Polemika z artykułami o Ruchu ŚwiatłoŻycie:
KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI - PRZYJĄŁEM JEZUSA I NARODZIŁEM SIĘ NA NOWO!
MAREK PIOTROWSKI - KERYGMAT W KURSACH EWANGELIZACYJNYCH
KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI - EWANGELIZACJA EKUMENICZNA? GARŚĆ CYTATÓW
TOMASZ DYĆ - ROZPRAWA KRYTYCZNA O 'CZTERECH PRAWACH DUCHOWEGO ŻYCIA'
O
serwisie Apologetyka gdzieś kiedyś słyszałem. Nigdy
jednak do niego nie zaglądałem w internecie jest wiele
interesujących miejsc i po prostu nie da rady odwiedzić ich
wszystkich. Nowe miejsca odkrywa się najczęściej w efekcie w ten
sposób, że ktoś znajomy zwróci uwagę na jakiś serwis, na miejsce do
którego warto czy trzeba zajrzeć.
Trochę
podobnie było i tym razem zwrócono mi uwagę na artykuły
zamieszczone w Apologetyce, choć bynajmniej nie
zachęcano do ich czytania a raczej wskazywano na konieczność
ustosunkowania się do nich.
Przeczytałem
wszystkie teksty zamieszczone w dziale Gorące polemiki
Przyjąłem Jezusa i narodziłem się nowo, zajrzałem też do
analogicznego działu na forum. Natychmiast zwróciły moją uwagę liczne
informacje o Ruchu ŚwiatłoŻycie. Dyskusja nad formacją ruchu,
do którego należę, z oczywistych powodów mogła mnie zainteresować. W
Ruchu toczą się od dawna debaty nad formacją, ulega ona korektom, a
na niektórych odcinkach bardzo istotnym zmianom. Spojrzenie osób
stojących z zewnątrz może być ciekawe, inspirujące, nawet jeśli nie
ze wszystkim mógłbym się zgodzić.
Artykuły
na Apologetyce do takiej twórczej refleksji jednak nie
pobudzają. Nie sposób podejmować jakiejkolwiek refleksji, gdy podczas
lektury tekstu co chwilę natyka się na informacje o Ruchu, jego
historii czy formacji, które są zwyczajnie nieprawdziwe. Dlatego moją
wypowiedź muszę niestety zacząć od prostowania zawartych w artykułach
informacji. Będą to po kolei informacje z tekstu Marka Piotrowskiego,
wypowiedzi na forum Jacka Święckiego oraz artykułów ks. Andrzeja
Siemieniewskiego i Tomasza Dycia,. Z góry zastrzegam, że ze względu
na ilość sprostowań jestem w stanie wskazać tylko na fakty, nie
dokumentując ich szczegółowo o każdej sprawie można by
napisać osobny spory artykuł. Zachęcam do sięgania do opublikowanych
historii Ruchu ŚwiatłoŻycie, również do dokumentów z początków
Ruchu (znaczna część z nich jest opublikowana).
Marek
Piotrowski przedstawia Trochę historii Ruchu
ŚwiatłoŻycie. Jakich to informacji się w nim
dowiadujemy?
W
1978 roku udało się Ruchowi Agape przekonać władze Ruchu
Światło-Życie do przekształcenia programu I stopnia oazy tak, by
pierwsze dni przeżywane były według schematu 'czterech praw.
A
naprawdę było tak: 8 grudnia 1975 roku papież Paweł VI wydał
adhortację o ewangelizacji w świecie współczesnym Evangelii
nuntiandi. Adhortacja ta stała się jednym z podstawowych
dokumentów źródłowych Ruchu ŚwiatłoŻycie, jedną z inspiracji
do przebudowania programu formacyjnego, włączenia do niego treści
ewangelizacyjnych. Drugą inspiracją były wydane przez Stolicę
Apostolską w 1972 roku Obrzędy chrześcijańskiego
wtajemniczenia dorosłych, dokument przywracający w Kościele
Katolickim katechumenat. Na tym dokumencie oparto formację w Ruchu
ŚwiatłoŻycie nazywając ją deuterokatechumenatem. I trzecią
inspiracją były kontakty ekumeniczne z ruchem Agape, którego
materiały rzeczywiście również wykorzystano. Zmiana programu
formacyjnego nastąpiła w 1977 r. W książce Dariusza Cupiała, na którą
Marek Piotrowski się powołuje, jest to wszystko dość dokładnie
omówione. Jednak z artykułu na Apologetyce czytelnik
nie dowie się ani o wpływie adhortacji Evangelii Nuntiandi
ani o Obrzędach chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych.
Pozostają działania aktywistów protestanckich jako
jedyny powód zmian i jedyna inspiracja.
Pisze
dalej Marek Piotrowski: Niekiedy dokonywano pewnych zmian,
aby 'ochrzcić po katoliku' program CCC np. do
'dziesięciu kroków Nowego Życia' (Nie mylić z 'czterema
prawami życia duchowego') wprowadzono temat 'Kościół.
To
zdanie jest szczególnie bulwersujące. Przede wszystkim nie ma czegoś
takiego jak dziesięć kroków Nowego Życia. Autorowi
chodzi o Kroki ku dojrzałości chrześcijańskiej. Błąd w
nazwie to jednak zupełny drobiazg w porównaniu z pozostałymi
przekłamaniami.
Kroki
ku dojrzałości chrześcijańskiej to nazwa programu formacyjnego
wprowadzającego Drogowskazy Nowego Człowieka
zasady życia Ruchu ŚwiatłoŻycie. Ani ten program ani
Drogowskazy w ogóle nie wywodzą się z CCC! Podstawowym
źródłem Drogowskazów jest Nasz program
wcześniejszy program dla lektorów, sformułowany w 1971 roku. Jest
tutaj pewna inspiracja CCC mianowicie ks. Blachnicki
zaczerpnął stamtąd koncepcję całościowego spojrzenia na program jako
na kroki ku dojrzałości (powtarzając niemal dosłownie nazwę używaną w
CCC). I tylko tyle.
Znów
trzeba odwołać się do książki Dariusza Cupiała, bowiem stamtąd Marek
Piotrowski zaczerpnął zapewne swoje informacje. Jednak Dariusz Cupiał
wprost pisze o tym, że przeszczepione zostały jedynie pewne elementy
programu CCC. Co jednak szczególnie istotne, zestawia w tabelce kroki
CCC i kroki ruchu oazowego (czyli Drogowskazy Nowego
Człowieka).
Marek
Piotrowski po prostu nie mógł nie zobaczyć, że różnice nie
ograniczają się do wprowadzenia tematu 'Kościół.
W obu ruchach są zaledwie cztery takie same kroki (na dziesięć)! Nie
było sposobu przeoczyć, że ruch oazowy na drugim miejscu ma
Niepokalaną, że jest tam również Liturgia!
Kroki identyczne jak w CCC to Jezus Chrystus, Duch
Święty, Modlitwa, Świadectwo. Czy
Marek Piotrowki chciałby podważyć katolickość któregoś z tych
czterech kroków? Co więcej, w oazowym schemacie Niepokalana jest na
drugim miejscu, przed Duchem Świętym. Jest to na pierwszy rzut oka
mało poprawne również z katolickiego punktu widzenia (materiały
formacyjne tłumaczą, dlaczego świadomie przyjęto taką kolejność).
Samo zaś określenie Niepokalana jest zaczerpnięte z
duchowości Maksymiliana Kolbego! Nie trzeba wiedzieć o bliskich
związkach ks. Blachnickiego z Niepokalanowem, by skojarzyć choćby to,
że określenia Niepokalana używają tylko katolicy.
Zwraca zresztą na to uwagę Dariusz Cupiał.
Trzeba
jeszcze dodać, że każdy z Drogowskazów Nowego Człowieka
(czyli oazowych kroków) to tak naprawdę kilka zdań. Np. drogowskaz
Jezus Chrystus brzmi: Jezus Chrystus jest moim
światłem i życiem oraz jedyną drogą do Ojca; przyjąłem Go jako Pana i
Zbawiciela, oddałem Mu swoje życie, aby nim kierował. I te
zdania są już całkowicie inne niż w kroku Jezus Chrystus
CCC. Podobnie jest w przypadku pozostałych kroków mających swoje
odpowiedniki w obu ruchach. Również materiały formacyjne Kroki
ku dojrzałości chrześcijańskiej nie są bynajmniej importowane
z CCC pierwsze sześć jest autorstwa ks. Blachnickiego,
następne zostały opracowane przez inne osoby, częściowo po śmierci
założyciela Ruchu ŚwiatłoŻycie. Materiały zawierają nie tylko
konspekty spotkań (do każdego kroku dwa), ale również nabożeństwa
zaczerpnięte z Obrzędów chrześcijańskiego wtajemniczenia
dorosłych.
I
jak się to ma do programu CCC, który został tylko
ochrzczony po katolicku przez jedynie wprowadzenie
tematu Kościół?
Ponieważ,
jak wspomniałem, najistotniejsze informacje Marek Piotrowski mógł
znaleźć w książce, na którą się powołuje (i naprawdę nie mógł ich nie
znaleźć!), najłagodniejsze określenie jakie mi się w tym miejscu
nasuwa to: świadome wprowadzenie czytelnika w błąd.
Idźmy
dalej. Według D. Cupiała, protestanci wzięli na siebie
odpowiedzialność w trzech obszarach, treści kerygmatu, jego
ujęcia w postaci materiałów formacyjnych, metod ewangelizacyjnych
czyli w praktyce za całość ewangelizacji.
Ten
ostatni wniosek wyprowadza już Marek Piotrowski. Wnioskowanie dość
ciekawe. Zdziwiłby się pewnie nieżyjący pierwszy moderator Centralnej
Diakonii Ewangelizacji salwatorianin ks. Leszek Irek, że
odpowiedzialnymi za całość ewangelizacji byli protestanci. Ale może
książka wprowadziła w błąd? Usiłowałem znaleźć te obszary
w pracy Dariusza Cupiała. Nie znalazłem może przeoczyłem,
choć starałem się czytać dokładnie i szukałem po kilka razy.
Natomiast znalazłem tam takie zdania: Protestanci przyjęli
rolę nie tyle równorzędnego podmiotu wspólnej ewangelizacji z
katolikami, ale pozycję wspierającą działalność ks. Blachnickiego i
jego ruch. Mija się z prawdą również ten, kto w planie
ewangelizacji widzi tylko elementy z ekumenicznego importu. Plan
zawierał bowiem szereg elementów oryginalnych. Dariusz Cupiał
podkreśla inspiracje ekumeniczne bardzo mocno, protestuje przeciwko
pomijaniu ich w niektórych publikacjach. Ale nie da się uczciwie
wyciągnąć z jego książki wniosku, że za całość ewangelizacji
odpowiedzialni byli protestanci skoro pisze coś dokładnie
przeciwnego.
Po
wskazaniu protestanckich inspiracji w prowadzonej przez ruch oazowy
ewangelizacji Marek Piotrowski stwierdza: Program oazowy
przypominał teraz tłumaczenie z języka protestanckiego
na katolicki i miał cechy takiego tłumaczenia.
Za
to, co program oazowy przypomina Markowi Piotrowskiemu, nie mogę
odpowiadać. Mogę natomiast wyrazić zdziwienie, że takie skojarzenia w
nim budzi program oparty na dokumencie wydanym przez Kongregację
Kultu Bożego (Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia
dorosłych). Trzeba podkreślić, że program oazowy wiernie
odtwarza drogę wtajemniczenia opisaną w Obrzędach.
Oczywiście, Obrzędy nie przewidują szczegółów
formacyjnych. Popatrzmy w takim razie na te szczegóły. W pierwszym
roku deuterokatechumenatu są to Kroki ku dojrzałości
chrześcijańskiej o ich źródłach piszę powyżej.
Natomiast w drugim roku mamy kręgi liturgiczne oparte o czytania
niedzielne! Trzeci rok to Droga do wspólnoty opracowana
przez australijską wspólnotę Oblatów Maryi Niepokalanej. To ma być
tłumaczenie z języka protestanckiego?
Materiały,
w których znajdują się inspiracje protestanckie, w trzyletnim roku
formacji obejmują nie więcej niż trzy miesiące (podaję ten czas już
naprawdę maksymalnie biorąc pod uwagę wszystkie materiały, których
można znaleźć choćby ślad inspiracji CCC ewangelizacyjne,
rekolekcyjne, postoazowe). Marek Piotrowski nie pisze jednak o tych
tylko materiałach a o CAŁYM programie Ruchu. W każdym razie nigdzie
nie wskazuje, aby czynił jakieś rozróżnienia, a uważam że jego zdania
trzeba traktować ściśle podobnie jak bardzo ściśle wszyscy
autorzy Apologetyki traktują oazowe podręczniki
dokonując rozbioru poszczególnych zdań czy analizy znaczenia
poszczególnych wyrazów.
Kolejne
twierdzenie Marka Piotrowskiego: V Krajowa Kongregacja
Odpowiedzialnych (KKO) posunęła się do stwierdzenia: Jesteśmy
w sytuacji krytycznej, brak nam własnych kadr, więc w takiej sytuacji
powinniśmy współpracować i brać to, co jest dobre.
We
wnioskach Kongregacji nie ma takiego stwierdzenia. I właściwie na tym
powinienem zakończyć ustosunkowanie się do tej wypowiedzi autora.
Znalazłem jednak zdanie, które Marek Piotrowski przytacza jako
stwierdzenie kongregacji. Dariusz Cupiał mianowicie
dość dokładnie opisuje kongregację, zamieszczając różne wypowiedzi,
jakie na niej padły. Przytoczone zdanie jest fragmentem podsumowania
pracy jednej z grup. Czyli zdanie wypowiedziane przez jakieś grono (a
może tylko przez jedną osobę podsumowania pracy w grupach
sporządza się w ten sposób, by odzwierciedlały różnorodność
wypowiedzi) Marek Piotrowski przedstawia jako wypowiedź całej
Kongregacji. Nie zauważa przy tym żadnych innych głosów np.
wskazujących na konieczność rozwagi we współpracy ekumenicznej. Cóż,
właściwie nic nie powinno mnie już dziwić.
Był taki
moment, iż większość biskupów opowiadała się za zawieszeniem Ruchu
Światło-Życie. To, że do tego nie doszło, Oaza zawdzięcza
najprawdopodobniej wstawiennictwu jednego z biskupów.
To
kolejny cytat z artykułu Marka Piotrowskiego. Wchodzimy tu właściwie
w sferę plotek i domysłów. Nie jest tajemnicą, że ruch oazowy jako
rzeczywistość nowa budził różne kontrowersje i nie wszyscy biskupi
byli mu przychylni. Ale taka sytuacja, w której tylko jeden
biskup wstawił się za ruchem ratując go w ten sposób? Któż
miałby być tym jednym biskupem? Od razu nasuwają się
DWIE kandydatury: kard. Wojtyła, z którym ks. Blachnicki bardzo
ściśle współpracował i który był obecny podczas najważniejszych
wydarzeń w powstającym ruchu oazowym i bp Błaszkiewicz, sufragan
przemyski, delegat Episkopatu ds. Służby Liturgicznej, który z racji
tej funkcji niejako reprezentował ruch oazowy wobec Episkopatu (oazy
rozwijały się wówczas w ramach Duszpasterstwa Służby Liturgicznej),
oficjalnie stając się delegatem również ds. Ruchu ŚwiatłoŻycie.
Jak się jednak okazuje, prawdziwa jest odpowiedź trzecia: w książce
D. Cupiała znajduje się list bpa Władysława Miziołka do bpa
Błaszkiewicza, w którym bp Miziołek ustosunkowuje się do zarzutów o
protestantyzacji ruchu oazowego. Czyli to bp Miziołek
miałby być tym jednym biskupem. Tyle, że bp
Miziołek był przewodniczącym komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu. Gdy
do Episkopatu wpłynęło opracowanie z zarzutami pod adresem ruchu
oazowego, przekazano je do właściwej komisji. Odbyło się posiedzenie
tej komisji, potem zaś na prośbę bpa Błaszkiewicza bp Miziołek
wyraził pogląd na temat zasad współpracy ekumenicznej. Zawarty w
książce list nie stanowi jakiegoś aktu wstawiennictwa jednego
z biskupów tylko rozstrzygnięcie Kościoła hierarchicznego.
Zrozumiałbym gdyby w ten sposób przedstawiono tę historię w jakiejś
laickiej gazecie, nie rozumiejącej metod działania Kościoła. Ale tu
podejmuje się krytykę Ruchu pod hasłem obrony katolickości!
Kolejne
zdanie dotyczy kwestii pobocznej, niemniej dobrze ilustruje, na ile
tezy Marka Piotrowskiego mają odbicie w rzeczywistości. Przekonanie
o niemożności korekty programów bez udziału ks. Blachnickiego
zresztą potem podjęto starania wszczęcia procesu beatyfikacyjnego,
więc nawet nie wypadało kwestionować jakiegokolwiek
elementu zatwierdzonych przez niego rekolekcji.
Czytając
tę wypowiedź i przypominając sobie wszystkie toczące się od lat
dyskusje na temat zmian programu, mogę tylko już westchnąć. Oazowe
programy formacyjne są przedmiotem korekt od wielu lat. Dokonywano
ich już zresztą za życia ks. Blachnickiego (po jego wyjeździe na
Zachód). Oczywiście nie dokonuje się wielkich rewolucji, bo
te programy są naprawdę dobre. W praktyce też okazuje się, że łatwo
wskazywać niedostatki czy potrzeby zmian, natomiast przygotować jakąś
rzeczywiście dobrą propozycję o wiele trudniej. Stąd też w ruchu
oazowym często więcej jest mówienia o potrzebie zmian niż tych zmian
rzeczywiście się przeprowadza. Niemniej podejście do programów
Założyciela jest dokładnie przeciwne niż przedstawia to autor.
Traktujemy je z ogromnym szacunkiem, ale jesteśmy otwarci na ich
zmienianie. To właśnie jest zgodne z duchem ks. Blachnickiego zawsze
otwartego na znaki czasu.
Teraz
chciałbym odnieść się do pytania zadanego przez Jacka Święckiego
na forum. Pytanie to rozpoczęło temat Po co o. Blachnicki
sprowadzał Amerykanów do Polski
(http://apologetyka.katolik.pl/forum/viewthread.php?tid=888).
Dlaczego sakramenty przesunięto dopiero na drugi stopień?
pyta Jacek Święcki. Klasyczne pytanie zawierające założenie.
Założenie to jednak zwłaszcza w kontekście konsekwencji,
jakie Jacek Święcki z niego wysnuwa jest całkowicie
nieprawdziwe.
Mówi
się niekiedy, że na I stopniu jest spotkanie z Bogiem przez Słowo i
modlitwę, na II przez liturgię, na III przez wspólnotę. Można tak
przedstawiać program oazowy. Trzeba jednak pamiętać, że jest to
jednak ogromne uproszczenie wskazanie na pewne kierunki,
mocniejsze akcenty. Program bowiem jest wielowątkowy, pewne tematy
wracają na każdych rekolekcjach, niektóre zagadnienia są ciągle
obecne. I tak jak na II stopniu jest jak najbardziej obecne Słowo
Boże (głównym tematem rekolekcji jest przecież Księga Wyjścia!), tak
na I stopniu są obecne sakramenty.
Po
pierwsze codziennie celebrowana jest Eucharystia. I jest ona
celebrowana bardzo starannie, przygotowana, angażuje się w nią
wszystkich. Eucharystia stanowi prawdziwy szczyt dnia. Jacek Święcki
o Eucharystii wspomniał (codzienne uczestnictwo w pięknie
celebrowanej Eucharystii), zarazem jednak jasno dał do
zrozumienia, że siłę oddziaływania Eucharystii uważa za niewielką
Eucharystia miała wyrównywać braki, jednak się to nie
udało.
Cóż,
dziwna to obrona katolicyzmu, która pomniejsza rolę Eucharystii.
Rozumiałbym, gdyby msza św. była zepchnięta na margines, odprawiona
niedbale, w pośpiechu ale sam Jacek Święcki przyznaje, że
jest odprawiana pięknie (i tak rzeczywiście jest). Czy naprawdę
uważa, że większą siłę oddziaływania ma dyskusja na spotkaniu w
grupie niż Eucharystia? Przecież już z czysto psychologicznego punktu
widzenia, jeśli cały dzień się kręci wokół Eucharystii bo
trzeba przećwiczyć służbę, przygotować śpiewy, bo czasem dostanie się
ochrzan za błędy w czasie służenia to właśnie Eucharystia
będzie o wiele mocniej oddziaływała. A poza psychologicznym
spojrzeniem jest spojrzenie człowieka wierzącego wierzącego w
moc Chrystusa przychodzącego w Najświętszym Sakramencie.
Ale
Eucharystia nie jest jedynym sakramentem obecnym na oazie I stopnia.
Bardzo istotną rolę odgrywa spowiedź. Inaczej niż na wszelkich
rekolekcjach, które spowiedzią się kończą, okazja do spowiedzi
stwarzana jest już w dniu przyjazdu. Z bardzo istotnym uzasadnieniem.
Rekolekcje mianowicie należy przeżywać w stanie łaski uświęcającej.
Jest to normalny stan życia chrześcijańskiego, w tym
stanie człowiek jest otwarty na Boga i może szczególnie doświadczyć
owoców rekolekcji. Spowiedź wraca jeszcze parę razy, najważniejsza
jest jej wspólnotowa celebracja w X dniu oazy. Warto podkreślić, że
Ruch ŚwiatłoŻycie jako pierwszy wprowadzał celebracje
sakramentu pojednania w Polsce dokonując studyjnych przekładów
nabożeństw. Od wielu lat są już one oficjalnie obecne w naszym kraju,
ale śmiem twierdzić, że w praktyce są stosowane głównie na oazach.
I
wreszcie trzecim sakramentem, o którym mowa jest na I stopniu, jest
chrzest. Czy więc naprawdę można powiedzieć, że sakramenty
przesunięto na II stopień?
Chwilę
zwlekam z pokazaniem, jak chrzest umiejscowiony jest w oazie I
stopnia. Chciałbym bowiem najpierw postawić pytanie: o czym
autorzy (zwłaszcza ks. Andrzej Siemiewski i Marek Piotrowski)
zapomnieli w swoich artykułach? Tak się bowiem
jakoś składa, że artykuły zawierają nie tylko przekłamania, ale
podają informacje dziwnie wybiórczo.
Zacznijmy
więc od chrztu. Zarówno Marek Piotrowski jak i ks. Andrzej
Siemieniewski wyrażają troskę o to, że program formacyjny skutkuje
pomniejszeniem roli chrztu. Chrzest został sprowadzony do jednego
z tradycyjnych, martwych i nieprzełomowych obrzędów pisze
Marek Piotrowski. Chrzest jest drugorzędnym tematem
stwierdza ks. Siemiewski. To tylko przykładowe zdania, na temat
pomniejszania roli chrztu obaj autorzy piszą bardzo dużo.
Żaden
jednak z nich ani słowem nie wspomina, że na oazie I stopnia ma
miejsce odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych! Odbywa się ono wieczorem
X dnia rekolekcji podczas nabożeństwa nawiązującego do Wigilii
Paschalnej. Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych jest jednym ze
szczytów dni oazy I stopnia.
Również
u żadnego z autorów nie przeczytamy nic na temat nabożeństwa światła
i wody. Odbywa się ono w czwartym dniu (dniu przyjęcia Jezusa jako
Pana i Zbawiciela!), kończy się procesją z zapalonymi świecami do
figury Matki Bożej i źródła. Nie mówi się tam wprawdzie wprost o
chrzcie, ale nawiązanie do symboliki chrzcielnej jest oczywiste.
Z
kolei nabożeństwo światła i wody to nie jedyne pominięcie odnoszące
się do IV dnia. Na temat przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela obaj
autorzy rozpisują się obszernie. Tyle, że można z ich tekstów
dowiedzieć się nieco dziwnych rzeczy. Dla Marka Piotrowskiego
przyjęcie Jezusa odbywa się w formie paraobrzędu czy po
prostu obrzędu. To, że program rekolekcji żadnego
obrzędu nie przewiduje, to zupełny drobiazg. Ks. Siemieniewski pisze
natomiast, że przyjęcie Jezusa odbywa się podczas osobistej modlitwy.
Gdyby ktoś przeczytał tylko uwagi do Namiotu Spotkania (tak w Ruchu
ŚwiatłoŻycie nazywa się osobistą modlitwę), mógłby przyznać mu
rację. Rzeczywiście proponuje się, by uczestnicy rekolekcji podczas
modlitwy prosili o to, by Jezus był Panem ich życia. Tyle, że…
na tym się nie kończy. Podczas Eucharystii odprawionej wieczorem,
poprzedzającej wspomniane nabożeństwo światła i wody, następuje
szczególne wyakcentowanie Komunii św. Jest specjalny komentarz,
podejście do Komunii z zapalonymi świecami. O tym ks. Siemieniewski
(i oczywiście Marek Piotrowski) nie wspomina ani słowem. Później zaś
w toku dyskusji na forum dziwił się, gdy przytoczono Uwagi w
sprawie realizacji programu oaz rekolekcyjnych było
tam napisane, że przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela następuje w
momencie przyjęcia Komunii św. Jakoś to nie pasuje do założonej tezy
o protestantyzacji, prawda?
A
nabożeństwo światła i wody kończy się przy figurze Maryi dlatego, że
ona jest wzorem nowego człowieka, całkowicie oddanego Jezusowi.
Przywołaniem wzoru Niepokalanej, która najpełniej przyjęła Jezusa,
kończy się na oazie dzień przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela! O
tym również z żadnego artykułu nie możemy się dowiedzieć.
Wypada
jeszcze dodać, że temat chrztu wraca w toku dalszej formacji
na II stopniu jest nabożeństwo Paschy wprost oparte na Wigilii
Paschalnej, również z odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych. Szczytem
formacji jest Triduum Paschalne przeżyte w formie rekolekcyjnej. O
chrzcie mówi również pierwszy dzień oazy III stopnia. Tak wygląda ów
drugorzędny czy pominięty sakrament.
O
czym jeszcze autorzy Apologetyki nie piszą? Skoro
kwestionują treść przekazu ewangelizacyjnego w Ruchu ŚwiatłoŻycie,
wydawałoby się oczywiste, że pokażą, jaki powinien być przekaz
katolicki. Pokażą przez odwołanie się do mówiącego na ten temat
dokumentu kościelnego czyli adhortacji Evangelii nuntiandii.
Marek Piotrowski cytuje tę adhortację bardzo obficie, ale akurat tej
kwestii w ogóle nie przywołuje. Nie czynią tego również ks.
Siemieniewski ani Tomasz Dyć. A papież Paweł VI pisze: Ewangelizować
znaczy przede wszystkim świadczyć zwyczajnie i wprost o Bogu
objawionym przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym; świadczyć że Bóg
umiłował ten świat w Synu swoim, w Słowie Wcielonym dał wszystkim
rzeczom istnienie a ludzi powołał do życia wiecznego (…)
Ewangelizacja będzie zawsze zawierać jako fundament, centrum
i szczyt całego swego dynamizmu także to jasne stwierdzenie:
w Jezusie Chrystusie Synu Bożym, który stał się człowiekiem, umarł i
zmartwychwstał, ofiarowane jest każdemu człowiekowi zbawienie jako
dar łaski i miłosierdzia Bożego (n. 26, 27). Czy przypadkiem
te właśnie treści nie są zawarte w Czterech prawach duchowego
życia?
Dziwię
się również, że ani ks. Siemieniewski ani Marek Piotrowski w ogóle
nie wspominają, że podnoszone przez nich zarzuty i obawy były już
przedmiotem badania Kościoła hierarchicznego. Wspomniałem o
wypowiedzi bpa Miziołka, skądinąd dość ostrej w tonie wobec osoby,
która zarzuty postawiła. Marek Piotrowski dokonał super
ekwilibrystyki wydarzenie, w którym Kościół potwierdził
współpracę ekumeniczną Ruchu, przedstawił właściwie jako zarzut. A
trzeba powiedzieć, że była jeszcze jedna wypowiedź na temat programu
formacyjnego. Bp Tadeusz Błaszkiewicz jako odpowiedzialny za Krajowe
Duszpasterstwo Służby Liturgicznej powołał komisję, w skład której
oprócz niego weszli ks. Stanisław Nagy (obecny kardynał), o. Augustyn
Jankowski i ks. Wojciech Danielski. Komisja dokonała przeglądu
materiałów formacyjnych ruchu oazowego i udzieliła im swej aprobaty.
Oczywiście
takie wypowiedzi nie są ostateczne, można się z nimi nie zgadzać.
Jednak zupełne ignorowanie głosu Kościoła przez osoby, które głoszą,
że bronią ortodoksji katolickiej, wydaje mi się nieco dziwne.
W
tym momencie chciałbym bliżej przyjrzeć się artykułowi ks.
Andrzeja Siemieniewskiego a dokładnie jego początkowi. W
przechodzeniu do tzw. wolnych kościołów uczestniczy nadspodziewanie
dużo osób, które przeszły formację oazową pisze ks.
Siemieniewski. Czy teza ta jest poparta jakimiś badaniami? Czy też
jest wyłącznie świadectwem wrażeń i odczuć autora?
Jeśli
były prowadzone jakieś badania, to wypadałoby je przytoczyć. Brak
źródła tego twierdzenia jest poważnym brakiem, właściwie
dyskwalifikującym cały tekst jest to przecież jego teza
wyjściowa, na której opiera się całe dalsze rozumowanie. Autor
zaczyna przeglądać program oazowy dlatego, że dużo osób, które
przeszły formację oazową przeszło do wolnych kościołów. Teza
ta powinna więc być dobrze udokumentowana jeśliby okazała się
błędna, całe dalsze rozumowanie jest zbędne.
Trzeba
podkreślić, że ks. Siemieniewski używa tutaj określenia przeszli
formację oazową. To określenie ma swoją konkretną treść:
oznacza osoby, które przeżyły oazę I, II i III stopnia oraz
trzyletnią pracę w ciągu roku. Nie chodzi więc o osoby, które były
tylko raz były na rekolekcjach albo jedynie chodziły na spotkania
wspólnoty oazowej nigdy nie wyjeżdżając na oazę. Nie chodzi również o
liczne osoby, jakie można spotkać zwłaszcza w większych wspólnotach
utrzymujące ze wspólnotami kontakty nieregularne, czasem bardziej
towarzyskie, które o sobie mówią, że są w oazie, ale
tak naprawdę formacji nie podejmują. Nie chodzi wreszcie o osoby z
licznych zwłaszcza dawniej grup nie mających nic wspólnego z Ruchem
ŚwiatłoŻycie, które jednak nazywano (i same się nazywały) oazą
na zasadzie nazywania oazą każdej przykościelnej grupy młodzieżowej.
Jest dla mnie oczywiste, że autor jest w używanej terminologii
precyzyjny skoro sam analizuje oazowy podręcznik w ten
sposób, że zwraca uwagę na znaczenie pojedynczych słów czy zdań,
wychwytując nawet cienie różnych możliwych interpretacji.
Skoro
ks. Siemieniewski używa tak precyzyjnego określenia, tym bardziej
wypadałoby, by wskazał na jakich badaniach swoje twierdzenie opiera.
Brak wskazania źródeł każe mi podejrzewać, że autor nie odwołuje się
do żadnych badań. Dziwię się temu ogromnie, bo przecież ks.
Siemieniewski jako pracownik naukowy niewątpliwie doskonale wie, że
własne odczucia i wrażenia bywają zwodnicze i w żaden sposób nie
można na nich się opierać.
Ks.
Siemieniewski pisząc o przejściach byłych oazowiczów do wolnych
kościołów stara się sprawić wrażenie obiektywnego zwraca
uwagę, że przejścia do innych kościołów zdarzają w każdym środowisku,
że większość byłych oazowiczów przez całe życie wspaniale korzysta
z daru wiary, którego zaczerpnęli niegdyś na rekolekcjach oazowych i
spotkaniach Ruchu Światło-Życie. Ten obiektywizm jest jednak
tylko pozorem. Zaraz bowiem dodaje: powinniśmy się spodziewać, że
procentowy udział oazowiczów wśród tych osób będzie niższy niż
generalnie w społeczeństwie, czyli nie za duży. A, jak twierdzi,
tak nie jest.
Czy
rzeczywiście tak nie jest? Jak pisałem, jest to całkowicie gołosłowne
twierdzenie autora. Załóżmy jednak, że ma on rację. Warto zadać
pytanie, dlaczego tak się dzieje pisze dalej. Bardzo
słuszne pytanie, jednak bez przeprowadzenia konkretnych badań skazani
jesteśmy na domysły.
Ale
oczywiście pewne refleksje można poczynić. Pamiętając rzecz jasna, że
opieranie się na własnych odczuciach może być zwodnicze. Niemniej
trudno autora uznać za obiektywnego, skoro natychmiast po postawieniu
wskazanego pytania przechodzi oazowego do programu formacyjnego,
pomijając okoliczności wręcz się tutaj narzucające.
Jaka
jest mianowicie droga ludzi, którzy zmieniają wyznanie? U jej
początku często są jakieś duchowe poszukiwania, wynikające z
niemożności znalezienia się we własnym Kościele. Początkiem tych
poszukiwań jest wejście do jakiejś grupy czy wspólnoty zmiana
kościoła jest wszak rzeczą poważną, ludzie niezadowoleni najczęściej
jednak najpierw szukają jakiegoś miejsca we własnym Kościele.
Każdy,
kto był czy jest w jakiejś dynamicznej wspólnocie, zauważa że wokół
takiej wspólnoty kręci się wiele osób. Niby zaangażowanych, ale nie
do końca. Ciągle stawiających trudne pytania, ciągle szukających.
Będących potężnym wyzwaniem dla odpowiedzialnych i animatorów.
Niektóre z takich osób udaje się związać ze wspólnotą na stałe, inne
jednak odchodzą do innej wspólnoty, innego ruchu. Potem jest
jeszcze jedna wspólnota, jeszcze jedna. Niestety, na którymś etapie
tej drogi jest zmiana kościoła, często też nie oznaczająca końca
wędrówki.
Co
to ma wspólnego z ruchem oazowym? Ano to, że kiedyś wspólnoty
katolickie w Polsce to były głównie wspólnoty oazowe. I praktycznie
każdy, kto jakoś szukał, o oazę się otarł. Niektórzy uczestniczyli w
rekolekcjach, inni w pracy w ciągu roku, jeszcze inni przychodzili na
otwarte spotkania (dni wspólnoty, spotkania modlitewne). Jeśli ktoś w
swoich poszukiwaniach przeszedł przez kilka wspólnot, to wspólnota
oazowa wśród nich raczej być musiała. Niewątpliwie nie jest żadnym
powodem do chluby to, że nie udało się zatrzymać takich ludzi w
Kościele (choć iluś pewno jednak zatrzymano). Niemniej gdy pytamy,
dlaczego wśród członków innych kościołów są byli oazowicze, to jest
to jeden z istotnych aspektów odpowiedzi.
I
nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ks. Siemieniewski o tym nie
wspomniał skoro pytanie o przyczyny postawił. Nie mogę
uwierzyć, że człowiek, który ma jaką taką orientację w polskim
Kościele, nie zauważy, iż swoista nadreprezentacja
byłych oazowiczów jest właściwie wszędzie. I wśród kapłanów, i wśród
członków zgromadzeń zakonnych męskich i żeńskich, i wśród katechetów,
i wśród członków rozmaitych innych ruchów i stowarzyszeń, również
wśród członków Episkopatu! Jej przyczyną jest właśnie to, że kiedyś
niemal każdy jakoś przez oazę przechodził. Daleko zresztą nie trzeba
szukać bodajże wszyscy autorzy krytycznych wypowiedzi na
temat oazowej formacji na forum Apologetyki mają ją za
sobą! Ale niestety drugą stroną tego pięknego medalu może być to, że
byłych oazowiczów można znaleźć również wśród tych, którzy Kościół
opuścili.
Na
koniec zostawiłem sprawę, która muszę powiedzieć, nieco mnie ubawiła.
Tomasz Dyć omawiając książeczkę Czy słyszałeś o
Czterech Prawach Życia Duchowego pisze Warto też
nadmienić, że w 'czterech prawach' zauważone zostały
pewne braki czy niezgodności z doktryną katolicką co
zaowocowało np.: zmianą sformułowań w 'czterech prawach'
stosowanych w Ruchu Światło-Życie i tu odwołuje
się (w przypisie) do strony internetowej Ruchu, dodając Szczegółowe
opisanie wszystkich korekt 'czterech praw' dokonanych w
Ruchu Światło-Życie leży poza moimi możliwościami. Warto jednakże
wiedzieć, że oprócz innego sformułowania 'czterech praw'
zmieniono także sposób ich interpretacji.
Gdy
zorientowałem się, co znajduje się na stronie wskazanej przez Tomasza
Dycia, wybuchnąłem śmiechem. Otóż jesienią 2003 r. na potrzeb
internetowych stron Ruchu ŚwiatłoŻycie opracowywałem słownik
przedstawiający podstawowe i często używane oazowe pojęcia.
Oczywiście znalazły się tam również Cztery Prawa Życia
Duchowego. Przepisałem je z jakichś materiałów, które miałem
pod ręką (nie pamiętam w tej chwili jakich), dokonując przy okazji
korekty stylistycznej. Całość (były tam nie tylko Cztery
Prawa ale i zdanie wprowadzające) podpisałem rzecz jasna swoim
nazwiskiem.
Istota
sprawy leży w tym, że nie ma jakiegoś jednego, powszechnie
obowiązującego sformułowania Czterech Praw Życia Duchowego.
To przecież nie są przykazania! Wiadomo, że pierwsze prawo mówi o
Bożej miłości skierowanej do każdego człowieka, drugie o grzechu,
który oddziela człowieka od Boga i nie pozwala doświadczyć tej
miłości. Trzecie prawo mówi o Jezusie, który przyszedł na ziemię, aby
zniszczyć skutki grzechu i przywrócić jedność z Bogiem. Czwarte prawo
to wezwanie do przyjęcia Jezusa jako swego osobistego Pana i
Zbawiciela. Taka jest ich treść, przekazuje się zaś ją różnymi
słowami.
I
nie jest to bynajmniej praktyka Ruchu ŚwiatłoŻycie. W ten
sposób Cztery Prawa funkcjonują przede wszystkim w
Ruchu Nowego Życia. Mam z dawnych czasów książeczkę omawianą przez
Tomasza Dycia. Ale obecnie Ruch Nowego Życia posługuje się nieco
inną. Nosi tytuł Przyjaźń z Bogiem, przekazuje
dokładnie te same treści, ale sformułowania są inne. Również same
Cztery Prawa nie brzmią tak samo i nie jest to tylko
kwestia ewentualnego wygładzania języka choć oczywiście ich
sens się nie zmienił.
Tak
więc nie miałem pojęcia, że przywołując Cztery Prawa
takich a nie innych materiałów dokonałem zmiany sformułowań
stosowanych w Ruchu Światło-Życie. I że chodziło mi to,
aby usunąć niezgodność z doktryną katolicką. Sytuacja
niewątpliwie dla mnie zabawna, ale kompletnie nie odpowiadająca
rzeczywistości.
Niestety
i to już nie jest zabawne Tomasz Dyć znalazł się w
pułapce stosując standardy przyjęte przez autorów Apologetyki.
Standardy polegające na chwytaniu za słówka, dopatrywaniu się w
tekstach drugich znaczeń, wszelkich potencjalnie możliwych
interpretacji. To, że te interpretacje nikomu, poza autorami
Apologetyki, do głowy nie przychodzą (zwłaszcza zaś nie
przychodzą do głowy uczestnikom formacji), to już nie jest istotne.
Swoją
drogą w nowej książeczce Ruchu Nowego Życia nie ma iluś sformułowań
analizowanych krytycznie przez Tomasza Dycia. Przypuszczam, że
autorzy dokonali zmiany kierując się jasnością przekazu, uznali że
nowe sformułowania są lepsze, lepiej oddają to, o co chodzi. Normalne
udoskonalenie opracowania, ciekawe jednak jakie ukryte znaczenia
odkryliby autorzy Apologetyki.
Trudno
mieć oczywiście pretensje do autora, że zwrócił uwagę na różnice
sformułowań. Nie zmienia to jednak faktu, że wskazanie przezeń
przyczyn tych różnic było wyraźnym nadużyciem. Tomasz Dyć nikogo o
przyczyny różnic nie pytał, tylko po prostu je wymyślił tak
by mu pasowały do artykułu. Ciekawa metoda dowodzenia swoich racji.
Chyba jednak nie za bardzo katolicka.
Tak
przy okazji Ruch ŚwiatłoŻycie rozważa wprowadzenie
nowego typu rekolekcji: oazy ewangelizacyjnej. Ewangelizacja na tej
oazie nie będzie oparta na Czterech Prawach Życia Duchowego.
Powód? Uczestnicy tych rekolekcji w toku dalszej formacji będą co
najmniej dwa razy rozważać Cztery Prawa i to w
niedługim czasie. Chodziło więc o to, aby nie musieli powtarzać ich
trzykrotnie. Niemniej jestem w stanie sobie wyobrazić owe głębie
uzasadnień, gdyby ta oaza już była wprowadzona i gdyby któryś
z autorów Apologetyki dowiedział się, że oto
wprowadzono w Ruchu ŚwiatłoŻycie ewangelizację, która nie jest
oparta na Czterech Prawach Życia Duchowego.
Gdy
przystępowałem do pisania tego tekstu, miałem szczery zamiar podjąć
dyskusję z tezami autorów Apologetyki. Nie sądziłem
jednak, że tyle miejsca (i czasu) zajmie mi samo prostowanie faktów i
zwracanie uwagi na pominięcia. Trochę szkoda, bowiem wizja
ewangelizacji, Kościoła, jego obecności w świecie jaką prezentują
autorzy Apologetyki jest w istotnych miejscach rażąca
inna od mojej. Byłoby więc o czym podyskutować. Jest to jednak, jak
widać, temat na odrębny artykuł tu trzeba poprzestać na
sprostowaniach. Nieuchronnie jednak nasuwa mi się pytanie: czy gdyby
tezy autorów były prawdziwe, trzeba by do ich wykazania uciekać się
do aż takich manipulacji?
Krzysztof
Jankowiak Napisz komentarz (14 Komentarze) |