiary. To, co chrześcijanin chciałby wysłowić, przekracza możliwości człowieka. „Jeśli nie potrafimy wypowiedzieć, to wznieśmy jubilację (iubilemus)”, pisze Augustyn i wyjaśnia dalej, jak należy to zrozumieć. Chrześcijanin, przeżywając, że „dobry jest Bóg”, z jednej strony doświadcza, że „nie potrafimy wyrazić tego”, a z drugiej strony wie, że Bóg „nie pozwala nam zamilczeć”. Cóż więc należy zrobić? „Jeśli zatem nie potrafimy wypowiedzieć, a radość nie pozwala nam milczeć, ani nie mówmy, ani nie milczmy (nec loquamur, nec taceamus)”. Jak jest to możliwe, aby modląc się, nie milczeć, a jednocześnie nie mówić? „Co uczynimy nie mówiąc i nie milcząc?” Odpowiedź brzmi: „Jubilacja! (iubilemus)”. Augustyn wyjaśnia dalej: „co znaczy: jubilacja (iubilate)? Podnieście głos bez słów (vocem ineffabilem) waszej radości i wykrzykujcie swoją radość”. Wspaniałość tego sposobu wypowiedzi przywodzi na myśl doktorowi Kościoła chwałę niebieską: „jakież to będą głosy po nasyceniu [zbawieniem wiecznym], skoro obecnie po skromnym posiłku [doczesności] tak bardzo ogarnia to naszą duszę?”[28]. Wysiłek człowieka w czasie takiej modlitwy nie powinien kierować się na formułowanie pojęć: „Nie wyszukuj słów, którymi potrafiłbyś pokazać, czym Bóg się raduje. Z jubilacją śpiewaj (in iubilatione cane) […]. Zrozumieć ani słowami wytłumaczyć tego niepodobna, co śpiewa serce”[29].

Trudzenie umysłu w takiej chwili formułowaniem konkretnych słów i wyrażeń byłoby ograniczeniem: „Już wiecie, co znaczy jubilacja (iubilare). Radujcie się i opowiadajcie. Jeśli radujecie się, a nie potraficie tego wypowiedzieć, wykrzykujcie w jubilacji (iubilate). Waszą radość wyraża radosna jubilacja (iubilatio), jeśli słowa tego nie potrafią”. Podobnym ograniczeniem radości byłby jednak również przymus pozostawania w ciszy z powodu niemożności sformułowania wdzięcznych myśli: „Jednak niech radość nie będzie niema ”, apeluje Augustyn. I rozumuje tak: Bóg uzdrowił cię, abyś żył dla Niego, więc zwracaj się do Niego w modlitwie: „Jeśli Jego prawica uzdrowiła się dla Niego, mów Temu, dla którego zostałeś uzdrowiony”[30].

Specjalną formułą używaną kilkakrotnie przez Augustyna jest wyrażenie sine verbis, czyli „bez słów”. To wyrażenie nie oznacza modlitwy „bezdźwięcznej”, czyli w ciszy, ale raczej głośnej, „dźwięcznej” – tyle że bez dźwięków ubranych w słowa wyrażające pojęcia.

„Ten, kto wznosi jubilację (iubilat), nie wypowiada słów, ale wydaje dźwięki radości bez słów (sine verbis). Jest to bowiem głos umysłu zalanego radością, wyrażającego uczucie, jak potrafi […]. Człowiek, w rozradowaniu ciesząc się dźwiękami, których nie można zrozumieć i wypowiedzieć, wydaje odgłosy wesela bez słów. Czyni to tak, że wydaje się, że on samym głosem się raduje, ale słowami nie potrafi wyrazić tego, jak się raduje, bo jest wypełniony nadzwyczajną radością”[31].

W najgłębszym ujęciu wyraża się w ten sposób niewyrażalność ostatecznych tajemnic wiary. Słowo Wcielone nie może być wyrażone przez najmądrzejsze nawet ludzkie słowa, więc można je wyrazić raczej przez odgłosy zachwytu. „Okrzyk (iubilationem) zamiast słowa możemy wyrazić, słowa w miejsce Słowa – nie potrafimy. Wykrzykuj (iubilate) radośnie Panu, cała ziemio”[32].

b. Jak przy żniwach czy przy winobraniu

Po drugie, jubilacja jest śpiewem co do zewnętrznej formy podobnym do świeckich zwyczajów epoki Augustyna. Święty biskup nie uważa takiego śpiewu za cudowny dar. Nie uważa go za charyzmat ani za specjalne uzdolnienie mające udowodnić napełnienie Duchem Świętym. Z całą pewnością nie widzi związku między modlitwą jubilacji a biblijnym darem charyzmatycznym mówienia językami[33]. Wręcz przeciwnie, wyraźnie odwołuje się do świeckich wzorców tego sposobu wyrażania uczuć.

„Ponieważ ci, co śpiewają czy to przy żniwach, czy przy winobraniu, czy przy jakiejkolwiek pracy pożytecznej, kiedy rozpoczynają wyśpiewywać z radości pieśń słowami, niejako napełniają się takim weselem, że nie potrafią tego wyrazić słowami, porzucają sylaby słów, a przechodzą w wydawanie tylko dźwięku jubilacji (sonum iubilationis). Taki dźwięk jubilacji (iubilum sonus) czasami oznacza, że w sercu rodzi się coś, czego wypowiedzieć niepodobna”[34].

Sama zewnętrzna forma jubilacji nie była więc czymś wyjątkowym w otaczającej chrześcijan kulturze starożytnego świata śródziemnomorskiego. Raczej odtwarzała to, co i tak działo się przy innych okazjach w świecie poza Kościołem. „Spójrzcie na tych, którzy wyśpiewują w jubilacji (iubilant in cantilenis), i to choćby podczas zapasów światowej radości” – zachęca Augustyn. „Kiedy napełnia ich radość, jakiej język nie potrafi sprostać wyrazami, niejako wykrzykują w jubilacji (quemadmodum iubilent), a przez taki głos wskazują na stan duszy, nie mogąc wyrazić słowami tego, co sercem pojmują”. Doktor Kościoła stawia ich za przykład: „Jeśli zatem oni z radości ziemskiej wykrzykują w jubilacji (iubilant), to czyż my nie powinniśmy wykrzykiwać w jubilacji (iubilare) z wesela niebieskiego, którego słowami wyrazić nie potrafimy?”[35]. Mamy wzorować się na tych, „którzy robią coś na polu, pośród pieśni ubranych w słowa”, kiedy „wplatają pewne głosy bez słów w natchnieniu rozradowanego ducha, i to nazywa się jubilacją (iubilatio)”. Mamy naśladować ich oczywiście w połączeniu z wewnętrzną intencją serca: „Ofiarują Bogu jubilację (iubilationem) godną uwieńczenia”[36].

c. Nie zdołasz Go wypowiedzieć, a nie powinieneś milczeć

Dlatego, po trzecie, tym, co stanowi o specjalnej wartości takiej modlitwy, jest nastawienie wdzięcznego serca. „Co znaczy jubilacja (iubilare)? Trzeba wznosić jubilację (iubilare) i słuchać słów psalmu, a nie rozumieć jubilacji (iubilationem) w taki sposób, żeby tylko głos nasz miał udział w jubilacji (iubilet), a serce nie miało w jubilacji udziału (iubilet)”[37]. Wartość wyśpiewywania bez formułowania wyrazów zależy tylko od gorącego serca wierzącego chrześcijanina. Augustyn uczy więc dalej: „Komu przystoi taka jubilacja (iubilatio), jeśli nie Bogu? Ponieważ jest niewypowiedziany, wyrazić Go nie zdołasz”. Wdzięczność jest tu tym większa, że łączy się z nieograniczoną radością za Boże dary: „Jeśli nie zdołasz Go wypowiedzieć, a nie powinieneś milczeć, co ci pozostaje jak nie jubilacja (ut iubiles), aby serce twoje weseliło się bez słów, a niezmierzona wielkość radości nie była krępowana ograniczeniem sylab?”[38].

Doktor Kościoła nieustannie wraca do tego właśnie motywu: „radości nie potrafi wyrazić słowami, a jednak głosem świadczy o tym, co się dzieje wewnątrz, a czego słowami powiedzieć niepodobna: to znaczy jubilacja (iubilare)”[39]. „Wznoście Bogu jubilację (iubilate Deo) wszystkie ziemie. Co to znaczy «wznoście jubilację» (iubilate)? Wykrzykujcie głosem radości, jeśli nie potraficie słowami. Albowiem nie słowami wznosi się jubilację (iubilatur)”[40]. O ile słowa lepiej wyraziłyby treść precyzyjnych pojęć, o tyle głośna, choć bezsłowna modlitwa lepiej wyraża modlitewne uczucia. „Co powiemy, a raczej co odczujemy w jubilacji (in iubilatione)? Posłuchajcie: Ponieważ Bóg jest wielkim Panem, dlatego wznośmy Mu jubilację (iubilemus illi)”[41].

d. Pan zewsząd domaga się jubilacji

Szczególnym aspektem omawianej modlitwy podkreślanym przez św. Augustyna jest jej moc jednocząca. W takim sensie trzeba modlić się nią „po katolicku”: „Wszystkie ziemie niechaj wznoszą jubilację (iubilet), po katolicku niech wznoszą jubilację (catholica iubilet). Katolickość obejmuje wszystko. Kto trzyma się części, a od całości został odcięty, wyć pragnie, a nie wielbić (iubilare)[42].

Ponieważ w tłumaczeniu Biblii używanym przez św. Augustyna słowa iubilare i iubilatio występują często w połączeniu z frazą „wszystkie ziemie” (łac. omnis terra), stało się to okazją do napominania, by modlitwa wdzięczności i uwielbienia była rzeczywiście wyrazem katolickiego zjednoczenia Kościoła. „Zrozumiałeś jubilację (iubilationem) całej ziemi, jeśli twoja jubilacja (iubilas) jest dla Pana”[43]; „ponieważ Pan wszędzie zasiał błogosławieństwo, zewsząd domaga się jubilacji (iubilationem)”[44].

Podsumujmy to, czego dowiedzieliśmy się o jubilacji. W opisie św. Augustyna jawi nam się ona jako modlitwa głośna, choć nie posługująca się konkretnymi słowami. W tym aspekcie wydaje się podobna do tego, czym jest współczesna glosolalia w środowiskach charyzmatycznych. Jubilacja nie jest jednak traktowana jako charyzmat sam w sobie: jest raczej wzorowana na świeckich zwyczajach środowiska, które Augustyn znał w swojej epoce, na przykład na obyczajach ludzi pracujących na roli i wyrażających radość z udanych zbiorów. Tym, co stanowi o sensie tej modlitwy, jest nastawienie wdzięcznego serca. Szczególnie ważny jest aspekt jednoczący takiej modlitwy, gdyż jest to modlitwa wspólna, dynamiczna i głośna.

4. Wnioski

Materiały historyczne zdają się potwierdzać tezę: kiedy pierwsze pokolenia Kościoła mówiły o biblijnym charyzmacie języków, wówczas zawsze i jednoznacznie myślano o cudownym darze posługiwania się niewyuczonym, istniejącym faktycznie językiem ludzkim. Kiedy natomiast mówiono o modlitewnych dźwiękach nieskładających się w zrozumiałe słowa jakiegoś ludzkiego języka, wówczas – doceniając i taki rodzaj modlitwy – nie łączono tego zjawiska z biblijnym darem języków.

Mówiąc precyzyjniej:

a. W Kościele pierwszych pokoleń chrześcijańskich czytano i interpretowano teksty z Dziejów Apostolskich oraz z I Listu do Koryntian wspominające „mówienie językami” lub „języki”. Wszyscy starożytni autorzy rozumieli te wzmianki jednoznacznie: jako cudowny dar posługiwania się językiem nieznanym osobie mówiącej, który słuchacze rozumieli albo bezpośrednio, albo wskutek udzielenia przez Boga daru tłumaczenia języków (1 Kor 12 i 14). Taki sposób rozumienia biblijnego mówienia językami trwał też przez następne stulecia. Był charakterystyczny jeszcze w XX wieku nawet dla pierwszego pokolenia protestanckich zielonoświątkowców (którzy skądinąd w darze języków upatrywali niezbędny warunek zbawienia).

Dar języków, jak uważano, ze swojej istoty powinien być komunikatywny: czy to wskutek rozumienia od razu mowy wypowiadanej pod wpływem daru języków, czy też wskutek charyzmatycznego daru ich tłumaczenia. Gdyby taka mowa pozostała ostatecznie niezrozumiała dla słuchacza, uważano by ją za bezcelową: „Gdyby nie było tłumacza, nie powinien mówić na zgromadzeniu; niech zaś mówi sobie samemu i Bogu!” (1 Kor 14,28).

b. W Kościele starożytnym można spotkać wzmianki o modlitwie za pomocą dźwięków nieskoordynowanych w słowa czy w zrozumiałe zdania. Modlitwę taką św. Augustyn nazywa jubilacją, ale nigdy nie łączy jej z biblijnym mówieniem językami. Podstawowym powodem tego odróżnienia jest niezrozumiałość jubilacji dla innych ludzi.

c. Pomiędzy Kościołem pierwszych stuleci a dzisiejszą odnową charyzmatyczną powstaje więc ważna rozbieżność interpretacyjna. Współczesne utożsamianie biblijnego daru mówienia językami z jubilacją polegającą na wydawaniu dźwięków z zasady niezrozumiałych ani dla mówiącego, ani dla słuchacza, jest nowością. Nowość ta upowszechniła się dopiero około lat trzydziestych XX wieku. Powodem pojawienia się takiego poglądu była, jak się wydaje, potrzeba wyjaśnienia, dlaczego glosolalia powszechnie używana w środowisku pentekostalno-charyzmatycznym nie spełniała pokładanych w niej oczekiwań: nie okazała się darem posługiwania się faktycznymi i niewyuczonymi wcześniej językami ludzkimi.

Od początków nowożytnego ruchu charyzmatyczno-pentekostalnego, czyli od początku XX wieku, ludzie posługujący się glosolalią wierzyli, że mówią którymś z języków ludzkich. Początkowo wierzyli, że pozwoli im to głosić Ewangelię w innych krajach bez potrzeby uczenia się języków obcych, później – że będą mogli przynajmniej modlić się w jakimś obcym języku. Wreszcie, po kilkudziesięciu latach realia zmusiły do reinterpretacji tej tezy: zaczęto uczyć, że większość nowotestamentowych wzmianek o mówieniu językami odnosi się do glosolalii w takiej postaci, w jakiej najczęściej obecna jest we współczesnym ruchu odnowy charyzmatycznej.

Gdyby przyjąć powyższe etapy rozumowania, można by zaproponować kilka tez do dyskusji. Być może dyskusja taka pomogłaby w uzgodnieniu doświadczenia Kościoła pierwszych wieków ze współczesnym doświadczeniem charyzmatycznym.

– Charyzmatyczną glosolalię nazywaną we współczesnej Odnowie w Duchu Świętym „modlitwą językami” roztropniej byłoby interpretować jako coś analogicznego do starożytnej jubilacji niż jako odpowiednik mówienia językami w sensie biblijnym. Pewną trudność stanowi tu fakt, że Augustyn pisze o człowieku, któremu brakuje środków wyrazu dla ekspresji radości Bożej, więc sięga po znany sobie i używany przy innych okazjach sposób wyrażania radości: jubilację. Tymczasem dziś glosolalia nie jest naturalnym sposobem wyrażania emocji, raczej trzeba taką umiejętność dopiero nabyć. Ponieważ we współczesnym świecie ludzie raczej nie wyrażają przez glosolalię swojej radości w sytuacjach świeckich, więc tezę tę trzeba by przedyskutować głębiej.

– Charyzmatyczność modlitwy nazywanej dziś „modlitwą w językach” należałoby rozumieć podobnie jak charyzmatyczność modlitwy w jakimś zrozumiałym języku, na przykład polskim. Sam fakt posługiwania się polskim językiem nie jest przecież charyzmatem, ale Bóg może posłużyć się naszym językiem do przekazania na przykład proroczego orędzia. Podobne, nie ma podstaw, by sam fakt posługiwania się glosolalią uważać za charyzmat, ale jej modlitewne wykorzystanie może być charyzmatem. Dodatkowym argumentem powinno tu być dobrze udokumentowane występowanie glosolalii w religiach niechrześcijańskich, na przykład w szamanizmie lub buddyzmie, a nawet w ogóle poza kontekstem religijnym[45]. Podobnie jak językiem polskim można się posłużyć do wyrażenia zarówno treści chrześcijańskich, jak i na przykład buddyjskich, podobnie za pomocą glosolalii może modlić się zarówno szaman, jak chrześcijanin.

– Wynika z tego, że nie należy przedstawiać samej zdolności do „modlitwy w językach” jako niezawodnego znaku działania Ducha Świętego albo jako charyzmatu.

– Warto doceniać pożytek takiej modlitwy, zwłaszcza wobec wielkiej liczby przykładów ludzi, którzy w ten sposób podtrzymywali swoją relację z Bogiem i trwali w Jego obecności. Miliony ludzi w ten właśnie sposób odkrywały w naszych czasach nową więź z Bogiem i przeżywało Jego działanie w swoim sercu.

PRZYPISY:

[1] M. Wrzos, Dar języków, „Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym” 74 (wrzesień-październik 2004) nr 5, s. 47-56.

[2] F.A. Sullivan, Charyzmaty i odnowa charyzmatyczna, Warszawa 1986, s. 130.

[3] Tenże, Pentecôtisme, w: Dictionnaire de spiritualité, t. XII, Beauchesne/Paris 1984.

[4] S.M. Burges, E.M. van der Maas, International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements, Grand Rapids (Mi) 2002.

[5] F.A. Sullivan, Charyzmaty i odnowa charyzmatyczna, dz. cyt., s. 104-105.

[6] Tamże, s. 106.

[7] R.E. Brown, J.A. Fitzmyer, R.E. Murphy, Katolicki komentarz biblijny, Warszawa 2001, s. 1192.

[8] C.S. Keener, Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu, Warszawa 2000, s. 239.

[9] X. Léon-Dufour, Słownik Nowego Testamentu, Poznań 1986, s. 319.

[10] Orygenes, Komentarz do Listu św. Pawła do Rzymian, I, 13-15.

[11] Jan Chryzostom, Pierwsze kazanie na Zielone Świątki, 4.

[12] Tenże, Homilia 35 o I Liście do Koryntian, tekst ang., www.newadvent.org/fathers/220135.htm (2005).

[13] Tamże.

[14] Augustyn, Traktat o ośmiu problemach ze Starego Testamentu, I, w: Problemy Heptateuchu, cz. II, Warszawa 1990, s. 219.

[15] Paralipomena de sanctis Pachomio et Theodoro, 27.

[16] Augustyn, Mowa 267, PL 38, 1230n, w: Karmię was, czym sam żyję, red. M. Starowieyski, rok C, Warszawa 1984, s. 128.

[17] Por. Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 147, 19. Augustyn w bardzo wielu miejscach podaje takie samo wyjaśnienie tego zagadnienia, np.: „Powie ktoś, że jeśli teraz ktoś otrzymuje Ducha Świętego, dlaczego nie mówi językami wszystkich narodów? Bo teraz już Kościół mówi językami wszystkich narodów. Skoro więc jesteś członkiem tego ciała, które mówi językami, to wiesz, że wszystkimi językami mówisz”, Augustyn, Homilie na Ewangelie św. Jana, 32, 7.

[18] Hieronim, Listy, t. III, CXX, 9.

[19] Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XII, 1.

[20] Tamże, III, XII, 10.

[21] Tamże, III, XIV, 2. „Języki aniołów” (1 Kor 13, 1) to według niego nie tyle mowa po prostu niezrozumiała (jak bywa to interpretowane we współczesnej odnowie charyzmatycznej), ale pozajęzykowy sposób modlitwy wewnętrznej, czyli kontemplacja bez słów: Paweł „nie ma tu na myśli języków zmysłowych, lecz swego rodzaju mowę duchową, którą posługują się aniołowie, wysławiając Boga wszechrzeczy”; por. tamże, III, XIII, 1.

[22] Tamże, III, XII, 1.

[23] Bazyli, Reguły krótsze, 278.

[24] Por. Grzegorz Wielki, Dialogi, IV, 26.

[25] Taki sam sens mają relacje z czasów późniejszych, na przykład łączone z osobami św. Franciszka Ksawerego oraz ze św. Wincentego Ferrariusza: zarówno jeden, jak i drugi święty mieli przemawiać w językach, których nie znali, albo rozumiano ich, choć przemawiali w języku nieznanym słuchaczom, por. T.A.K. Reilly, Gift of Tongues, www.newadvent.org/cathen/14776c.htm (2005).

[26] Augustyn, Państwo Boże, XXII, VIII.

[27] Tamże.

[28] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 102, 8.

[29] Tamże, 32 (2), 8 (t. 37, s. 302-303).

[30] Tamże, 97, 4 (t. 40, s. 300).

[31] Tamże, 99, 4 (t. 40, s. 320).

[32] Tamże, 99, 6 (t. 40, s. 323).

[33] Wspomniany już teolog, Francis Sullivan, stwierdza, że chociaż „istnieją oczywiste podobieństwa pomiędzy tradycyjną praktyką jubilacji, to jest radosnych okrzyków, a współczesnym «śpiewem w językach»”, to jednak „ani Ojcowie Kościoła, ani inni pisarze chrześcijańscy, którzy mówią o wykrzykiwaniu z radości, nie utożsamiają tego zjawiska z «darem języków» w Nowym Testamencie”; por. F.A. Sullivan, Charyzmaty i odnowa charyzmatyczna, Warszawa 1986, s. 130.

[34] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 32 (2), 8 (t. 37, s. 302-303).

[35] Tamże, 94, 3 (t. 40, s. 257).

[36] Tamże, 99, 4 (t. 40, s. 320).

[37] Tamże, 99, 3 (t. 40, s. 320).

[38] Tamże, 32 (2), 8 (t. 37, s. 302-303).

[39] Tamże, 94, 3 (t. 40, s. 257).

[40] Tamże, 65, 2 (t. 39, s. 122).

[41] Tamże, 94, 5 (t. 40, s. 258).

[42] Tamże, 65, 2 (t. 39, s. 122).

[43] Tamże, 99, 6 (t. 40, s. 323).

[44] Tamże, 99, 2 (t. 40, s. 320).

[45] R.P. Spittler, Glossolalia, w: S.M. Burges, E.M. van der Maas, International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements, dz. cyt., s. 670-676; J.L. Smith, Glossolalia: An Outsiders’s Perspective, w: tamże, s. 676-677.

Napisz komentarz (45 Komentarze)

dalej »
Advertisement

Serwis Apologetyczny: katolickie spojrzenie na wiarę '2004
http://apologetyka.katolik.net.pl