Jednym z najczęściej stosowanych przez ateistów
i racjonalistów tricków sofistycznych przeciw
koncepcjom nadprzyrodzonym, a przede wszystkim przeciw koncepcji
istnienia Boga, jest tzw. brzytwa Ockhama. Termin ten nie był znany
Ockhamowi. Po raz pierwszy użył go dopiero William Hamilton w XIX
wieku (1805-1865). Ockham był średniowiecznym filozofem
franciszkańskim (żył w latach 1285-1349)1.
Sformułował zasadę, która głosi, że pluralitas non est
ponenda sine necessitate, co w dość wolnym tłumaczeniu znaczy:
nie postuluj bytów ponad potrzebę. Na podstawie tego, co
twierdził Ockham, sformułowano też zasadę, w myśl której
wyjaśnienie najprostsze jest najlepsze. Te dwie zasady uzupełniają
się, co łatwo dostrzec. Dla ułatwienia dalszych rozważań będę je
nazywać dalej wyjaśnieniami minimalistycznymi.
Oczywiście ateistom bardzo przypadła do gustu taka koncepcja i szybko
zastosowali ją przeciw koncepcjom teistycznym, choć sam Ockham pewnie
przewraca się teraz w grobie, bowiem jemu samemu nigdy nie przyszłoby
do głowy to, że Bóg jest takim właśnie bytem niepotrzebnym i
nadmiarowym (jako franciszkanin Ockham był jak najbardziej
człowiekiem wierzącym w Boga). Zdaniem ateistów i
racjonalistów Bóg jest jednak takim właśnie bytem,
który nie jest potrzebny do wyjaśnienia czegokolwiek. Ma być
bowiem tak, że najprostsze wyjaśnienia otaczającego nas świata nie
potrzebują Boga. Chodzi tu nie tylko o Boga, ale w ogóle o
wyjaśnienia świata, które odwołują się do nadprzyrodzoności.
Niestety, z punktu widzenia upływającego czasu i naszego
współczesnego poznania świata (a także z powodów
filozoficznych) zasada zaproponowana przez Ockhama nie sprawdza się i
jest najwyraźniej coraz bardziej nie do utrzymania. Niewielu ateistów
(ja nie spotkałem żadnego) próbujących wymachiwać brzytewką
Ockhama wie, że o wiele więksi myśliciele niż Ockham sprzeciwiali się
tej zasadzie i tworzyli antybrzytwy. Jednym z takich
myślicieli był Kant, a także Leibniz, Menger i Walter z Chatton
(współczesny Ockhamowi). Współcześni coraz bardziej
zdają sobie sprawę z trudności związanych z rzeczoną zasadą. Elliot
Sober zauważył, że idea rządząca zasadą Ockhama nie wynika z
epistemologii, lecz jest wynikiem uprzednich założeń metafizycznych.
Owa zasada Ockhama nie sprawdza się także z racji zbytniej ogólności
swego kryterium. W imię minimalistycznej idei niemnożenia bytów
ponad potrzebę możemy ponadto dojść do absurdów, które
wciąż są jednak uprawnione na mocy brzytwy Ockhama. Istnieje więc co
najmniej kilka powodów, dla których powoływanie się na
brzytwę Ockhama w celu zaprzeczenia ideom nadprzyrodzonym jest
działaniem bezużytecznym i paralogicznym, a przynajmniej bardzo
dyskusyjnym i trudnym do weryfikacji.
Co obciąć brzytwą Ockhama?
Zacznijmy od tego trzeciego powodu: zbytnia
ogólność i przede wszystkim zbytnia dowolność tego
kryterium (także w wykonaniu ateistyczno-materialistycznym). Co mam
na myśli w tym punkcie? Otóż na sam początek zapytajmy: Skąd
tak naprawdę ma być wiadomo, co odciąć za pomocą
brzytwy i dlaczego ma to być właśnie Bóg? Tego właśnie nie
wiadomo, bo nigdy nie da się jednogłośnie ustalić, co w
wyjaśnieniu świata jest bytem nadmiarowym, a co nie. Wszystko bowiem
tak naprawdę zależy tu od wcześniej przyjętych arbitralnych
założeń, które niejako dyktują nam, gdzie ciąć. Sama brzytwa
nie może nam ustalić, gdzie dokładnie ciąć, bo stałaby się
uzasadnieniem na mocy siebie samej, co byłoby logicznym błędem
petitio principii. Musimy zatem zawsze wprowadzić
jakieś założenia z zewnątrz, które pokażą nam, którędy
kroić. Ale to nie jest wcale wyjściem z problemu, bowiem tu z
kolei popadamy w pułapkę relatywizmu i arbitralności. Tam zaś
gdzie każdy jest sam sobie chirurgiem, skalpelem i medykiem, nie
istnieje jedyna słuszna medycyna.
Dla ateistów i materialistów Bóg
jest bytem zbędnym i nadmiarowym, materia jest zaś bytem niezbędnym
do minimalistycznego wyjaśnienia świata. Ale tak naprawdę to wcale
nie jest jedyne obowiązujące kryterium minimalizmu niezbędne w
wyjaśnianiu świata. Przecież każdy może uznać wedle jedynie
swoich upodobań (bo tak naprawdę nie da się podać jakichś
obiektywnych kryteriów, skoro brzytwa ze względu na ryzyko
popadnięcia w błędne koło nie może sama z siebie zdefiniować
kryterium minimalizmu), że co innego jest bytem nadmiarowym
oraz niepotrzebnym, i uzyskać co najmniej taki sam minimalizm, a
nawet większy i lepszy. Ten ktoś wciąż może też być w zgodzie z
otaczającymi nas danymi zmysłowymi o świecie, będąc nawet teistą.
Na przykład George Berkeley, opierając się na zasadzie brzytwy
Ockhama, orzekł, że materia nie ma statusu ontycznego, jest
złudzeniem, istnieją tylko nasze umysły i Bóg2.
Zauważmy, że minimalizm Berkeleya jest większy i lepszy niż
minimalizm ateistyczno-materialistyczny, bowiem w tym przypadku, po
odcięciu materii za pomocą brzytwy, posiadamy
jeszcze mniejszą ilość bytów potrzebnych nam do wyjaśnienia
świata, w jakim się znajdujemy, niż po zastosowaniu brzytwy przez
ateistę (który nie odcinając materii, pozostaje
z całym bagażem najrozmaitszych bytów nadmiarowych z punktu
widzenia kryterium minimalizmu przyjętego przez Berkeleya).
Co ciekawe, minimalizm Berkeleya zachowuje
jednak wciąż ideę Boga, a mimo to pod względem redukcyjnym jest o
wiele lepszy niż minimalizm ateistyczno-materialistyczny,
ponieważ jak widzieliśmy postuluje o wiele mniej
bytów ponad potrzebę. Minimalizm ten jest też w zgodzie ze
wszystkimi otaczającymi nas danymi zmysłowymi o świecie. Nie neguje
bowiem tych danych, respektuje je i uznaje, nie przyznając, co
prawda, ich materialnym źródłom statusu ontycznego (materia
nie istnieje, dane zmysłowe o świecie materialnym są złudzeniem, są
jednak złudzeniem realnie przez nas doświadczanym). Odebranie
statusu ontycznego danej kategorii bytów nie musi jednak
oznaczać, że negujemy ich doświadczanie przez nas (doświadczenie może
być kategorią złudzenia, może być jednak jak najbardziej realnym
doświadczeniem). Innymi słowy, niezajmowanie się statusem ontycznym
Jana Kowalskiego nie musi jeszcze oznaczać, że nie doświadczamy
czegoś, co określamy mianem Jana Kowalskiego, lub że negujemy to
doświadczenie. Nie doświadczamy bowiem przecież nigdy samego
Kowalskiego, nigdy nie dotykamy zmysłami jego
istoty ontycznej, ale doświadczamy jedynie zmysłowych wrażeń, które
zwiemy Kowalskim. Tym samym Berkeley wcale nie odrzucił ani nie
zlekceważył naszego zmysłowego doświadczenia świata (bo przyjmując
jego minimalizm, nadal uznajemy, że doświadczamy zespołu wrażeń,
które desygnujemy za pomocą terminu świat zewnętrzny),
stwarzając przy tym minimalizm o wiele lepszy niż minimalizm
ateistyczno-materialistyczny, choć jest to przecież minimalizm
teistyczny! Na nic się zdadzą też tutaj protesty materialistów,
którzy opierając się jedynie na swych wrażeniach, chcieliby za
wszelką cenę wykazać realność ontyczną materii. Same wrażenia nie są
bowiem dowodem na tę tezę, ich świadectwo można uzasadnić tylko za
pomocą tychże wrażeń, co zawsze prowadzi do błędnego koła (a więc
błędu logicznego). Minimalizm brzytwy Ockhama w wykonaniu
ateistycznym w ogóle nie jest więc najlepszym minimalizmem,
można stworzyć o wiele lepsze minimalizmy (tak jak ten
Berkeleya), będące w zgodzie z otaczającymi nas wrażeniami
zmysłowymi, czyli nienegującymi naszego doświadczenia świata
zewnętrznego. Co najciekawsze, można to zrobić, zachowując przy
tym koncepcję Boga. To obala postulat, zgodnie z którym
brzytwa Ockhama w wykonaniu szermierki ateistyczno-materialistycznej
jest tu jakimś jedynie słusznym kryterium minimalizmu.
Następnym krokiem w stronę minimalizmu, idącym
jeszcze dalej niż minimalizm Berkeleya, może być już tylko solipsyzm,
który postuluje realne istnienie jedynie naszych umysłów
lub jedynie umysłu podmiotu poznawczego. Wszystko inne (inne umysły,
inne byty materialne) ma być tu już tylko snem, złudzeniem, równie
realnym jak niektóre koszmary. Nie można zatem uzasadnić ich
istnienia, np. w sposób eksperymentalny, ponieważ każde takie
uzasadnienie lub eksperyment może być tylko częścią owego snu lub
złudzenia. Pogląd ten jest również jeszcze bardziej
minimalistyczny i konsekwentny w redukcji bytów nadmiarowych
niż ateistyczno-materialistyczne kryterium minimalizmu. Tak
naprawdę dopiero tutaj bowiem nie postuluje się istnienia bytów
ponad potrzebę. Większość z nas intuicyjnie uzna jednak solipsyzm
za absurd (choć obalenie go jest w zasadzie niemożliwe), a ja umownie
dostosuję się do takiej kwalifikacji. Tak naprawdę jedynie solipsyzm,
do którego doprowadza nas konsekwentne i niewybiórcze
stosowanie zasady minimalizmu, nie postuluje istnienia zbędnych bytów
ponad potrzebę, co potocznie zwie się zasadą brzytwy Ockhama. Nasuwa
się nam tutaj jeszcze jeden ciekawy wniosek: minimalizm brzytwy
Ockhama w wykonaniu ateistyczno-materialistycznym nie jest
minimalizmem z prawdziwego zdarzenia, skoro redukuje tylko pewną
kategorię bytów ponad potrzebę (Bóg). Z
tego, co ustaliliśmy wyżej, wiemy już, że można utworzyć minimalizmy
bardziej konsekwentne niż minimalizm ateistyczno-materialistyczny, w
tym silniej redukujące ilość bytów niepotrzebnych,
nie redukując jednocześnie idei Boga. To pokazuje nam nie tylko, że
minimalizm w wykonaniu ateistyczno-materialistycznym nie jest wcale
jedynym sensownym minimalizmem, ale pokazuje nam także, że jest on
tak naprawdę bardzo wybiórczy i jest tylko minimalizmem
pozornym. Nie kieruje się on bowiem tak naprawdę stricte
ideą redukcji bytów niepotrzebnych, lecz jest to
naturalistyczna redukcja sui generis, tzn. redukcja
ukierunkowana tylko na idee teistyczne i nadprzyrodzone, wobec
których redukcjonizm ten jest ideologicznie uprzedzony. Mówiąc
prosto z mostu, w kwestii niemnożenia bytów ponad potrzebę
ateistyczno-materialistyczną brzytwą Ockhama kieruje nie
postulowany przez nią minimalizm, ale naturalizm i antyteizm,
czyli po prostu ideologia i nic więcej. Jasne więc staje się
od razu, że idea brzytwy Ockhama jest przez ateistów
nadużywana.
Reasumując to, co zostało powiedziane wyżej:
wszystkie te trudności ujawniają nam zatem, że zasada kierująca
brzytwą Ockhama jest z grubsza słuszna. Ale jednocześnie głębsze
wniknięcie w konkretne szczegóły związane z praktyką jej
stosowania pokazuje nam, że jest ona kryterium zbyt ogólnym w
kwestii niemnożenia bytów ponad potrzebę. Konsekwentne jej
stosowanie prowadzi nie tylko do absurdów (solipsyzm), ale tak
naprawdę wcale nie wiemy, jak (wedle jakich wcześniejszych założeń)
ją stosować, aby uzyskać wymagany minimalizm. Stosujemy ją ponadto
zawsze wedle jakiegoś uprzednio przyjętego kryterium
światopoglądowego, co jest przynajmniej pośrednio błędnym
kołem. A już na pewno minimalizm w wydaniu
ateistyczno-materialistycznym nie jest jedynie słusznym minimalizmem,
ponieważ jak pokazał przykład Berkeleya można
stworzyć o wiele lepsze minimalizmy, nie negujące przy tym idei
teistycznej.
Prosty i zarazem skomplikowany świat
Tyle o niemnożeniu bytów ponad potrzebę
i trudnościach z tym związanych. Przejdźmy teraz do kwestii prostoty
wyjaśnień danego zespołu danych, która też jak
wspomniałem wyżej jest istotną zasadą związaną z brzytwą
Ockhama. Z kwestią prostoty wyjaśnień wiąże się ilość dodatkowych
hipotez. Im więcej wprowadzamy dodatkowych hipotez, tym dane
wyjaśnienie jest mniej proste. Po ilości dodatkowych hipotez możemy
więc jakby obliczyć prostotę danej teorii. I tutaj mamy
kolejne trudności już na początku. O ile bowiem wstępnie każdy zgodzi
się, że wyjaśnienie najprostsze jest z reguły słuszne (co też nie
znaczy, że zawsze, co rozwinę dalej), to tak naprawdę jednak nigdy
nie wiadomo do końca, kiedy uzyskujemy to najprostsze
wyjaśnienie danej rzeczywistości. Jest bowiem tak, że pewne
wyjaśnienia mogą być zarówno prostsze, jak i bardziej złożone,
i wszystko zależy tu tylko od punktu widzenia. Jako że
racjonaliści uwielbiają odwoływać się do nauki, ja postąpię tak samo,
aby wykazać tezę zawartą w poprzednim zdaniu.
Na początek podajmy kilka spostrzeżeń ogólnych
na temat prostoty wyjaśnień danej rzeczywistości. Czy naprawdę jest
tak, że świat poddaje się zasadzie wyjaśnień najprostszych? Biorąc
pod uwagę stan wyjaśnień współczesnej fizyki odnośnie do
świata, jasne się staje, że odpowiedź na to pytanie może brzmieć
tylko: nie. Nie wiemy, jak będzie wyglądał stan fizyki za kilkaset
lat, możliwe, że wszystkie współczesne koncepcje fizyczne
zostaną zupełnie obalone i uznane przez naszych potomków za
błędne. Jest to bardzo możliwy scenariusz, ponieważ historia nauki
pokazuje, że nawet w nowożytnej nauce pewne teorie wypierają stare
teorie (np. fizyka newtonowska została w dość istotnym zakresie
proponowanych wyjaśnień wyparta przez fizykę einsteinowską3).
Opierając się jednak na współczesnym stanie wyjaśnień
fizycznych i nie wybiegając niepotrzebnie zbytnio w przyszłość,
możemy łatwo dowieść, że świat nie poddaje się zasadzie wyjaśnień
najprostszych. Wystarczy wskazać w tym miejscu bardzo ogólne
i znane wszystkim przykłady takich koncepcji jak zasada
nieoznaczoności Heisenberga, teoria kwantów, teoria
względności Einsteina, aby wykazać, że owe wyjaśnienia świata okazały
się bardzo nieintuicyjne i skomplikowane. Dostrzegali to już
konwencjonaliści, a także tacy metodolodzy nauki jak Wrinch i
Jeffreys, którzy zauważali, że wiele koncepcji naukowych to
koncepcje skomplikowane. Relacjonując ich poglądy, Popper zauważa, że
np. konwencjonaliści wskazywali, że przyroda wcale nie jest prosta, a
my formułując czasem jak najprostsze teorie naukowe w celu jej
wyjaśnienia, narzucamy tylko na przyrodę nasze sztuczne struktury
logiczno-pojęciowe4.
Również Willard V. Quine, jeden z
najwybitniejszych, jeśli nawet nie najwybitniejszy logik XX wieku
wskazuje na niemożliwość zdefiniowania kryterium prostoty oraz na
utopijność tego kryterium w świetle wiedzy o naszym współczesnym
świecie. Czyni on to w jednym ze swych esejów o znamiennym dla
niniejszych rozważań tytule: O prostych teoriach skomplikowanego
świata. Rozpoczyna on od uwagi korespondującej z powyższymi
wnioskami: Niełatwo jest zdefiniować prostotę. Na
czymkolwiek jednak miałaby ona polegać, można przypuszczać, że jest
to własność relatywna wobec schematu pojęciowego5.
Oznacza to, że prostota jest nierozłącznie związana układem
pojęciowym, w jakim jest definiowana, jest więc subiektywna i zależy
tylko od określonego punktu widzenia, nie zaś od czegoś, co jest
absolutnym punktem widzenia. Zagadnienie to zostanie rozwinięte
dalej. Kontynuując swe rozważania, Quine przechodzi do następnego
pytania: A skoro tak, to dlaczego prostota miałaby implikować
jakąś szczególną presumpcję obiektywnej prawdy? Jest to powód,
dla którego zasada prostoty natury budzi wątpliwości6.
Następnie Quine zauważa, że wiara w prostotę natury
(jak dosłownie to nazywa) to myślenie życzeniowe7.
Bierze się ono stąd, że podświadomie zakładamy, iż świat jest prosty,
ponieważ nużą nas złożone obserwacje i interpretacje wymagające od
nas intelektualnego wysiłku8.
Dlatego zawsze selekcjonujemy dane tak, aby uzyskać jakiś uchwytny
prosty schemat, lecz owa selekcja może przecież upraszczać, a tym
samym zafałszowywać obraz badanej przez nas rzeczywistości.
Rzadko kiedy przejmujemy się jednak takimi problemami i najczęściej
kończy się na tym, że również dlatego wybieramy uproszczoną
hipotezę, bo trudniej ją obalić. Jako ilustrację takiego wniosku
Quine podaje liczby zaokrąglone. Trudniej obalić za pomocą pomiaru i
doświadczenia wielkość liczby zaokrąglonej niż liczby podanej z
większą ilością miejsc po przecinku, ponieważ wielkość zaokrąglona
jest mniej dokładna i zawsze wskaże na nią więcej obserwacji (w tym
tych zbyt mało dokładnych, które mogą być nawet błędne)9.
Także Imre Lakatos, inny wielki metodolog
nauki, wskazuje na utopijność kryterium prostoty. Zauważa on, że
symplicyści jak nazywa zwolenników rozstrzygania na
korzyść danego wyjaśnienia za pomocą kryterium prostoty
porównują prostotę dwóch układów wyjaśnienia,
choć jest to nieuprawnione, ponieważ każdy z tych układów
posiada inne kryterium prostoty (zupełnie
ignorują to ateiści, którzy próbują porównywać
prostotę ateistycznej wizji świata z prostotą wizji teistycznej)10.
Pisze on: Prostota zdaje się zależeć od subiektywnego smaku11.
Jest to zbieżne z tym, co powiedziałem wyżej.
Prostota rzecz gustu?
Sięgnijmy teraz po przykłady ilustrujące tezę,
że tak naprawdę nie da się nigdy dowieść, że konkretne wyjaśnienie
określonego zespołu danych może być najprostsze, ponieważ nawet
wyjaśnienie uznane za najprostsze z jednego punktu widzenia może nie
być takie z innego punktu widzenia. Jak pisze Thomas Kuhn, uczeni
mogą różnie interpretować prostotę teorii [
]12.
Następnie wskazuje on na przykład odwołujący się do porównania
teorii Ptolemeuszowej (geocentrycznej) z teorią Kopernikańską. Pod
względem wyjaśnienia jakościowych cech ruchu gwiazd system
geocentryczny Ptolemeusza był mniej prosty od teorii kopernikańskiej,
bowiem Ptolemeusz potrzebował dwóch okręgów dla każdej
planety, natomiast Kopernik tylko jeden. Z drugiej jednak strony w
przypadku takich kwestii jak obliczanie toru planet, to system
Kopernika nie okazywał się wcale prostszy od geocentrycznego systemu
Ptolemeusza13.
Wspomniany Imre Lakatos rozwija to, co powiedział na ten temat Kuhn,
i jeszcze dokładniej wykazuje, że oba te systemy kosmologiczne były
zarówno prostsze, jak i bardziej skomplikowane z różnych
punktów widzenia14.
Jedno i to samo wyjaśnienie może być więc zarówno najprostsze,
jak i nie, zależnie do punktu widzenia.
Jednocześnie może być też tak, że nie jesteśmy
w stanie nigdy wykazać, że dane wyjaśnienie jest najprostsze.
Odwołajmy się do jeszcze bardziej wyrazistego przykładu niż ten
poprzedni. Tym razem z pomocą idzie nam wybitny dwudziestowieczny
metodolog i filozof nauki Carl G. Hempel, który wskazuje na
kolejny przykład ukazujący nam, iż dane wyjaśnienie otaczającej nas
rzeczywistości może być najprostsze lub nie, w zależności od różnych
punktów widzenia. Hempel ukazuje to za pomocą nieco
wyrafinowanego naukowo rozumowania, które postaram się tu
przedstawić w jak najprzystępniejszej i zwięzłej formie. Otóż
załóżmy, że badania nad danym rodzajem obiektów
fizycznych mogą to być cefeidy, metale sprężyste, ciecze
lepkie itd. sugerują nam, że pewna cecha v takich
obiektów może być funkcją pewnej innej ich cechy u.
Innymi słowy, cecha v może być jednoznacznie określona przez u
w taki sam sposób, w jaki czas upływający między dwoma
krańcowymi położeniami wahadła jest określony przez długość wahadła.
Następnie staramy się sformułować hipotezę wyrażającą ścisłą
matematyczną postać tej funkcji. Potrafimy przy tym sprawdzić
doświadczalnie wiele przypadków, w których u
przyjmuje wartości 0, 1, 2 lub 3. Każdej z tych wartości u
odpowiada jakieś v, tj. kolejno 2, 3, 4 i 5. Jednakże załóżmy,
że nie dysponujemy jednocześnie żadną wiedzą o przedmiotach badanych,
która pozwoliłaby nam rozstrzygnąć, jaką dokładnie mamy
przewidywać postać tego związku funkcyjnego. Stwarzamy więc trzy
hipotezy:
H1: v = u46u3+11u25u+2
H2: v = u54u2u3+16u211u+2
H3: v = u+2
Wszystkie te trzy hipotezy są zgodne z
posiadanymi przez nas danymi. We wszystkich tych przypadkach każdej
wartości u jest przypisana dokładnie ta sama wartość v,
która jest potwierdzona empirycznie. Pod względem
empiryczno-matematycznym wszystkie te trzy hipotezy są więc jednakowo
bez zarzutu. Nie można ich więc sfalsyfikować ani empirycznie, ani
matematycznie, pod tym względem wszystkie trzy są jednakowo
prawomocne i nie do obalenia. Jakie więc inne kryterium wyboru
znajdziemy w tej sytuacji? Niech będzie to kryterium prostoty, które
w kontekście naszych rozważań o prostocie i brzytwie Ockhama pasuje
nam tu jak ulał (i tym samym dochodzimy do sedna naszych rozważań o
brzytwie Ockhama i jej kryterium prostoty, niech więc czytelnik teraz
szczególnie wyostrzy swą uwagę). Na pierwszy rzut oka wydaje
się, że najprostsza jest hipoteza trzecia H3. Nie tylko
jej powyższy zapis jawi się jako najprostszy, ale również jej
funkcyjny wykres będzie taki, ponieważ w prostokątnym układzie
współrzędnych uzyskamy w tym układzie linię prostą, podczas
gdy w wypadku H2 i H1 uzyskamy bardzo
skomplikowane krzywe. Ale czy prostokątny układ współrzędnych
jest w tym wypadku jedynym uprawnionym sposobem zapisu i postrzegania
tych hipotez? W tym właśnie problem, że nie. Weźmy jeszcze raz
tę samą najprostszą hipotezę H3 i zapiszmy
ją tym razem dla odmiany w biegunowym układzie współrzędnych,
gdzie u jest współrzędną kątową, a v promieniem
wodzącym. Wtedy H3 wyznaczy nam spiralę, podczas gdy
funkcja wyznaczająca linię prostą będzie bardzo skomplikowana15.
Ten przykład doskonale ukazuje nam zatem, że każda prostota jest
względna. Funkcja liniowa może być najprostszą zależnością lub
nie, w zależności od tego, w jakim układzie współrzędnych ją
rysujemy. Albo jej zapis będzie skomplikowany, za to wykres okaże się
prosty, albo odwrotnie; w zależności od układu współrzędnych
dla funkcji liniowej zmienia się także forma jej zapisu, od bardzo
skomplikowanego po niezmiernie prosty. Jedna i ta sama kwestia
okazuje się być zatem ze wszech miar prosta i skomplikowana zarazem,
w zależności od tego, jak na nią patrzymy.
Powyższy przykład doskonale nadaje się jako
ilustracja naszych rozważań w kontekście prostoty i brzytwy Ockhama.
Ukazuje on nam bowiem, że każda rzeczywistość i rozwiązanie mogą
być zarówno najprostsze, jak i niezmiernie skomplikowane, w
zależności od punktu widzenia, przy czym każdy z tych punktów
widzenia może być równie słuszny. A jeśli tak, to
kryterium prostoty postulowane przez ateistycznych (ale chyba nie
tylko) zwolenników brzytwy Ockhama jest nieco utopijne i
raczej nieosiągalne. Przynajmniej nie we wszystkich przypadkach i
raczej nie wiadomo w których. W tym momencie spieranie
się o kryterium prostoty przypomina raczej spór o smakową
wyższość zupy pomidorowej nad ogórkową, czyli jest to spór
nierozstrzygnięty. Podobnie, choć oczywiście nie w tak żartobliwym
stylu ocenia tę sytuację Hempel: Jednakże twierdzenie, że
podstawowe prawa natury są proste, jest co najmniej tak samo
problematyczne jak zasadność postulatu prostoty hipotez i
teorii, a więc nie może być podstawą tego postulatu. [
]
problem ścisłego sformułowania i przekonującego usprawiedliwienia tej
zasady [prostoty przyp. J.L.] nie został dotąd
zadowalająco rozwiązany16.
Im więcej, tym gorzej?
Ateistyczny postulat niemnożenia bytów
ponad potrzebę, bezwzględnie i zawsze implikujący na mocy tego
założenia prostotę wyjaśnień, jest nie do utrzymania
także z innego powodu. Quine wykazał bowiem na przykładzie nauk
szczegółowych, iż mnożenie bytów może paradoksalnie
upraszczać daną teorię, co jest bezpośrednim obaleniem
ateistycznego postulatu, zgodnie z którym mnożenie bytów
ponad potrzebę komplikuje świat ujmowany w
wyjaśnieniach teistycznych względem uproszczonych
wyjaśnień naturalistycznych. Okazuje się bowiem, że np. w kinetycznej
teorii gazów postulowanie istnienia molekuł, a więc
dodatkowych bytów, z punktu widzenia fizyki uprościło
tę teorię. Jak pisze Quine: Późniejszy rozwój
fizyki charakteryzowało postulowanie coraz to nowych i coraz
mniejszych cząstek czasem jako narzędzi faktycznego
uproszczenia wcześniej istniejącej teorii, jak w przypadku
kinetycznej teorii gazów [
]17.
To samo dotyczy pewnych sytuacji w matematyce, w której
następowało mnożenie bytów, czasem tajemniczych,
w celu uproszczenia teorii18.
Tym razem jako przykłady Quine podaje tu postulowanie ułamków,
liczb ujemnych, liczb niewymiernych i urojonych, a także odsyła do
teorii zbiorów nieskończonych19.
Quine konkluduje: Rozszerzaj uniwersum o klasy i inne dodatki,
jeśli dostarczy ci to prostszej, gładszej i bardziej ogólnej
teorii. [
] Wolno jednak sądzić, że pewne rozszerzenia
uniwersum przyczyniają się w sumie do uproszczenia naszego
systemu świata20.
W innym swym eseju Quine zauważa, że postulujemy istnienie
dodatkowych bytów, takich jak elektrony, mimo że nie są
one dane w bezpośrednim doświadczeniu, aby nasze wyjaśnienie
stało się prostsze21.
To wszystko uświadamia nam, że ateistyczny zarzut, zgodnie z którym
wprowadzenie dodatkowego bytu (Boga) do wyjaśnień otaczającej nas
rzeczywistości komplikuje te wyjaśnienia, łamiąc zasadę prostoty
wyjaśnień, jest bezpodstawny. Jak bowiem widzimy, w samej nauce i w
modelach matematycznych wprowadza się dodatkowe byty, aby
uprościć teorię. Wprowadzenie Boga do jakiegoś wyjaśnienia nie
jest zatem złamaniem zasady prosty wyjaśnień.
Bóg komplikuje światopogląd?
Przejdźmy teraz do pewnych ilustracji na
gruncie sporów ateizm vs. teizm, które ukażą
nam, że wcale nie jest tak, że ateistyczne wyjaśnienia świata są
prostsze od wyjaśnień teistycznych i rzekomo wprowadzają mniej
zbędnych hipotez, czy nawet bytów. Na początek kwestia
prostoty teorii, z którą jak wspomniałem wyżej
nierozłącznie wiąże się ilość hipotez potrzebnych do wyjaśnienia
danej teorii (im mniej hipotez, tym wyjaśnienie prostsze,
a tym samym lepsze). Zestawmy obok siebie koncepcję
aktu kreacji w postaci jednorazowego wydarzenia i skomplikowaną do
niebywałych wprost rozmiarów teorię ewolucji. Jasne jest, że
teoria ewolucji nie jest prostsza od koncepcji
stworzenia świata z niczego, ponieważ wymaga o wiele więcej
wyjaśnień i dodatkowych założeń oraz hipotez, ateiści i
materialiści wybierają ją jednak mimo to jako lepszą teorię
wyjaśnienia genezy świata żywego. W tym miejscu brzytwa Ockhama
wraz ze swym wybieraniem wyjaśnień najprostszych jako najlepszych nie
jest przez nich w sposób oczywisty respektowana, co
pokazuje nam, że używają jej dość niekonsekwentnie i wybiórczo.
Tak naprawdę jedynym kryterium ich wyboru zawsze będzie dogmat
naturalizmu, nie jakakolwiek zasada prostoty wyjaśnień, co widać tu
bardzo jaskrawo. Sam naturalizm nie może być natomiast żadnym
argumentem, ponieważ jest jedynie założeniem światopoglądowym i
niczym więcej (tym samym nie można go uzasadnić, bo każde jego
uzasadnienie skończy się błędnym kołem).
Albo weźmy kwestię teorii Wielkiego Wybuchu.
Niektórzy apologeci teistyczni zauważyli, że za pomocą tej
współczesnej koncepcji fizycznej można skonstruować argument
na rzecz istnienia Boga. Mówiąc w ogromnym skrócie:
wiemy, że zanim nastąpił Wielki Wybuch, w wyniku którego
powstał nasz Wszechświat, to, z czego się on wyłonił, było ściśnięte
do rzeczywistości nieskończenie małych rozmiarów, zwanej
osobliwością pierwotną. Przyjmuje się, że owa osobliwość
istniała od nieskończenie długiego czasu. Jednak w pewnym momencie
eksplodowała, dając początek naszemu obecnemu światu. Wspomniani
apologeci teistyczni widzą przyczynę owej eksplozji w Bogu, ponieważ
skoro osobliwość istniała wcześniej przez całą wieczność i nie
eksplodowała w Wielkim Wybuchu, to jasne jest, że sama w sobie nie
miała nigdy wystarczająco dużo mocy, aby to zrobić samoistnie. Powód
musiał więc przyjść z zewnątrz, czyli od kogoś takiego jak Absolut
(bo wtedy nie mogło być nikogo poza Nim). Nietrudno zauważyć, że
argument ten jest dość mocny. Nie będę się tu jednak wdawał w
szczegółową dyskusję na temat zasadności tego argumentu, bo
meritum niniejszego traktatu jest zupełnie inne. Wspomnę tylko, że na
Zachodzie toczą się w tej chwili bardzo ożywione i burzliwe dyskusje
na temat tego argumentu (głównym jego propagatorem jest słynny
amerykański apologeta William Lane Craig), a ateiści nie są w stanie
jak dotąd obalić go w zadowalający sposób. Niektórzy z
nich odwołują się jednak do bardziej wyrafinowanej argumentacji,
która posłuży mi w niniejszych rozważaniach na temat prostoty
wyjaśnień i niemnożenia zbędnych hipotez.
Wspomniani ateiści kontrargumentują, że
pierwotna osobliwość wcale nie musiała istnieć odwiecznie.
Przeciwnie, Wszechświat może trwać w odwiecznym procesie ekspansji i
regresu materii od Wielkiego Wybuchu i rozszerzania się do
kurczenia się materii z powrotem do punktu osobliwości pierwotnej
(takie hipotezy istnieją). W ten sposób ateiści próbują
zachwiać postulat o wiecznej stagnacji materii i niemożności
samozapłonu Wielkiego Wybuchu. Jednakże nietrudno
zauważyć, że takie wyjaśnienie domaga się wprowadzenia dodatkowej
niesprawdzalnej hipotezy (hipoteza ta jest niesprawdzalna, bo
nauka nie sięga na poważnie w okres sprzed Wielkiego Wybuchu22)
o wiecznym procesie ekspansji i regresji materii Wszechświata przed
Wielkim Wybuchem. To wyjaśnienie znów zatem przegrywa pod
względem prostoty i niemnożenia zbędnych hipotez z tradycyjną
koncepcją Wielkiego Wybuchu (która takiego regresu nie
postuluje). Owo wyjaśnienie wcale nie jest też lepsze od wyjaśnienia
teistycznego na ten temat. Nie można przecież wyjaśnienia
teistycznego oskarżać w tej sytuacji o wprowadzanie zbędnej
i niesprawdzalnej hipotezy Boga dającego początek Wielkiemu
Wybuchowi, skoro samemu wprowadza się niesprawdzalną hipotezę
uprzednich ekspansji i regresów Wszechświata, która
ma wyjaśnić, czemu posiada on samoistną właściwość (nieustanna
kurczliwość i ekspansywność) wywołującą Wielki Wybuch. W tym momencie
brzytwa Ockhama w ręku ateisty zamienia się w miecz obosieczny.
Ateista staje więc niejako w tym wypadku przed niemożnością jej
użycia, ponieważ inaczej naraziłby się na oskarżenie o wybiórczość
i niekonsekwencję. Kiedy bowiem obalamy daną argumentację za pomocą
argumentacji dokładnie tej samej natury, to wówczas popełniamy
błąd logiczny special pleading (tzn. nie ma sensu oskarżać
teistów o wprowadzanie nieweryfikowalnych hipotez w
wyjaśnianiu Wielkiego Wybuchu, skoro tylnymi drzwiami samemu
postuluje się równie nieweryfikowalną hipotezę wiecznego
regresu i ekspansji materii Wszechświata przed Wielkim Wybuchem).
Mamy tym samym co najmniej remis (jeśli ktokolwiek traktuje to w
kategoriach rywalizacji na punkty). Skoro zatem brzytwa Ockhama nie
daje tu rozstrzygnięcia dla żadnej ze stron, spierającej się o to,
które wyjaśnienie ma mniej dodatkowych hipotez, to ateiście
pozostaje zanegować koncepcję Boga w teorii Wielkiego Wybuchu jedynie
za pomocą naturalizmu. Ten jednak nie jest żadnym argumentem, jak
wspominałem już wyżej, ponieważ jest tylko założeniem filozoficznym
przyjętym na wiarę, niczym więcej (nie da się tego udowodnić,
odwołując się do jakiejś sprawdzalnej rzeczywistości23).
Pod względem filozoficznym jest to niewiele więcej warte (i
sprawdzalne) niż założenie teisty czy deisty o istnieniu Absolutu.
Czy Ewangelia jest za mało prosta?
Albo weźmy inną kwestię, gdzie bardzo jaskrawo
widać, że ateiści nie proponują tak naprawdę najprostszych wyjaśnień,
lecz przeciwnie, odwołują się do skomplikowanych koncepcji, mnożąc
tylko nadmiarowe hipotezy. Mam w tym miejscu na myśli próby
tłumaczenia i odkrywania przez nich
prawdziwego życiorysu Jezusa. Owo odkrywanie zawsze
polega na sprzeciwianiu się prostolinijnej wymowie NT. Jeśli
przyjmujemy to, co o Jezusie mówi nam NT, to pozostajemy przy
wyjaśnieniu i odczytaniu najprostszym. Nie tworzymy wtedy żadnych
nadmiarowych hipotez co do przesłania tekstu. Jednakże każde inne od
ewangelicznego wyjaśnienie życiorysu Jezusa będzie rzecz jasna
musiało się już odwołać do dodatkowych hipotez niezawartych w tekście
ewangelicznym, nie będzie więc już nigdy najprostsze.
Odwołajmy się do kilku przykładów. Reimarus twierdził, że
Jezus chciał założyć jedynie swe polityczne królestwo i nie
interesowały Go idee transcendentne w tym względzie. Po Jego śmierci
Apostołowie mieli wykraść ciało Jezusa i ogłosić Jego
zmartwychwstanie. Inni racjonaliści odwoływali się do jeszcze
większych nonsensów i wymysłów branych wprost z sufitu,
byleby tylko zaprzeczyć prostolinijnej wersji ewangelicznej życiorysu
Jezusa. Bahrdt twierdził, że Jezus był wyszkolony przez esseńczyków,
aby wypełnić dla nich tajemną misję. W sztukę czynienia cudów
uzdrawiających, które były tylko oszustwami, miał Go
wprowadzić pewien Pers z Nazaretu. Ewangelista Łukasz również
miał uczyć Go tajników medycyny. W innych oszukańczych cudach
mieli pomóc Mu esseńczycy (np. cud rozmnożenia chleba miał być
podstępem zorganizowanym potajemnie przez esseńczyków, którzy
podawali Mu chleb wcześniej ukryty w specjalnie do tego przygotowanej
tajemnej jaskini itd.). Śmierć Jezusa na krzyżu miała zaś być celowo
sprowokowana przez Nikodema, który posiadł wpływ na Sanhedryn.
Jako lekarz Łukasz miał Jezusowi pomóc przeżyć ukrzyżowanie.
Wszystko to oczywiście miało być spiskiem esseńczyków, którzy
w ten sposób chcieli zrealizować swoje plany mesjańskie.
Paulus z kolei również twierdził, że Jezus nie czynił cudów,
Apostołom tylko zdawało się, że tak jest. Jego zdaniem
Jezus wcale nie umarł na krzyżu, jedynie zapadł w letarg, z którego
obudziły Go uwaga! pachnące zioła i trzęsienie
ziemi24.
Inni racjonaliści wymyślają równie ciekawe bajki, byleby tylko
nie uznać tego, co wprost mówią Ewangelie. Nie ma sensu jednak
przytaczanie w nieskończoność tych nonsensów, tu bowiem chodzi
o coś innego. Otóż jasne jest, że na żadną racjonalistyczną
fantazję tego typu nie mamy żadnych dowodów w postaci
relacji świadków, choćby tego samego rodzaju co Ewangelie.
Racjonalistom pozostaje zatem jedynie odwoływanie się do
nieskończonej ilości nowych hipotez, opartych jedynie na ich
wyobraźni. Ich wyjaśnienia znów zatem nie są
najprostsze, nawet mimo że mogą oni ulegać takiemu złudzeniu przez
odwoływanie się do objaśnień naturalistycznych.
Dobitnie i wyjątkowo trafnie ujął to pewien apologeta, który
tak oto skomentował ten fakt: Odrzucając więc paradygmat
chrześcijański, trzeba było tworzyć nowe teorie wyjaśniające
tajemnicę Jezusa i początki chrześcijaństwa. Trzeba było tworzyć
różnego rodzaju «historie» bardziej cudowne niż
samo chrześcijaństwo, by usprawiedliwić jego istnienie w
historii25.
Przykładów mnożenia przez ateistów w polemikach
zbędnych hipotez można podać dowolną liczbę i myślę, że każdy co
bardziej wprawiony teista próbujący uprawiać apologetykę bez
trudu znajdzie następne, gdy choć trochę ruszy głową. Zachęcam do
dalszych przemyśleń na ten temat. Sam zaś nie będę dalej odbierał
nikomu przyjemności sprawdzenia się w tej kwestii.
Podsumowanie
Na koniec podsumujmy jakoś nasze rozważania: brzytwa Ockhama jest
zasadą wprowadzoną przez średniowiecznego filozofa franciszkańskiego,
który uważał, że najlepsze wyjaśnienie nie odwołuje się do
zbędnych hipotez. Interpretuje się tę zasadę także w ten sposób,
że wyjaśnienie najlepsze jest najprostsze. Jest to swego rodzaju
minimalizm. Ockham nie uważał jednak Boga za zbędne czy
nadmiarowe wyjaśnienie jakiegoś aspektu otaczającej nas
rzeczywistości. Tak uważają jednak ateiści. Ich zdaniem dane
wyjaśnienie jest najprostsze, jeśli nie odwołuje się do koncepcji
nadprzyrodzonych ani nie mnoży bytów ponad potrzebę.
Paradygmat materialistyczno-naturalistyczny wcale nie jest jednak
minimalizmem konsekwentnym ani jedynie uprawnionym. Można bowiem
stworzyć minimalizmy o wiele bardziej zredukowane, które
zachowują jednak koncepcję Boga. Przykładem takiego minimalizmu jest
minimalizm Berkeleya, który wyciął ze swego
światopoglądu koncepcję materii i w ten sposób zredukował swój
światopogląd do minimum nieosiągalnego dla światopoglądu
ateistyczno-materialistycznego. Berkeley wcale nie popadł w ten
sposób w absurd, ponieważ tak naprawdę nie zredukował swego
światopoglądu o nic, co byłoby bezspornie udowodnione. Nie da się
bowiem (nie jest też to potrzebne) bezspornie udowodnić istnienia
materii, ponieważ nie doświadczamy tak naprawdę bezpośrednio jej
istoty ontycznej (samej, czystej materii), jedynie
nasze zmysły informują nas w sposób odbierany przez nas jako
oczywisty i bezsporny (na mocy naszego przyzwyczajenia się) o czymś,
co nazwaliśmy materią. Solipsyzm jest jeszcze bardziej konsekwentny
niż minimalizm ateistyczno-materialistyczny, ponieważ dopiero on w
pełni redukuje całą gamę bytów do tylko jednego bytu
podmiotu lub świadomości bytu poznającego. Nie istnieje również
żadne bezdyskusyjne kryterium, które pozwalałoby się
przychylić do wniosku, że wyjaśnienie odwołujące się do
nadprzyrodzoności zawsze będzie mniej proste niż wyjaśnienie
odwołujące się do naturalistycznej interpretacji danych. Jest tak z
co najmniej kilku powodów.
Po pierwsze, jak ukazują wyżej zarysowane analizy Hempla, nigdy nie da się udowodnić, że dane wyjaśnienie jest najprostsze, ponieważ może ono być najprostsze z jednego punktu widzenia, z innego zaś nie. Natomiast na podstawie spostrzeżeń Quinea ustaliliśmy też, że wprowadzanie dodatkowych hipotez, a nawet bytów, np. w nauce, może upraszczać dane wyjaśnienie, co przeczy ateistycznemu postulatowi, że wprowadzanie Boga do danego wyjaśnienia jest nadmiarowe, skoro łamie zasadę prostoty i niewprowadzania dodatkowych bytów. Następnie, żmudna i drobiazgowa analiza niektórych modnych kwestii spornych pomiędzy ateistami i teistami potwierdza ten sam wniosek. Analiza ta ukazuje także jeszcze ciekawszą rzecz, tzn. że ateiści wcale nie przyjmują najprostszych wyjaśnień za właściwe. Przeciwnie, często opowiadają się oni za o wiele bardziej złożonym wyjaśnieniem, mimo iż dane wyjaśnienie teistyczne jest w tej sytuacji prostsze. Wreszcie, naturalistyczna interpretacja rzeczywistości jest tylko pewnym filozoficznym zbiorem założeń, który nie może zostać uzasadniony inaczej niż na mocy siebie samego, co byłoby jednak błędne logicznie (byłoby błędnym kołem). Dlatego naturalizm uznajemy tylko za założenie filozoficzne, a nie za weryfikowalny fakt.
(kwiecień
2005)
PRZYPISY:
1
Por. Encyklopedia Britannica, t. XXIX, Poznań 2002, s. 359.
2
Por. tamże, t. IV, Poznań 1998, s. 61-63.
3
Na ten temat dość trafnie w: T. Kuhn, Struktura rewolucji
naukowych, Warszawa 2001, s. 177n. Cała ta słynna już dziś praca
jest poświęcona zmianom paradygmatów w naukach
przyrodniczych, tzn. zastępowania jednych wyjaśnień naukowych, które
uznano za błędne, innymi. Czytelnik może znaleźć tam wiele
informacji, jeśli interesuje go to, o czym mowa w pierwszej części
niniejszego akapitu.
4
K.R. Popper, Logika odkrycia naukowego, Warszawa 2002, s. 74,
394-395. Na ten temat też: J. Watkins, Nauka a sceptycyzm,
Warszawa 1989, s. 178.
5
W.V. Quine, O prostych teoriach skomplikowanego świata, w:
Granice wiedzy i inne eseje filozoficzne, Warszawa 1986, s.
48.
10
Por. I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych,
Warszawa 1995, s. 298 i 197, przypis.
12
T. Kuhn, Obiektywność, sądy wartościujące i wybór teorii,
w: Dwa bieguny, Warszawa 1985, s. 445.
14
Por. I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, dz.
cyt., s. 47, 217-219, 293n, 300.
15
Por. C.G. Hempel, Filozofia nauk przyrodniczych, Warszawa
2001, s. 86n.
16
Tamże, s. 90, 95. Kursywa od autora.
17
W.V. Quine, O mnożeniu bytów, w: Granice wiedzy
,
dz. cyt., s. 85. Kursywa od autora.
18
Tamże. Kursywa od autora.
20
Tamże, s. 86. Kursywa od autora.
21
W.V. Quine, O bytach mentalnych, w: Granice wiedzy
,
dz. cyt., s. 89.
22
Potwierdzają to astrofizycy; por. M. Heller, Kosmiczna przygoda
człowieka mądrego, Kraków 1994, s. 202-203.
23
Przykładowo, na pytanie, skąd wiadomo, że świat jest tylko materią,
ateista najczęściej odpowiada, iż dopóki nie da się udowodnić
tezy przeciwnej, należy przyjmować, że świat jest tylko materią. Nie
tylko jest to błąd logiczny argumentum ad ignorantiam, ale
nie jest to również tak naprawdę żadne uzasadnienie, ponieważ
możemy równie dobrze zapytać, skąd wiadomo z kolei, że brak
dowodu na tezę przeciwną do idei materialistycznej weryfikuje jej
prawdziwość. Oczywiście nie wiadomo tego wcale, na to pytanie nikt
nie jest w stanie udzielić zasadnej odpowiedzi (a nawet gdyby mógłby
udzielić odpowiedzi, to musiałby uzasadnić kolejną tezę, i tak w
nieskończoność, co nigdy nie doprowadziłoby do ostatecznego
uzasadnienia). Można wręcz wykazać błędność tej zasady, wskazując na
niedawne przypadki odkrycia nowych planet w naszym Układzie
Słonecznym, takich jak Uran. Gdyby stosować tutaj wspomnianą zasadę,
to planety te nigdy nie mogłyby zostać uznane za coś realnego.
Wspomniana zasada jest więc nie tylko niesprawdzalnym założeniem,
ale jest wręcz błędna.
24
Poglądy wspomnianych racjonalistów w tym miejscu omawiam na
podstawie: J. Kulisz, Wprowadzenie do teologii fundamentalnej,
Kraków 1995, s. 58n.
25
Tamże, s. 69. Kursywa od autora.
Napisz komentarz (0 Komentarze) |