Maksymilian Kolbe w swojej publicystyce, zamieszczanej w "Małym Dzienniku" i "Rycerzu Niepokalanej", podzielał i dawał wyraz popularnemu w latach 20. i 30. XX wieku przekonaniu o kierowanym przez Żydów (wyznawców judaizmu) spisku masońskim, wymierzonym przeciwko narodom chrześcijańskim, a zwłaszcza przeciwko Kościołowi katolickiemu). |
1. Zastrzeżenie
Zanim zacznę komentować ten zarzut chciałbym zaznaczyć, iż nie mam żadnego powodu do „wybielania" o.Kolbe. Ojca Maksymiliana ogłoszono świętym nie za jego polemiki z Żydami, lecz za heroiczność czynów.
Doskonały komentarz do tego faktu przeczytałem kiedyś w Internecie:
„Tylko w jasełkowej hagiografii święci przez całe życie są lepsi i mądrzejsi od swojego otoczenia, impregnowani wobec niechlubnych urojeń własnej epoki i nadają się pod każdym względem do naśladowania. Czci dla religijnych czy narodowych bohaterów towarzyszy od wieków potrzeba jednoznaczności. Zainteresowanie skupia się więc na szczytach, a nie na trudach wspinania się na nie. Jakby gotowa, wyidealizowana wielkość była większa od realnej, zdobywanej stopniowo, a nieraz zgoła okrężnymi drogami!"
Po tym wstępie, mogę przystąpić do merytorycznego omówienia tematu:
2. Zarzuty co do publikacji
a) Literalnie zarzut jest niewątpliwie prawdziwy – o.Kolbe cytował nawet (dwukrotnie – w 1924 i 1926 roku, czyli 10 lat przed potwierdzeniem jej fałszywości) książkę „Protokoły mędrców Syjonu", mającą być zbiorem rzekomych dokumentów ogólnoświatowego spisku żydowskiego. Dziś wiemy z całkowitą pewnością, iż jest ona fałszywką, prawdopodobnie wyprodukowaną jeszcze przez carskie służby specjalne (Ochranę) i rozpowszechnioną przy udziale prawosławnego duchownego Sergieja Aleksandrowicza Nilusa – jednak w latach dwudziestych Protokoły były bardzo popularne (będzie o nich mowa jeszcze w dalszej części omówienia).
O. Kolbe wyrażał takie zdanie zanim Watykan (na łamach „Osservatore Romano") określił Protokoły jako „niewątpliwy falsyfikat".
Czytając artykuły o. Maksymiliana poruszające podobne kwestie łatwo zauważyć, iż główne ostrze krytyki kieruje On nie tyle na Żydów, co na masonów (nic dziwnego zresztą – Rycerstwo Niepokalanej założył pod wrażeniem antychrześcijańskich manifestacji tej organizacji w Rzymie). W 1917 r., Maksymilian Kolbe był naocznym świadkiem świętowania przez masonerię 200–lecia założenia pierwszej, londyńskiej loży masońskiej oraz 400–lecia ogłoszenia przez Marcina Lutra swoich 95 tez przeciwko Kościołowi. Rzymem wstrząsnęły ogromne manifestacje masonerii pod hasłem „Szatan zapanuje nad Watykanem!".
Temat żydowski przewija u o.Kolbe nieco pobocznie i sprowadza do przekonania o zdominowaniu wolnomularstwa przez Żydów. Dokładniej, O.Maksymilian uważał, że „masoni to nic innego jak tylko zorganizowana klika fanatycznych Żydów"(RN 5–1926) - co jest według naszej dzisiejszej wiedzy poglądem błędnym (oczywiście masonami bywają także i Żydzi, jednak mówienie o wolnomularstwie jako o organizacji żydowskiej jest zdecydowaną przesadą).
Z całą pewnością uwagi o.Maksymiliana nie mają charakteru wrogości rasowej – co więcej, Rycerz Niepokalanej wielokrotnie podkreślał, że większość Żydów nie ma nic wspólnego z owymi – jak dziś wiemy wyimaginowanymi – planami.
Trzeba też koniecznie powiedzieć, iż w periodyku tym Żydzi bywali chwaleni (np. za wkład w walkę przeciwko uciskowi narodowemu, za działania na rzecz swobody wyznawania religii, za wkład w religijne wychowanie młodzieży, za pomoc głodującym w Rosji itp.).
b) Większość zarzutów (niekiedy słusznych) w stosunku do przedwojennych publikacji dotyczy Małego Dziennika – pisma (w przeciwieństwie do Rycerza Niepokalanej) o charakterze społeczno–politycznym, w którym o.Kolbe w zasadzie nie publikował. Dziennik zaczął wychodzić w czasie gdy św.Maksymilian był na misjach w Japonii. Prezentował opcję umiarkowanej endecji (tj. nie promował przemocy, jednak pozytywnie odnosił się np. do bojkotu ekonomicznego) i miał niezbyt poważny charakter (była to tzw. popołudniówka).
O.Kolbe, któremu przysłano Mały dziennik do oceny tak pisał do redaktora naczelnego (wyróżnienia M.P):
„Trzeba wymagać, by redaktorzy współpracownicy rzeczywiście pisali w duchu MI, tj. podbicia świata dla Niepokalanej, zbawiania i uświęcenia dusz przez Niepokalaną, a unikali niepotrzebnych piętnowań ludzi czy partii czy innych narodów...
Mówiąc o Żydach, bardzo bym uważał na to, żeby czasem nie wzbudzić albo nie pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogół więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu, niż piętnował Żydów."
Oczywiście, o.Kolbe miał pewien wpływ na linię Małego Dziennika i zdejmowanie z Niego jakiejkolwiek odpowiedzialności byłoby z mojej strony zabiegiem nierzetelnym.
Trzeba jednak powiedzieć, że o.Kolbe starał się eliminować ekstremistów z publikacji Niepokalanowa. W dokumentach zachowało się jego tłumaczenie dlaczego nie dopuszcza niektórych tekstów prałata X do publikacji:
„Co do ks. prałata X, to i tu... jest też druga strona medalu. (…) ks. prałat jest takim antysemitą aż do szowinizmu, że MD nie może pójść po jego linii i stąd nie wszystkie jego prace dostają się na łamy MD."
Większy wpływ uzyskał na MD po powrocie do Polski w roku 1936. Wydał wtedy następującą dyrektywę dla Redakcji:
„W duchu MI Niepokalanej, z miłością ku wszystkim, nawet najgorszym, zwalczać zło. Gdy przyjdzie jednak zwrócić uwagę społeczeństwa czy władz na jakieś zło, zrobić to z miłością ku złym i delikatnie. Nie przejaskrawiać, nie wchodzić bardziej w szczegóły zła, niż to potrzeba dla jego naprawienia".
c) W trakcie postępowania kanonizacyjnego przebadano 785 prac o.Kolbego – znaleziono wśród nich 4 krótkie, kontrowersyjne teksty na tematy żydowskie 1. Prof. Norman Davies, pisał o ojcu Kolbe: "Obalono wysuwane swego czasu przeciw niemu oskarżenie o ksenofobię i antysemityzm"/ Europa walczy 1939–1945, Kraków 2008/.
Skąd zatem taka mnogość zarzutów wobec o.Maksymiliana?
Być może część krytyk bierze się stąd, iż przyszły Święty poruszał tematy, które dziś – po Holocauście – stanowią pewne tabu.
Przykładem może być sprawa Talmudu. O.Maksymilian pisał:
„W Talmudzie nazywają owi rabini chrześcijan bałwochwalcami, gorszymi od Turków, mężobójcami, rozpustnikami nieczystymi, gnojem, zwierzętami w ludzkiej postaci, gorszymi od zwierząt, synami diabła, itd. (…)
Uczą też, że Żydowi wolno oszukać, okraść chrześcijanina, bo „wszystkie majętności gojów są jako pustynia, kto je pierwszy zajmie, ten jest ich panem".
Tak więc księgę zawierającą 12 grubych tomów i dyszącą nienawiścią ku Chrystusowi Panu i chrześcijanom wtłacza się w głowy, że to księga święta(…)
Nic więc dziwnego, że ani przeciętny Żyd, ani rabin nie ma zazwyczaj pojęcia o religii Chrystusowej, karmiony jedynie nienawiścią ku swemu Odkupicielowi, zakopany w sprawach doczesnych, goniący za złotem i władzą, nie przypuszcza nawet, ile pokoju i szczęścia daje jeszcze na tej ziemi wierna, gorliwa i wspaniałomyślna miłość Ukrzyżowanego, jak ona przewyższa wszystkie „szczęścia" zmysłowe czy umysłowe, które daje nędzny świat."(Rycerz Niepokalanej, 5–1926).
Na pierwszy rzut oka tekst wydaje się być majaczeniem antysemity. Jednak… Talmud zawiera to wszystko, o czym o.Kolbe napisał - a zapewniam, że nie są to jeszcze najbardziej drastyczne teksty – księga ta pełna jest mądrości w rodzaju „jeśli poganin uderza Żyda, jest godzien śmierci" (Sanhedryn 58b,20b), nie mówiąc już o obrzydliwych bluźnierstwach w stosunku do Jezusa czy nieprzystojnych tekstów odnoszących się do Maryi.
Nawiasem mówiąc: politycznie poprawne media chcą cenzurować Biblię, która ich zdaniem jest… antysemicka (co jest oczywistą bzdurą zważywszy, że została napisana przez Żydów). Jak dotąd nie słyszałem o podobnych planach względem – rzeczywiście skandalicznych – sformułowań w Talmudzie czy Koranie.
Być może nie należy kruszyć o to kopii – w końcu w końcu są to księgi będące wynikiem zupełnie innych czasów – pod warunkiem, że nie będzie się jej próbowało dziś zastosować.
3. Co postulował o.Kolbe?
Przypuśćmy na chwilę, iż teksty o.Maksymiliana rzeczywiście były „antysemickie". Jakież działania proponował ten „zażarty antysemita", jakie sugerował represje?
„Czyniąc zadość życzeniu śp. o Norsy proszę też i Was Szanowni Czytelnicy o modlitwę do Niepokalanej „o nawrócenie żydów" tego „najnieszczęśliwszego z narodów" , jak zwykł mawiać o. Norsa, bo zakopanego w rzeczach ziemskich i przemijających. A więc: 1. Niechaj każdy z członków i każda z członkiń Milicji uważnie, na gorąco co dzień odmawia nasz akt strzelisty(…) 2. Gdy ktoś z nas napotka żyda, niechaj westchnie o jego nawrócenie do Niepokalanej, chociażby tylko myślą (…) 3. Pamiętajmy, że za każdego, bez względu na różnice narodowości, umarł Pan Jezus i że każdy, a więc i każdy Żyd, jest niewdzięcznym, ale jednak dzieckiem naszej Matki wspólnej w niebie. Modlitwą (a zwłaszcza odmawianiem różańca św.), umartwieniem (wzroku, słuchu, smaku, woli), dobrym przykładem, a jeżeli roztropność na to pozwala, to i zbawiennymi rozmowami, a przede wszystkim roztropnym szerzeniem Medalika Cudownego, nawet wśród zbłąkanych synów Izraela, starajmy się doprowadzić ich do poznania prawdy i osiągnięcia prawdziwego pokoju i szczęścia przez oddanie się bezgranicznie naszej wspólnej Pani i Królowej, a przez nią Przenajświętszemu, miłością dla każdej duszy pałającemu, Sercu Boga Zbawcy." (Rycerz Niepokalanej 5 (1926) 2–7) |
Prawdą jest, że o.Maksymilian poparł ogłoszoną przez premiera Felicjana Sławoja–Składkowskiego akcję „nie kupowania u Żydów". Pisał o tym w następujący sposób:
"Kwestię żydowską w Polsce chcemy rozwiązać w sposób kulturalny i bez uprzedzeń (…) Dalecy jesteśmy od metod hitlerowskich. Nie kijem i petardą, ale planową i zorganizowaną akcją oraz samoobroną gospodarczą. Po co Żydów nienawidzić, po co ich bić kijem lub nożem? Trzeba ich "uderzyć" (mówiąc w przenośni) po kieszeni! To jest walka najskuteczniejsza i tej żydzi najbardziej obawiają się".
Owszem, taka akcja wydaje się niezbyt fortunna – warto jednak pamiętać, iż była odpowiedzią na różne praktyki nieuczciwej konkurencji (patrz ramka na końcu omówienia tego zarzutu).
Dziś zresztą także podejmuje się bliźniacze akcje – dwa przykłady:
4. Niech mówią czyny!
Powie ktoś, że każdy antysemita twierdzi, że nie kieruje się uprzedzeniami, tylko czymś innym. I to prawda. Jednak św.Maksymilian w godzinie próby dowiódł swej miłości do Żydów.
Oto fakty w tej sprawie:
„Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się myślami, spotkał mnie o.Kolbe. Rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł. Wciąż pomagał mi w przełamywaniu rozpaczy. Nakłonił mnie do powrotu do wiary w Boga. Wiedział, że jestem żydowskim chłopcem, ale to nie stanowiło dlań żadnej różnicy. Jego serce było wielkie dla wszystkich, niezależnie od tego, czy ktoś był Żydem czy katolikiem. On kochał każdego. Rozdawał miłość i tylko miłość. Oddawał mi wiele ze swej skąpej racji żywności, tylko cudem sam przeżył (...). Jestem Żydem, jako syn matki żydowskiej wierzę w wiarę żydowską i jestem z tego dumny. Ojca Maksymiliana zaś bardzo mocno kochałem, nie tylko wtedy w Oświęcimiu, gdzie się zaprzyjaźniliśmy, ale będę go zawsze kochał do ostatnich chwil mojego życia". (Sigmunt Gerson, współwięzień o.Kolbe w Oświęcimiu, świadectwo wygłoszone w programie telewizyjnym Wilmington Delawara, tłum. Prof.Jerzy Robert Nowak, Patricia Treece A Manfor Others. Maximilian Kolbe, Saint of Auschwitz in the Words Who Knew Him) |
O.Kolbe uczestniczył (publicystycznie) w kilku rodzajach ostrego sporu ze środowiskami żydowskimi:
TAK SOBIE MYŚLĘ… (komentarz subiektywny)
Przed II Wojną Światową spór z Żydami nie był sprawą związaną z Holocaustem i był toczony w zupełnie innym kontekście niż mu się przypisuje. Teksty piętnujące Żydów miały taki wymiar jak dziś np. teksty „antyniemieckie" (mówiące że Niemcy układają się z Rosją wbrew interesom niektórych państw środkowoeuropejskich, w tym Polski).
Oczywiście, wiemy dziś, że Protokoły Mędrców Syjonu to fałszywka. Inaczej patrzymy na szereg spraw i z pewnością pod wieloma twierdzeniami, które pojawiły się w Małym Dzienniku byśmy się dziś nie podpisali. A jednak nie sądzę by ktoś kto (nawet dziś) wierzy w twierdzenia, iż „Żydzi rządzą bankami na Wall Street" miał być z tego powodu jakoś specjalnie potępiony – zupełnie podobnie jak nie widzę powodu potępiania osób mówiących o tym, że „Niemcy chcą zdominować Unię Europejską", „Rosjanie stosują szantaż energetyczny" czy „USA dąży do roli światowego policjanta".
Dziś traktujemy krytykę Żydów w inny sposób (czy słusznie?) ze względu na „cień Holocaustu". Jednak każdą wypowiedź trzeba rozpatrywać w kontekście, w jakim została wypowiedziana, a nie z pozycji dzisiejszego, powojennego czytelnika.
Wiele się mówi o akcjach typu „kupuj u Polaka" – niektórzy posuwają się do porównań z wydarzeniami w ówczesnych Niemczech. Według mnie to zupełne nieporozumienie. Idąc tym tokiem myślenia dokonajmy eksperymentu myślowego: jakiś czas temu jedna z polskich partii głosiła (różnie oceniane) hasło "kupujmy polskie towary" (chodziło o zalew towarami z Chin).
Czy gdyby za 10 lat wybuchła wojna, w której np. Francuzi dokonaliby porównywalnej do Holocaustu zbrodni na Chińczykach, obwinialibyśmy ową partię, iż "przygotowała grunt" do zagłady?
Trzeba też powiedzieć jasno, że nie wszystkie zastrzeżenia do postępowania niektórych przedstawicieli mniejszości żydowskiej były chybione. Nie miejsce tu na rozważanie, gdzie o.Maksymilian miał rację, a w którym miejscu jej nie miał; ważne, że sama dezaprobata dla wybranych działań jakiejś mniejszości nie jest jeszcze nietolerancją czy prześladowaniem – zwłaszcza, gdy krytyce podlegają warstwy posiadające.
O ile niewątpliwie Kolbe wyrażał (słusznie czy nie) głęboką dezaprobatę i protest przeciwko wpływom żydowskim w Polsce, to w żadnym wypadku nie był to antysemityzm w rozumieniu tego, co dzisiaj pod tym słowem rozumiemy: nawoływanie do pogromów czy wręcz zagłady Żydów (ani nawet głoszenie nienawiści rasowej).
"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich."/Jezus Chrystus, Ewangelia wg św.Jana 15,13/3
Michał Micherdziński (+2006), współwięzień o.Kolbego w rozmowie z o. Witoldem Pobiedzińskim OFMConv dla portalu www.franciszkanie.pl:
„Rano oficer niemiecki wykrzyczał w naszym kierunku: "Ponieważ z waszego bloku uciekł więzień, a wy nie dopilnowaliście tego i nie przeszkodziliście temu, dlatego dziesięciu z was umrze śmiercią głodową, ażeby pozostali zapamiętali, że nawet najmniejsza próba ucieczki nie będzie tolerowana". Zaczął selekcję.(…)
Cała grupa poszła na początek pierwszego szeregu, na przedzie dwa kroki przed nami stał niemiecki kapitan. Patrzył w oczy jak sęp, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: "Du!", czyli "ty". To "du!" oznaczało, że to ty umrzesz śmiercią głodową. I szedł dalej. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali numer i odstawiali pod strażą na boku. "Du!" brzmiało jak uderzenie młota w pustą skrzynię. Każdy bał się, że za chwilę palec może pokazać na niego. Przeglądnięty szereg szedł kilka kroków naprzód, tak że między szeregiem przeglądniętym a szeregiem do przeglądu powstało coś w rodzaju korytarzy, wolnych pasów o szerokości 3–4 metrów. W ten korytarz wchodzili esesmani i znowu padały słowa: "Du! du!". Serca waliły nam jak młotem. W głowie szum, krew pulsowała na skroniach, zdawało się nam, że krew wyskoczy nosami, uszami i oczami. (…)
Esesmani przeszli koło mnie, omiatając mnie wzrokiem, przeszli koło o. Maksymiliana. "Spodobał się" im stojący na końcu szeregu Franciszek Gajowniczek, 41–letni sierżant wojska polskiego. Gdy Niemiec powiedział "du!" i wskazał na niego, wyrwało się biedakowi z piersi: "Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!" Oczywiście esesmani nie zwracali żadnej uwagi na słowa więźniów, tylko zapisali jego numer. Gajowniczek później nam przysięgał, że gdyby umarł w bunkrze głodowym, to nie wiedziałby, że taki lament, taka prośba błagalna wyrwała mu się z ust.(…)
Skończyła się selekcja, dziesięciu więźniów zostało już wybranych. Dla nich był to ostatni apel. Myśleliśmy, że zakończy się ten koszmar stania: głowa bolała, jeść się chciało, nogi popuchły. A tu naraz zrobiło się jakieś poruszenie w moim szeregu. Staliśmy na długość drewniaka, aż tu nagle ktoś zaczął się przeciskać między więźniami. Był to o. Maksymilian. Szedł krótkim krokiem, bo w drewniakach długim krokiem iść się nie dało, trzeba było je trzymać palcami nóg, żeby nie spadły. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów.
Wyjście z szeregu oznaczało śmierć. Nowi więźniowie, którzy przyjechali do obozu, nie wiedząc o tym zakazie, za wyjście z szeregu byli bici, co powodowało niezdolność do pracy. A to z kolei równało się pójściu do komory gazowej. Byliśmy pewni, że o. Maksymiliana zabiją, zanim zdąży się przecisnąć. Ale stało się coś nadzwyczajnego, czego nie zanotowała historia 700 obozów koncentracyjnych, jakie zbudowała III Rzesza. Nigdy nie zdarzyło się, aby więzień obozu mógł bez poniesienia kary wyjść z szeregu. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje.(…)
O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu. Wściekły, zapytał swojego zastępcę: "Was will dieses polnische Schwein?" – "Co chce ta polska świnia?" Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian odpowiedział spokojnie: "Ich will sterben für ihn" – wskazując ręką na stojącego obok Gajowniczka – "Ja chcę umrzeć za niego".
Jeżeli wcześniej Niemcy stali jak oniemiali, to teraz pootwierali ze zdumienia usta. Dla nich, reprezentujących bezbożność laicką, było to coś niepojętego, że ktoś może chcieć umrzeć za innego człowieka. Patrzyli na o. Maksymiliana z pytaniem w oczach: czy on oszalał, czy może oni nie zrozumieli odpowiedzi. Wreszcie padło drugie pytanie: "Wer bist du?" – "Kto ty jesteś?" O. Maksymilian odpowiedział: "Ich bin ein polnischer katolischer Priester" – "Jestem polskim księdzem katolickim".
(…) Ciekawe, że w tym dialogu o. Maksymilian ani raz nie używa słowa "proszę". Jest tylko jego żądanie, którym złamał Niemca. Złamał sędziego, który uzurpował sobie prawo decydowania o życiu i śmierci, zmusił go do zmiany wyroku. Zachowuje się jak wytrawny dyplomata, choć za frak, wstęgę i ordery, służy mu pasiak, miska i drewniaki. Panowała wtedy cmentarna cisza, każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS zwrócił się do o. Maksymiliana per "pan": "Warum wollen Sie für ihn sterben?" – "Dlaczego pan chce umrzeć za niego?"
Upadły wszystkie kanony, które esesman wyznawał wcześniej. Przed chwilą nazwał go "polską świnią", a teraz zwraca się do niego per "pan". Stojący obok esesmani i podoficerowie nie byli pewni, czy dobrze słyszą. Tylko jeden raz w historii obozów koncentracyjnych zdarzyło się, aby wysoki oficer, który zamordował tysiące niewinnych ludzi, zwrócił się do więźnia w ten sposób.
O. Maksymilian odpowiedział: "Er hat eine Frau und Kinder" – "On ma żonę i dzieci". Oto cały katechizm w pigułce. On uczył wszystkich, co to znaczy ojcostwo, rodzina. On – człowiek mający dwa doktoraty obronione w Rzymie z najwyższą notą summa cum laude, redaktor, misjonarz, wykładowca dwóch wyższych uczelni w Krakowie i Nagasaki. On uważał, że jego życie jest mniej warte, niż życie ojca rodziny! Jakże to był wspaniały wykład katechizmu.(…)
Wszyscy czekali, co się dalej stanie. Esesman był przekonany, że to on jest panem życia i śmierci. Mógł kazać ciężko pobić go za złamanie najbardziej rygorystycznie przestrzeganego zakazu występowania z szeregu. A cóż dopiero, jeśli więzień pozwala sobie na wygłaszanie nauk?! Mógł ich dwóch skazać na śmierć przez zagłodzenie. Po upływie kilku sekund, esesman powiedział: "Gut" – "Dobrze". Zgodził się z o. Maksymilianem, przyznał mu rację.
Oznaczało to, że dobro zwyciężyło zło, maksymalne zło. Nie ma większego zła, jak skazać z nienawiści człowieka na śmierć godową. Ale nie ma też większego dobra, jak oddać własne życie, po to, by drugi człowiek mógł żyć. Maksymalne dobro zwyciężyło.(…)
Niemcy pozwolili Gajowniczkowi wrócić do szeregu, a o. Maksymilian zajął jego miejsce. Skazańcy musieli zdjąć drewniaki, były im już niepotrzebne. Drzwi bunkra głodowego otwierane były tylko po to, by wynieść zwłoki. O. Maksymilian szedł w ostatniej parze, pomagał jeszcze iść innemu więźniowi. W zasadzie był to ich własny pogrzeb, jeszcze przed śmiercią. Przed blokiem kazano im ściągnąć pasiaki i wtrącono do celi o powierzchni ośmiu metrów kwadratowych. Zimna, szorstka, mokra posadzka, czarne ściany, światło słoneczne sączyło się przez potrójne załamanie. Wydarzył się tam kolejny cud. O. Maksymilian, chociaż od 20 lat żył o jednym płucu, przeżył wszystkich. W komorze śmierci żył 386 godzin. Każdy lekarz uzna to za nieprawdopodobne.
Po tym długim okresie umierania, niemiecki kat w białym kitlu lekarskim zadał o. Maksymilianowi śmiertelny zastrzyk. A on znowu nie umarł... Musieli go dobić kolejnym zastrzykiem. Umarł w wigilię Wniebowzięcia NMP, jego Hetmanki. Przez całe życie pragnął pracować i umrzeć dla Niepokalanej. To było dla niego największe szczęście.
Długo można by mówić o dziełach, jakie zainspirowała ofiara św. Maksymiliana. On umocnił działalność obozowej grupy oporu – tajnej organizacji więźniarskiej, która od tego wydarzenia dzieliła czas na "przed" i "po" ofierze o. Maksymiliana. Wielu więźniów przeżyło obóz dzięki istnieniu i działalności tej organizacji. (…)
Nasz święty współwięzień przede wszystkim ocalił w nas człowieczeństwo. Był duchowym pasterzem w komorze głodowej, wspierał, prowadził modlitwy, rozgrzeszał i wyprowadzał umierających znakiem krzyża na drugi świat. W nas, ocalałych z selekcji, umocnił wiarę i nadzieję. Pośród tego zatracenia, terroru i zła, przywrócił nadzieję."
Do pytania nawiązują też odpowiedzi na Zarzut 201, Zarzut 202, Zarzut 203, Zarzut 204, Zarzut 205, Zarzut 206, Zarzut 208, Zarzut 209, Zarzut 210, Zarzut 211, Zarzut 212, Zarzut 213