Palenie czarownic

Cóż bardziej się kojarzy w powszechnej świadomości z Inkwizycją jak nie procesy o czary i palenie na stosie czarownic? Prześledźmy zatem fakty, gdyż na przykładzie procesów o czary najlepiej widać funkcjonowanie propagandy tworzącej "czarną legendę" Inkwizycji. Ale zacznijmy od początku...

We wczesnym średniowieczu praktyki magiczne były bardzo rozpowszechnione. Zjawisko to było trudne do powstrzymania. Z drugiej strony Kościół podchodził do nich jako do ludowego zabobonu.
Na synodzie w Paderborn zwołanym przez Karola Wielkiego w 785 roku nałożono karę śmierci nie na czarownice, ale na tych, którzy innych o czary śmieliby obciążać.

W roku 906 został opublikowany dokument o nazwie Canon Episcopi. Zawierał on relacje osób opowiadających o sabatach czarownic, o lataniu wiedźm w powietrzu itp. oraz wykładnię, jak należy odnosić się do podobnych „rewelacji”. Stanowisko Kościoła było jednoznaczne: owe przekonania są wyrazem pogańskich przesądów, a opisywane zdarzenia nie wydarzyły się naprawdę, będąc wytworem wybujałej fantazji, brania snów za rzeczywistość oraz zwiedzenia umysłu przez złego ducha:

„Rzeczywiście, wielu ludzi zostaje zwiedzionych przez fałszywe przekonania i uważa te rzeczy za prawdziwe. Zbaczają oni z drogi wiary prawdziwej i popadają w błędy pogaństwa dochodząc do przekonania, iż istnieje inna nadprzrodzona boskość poza Jedynym i Prawdziwym Bogiem. Kapłani powinni nauczać wiernych, że te rzeczy są wielkim kłamstwem i fantazją nie pochodzącą od Boga, lecz oszustwem złego ducha”

Pogląd ten znalazł swój wyraz w Kanonie którego 6 punkt brzmiał:
„To diabeł, a nie Bóg, jest autorem podobnych urojeń w umysłach ludzi o niewielkiej wierze, co daje mu moc, by przedstawiać się jako anioł światła. (…) oszukany umysł widzi niezwykłe rzeczy i obcych ludzi oraz odbywa fantastyczne podróże. Wszystko to dzieje się jedynie w głowie, ale ludzie małej wiary sądzą, że zdarzenia te mają miejsce także w rzeczywistości”.

Biskup Wormanski (ok. 1000r.) pisał: "Kto wierzy w nocne wyjazdy czarownic, będzie się musiał poddać pokucie kościelnej".

Papież Grzegorz VII (1073-1085) pisał o rzekomych "czarownicach":
"Raczej uchrońcie się przed zemstą Boga stosowną pokutą, niżbyście mieli daremnie niczym drapieżne zwierzęta atakować owe niewiasty bez winy i tym właśnie sprowadzić na siebie gniew Boży".

Trzeźwy osąd Kościoła nie zniweczył jednak ludowych wierzeń. Także później nie zaradziła im ani bulla papieża Jana XXII z 1326 roku (Super illius specula) ani nawet rozporządzenia królewskie (w Kastylii w roku 1414 państwo wydało przepis skazujący na śmierć magów, wróżbitów i astrologów – niemal zupełnie bezskuteczny).

W początkach działalności Inkwizycji jej władze nie były pewne, czy sprawy takie w ogóle podlegają jej kompetencji – badano ich związek z wiarą. Zajmowano się raczej tymi spośród nich, które miały bezpośredni związek z kultem szatańskim lub w których – w trakcie obrzędów "magicznych" – profanowano hostię, wodę święconą, oleje chrzcielne, krucyfiks itp.

Tak więc, aż do roku 1576 istniała pewna dualność – magią zajmowała się zarówno Inkwizycja, jak i sądy królewskie i biskupie. Co więcej, sądy inkwizycji były dużo mniej surowe od państwowych (zwykle było to publiczne odrzeczenie, chłosta lub grzywna – w ciężkich przypadkach banicja lub więzienie).

Po roku 1576 Officium, wychodząc z założenia, iż wiara w astrologię kłóci się z przekonaniem o wolnej woli człowieka (na takim stanowisku zresztą stoi Kościół do dziś) wprowadziła książki astrologiczne na indeks (uważano jednak, by nie zabronić używania książek mówiących o zastosowaniu nauki o gwiazdach w rolnictwie, medycynie czy nawigacji). Usiłowano również nakłonić uniwersytet w Salamance do likwidacji wykładów astrologicznych. Zabiegi te zbiegły się w czasie z bullą papieża Sykstusa V Coeli et Terrae, potępiającą oprócz astrologii także wróżbiarstwo i inne praktyki magiczne (zresztą czarostwo potępiali też papieże Innocenty VIII, Aleksander VI, Leon X, Hadrian VI i Klemens VII).

Wyroki wówczas nie były wysokie – jedynie duchowni mogli się spodziewać dodatkowo utraty święceń.
W 1486 roku wychodzi książka Młot na czarownice (autorami byli niemieccy inkwizytorzy Sprenger i Kramer. Udział Sprengera – bardziej znanego z autorów – jest kwestionowany. Przypuszcza się że mniej znany Kramer użył jego nazwiska bez pozwolenia. Kramer został w roku 1490 potępiony przez władze zakonne), w którym opisano "praktyki" czarownic. Trudno powiedzieć na ile oddawała ona rzeczywistość ówczesnego satanizmu (opisy są raczej wątpliwej wiarygodności), niemniej stała się na długie lata szeroko rozpowszechnioną lekturą, mimo potępienia książki przez papieża Aleksandra VI. Jak wspominałem, do tekstu "młota" dołączono encyklikę papieską. Autorzy zrobili tak, by uwiarygodnić swój tekst, sugerując jakoby miał poparcie Watykanu.

Zadziwiające, że owo stworzone – a potem potępione – przez katolików w średniowieczu dzieło stało się w „światłym” rzekomo Odrodzeniu bardzo popularne wśród protestantów. Traktowano je niemal jako wyrocznię jeszcze w czasach, kiedy to Kościół wycofał się z procesów o czary (np. słynna sprawa „Czarownic z Salem”).

W Salem oskarżono ponad 70 kobiet (w tym czteroletnią dziewczynkę), skazano na szubienicę 27. Jak podaje Grzegorz Kucharczyk, jedną z nich była Goody Glover, którą oskarżono o bycie rzymską katoliczką i umiejętność… odmawiania Ojcze nasz po łacinie.1.

Potępienie książki „Młot na czarownice” przez papieża jest udokumentowane, natomiast źródła nie są zgodne co do tego, czy znalazła się ona na liście ksiąg zakazanych.
Papież Aleksander osobiście uchylał wyroki procesów o czary, a gdy w roku 1492 król Hiszpanii Juan wydał edykt wypędzający Żydów (jeśli się nie nawrócą w ciągu czterech miesięcy), papież udzielił im schronienia. (Podobnie gdy król portugalski Manuel chciał w pięć lat później skłonić Żydów siłą do chrztu, Aleksander VI wsparł protest miejscowego biskupa i wymógł dla Żydów edykt tolerancyjny).

Aleksander VI nie był zresztą wyjątkiem – już wcześniej papieże (np.Innocenty III, Honoriusz III, Grzegorz IX, Celestyn IV, Aleksander IV, Urban IV, Klemens IV) uchylali wyroki skazujące na śmierć (np.Innocenty VIII skasował ok. 200 wyroków Inkwizycji Hiszpańskiej w ciągu jednego roku; Aleksander VI unieważnił w samym 1498 roku ok. 250 wyroków itd. - niestety królowie z reguły nie respektowali takiego uchylenia). Sykstus IV potępił inkwizytorów z Sewilli oraz wydał zarządzenie, by procesy odbywały się w asyście biskupa jako czynnika łagodzącego. Leon X z kolei ekskomunikował inkwizytorów z Toledo nie chcących podporządkować się zarządzeniom łagodzącym. W 1252 roku papież wydał bullę (ad exstirpanda) nakazującą łagodne traktowanie uwięzionych. Ograniczył też stosowanie tortur wobec przesłuchiwanych, formułując zasadę, iż nie wolno uciekać się do łamania rąk i nóg ani zabijania podejrzanych w śledztwie.

Innocenty VIII skasował ok. 200 wyroków Inkwizycji Hiszpańskiej w ciągu jednego roku; Aleksander VI unieważnił tylko w 1498 roku ok. 250 wyroków. Podobną postawę zajmowali w XVI wieku papieże: Paweł III, Pius IV, Grzegorz XIII. Doszło nawet do takiej sytuacji, że w 1509 roku rządowy edykt hiszpański, powtórzony w roku 1605, nakładał karę śmierci za publiczne ogłaszanie decyzji Stolicy Apostolskiej unieważniających wyroki Inkwizycji Hiszpańskiej. W 1519 roku papież Leon X wyklął, wbrew woli króla Hiszpanii Karola I (który w Niemczech panował jako cesarz Karol V), zarówno Wielkiego Inkwizytora jak i jego pomocników.


Sprawa Kazimierza Łyszczyńskiego

Interwencje papieży rzadko bywały skuteczne; do ogólnych zaleceń się nie stosowano, a w konkretnych sprawach, zanim kurier dotarł do Watykanu i wrócił, przeważnie było już po sprawie. Mamy polski casus tego rodzaju: w roku 1989 oskarżono o ateizm niejakiego Kazimierza Łyszczyńskiego. Sąd królewski uznał go winnym, wyrok wykonano:
„Wyprowadzono go na miejsce stracenia i okrutnie znęcano się najpierw nad jego językiem i ustami, którymi on okrutnie występował przeciw Bogu. Potem spalono jego rękę, która była narzędziem najpotworniejszego płodu, spalono także jego papiery pełne bluźnierstw i na koniec on sam, potwór, został pochłonięty przez płomienie (…)”2

Papież Innocenty XI oraz inkwizycja(!) zgodnie potępili z oburzeniem tak okrutny wyrok, jednak potępienie dotarło już po jego wykonaniu (inna rzecz, że wątpliwe, by król Jan III Sobieski przejął się podobnymi protestami).

Organizacje ateistyczne znalazły sobie w Łyszczyńskim patrona-świeckiego męczennika, co jest o tyle groteskowe, że zaklinał się on, iż w swoich pismach tylko przytaczał poglądy ateistów w celach polemicznych, sam zaś jest człowiekiem wierzącym (twierdził, iż polemikę zamierzał zawrzeć w drugiej, jeszcze nie napisanej części swojego dzieła).

Między bajki należy też włożyć opowieści o wcześniejszej nieposzlakowanej opinii o Kazimierzu Łyszczyńskim, który 8 lat był jezuitą, po czym w 1666 roku zrzucił sutannę i poślubił Jadwigę Żelichowską. Czy wywołało to jakiś społeczny ostracyzm? Nic podobnego Co więcej, piął się po szczeblach kariery, zostając podstolim mielnickim, a potem podsędkiem brzeskim.

20 lat później Łyszczyński został ekskomunikowany, ponieważ wydał swoją córkę za bliskiego kuzyna. Nadal jednak nie było to związane z jakimiś problemami sądowymi - mimo iż powszechnie było wiadomo, iż napisał dzieło De non existentia Dei (O nieistnieniu Boga). Dopiero oficjalny donos Jana Kazimierza Brzoski (w przeddzień terminu spłaty długu, który zaciągnął wcześniej u Łyszczyńskiego) uruchomił procedury sądowe.


Nadejście Reformacji jeszcze zaogniło sytuację. Zarówno Marcin Luter, jak i Kalwin czy Bullinger ostro występowali przeciw czarownicom. O ile jednak w krajach, gdzie istniała inkwizycja, poddana szczegółowym przepisom co do sposobu prowadzenia śledztwa i wydawania wyroków proces – nazwijmy to umownie "polowania na czarownice" był ograniczony ścisłymi normami prawnymi i weryfikowany przez władze zwierzchnie, o tyle w innych krajach procesy o czary pozostawiono lokalnym trybunałom. Warto dodać w tym miejscu, że każdy feudał miał pewną władzę sądowniczą na podległych mu terenach – tak więc niedobrze było być majętnym lub nie lubianym przez wojewodę sąsiadem. Pod pozorem oskarżenia o czary załatwiano prywatne porachunki. Skutkiem takiego układu czynników było, iż – według dzisiejszych szacunków – ponad 90% "czarownic" spalono w krajach protestanckich!

Parę przykładów: Huldrych Zwingli – jeden z głównych twórców ewangelicyzmu reformowanego i przedstawicieli reformacji w Szwajcarii - w 1529 roku stracił wielu anabaptystów, wieszając, torturując, paląc żywcem, szlachtując, a nawet rzucając "konkurencyjnych" reformatorów na pożarcie dzikim bestiom. Fisher i More, który był krytykiem Lutra, zostali ścięci za czasów Henryka VIII. Około 1579 roku protestanci zagładzali na śmierć katolików, których dzieci nadziewali na rożen i piekli w obecności ich rodziców. W 1572 roku protestanci pogrzebali żywcem katolickich zakonników, zostawiając na powierzchni ich głowy by mogły służyć do gry w kule(oczywiście nie chodziło realnie o grę w cokolwiek) 3.

W samych tylko Niemczech stracono ok. 100 000 (sto tysięcy) czarownic, podczas gdy całkowita liczba osób skazanych na śmierć przez Inkwizycję hiszpańską przez cały okres jej trwania wynosi najwyżej 25 000 osób (niektórzy historycy podają nawet liczbę... 1 tysiąca). W ogólnym szaleństwie spalono w całej Europie za czary ok. pół miliona osób 4

Według innych danych, przytaczanych przez Briana B. Levacka, w wieku XVI w całej Europie spalono za czary około 300 tysięcy osób, głównie kobiet. Dwie trzecie z nich zginęło w protestanckich Niemczech, a około 70 tysięcy w oderwanej od Kościoła Anglii.
Marcin Luter w swoim kazaniu powoływał się na Księgę Wyjścia 22,18 ("Czarownicom nie powinieneś żyć pozwalać"). Tłumaczył "Dlaczego prawo odnosi się raczej do kobiet niż do mężczyzn, choć także mężczyźni je łamią? Ponieważ kobiety są bardziej podatne na sztuczki szatana - jak Ewa powinny być uśmiercone (...) Jest to absolutnie sprawiedliwe, że prawo nakazuje zabijanie czarownic, ponieważ wyrządzają wiele szkód."

W Hiszpanii (podobnie zresztą jak w innych krajach) czarostwo ścigały przede wszystkim władze świeckie (a także – w mniejszym stopniu – sądy biskupie), zaś największą aktywność przejawiali sędziowie prowincjonalni. Podczas gdy w całej Europie trwał szał palenia czarownic, Generalny Inkwizytor zwołał do Granady w 1526 roku sesję teologiczną, która miała rozstrzygnąć realność istnienia czarownic, sabatów itp. Chociaż sesja potwierdziła istnienie czarostwa, jednak ujawniła się na niej frakcja (której przewodził przyszły Generalny Inkwizytor Fernando de Valdes), podająca w wątpliwość istnienie czarownic. Fakt ten wpłynął niewątpliwie na to, iż od tej pory władze inkwizycji wielokrotnie zalecały ostrożność i powściągliwość w sprawach o czary. Co więcej, stwierdzono, że najskuteczniejszą metodą walki z czarostwem jest intensyfikacja misji ewangelizacyjnej na terenach zagrożonych tymi praktykami, powszechne oświecenie religijne oraz fundowanie obiektów sakralnych w miejscach rzekomych sabatów. Grupa Valdesa wysunęła nawet postulat wypłacania z funduszy inkwizycji zapomogi najbiedniejszym, aby nie szukali pomocy w praktykach magicznych.

Skąd się zatem wzięły set–tysięczne liczby przytaczane w niektórych publikacjach odnośnie Inkwizycji? R.A.Ziemkiewicz przypuszcza, iż – prócz propagandy – przyczyniło się do tego utożsamienie liczby uczestników auto da fe (obrzędu uroczystego wyznania wiary nawróconych, podczas którego to zapalano... świece) ze stosem. Dane historyczne jednak jednoznacznie zweryfikowały takie utożsamienie jako błędne.

Bardzo znanym wydarzeniem w Hiszpanii była sprawa czarownic z Navarry – w sprawie tej, prawdopodobnie opartej na podnieconych nastrojach, zapadło kilkadziesiąt wyroków śmierci i pojawiło się sporo fantastycznych opisów.

Sytuacja ta omal nie powtórzyła się – także w Navarrze – w roku 1538. Teraz jednak władze inkwizycji, nie chcąc dopuścić ponownie do wymknięcia się sytuacji spod kontroli wysłały na miejsce specjalnego wizytatora mającego przekonywać miejscową ludność o wątpliwej wartości książek w rodzaju Młota na czarownice. Równocześnie zaostrzono kontrolę lokalnych trybunałów (np. z tego powodu zdymisjonowano w 1550 inkwizytora Sarmiento w Barcelonie).

Jak widać, mimo szaleństwa w całej Europie, władze inkwizycji w minimalnym stopniu uległy manii polowań na czarownice. W 1530 roku rozesłano okólnik zalecający ostrożność, zaś wkrótce potem Suprema nakazała przesyłanie do siebie wszystkich wyroków do zatwierdzenia – i z reguły je łagodziła. Ograniczono także dowolność postępowania, żądano dowodów, iż taka czy inna szkoda nie mogła powstać z przyczyn naturalnych, lecz jest efektem działania magicznego. Wszystko to prowadziło do niechęci ze strony sędziów świeckich, którzy orzekali w sprawach o czary znacznie wyższe wyroki i czynili to dużo łatwiej. Niechęć ta była tym większa, że inkwizycja zabroniła przekazywania swoich aresztantów sądom świeckim i biskupim, gdyż równało się to częstokroć w praktyce wyrokowi śmierci.

Znany jest też wypadek, w którym w jednym z trybunałów przyjęto wykładnię, iż samo zgłoszenie oskarżenia o czary mogło być zinterpretowane jako... herezja. Ten prosty manewr powstrzymał nawał donosów i ostudził ogólną histerię ludności.

W roku 1614 władze inkwizycji wydały wytyczne w sprawie oskarżeń o czary, zalecając umiarkowanie i badania poczytalności podsądnych, a także ich stanu nerwów (dziś powiedzielibyśmy pewnie o „depresji”).

Do dziś nie do końca wyjaśnione są powody tak wielkiej powściągliwości Inkwizycji w sprawie czarów (była ona na tyle widoczna, że sprowokowała oskarżenia padające ze strony protestantów o to, że Inkwizycja rzekomo sprzyja czarownicom). Na pewno jakąś rolę odegrała tu – dość sceptyczna – postawa Inkwizytorów Generalnych (którzy byli z reguły ludźmi wykształconymi), niechęć do represjonowania tzw. starych chrześcijan oraz to, że inkwizycja posiadała zarówno kadry naukowe zdolne do chłodnej refleksji nad sprawą, jak i aparat umożliwiający powstrzymanie samowoli swoich trybunałów. Nadto podsądni w sprawach o czary wywodzili się z dołów hiszpańskiego społeczeństwa – co czyniło ich w oczach trybunału raczej ofiarami, niż wspólnikami diabła.

Momentem zwrotnym okazała się – paradoksalnie – najbardziej tragiczna karta. W górskim regionie Zugarramurdi w Baskoni, pod wpływem łowów na czarownice uprawianych w pobliskiej Francji, wybuchła psychoza strachu. Dokonywano krwawych samosądów, tak, że wiele osób zgłaszało się z denuncjacją lub autodenuncjacją do władz świeckich, kościelnych i inkwizycji. Ta ostatnia postanowiła wysłać z misją wizytatora, Juana Valle de Alvarado. Ów w trakcie kilkumiesięcznej wędrówki zebrał oskarżenia przeciw 280 osobom, z czego aresztowano 40 (11 z nich otrzymało wyroki śmierci – z tego faktycznie spalono 6 osób).

Wydarzenia nie uśmierzyły psychozy w regionie – przeciwnie, samosądy przybrały na sile. W tej sytuacji Suprema zdecydowała się posłać innego wizytatora – został nim członek trybunału inkwizycyjnego Alonso de Salazar y Frias. On także podjął, trwającą 8 miesięcy, wędrówkę po górskim regionie Zugarramurdi. W wyniku auto– i denuncjacji zebrał oskarżenia przeciw ponad 6000 osobom. Alonso jednak był prawnikiem i to krytycznym – nie aresztował nikogo, lecz poddał analizie zgromadzony materiał dowodowy. Wykonał także wizje lokalne na miejscu rzekomych sabatów, wykonał próby działania "maści czarownic" (jak łatwo się domyślić, okazało się, iż nie potrafi ona ani umożliwić lewitacji, ani nie jest szkodliwa dla zwierząt), dokonał konfrontacji zeznań a nawet zlecił badania lekarskie kobiet, które twierdziły, że współżyły z szatanem (niektóre z nich okazały się być dziewicami).

W tej sytuacji napisał raport dla Supremy, w którym zawarł m.in. następujące słowa:

"[...] Rozważywszy to wszystko z należytą chrześcijańską wnikliwością, nie znalazłem najmniejszych podstaw, by sądzić, że choćby w jednym przypadku doszło do prawdziwych czarów. [...] Na podstawie mojego doświadczenia wnioskuję o wadze milczenia i powściągliwości, jako że nie było czarownic ani zauroczonych, dopóki nie zaczęto mówić i pisać na ich temat.[...]"

31 sierpnia 1614 roku Suprema przyznała, iż wyroki w sprawie regionu Zugarramurdi były błędem i formalnie rehabilitowała skazanych(!), co wiązało się z cofnięciem konfiskat itp. kar dodatkowych. Aby aresztować jakąkolwiek osobę z oskarżenia o czary, potrzebne było od tej chwili przedstawienie niezbitych dowodów, zgoda wszystkich członków trybunału oraz uzyskanie zezwolenia Supremy. Umorzono wszystkie trwające jeszcze procesy o czary, zaś lokalne trybunały otrzymały specjalne kwestionariusze pytań, które miały sformalizować przesłuchania w sprawach o czarostwo. Jeśli ktoś sam zgłaszał się do trybunału należało zadać pytanie czy owa niewierność zdarza się tylko nocą, czy też w dzień – po usłyszeniu odpowiedzi "nocą" kwalifikowano zeznania jako relację ze snu i nie brano ich pod uwagę. Zakazano publikowania sensacyjnych szczegółów i odebrano możliwość orzekania w sprawach o czary sądom świeckim. Wezwano do nasilenia ewangelizacji na terenach objętych psychozą strachu przed czarownicami.

Mimo że przez wiele jeszcze lat w Europie płonęły stosy, po przełomowym roku 1614 Inkwizycja hiszpańska nie skazała na śmierć ani jednej osoby w sprawie o czary – wszystkie procesy kończyły się uniewinnieniem lub czysto symbolicznymi karami. Stanowi to jaskrawy kontrast z krajami protestanckimi – nic zresztą dziwnego, jeśli pamięta się jak wielkim zapałem, wręcz obsesją chwytania czarownic pałał zarówno Marcin Luter, jak i Kalwin (w 1545 roku Kalwin spalił za czary – wg własnego widzimisię, bez żadnego sądu – 31 osób w Genewie).

"Nie można pobłażać magikom i czarownicom, które psują jaja w kurnikach, które kradną masło i mleko; sam chciałbym podpalać pod nimi stosy"/Marcin Luter/

Badacz Józef Kossecki, w swojej książce5 trafnie zauważa, że „(…) w późniejszym okresie inkwizycję zorganizowano w państwach protestanckich, a także w Anglii po oderwaniu się od Kościoła katolickiego. Spośród 300 tysięcy spalonych na stosie czarownic 200 tysięcy stanowią ofiary inkwizycji protestanckiej, zaś 70 tysięcy inkwizycji anglikańskiej. Inkwizycja katolicka najczęściej stosowała pokuty kościelne, zaś wyroków śmierci wydawała stosunkowo niewiele i w dodatku nie wszystkie były wykonywane. Np. w całym okresie działania inkwizycji w Hiszpanii wydano 3 – 5 tys. wyroków śmierci (dokładnymi danymi nie dysponujemy), przy czym nie wiadomo, ile z nich wykonano naprawdę.”

Jak absurdalne – w zestawieniu z tymi liczbami - bywają niekiedy zarzuty stawiane Inkwizycji przez jej wrogów, może świadczyć fragment z często cytowanej książki (przez niektórych uważanej wręcz za "źródło"!) jaką jest "Historia Inkwizycji" Lorentego, gdzie autor twierdzi, iż "Straszliwe działania Inkwizycji osłabiły Hiszpanię i zmniejszyły liczbę jej ludności (…) zabijając na stosach ponad trzysta tysięcy ofiar."

Nawiasem mówiąc, nie przeszkadza to autorowi w innym miejscu określić liczbę ofiar na 234 526 osób, a w jeszcze innym fragmencie podać, że było to 31 912 osób, zaś 17 659 zostało spalonych symbolicznie (spalono na stosie ich lalki), zaś 291 450 osób zostało ukaranych w inny sposób.

Podsumowując:
Palenie czarownic nie rozpoczęło się od Inkwizycji ani Inkwizycja nie zwiększyła skali tej kary. Przeciwnie: liczby mówią jednoznacznie, iż w krajach, w których działała, w sposób znaczący ograniczyła stosowanie tej praktyki i związała ją z procedurą prawną.

Choć trudno w to uwierzyć człowiekowi wychowanemu na propagandzie mówiącej jak to Inkwizycja hiszpańska polowała na czarownice, fakty świadczą, iż właśnie zachowanie Świętego Officium w tej sprawie stanowi najjaśniejszy punkt na mapie średniowiecznej Europy.